Buenos dias, Buenos Aires!
Spotted.
N. nadal nie pojawiła się w
szkole. Podobno ktoś widział ją, jak wczesnym rankiem szła do sklepu po bułki.
Miała podkrążone oczy i rozczochrane włosy (co akurat w jej przypadku nie jest
czymś dziwnym). Nie uśmiechała się, a jej brązowe oczy były bez blasku. A
podobno miłość dodaje skrzydeł...
L. spędza coraz więcej czasu z
Lr. Dziewczyna jest zabawna, inteligentna, a pod warstwą smaru, oleju i innych
brudnych substancji kryją się urocze dołeczki w policzkach, śliczny uśmiech i
wesołe chochliki w oczach. I mimo że jest całkowitą przeciwnością V., to
osobiście uważam, że jest to jej największą zaletą. Tylko czy L. potrafi to
dostrzec?
F. i M. mają się całkiem
dobrze. On ją maluje, ona mu robi koktajle. Cudowna symbioza!
V. nie powiedziała jeszcze D.,
że to on jest jej wybrankiem. Gratulacje Panie Odbijający Dziewczyny Najlepszym
Przyjaciołom! Mam nadzieję, że wpłyniesz jakoś na naszego Aniołeczka i nie
będzie już tak niezdecydowana. Nie chcielibyśmy, żebyś musiał przeżywać to
samo, co L.
Lu. i Fd. przestali się
kłócić! Też mnie to dziwi, ale stało się. Na próbach nie słychać już krzyków,
ani trzaskania drzwiami. Jest za to przeraźliwa cisza, którą przerywają słowa
piosenki, którą starają się dopracować. Może jest trochę lepiej niż na
początku, ale nadal ich głos łamie się w nieodpowiednich momentach.
Chyba pora pakować rzeczy z
szafki. Ja już powoli się za to zabieram. A Wy?
I informacja z ostatniej
chwili!
Zauważono, że przed szkołą C.
kłóci się z R. Mam nadzieję, że nie dojdzie do rękoczynów...
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Wściekł
się, gdy powiedziała mu, że z nim zrywa. Chwycił ją za ramiona i potrząsnął
mocno. Utkwił w niej twarde spojrzenie, zacisnął zęby. Gotowało się w nim.
-Coś ty powiedziała? –Wzmocnił uścisk, gdy próbowała mu się
wyrwać. Była pewna, że zostaną jej paskudne siniaki, ale nie chciała pokazać
mu, że się go boi.
-Zrywam z tobą –powiedziała, siląc się na spokój, mimo że serce
biło jej jak szalone.
-Ze mną się nie zrywa –wysyczał tuż przy jej uchu. –Rozumiesz?
Zamknęła oczy i przełknęła głośno
ślinę. W duchu modliła się o ratunek. Jak niby sama miała sobie poradzić z tym
rosłym chłopakiem, który nie chciał jej wypuścić?
Wybiegł
ze szkoły jak wariat, taranując po drodze kilku uczniów. Nie obchodziły go ich
oburzone głosy i wyzywanie od tępych debili. Musiał, jak najszybciej dotrzeć do
Camilii. Jeżeli ten idiota zrobi jej krzywdę, to go zabije.
Chwycił
rękę Rafaela, gdy ten zamachnął się na dziewczynę. Wykręcił mu ją boleśnie do
tyłu.
-Zostaw ją –warknął.
-Proszę, proszę –prychnął Rafael. –Przyszedł ten twój ciapciuś.
–Zaśmiał się szyderczo. –Chcesz się bić, chłopczyku? Ze mną?
Był
bardzo pewny siebie. W końcu tylko najsilniejsi mogą zostać kapitanem drużyny Lacrossa.
Ktoś taki jak Sebastian nie dorasta mu do pięt. Zgniecie go jak muchę w pięć
minut. Pokaże mu, że jego miejsce jest w tym ciemnym kącie, w którym chowa się
całe swoje życie. Nie wiedział, po co w ogóle zachciało mu się z niego wyjść.
Niektórzy nigdy się nie nauczą, gdzie jest ich miejsce. Ale on mu przypomni.
