niedziela, 11 stycznia 2015

13.

Buenos dias, Buenos Aires.

L. całował się z Lr. (tak, to ta urocza dziewczynka, która uwielbia babrać się w smarach, olejach i innych rzeczach, które ma pod ręką). Poznali się na torze. Podobno panienka nieźle radzi sobie z motocyklami.
I chyba nie tylko z nimi, skoro udało jej się zbajerować Pana Idealnego i skraść mu soczystego buziaka. Jestem pod wrażeniem Lr.! Przecież on świata poza V. nie widzi.
No właśnie. Skoro jesteśmy przy naszym aniołeczku to wiecie, co zrobił L.? Przyznał jej się do tego pocałunku! No powiedzcie mi, który facet tak robi?
Pewnie bał się, że V. może się dowiedzieć z innego źródła. W końcu o jego zamiłowaniu do Motocrossu dowiedziała się z trzeciej ręki (upsi! ode mnie! zła ja.). Może tym razem chciał uniknąć takiej sytuacji? A może po prostu chce być z nią szczery.
Dla tych, które już zacierają ręce, bo największe ciacho znowu jest do wzięcia, mam złe wieści. V. nie posłała L. do diabła. Wyjaśnili sobie wszystko i ich związek ma się dobrze.
Kolejne ciacho też jest zajęte. Tak. Mx. znalazł sobie kolejną naiwną. Najszczersze gratulacje dla jego nowej wybranki! Wygrałaś płacz, zgrzytanie zębów oraz (największa nagroda) złamane serce! Wybacz, że nie napiszę, że Ci zazdroszczę.


Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***


            Bał się, że mu nie wybaczy, że każe mu odejść i straci ją na zawsze. Zaskoczyła go jej reakcja, gdy opowiedział jej wszystko. Wydarła się na niego, bo zachował się jak jakiś dzieciak, podważając to, że Lara jest dziewczyną. Sam doszedł do tego samego wniosku znacznie wcześniej. Jednak wtedy, gdy zobaczył, że to Lara tak wspaniale jeździ, wściekł się okropnie. Ta złość go zupełnie zaślepiła i dlatego był tak bardzo nie miły. To go wcale nie usprawiedliwia, ale chociaż trochę zagłusza wyrzuty sumienia.
 -Musisz ją przeprosić! –Violetta zamknęła drzwi i chwyciła go za rękę.
Ulżyło mu, że cała ta sytuacja nie wpłynęła destrukcyjnie na ich związek. Na początku widział wielki niepokój w oczach Violetty, ale kiedy wszystko jej wytłumaczył, pogodzili się.
            Szli razem do Studio jakby ostatnie wydarzenie nie miało miejsca. Castillo powinna być wściekła, w końcu Leon, jej Leon, całował się z tą Larą, która od samego początku nie przypadła jej do gustu. Powinna jej nienawidzić, bo dostawiała się do jej chłopaka, ale prawda była taka, że jedyne co do niej czuła to litość. Biedna dziewczyna w ubrudzonych ogrodniczkach, wysmarowana jakimś paskudztwem, ze zniszczonymi paznokciami i niedbale związanymi włosami nigdy nie znajdzie sobie księcia z bajki. Wszystkich odstraszy. Szczerze było jej żal Lary. Jeszcze Leon dowalił jej takim tekstem.
 -Nie wiem czy będzie chciała mnie wysłuchać. –Wzruszył ramionami.
 -Masz spróbować.
Była nieugięta. Nie miał innego wyboru, jak iść do Lary i ją przeprosić. Nie do końca był przekonany, czy to dobry pomysł. Nie miał wątpliwości, że dziewczynie należą się przeprosiny, ale bał się swojej reakcji, gdy ją zobaczy. Do tej pory na wspomnienie pocałunku robiło mu się ciepło. Nie wspomniał jednak o tym Violettcie...
            W milczeniu weszli do szkoły. Leon lekko pocałował swoją dziewczyną w policzek i podszedł do Andresa, który zaczął mu coś opowiadać, wymachując rękoma tak energicznie, że niechcący uderzył jedną z przechodzących obok dziewczyn. Violetta uśmiechnęła się pod nosem. Cały Andres. Zawsze roztrzepany, żyjący w swoim własnym świecie.
 -Cześć.
Zamknęła oczy, słysząc jego niski, lekko chrapliwy głos. Jej serce zgubiło rytm, a po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Odwróciła się w jego stronę i lekko uśmiechnęła. Ostatnio nie mieli dużo okazji do rozmów, bo zręcznie się z nich wykręcała.
 -Cześć.
 -Jak się czujesz? –Diego spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
 -Dobrze. Dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, tylko pomachał jej przed oczami telefonem.
 -No tak... –Westchnęła.
Cała szkoła wiedziała, że Leon całował się z Larą. Plotkara nie byłaby sobą, gdyby nie przekazała tej sensacji wszystkim.
 -Więc? –Dotknął jej ramienia.
 -Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Naprawdę jest dobrze.
            Mogłaby dodać, że za dobrze. Ze zdumieniem stwierdziła, że ani przez moment nie poczuła się zdradzona. Zaskoczona, owszem, ale nie czuła tej frustracji, złości na Leona i Larę. Nie czuła się skrzywdzona. Jej chłopak całował się z inną, a jej to w ogóle nie obeszło. I było jej z tego powodu głupio. Mogła zacząć na niego krzyczeć, bić pięściami po klatce piersiowej, zwyzywać od zdrajców, wytknąć, że zawiódł jej zaufanie. Chyba tak powinna zareagować normalna dziewczyna? Czy to znaczy, że było z nią coś nie tak?
 -Martwiłem się o ciebie. –Uścisnął jej dłoń.
Spojrzała na ich złączone ręce. Jego silna i duża, jej delikatna i drobna.
 -Dalej masz zimne ręce. –Zauważyła i zmarszczyła brwi, kiedy cofnął dłoń.
 -Przepraszam.
 -Nic się nie stało.
            Całe szczęście, że zadzwonił dzwonek i mogła uciec od niego do klasy. Sytuacja między nimi robiła się coraz bardziej napięta. Violetta zastanawiała się, czy Diego czuje to samo. Ze zgrozą uświadomiła sobie, że bardziej bolałoby ją, gdyby to Hiszpan pojawił się z jakąś dziewczyną. Spojrzała na Leona, który właśnie wchodził do pomieszczenia. Uśmiechnął się do niej czarująco, tak jak zawsze zwykł to robić i zajął miejsce obok. Wszyscy uważają ich za parę idealną. Odkąd się zeszli, nie ukrywają nic przed sobą. Oprócz miłości łączy ich także przyjaźń. To przy nim czuje się bezpieczna. Przy nim odnajduje swój spokój. Czy mogłaby to zaprzepaścić dla jakiegoś zauroczenia? Odwróciła wzrok w kierunku Diego, który usadowił się przy ścianie i patrzył przed siebie. Chyba wyczuł, że mu się przygląda, bo nagle ich spojrzenia się spotkały, wywołując koleją falę dreszczy, które przebiegły jej wzdłuż kręgosłupa.
            Odpowiedź na pytanie, które sama wcześniej sobie zadała, przyszła nagle niczym oziębienie po upalnych dniach. Niezbyt miłe uczucie. Podświadomość Violetty jednym słowem zburzyła cały jej poukładany świat, tworząc ogromny chaos w głowie. Tym jednym słówkiem był niepozorny czasownik, który jak echo odbijał się w jej umyśle. Mogłabyś.