Podszedł
do niego z kpiącym uśmieszkiem i chwycił za koszulkę. Sebastian wydawał się być
spokojny, ale to tylko pozory. Wszyscy się go bali, więc taki nic nie znaczący
typek musi umierać ze strachu.
-Zostaw go! –Camila próbowała odciągnąć chłopaka od przyjaciela.
Była przerażona całą sytuacją. Nie chciała, żeby Sebastianowi stała się
krzywda. I to przez nią.
-Nie wtrącaj się! –Zamarła słysząc słowa Seby. Cofnęła się kilka
kroków i z niepokojem spojrzała mu w oczy. Widziała w nich determinację i złość.
Zaczęła się jeszcze bardziej denerwować.
Rafael
popchnął chłopaka i wymierzył cios, który trafił w pustkę. Zdezorientowany
zaczął się rozglądać wokół siebie, a wtedy poczuł silne uderzenie w podbródek i
stracił równowagę. Przewrócił się, a wtedy Sebastian usiadł na nim i zaczął
okładać go pięściami. Camila musiała go siłą odciągać.
-Sebastian! Wystarczy! –Ciągnęła go za rękaw. –Zostaw go już!
Chłopak
wstał i spojrzał na dziewczynę. Oddychał ciężko. Zamknął oczy, żeby się
uspokoić. Gdy je otworzył, chwycił Camilę za rękę i pociągnął w stronę parku,
ignorując groźby rzucane w jego kierunku przez Rafaela.
-Wszystko dobrze? –Spytał, gdy się zatrzymali.
-Tak. –Uśmiechnęła się, gdy odetchnął z ulgą. Wyciągnęła rękę,
żeby pogłaskać go po policzku, ale się odsunął. Spoważniała. –Sebastian?
-Po cholerę z nim w ogóle byłaś? Przecież wcale go nie kochałaś!
-A niby co? –Oburzyła się.
-Po prostu nie chciałaś być sama. –Był na nią wściekły. Przez
jakieś głupie fanaberie związała się z kolesiem, który mógł ją skrzywdzić.
Camila
wypuściła powietrze przez nos. Czemu się tak na nią wydzierał? Może i była
z tym dupkiem, bo nie mogła znieść tego, że Violetta jest z kimś, że za
Francescą ugania się dwóch chłopców, a ona, jak sierota jakaś, ciągle buja się
sama, ale on nie miał prawa jej tego wypominać. Przynajmniej nie dzisiaj, kiedy
była tak bardzo wystraszona.
Jego
twarz złagodniała, gdy zobaczył, że spuściła głowę. Westchnął, przyciągnął ją
do siebie i mocno przytulił. Uśmiechnął się lekko, gdy poczuł, jak go obejmuje.
-Przepraszam –ucałował ją w głowę. –Zdenerwowałem się, bo
myślałem, że nie zdążę i zrobi ci krzywdę.
-Wiem –szepnęła, wtulając się w niego bardziej.
-Musiałaś się spotykać z takim idiotą? –Zaczął się bawić jej
włosami. –Mało jest fajniejszych facetów?
-Nie wiedziałam, że ten najfajniejszy jest we mnie zakochany
–odsunęła się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. Sebastian uśmiechnął się
szeroko, gdy zrozumiał, że chodzi jej o niego.
-A teraz jak już wiesz, to co z tym zrobisz? –Pogłaskał ją po
policzku.
-Powiem mu, że też jestem w nim zakochana, a z Refaelem byłam
tylko po to, żeby wzbudzić jego zazdrość. –Roześmiała się głośno, gdy zobaczyła
jego zdziwioną minę.
Sebastian
pokręcił głową. Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował. Szczęśliwa
Camila rzuciła mu się na szyję. Nigdy nie pomyślałaby, że swoje szczęście
odnajdzie w kącie, ubrane w żółty sweter.
Słońce ledwo
zamajaczyło na horyzoncie, a on ze złością kopał w przednie koło motocyklu.
Mało mu było zdrad, zerwań, bezsennych nocy, na domiar złego musiał mu się
zepsuć układ kierowniczy. Wiedział, że zdenerwuje Larę, budząc ją o tak
nieludzkiej porze, ale nie miał wyjścia. Znajdował się kilkadziesiąt kilometrów
od domu, w szczerym polu, z dala od cywilizacji.
Niebo nie
miało już na sobie śladów nocy, gdy przyjechała. Ściągnęła kask, pozwalając
opaść rozpuszczonym włosom na ramiona i przeciągle ziewnęła. Popatrzyła na
niego niezbyt przytomnym wzrokiem.
-Lara, ja cię strasznie przepra... –Zamilkł, gdy wyciągnęła dłoń i
przez chwilę trzymała ją zwieszoną między nimi.
-Nie mów do mnie z rana –przetarła zaspane oczy i podeszła do
motoru. Czule przesunęła dłonią po siedzeniu i kierownicy, uśmiechając się
ciepło do maszyny. Potem wyciągnęła narzędzia i wzięła się do pracy. Popatrzył
na nią rozbawiony. Pomyślał, że facet, na którego kiedyś spojrzy w taki sposób,
jak na motocykl, będzie prawdziwym szczęściarzem.
-Gotowe –powiedziała, wycierając ręce.
Leon
podszedł do niej i chwycił ją za dłonie. Kciukiem potarł ich zewnętrzną część.
-To niesamowite, że są takie
delikatne –zauważył. -Powinny być szorstkie. -Uśmiechnął się ciepło, gdy się
zarumieniła.
-Brak snu rzuca ci się na mózg –wymamrotała, uciekają wzrokiem w bok. Roześmiał się i pocałował ją
w policzek.
-A to za co? –Spytała zaskoczona.
-Za to, że nie posłałaś mnie do diabła i przyjechałaś.
-Nie zrobiłam tego przecież dla ciebie! –Wywróciła oczami.
–Przyjechałam, bo ten biedny motor mnie potrzebował. Ignorując śmiech Leona,
włożyła kask i odjechała.
Robiąc
zakupy w pobliskim markecie, zastanawiała się nad uczuciami, które budził
w niej Verdas. Było to dla niej coś nowego. Nigdy nie czuła takiej
ekscytacji, jak wtedy, gdy wchodził do jej warsztatu, albo ciepła, które
rozchodziło się po całej skórze, gdy ją dotykał. I to głupie uczucie w
żołądku, które pojawiało się, gdy ją przytulał, albo całował w policzek. Może
to dlatego, że spędza z nim mnóstwo czasu? Tylko, że z Mariano też spędza go
sporo, a nic takiego nie czuje, gdy z nim jest. Chyba, że...? Zamarła, gdy
uświadomiła sobie, że może lubić Leona trochę bardziej.
Porzuciła
swoje rozmyślanie i skupiła się na dostaniu puszki z kukurydzą, która była na
najwyższej półce. Sapnęła ze złości, gdy nawet stając na palcach, nie mogła jej
dosięgnąć. Nagle czyjaś ręka bez problemów sięgnęła po puszkę i ją ściągnęła.
Lara z uśmiechem uniosła głowę, a potem spoważniała.
-Śledzisz mnie, Verdas? –Uniosła brew.
-Nie, też przyszedłem na zakupy. –Uśmiechnął się promiennie.
-Bez koszyka? –Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
-Użyczysz mi swojego. –Wzruszył ramionami.
Wywróciła
oczami i chciała odebrać mu kukurydzę, ale podniósł rękę, drocząc się
z nią. Zmarszczyła brwi, a kiedy znowu spróbowała ją od niego zabrać,
kolejny raz jej to udaremnił.
-Leon! –Tupnęła nogą. Chłopak zaśmiał się i powiedział, że odda
jej, jak da mu buzi. Nachylił się i wystawił policzek, a wtedy Lara pociągnęła go
za koszulkę i wyszeptała, że jeżeli zaraz nie odda jej tej pieprzonej puszki to
da mu, ale kopa w jaja. Na dowód tego, że mówi całkiem poważnie, przysunęła
kolano do jego krocza. Uśmiechnęła się triumfująco, gdy Leon szybko wsadził
puszkę do jej koszyka.
-Nie zrobiłabyś tego –popatrzył na nią, mrużąc oczy. –Za bardzo
mnie lubisz.
-Za bardzo sobie schlebiasz.
-Przecież wiem, że mnie lubisz!
-Ledwo cię toleruję.
-Kłamiesz. –Klepnął ją lekko w pupę i uciekł w sąsiednią alejkę.
Lara
przystanęła i pokręciła z niedowierzaniem głową, ale nie potrafiła powstrzymać
uśmiechu. Dobrze było go takiego widzieć. Bez tej rozpaczy w oczach i
bezsilności, malującej się na twarzy. Wiedziała, że jeszcze musi minąć trochę
czasu, zanim przeboleje zerwanie z Violettą, ale było widać, że nie przeraża go
to już tak, jak na początku.
W
duchu mówiła sobie, że to po części jej zasługa. Wspierała go, jak tylko
umiała. Nie pozwoliła, żeby pogrążył się w smutku. Cały czas znajdowała mu nowe
zajęcia, prosiła o pomoc w warsztacie, chociaż w ogóle jej nie potrzebowała, a
wszystko po to, żeby nie myślał za dużo o tym, co się wydarzyło.
Gdy
wykładała zakupy na taśmę, podszedł do mniej wysoki, niebieskooki blondyn.
Uśmiechnął się promiennie i puścił jej oczko.
-Hej, śliczna dziewczyno. Co robisz dziś wieczorem?
-Hmm... –Lara udała, że się zastanawia. Już miała odpowiedzieć
chłopakowi, ale poczuła, że ktoś zaborczo obejmują ją ramieniem.
-Spędza go ze mną –Leon
zmierzył blondyna wzrokiem. –Jakiś problem?
-Żaden –chłopak wyciągnął ręce w geście poddania. –Do zobaczenia
innym razem, mała –zwrócił się do Lary.
Dziewczyna popatrzyła na Leona,
zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersi.
-Co? –Spytał Verdas.
-Nic. -Zabrała się za pakowanie zakupów.
Mówiła
mu, żeby jej nie odprowadzał. Nie potrzebowała niańki, a zakupy nie były na
tyle ciężkie, żeby nie mogła sobie z nimi poradzić, ale on się uparł. Wziął od
niej reklamówkę i szedł ze spuszczoną głową, nie odzywając się do niej słowem.
-To spotykamy się gdzieś wieczorem? –Spytała, gdy dotarli pod jej
drzwi. Wzięła od niego zakupy i patrzyła wyczekująco.
-Przepraszam... –Wymamrotał. –Nie wiedziałem, że gustujesz w
lalusiowatych blondynach. –Powiedział z ironią.
-Nie mów tak o nim! –Oburzyła się. –Felipe jest moim sąsiadem i
raz w tygodniu oglądamy razem filmy. Przyjaźnię się z nim odkąd się tutaj
wprowadziłam.
Leon
zacisnął zęby. Widocznie Lara od początku miała kogoś, kto był jej bardzo
bliski. Wcale mu się to nie spodobało. Wiedział, że dziewczyna obraca się
raczej w męskim towarzystwie, ale naprawianie komuś motoru, a oglądanie filmu,
na kanapie, przy przygaszonym świetle, to całkiem co innego. Poczuł, że
nienawidzi tego całego Felipe i życzy mu jak najgorzej.
-Verdas? –Lara dotknęła jego ramienia. –Czemu się tak zachowujesz?
-Jak?
-Tak dziwnie.
-Jesteś z tym Felipe?
-Słucham?
-Jesteś z nim?
-Nie! –Zaprzeczyła ze śmiechem. –Nie jestem w jego typie. Ale
myślę, że ty byś był. –Poklepała go po policzku.
Przełknął
głośno ślinę, gdy uświadomił sobie, jakiego zrobił z siebie idiotę. Szybko
zmienił temat. Kazał jej pozdrowić rodziców i odszedł powoli, powstrzymując się
przed ucieczką. Dopiero wtedy miałaby z niego ubaw. Sam sobą był zdegustowany.
Usiadł na ławce w parku i podparł czoło dłońmi. Wmówił Larze, że zachowywał się
tak, bo nie wiedział, że zna tego gościa, a martwi się o nią i nie pozwoli jej
się spotykać z byle kim.
Nie
przyznałby się jej przecież, że jest zazdrosny.
Niechętnie
wstała z łóżka i powłócząc nogami zeszła na dół, by sprawdzić, kto dobija się
do drzwi. Otworzyła je, ale gdy ujrzała w nich jego twarz, szybko zamknęła na
cztery spusty. Nie zdążył nawet zareagować. Widziała tylko, że otworzył usta,
jakby chciał jej coś powiedzieć. Tylko co? Że była naiwna, myśląc, że się
zmieni? Do takiego wniosku już sama zdążyła dojść.
Przez
chwilę stała w holu, nasłuchując, czy przypadkiem nie zacznie ją wołać;
przepraszać przez te zamknięte drzwi, błagać, żeby otworzyła. Gdzieś w środku
tliła się jakaś nadzieja, że powie, że coś mu odbiło, gdy z nią zrywał; że może
miał jakąś neuroinfekcję, albo chwilowy bezwład mózgu, czy coś i dlatego tak
postąpił. Niestety nic takiego się nie stało, a panującą wokoło ciszę
przerywały tylko dźwięki silników, przejeżdżających samochodów.
Westchnęła
ciężko. Czy ona zawsze musi mieć tę cholerną nadzieję? Czy nie może
w końcu przyjąć prostych faktów? Czy musi ciągle szukać szczęśliwego
zakończenia? Przecież nie wszystko się dobrze kończy...
Krzyknęła,
gdy weszła do pokoju i zobaczyła go przy oknie. Podbiegł do niej zatroskany i
chciał ją objąć, ale odsunęła się od niego.
-Jak ty tu wszedłeś? –Spytała, gdy odzyskała głos. –Z resztą
nieważne –pokręciła głową. –Masz się stąd wynosić.
-Naty...
-Idź sobie... –Głos się jej łamał, ale nie chciała się przy nim
rozpłakać. Zacisnęła usta w wąską linię i przyglądała mu się uporczywie.
Serca
omal mu nie pękło, gdy ją zobaczył. Była taka smutna, pozbawiona światła,
którym go obdarowała. On jej to wszystko zabrał, dając w zamian jedno wielkie
rozczarowanie. Obiecał sobie, że będzie twardy. Przyjdzie do niej, powie jej,
co tak naprawdę czuje i wyjdzie, a ona zrobi z tą wiedzą to, co będzie chciała.
Jednak kiedy zobaczył, że na koniuszkach jej rzęs zaczynają się niebezpiecznie
kołysać łzy, miał ochotę zawyć z rozpaczy.
Nigdy
nie obchodziło go, gdy dziewczyna przez niego płakała. Spływało to po nim, ale
to nie była byle jaka dziewczyna. To była Natalia. Jego Naty, która pokazała
mu, co znaczy być kochanym. Do dzisiaj przeklinał się za to, co jej zrobił.
-Proszę... –Chwycił ją za rękę, mimo jej protestów. –Wysłuchaj
mnie.
-Co chcesz mi powiedzieć? –Jej wargi drżały. –Że mnie nie chcesz?
–Spuściła wzrok. –To już wiem... –Dodała szeptem.
-Naty... –Przyłożył jej dłoń do swojego policzka i przymknął oczy.
–Nie chciałem cię skrzywdzić. –Skrzywił się, gdy prychnęła.
-Kiepsko ci wyszło to nie krzywdzenie mnie.
Maxi
nabrał powietrza w płuca i wypuścił je powoli. Zaczął nerwowo chodzić po
niewielkim pokoju Hiszpanki, zastanawiając się, jakich słów ma użyć, żeby
wytłumaczyć jej, dlaczego zakończył ich związek.
-Spanikowałem, gdy uświadomiłem sobie, że zaczynam czuć do ciebie
coś dużo głębszego niż zauroczenie. –Powiedział w końcu, nie patrząc w jej
oczy. –Już jedna kobieta, którą kochałem, zostawiła mnie. Z taką pustką w
sercu, wiesz? –Wskazał na klatkę piersiową. –Przez cały czas wmawiałem sobie,
że nigdy nie uda mi się wypełnić tej pustki. Może nawet nie chciałem? –Wzruszył
ramionami. –Ale potem pojawiłaś się ty... –Spojrzał na nią i uśmiechnął się
ciepło. –I poczułem coś, co sprawiło, że po raz pierwszy od dłuższego czasu
byłem szczęśliwy.
-To dlaczego z tego zrezygnowałeś? –Podeszła do niego i objęła
drobnymi dłońmi jego twarz.
-Bo bałem się, że mnie zostawisz. –Utkwił swój wzrok w jej oczach.
–Bałem się, że w końcu zacznie ci być ze mną ciężko i odejdziesz... Wolałem...
–Zawahał się. –Wolałem pierwszy zerwać, niż gdybyś miała zrobić to ty.
Problem
tkwił w tym, że nie mógł się już bez niej obejść. Już zaraz po zerwaniu
uświadomił sobie, że brakuje mu ich wspólnych rozmów, jej śmiechu, rumieńców i
tych czarnych loczków, którymi uwielbiał się bawić, gdy leżała obok niego na
łóżku.
-Wiem, że jestem draniem. Nie zasługuję na kolejną szansę, ale
może... –Przygryzł ze zdenerwowania wargę. –Może mogłabyś...?
-Jesteś strasznie pokaleczony –stwierdziła spokojnie. –Ale wcale
mi to nie przeszkadza. -Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, że związek z nim
będzie trudny. Była na niego wściekła, gdy przysłał jej tego okropnego sms’a,
ale teraz wiedziała, że to strach nim kierował. Strach, że od niego odejdzie.
Tylko, że ona wcale nie miała zamiaru odchodzić.
Patrzył na nią
zdumiony. Powoli docierał do niego fakt, że znalazł osobę, która kocha go
bardziej, niż wszyscy, których dotychczas poznał. I to kocha pomimo tego, że przez cały czas był
strasznym dupkiem. Kocha ze wszystkich
swoich sił, każdym skrawkiem duszy. I wierzy w niego. I robi wszystko,
żeby wyciągnąć go z tej otchłani, w której się pogrążył, gdy jego mama od nich
odeszła. Natalia dawała mu tyle miłości i ciepła, że czasami go to przerażało,
ale teraz uświadomił sobie, że nie chce, żeby było inaczej.
-Czy to znaczy, że...?
-Tak, to znaczy że –pocałowała go lekko w usta.
-To dobrze –przytulił ją mocno.
Niepewnie
weszła do sali, gdzie komponował nową piosenkę. Przez chwilę przyglądała mu się
urzeczona tym, jak jego palce sprawnie przechodzą w kolejne chwyty.
Co jakiś czas przerywał, żeby sobie coś zapisać, a potem znowu chwytał za
gitarę.
Był
taki spokojny, opanowany; a przecież dobrze wiedziała, że w środku skręca
go z niepewności. Chociaż chyba ta niepewność nie była już taka
niepewna, bo Plotkara, już poinformowała wszystkich, że księżniczka
Violetta Castillo wybrała. Sama chciała mu to powiedzieć, ale ta wredna
blogerka uparła się, że wyjawi jej wszystkie sekrety.
Była
na nią zła za to, że musiała wtykać nos w nie swoje sprawy. Jednak z drugiej
strony miała świadomość, że gdyby nie Plotkra i jej ingerencja, dalej
byłaby w związku z Leonem. Dalej oddalaliby się od siebie, męcząc się, by
uratować coś, co nie miało szans być uratowane. On zadręczałby się, a ona
ukradkiem wzdychałaby do Diego. Tkwiłaby w tym związku bez przyszłości, mimo że
przed przyjazdem Hiszpana, nie wyobrażała sobie siebie bez Verdasa.
-Myślałem, że nie przyjdziesz nigdy. –Jego głos wyrwał ją z
zamyślenia. Nawet nie zauważyła, kiedy przestał grać i zaczął się jej
przyglądać. Zarumieniła się, ale podeszła do niego i usiadła obok.
-Chciałam ci powiedzieć, kogo wybrałam, ale już wiesz... –Założyła
włosy za ucho i nieśmiało się uśmiechnęła.
Wiedział
zanim Plotkara umieściła posta na swoim blogu. Leon mu powiedział.
Przyszedł do niego zaraz po swojej rozmowie z Violettą i powiedział mu, że ma
się nią dobrze zaopiekować i uczynić szczęśliwą. Powiedział, że może jemu się
to uda, skoro on nie potrafił. Dodał też, że nie żywi do niego urazy i ma
nadzieję, że kiedyś ich stosunki, wrócą do stanu pierwotnego. Oboje tego
chcieli, ale mieli świadomość, że jeszcze minie sporo czasu zanim znowu będę
się swobodnie czuć w swoim towarzystwie.
Jeśli
chodzi o decyzję Violetty, to Diego cieszył się, jakby wygrał na loterii. Nie
chciał tego okazywać przy Leonie, więc powściągnął swoją radość, ale gdy tylko
przyjaciel opuścił jego mieszkanie, uśmiechnął się szeroko i o mało nie zaczął
tańczyć. Był cholernie szczęśliwy i tylko czekał, aż Violetta w końcu przyjdzie
do niego i powie mu, co czuje.
Długo
musiał czekać. O mało co nie stracił nadziei, ale w końcu przyszła. Była obok
niego. Czuł przyjemne ciepło w miejscu, gdzie stykali się kolanami i nie mógł
się doczekać, kiedy w końcu ją pocałuje.
-Może i znam twoją decyzję, ale chciałby ją usłyszeć z twoich ust
–poklepał ją po udzie dla zachęty.
-Chciałabym być z tobą... –powiedziała niepewnie. –Jeśli tylko
dasz mi szansę.
Dziewczyna
wiedziała, że nie musiał tego robić. Była wystarczająco długo niezdecydowana;
mógł więc stwierdzić, że nie ma sensu na nią czekać. Miała jednak nadzieję, że
Diego da jej szansę. Chciała mu pokazać, że to na nim jej zależy. Tylko na nim.
Na nikim więcej. Może wcześniej nie zachowała się zbyt dojrzale. Powinna od
razu powiedzieć Leonowi, co jej leży na sercu. Uniknęłaby wtedy tych wszystkich
przykrości, których była powodem, ale teraz już wiedziała na kim jej naprawdę
zależy. Cicho prosiła w myślach Boga, żeby Diego zgodził się na to, żeby
spróbowali.
-Nie masz już żadnych wątpliwości?
-Żadnych.
-Na pewno? –Spytał z powątpiewaniem.
-Tak! –Powiedziała z mocą. Wzięła jego dłoń i przyłożyła do
swojego serca. –Czujesz, jak bije dla ciebie?
Uśmiechnął
się, a potem ją pocałował. Przeciągał pocałunek, jak tylko mógł, dopóki nie
zachichotała i wtuliła się w niego.
-Kocham cię, Diego... –Szepnęła.
-To świetnie się składa, bo ja też cię kocham –pogłaskał ją po
włosach.
Nie
był do końca pewien, czy Violetta któregoś dnia nie zmieni zdania, bo pojawi
się ktoś jeszcze, ale w tej niepewności znajdowało się jego szczęście, którego
nie chciał już wypuszczać.
Czyżby to mój pierwszy komentarz tutaj.? Uuu... Trzeba się postarać.
OdpowiedzUsuńHmm,od czego by tu...o, wiem.! Może zacznę od tego, że piszesz w taki sposób, że twoje prace czyta się płynnie i bez żadnych niezrozumień. Forma zapisu jest prosta, za co plus, ponieważ nie jest przekombinowana i bez sensu.
Jeżeli chodzi o samą historię to podobają mi się zmiany miejsca akcji oraz bohaterów w niej występujących.
I przybijam piątkę Natali-też lubię pokaleczonych ludzi (w sensie umysłowo, żeby nie było).
Mam nadzieję, że jakoś przebrnęłaś przez ten (dziwny) komentarz.
I obiecuję, że następnym razem postaram się bardziej.
Całuję, ściskam i życzę weny.
~Anonim Juleśka ❤