            Zobaczyła ją siedzącą pod ścianą. Z czerwonego plecaka wyciągała kanapkę. Kiedy rozwinęła papier, westchnęła. Długo zastanawiała się, czy do niej podejść. W końcu rozmawiały ze sobą tylko sporadycznie. Żadnej z nich nie przyszło nigdy do głowy, żeby się zaprzyjaźnić. Obie miały towarzystwo. Ona trzymała się z Violettą i Camilą, a Natalia łaziła za Ludmiłą. Jednak teraz wszystko się pozmieniało. Violetta rzadko ma czas dla Francesci, bo jest zajęta Leonem, a Cami się nie odzywa. Z kolei Ludmiła porzuciła Naty. Jeżeli sytuacja tak się przedstawia, to co jej szkodzi podejść? Można powiedzieć, że i Hiszpanka, i Włoszka są teraz samotne. Może nie było to do końca prawdziwe stwierdzanie, bo przecież Fran miała Marco, który starał się, jak mógł, żeby zostać jej chłopakiem, ale przecież on nie zrozumie tego, że nie przyniosła mu wisiorka, który jej użyczył, bo wsadziła go do torebki, a akurat teraz ma inne buty.
            Włoszka poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do Natalii. Stanęła nad nią i szeroko się uśmiechnęła.
 -Mogę usiąść?
Natalia uniosła głowę. Fran mówiła do niej? Dla pewności rozejrzała się na boki, a kiedy zauważyła, że w pobliżu nie ma nikogo innego, przesunęła się trochę i poklepała miejsce obok siebie.
 -Dzięki. -Fran usiadła i podkuliła nogi.
Nie wiedziała, co powiedzieć Natalii. Za każdym razem, kiedy chciała otworzyć usta, szybko je zamykała, bo wydawało jej się, że wszystko brzmiałoby głupio.
            Natalia patrzyła na nią zaciekawiona. Dlaczego podeszła akurat do niej? Przecież ma Violettę, Cami... W sumie to z Rudą się pokłóciły o tego gościa, co rzeźbi, czy maluje... Fran musiała to bardzo przeżyć. Przyjaźniły się z Camilą odkąd Natalia pamięta. Może Włoszka chce się wygadać, a nie ma komu?
 -Jak tam z Cami? Pogodziłyście się już? –Spytała nagle.
Francesca była niezwykle zaskoczona pytaniem, które zadała jej Naty. W pierwszym momencie nie chciała jej opowiadać o tym, co czuje, ale z drugiej strony dlaczego miałaby tego nie robić? Hiszpanka nie wydaje się być tak okrutna, jak Ludmiła.
 -Nie –Fran zaczęła bawić się pierścionkiem. –Boję się, że nigdy mi nie wybaczy.
 -Próbowałaś z nią porozmawiać?
            Nie próbowała. Założyła, że Camila sama do niej przyjdzie, kiedy w końcu przejdzie jej ta cała złość. Jakoś nie brała pod uwagę tego, że może powinna do niej podejść i jeszcze raz wszystko wytłumaczyć.
 -Powinnaś spróbować –Naty dotknęła lekko jej dłoni i uśmiechnęła się zachęcająco. –Chyba zapomniała już o Marco. Teraz ciągle widuję ją z Sebastianem.
Może Natalia ma rację? Camila nigdy nie była stała w uczuciach, a ten cały Sebastian to niezłe ciacho. Oczywiście jeśli go ładnie ubrać i pozbawić tych okularów. Na pewno wpadł Rudej w oko.
Włoszka rozpromieniła się. Uściskała z całych sił Natalię i pobiegła szukać Camili. Tak bardzo za nią tęskniła. Tyle rzeczy jej chciała opowiedzieć. Miała nadzieję, że się pogodzą. Nie dopuszczała do siebie innej myśli. Przecież ta przyjaźń jest prawdziwa! Potrzebują siebie nawzajem! Wszystko się ułoży. Musi!
Natalia wzrokiem odprowadziła Francesce. Trzymam kciuki, pomyślała. Podniosła się z podłogi i zarzuciła plecak na ramię. Przerwa za niedługo się skończy, a jeszcze musi iść do szafki wyciągnąć parę rzeczy. Przechodząc obok głównej auli natknęła się na Maxiego. Od razu przypomniała sobie, ze znowu zbajerował jakąś niewinną dziewczynę i krew jej się zagotowała. Co on sobie myśli? Niespodziewanie dla samej siebie chwyciła go za rękaw i pociągnęła do pomieszczenia.
 -Naty? –Był zdziwiony. –Stało się coś?
 -Kochasz ją? –Wypaliła, zanim zdążyła się zastanowić.
Popatrzył na nią rozbawiony. Poczuła, że palą ją policzki. Przecież to nie jej sprawa, a pytanie jest zbyt osobiste. To, że jako dzieci bawili się ze sobą, nie znaczy, że teraz łączy ich jakaś głębsza przyjaźń.
 -Nie.
            Głośno wciągnęła powietrze. Nie spodziewała się tak prostej odpowiedzi. Czy on w ogóle nie miał uczuć? Pani Ponte wyrządziła synowi brzydką krzywdę. To przez nią, przez jej odejście, ma taki stosunek do kobiet.
 -Zachowujesz się jak twoja matka. –Wypaliła ze złością.
Spoważniał. Jej słowa zabolały go. Nikt nigdy nie porównał go do niej, ale też nikt nie wiedział, co wydarzyło się naprawdę. Nikt oprócz Natalii. Szarpnął ręką, by uwolnić rękaw z uścisku dziewczyny. Zacisnął pięści i chciał ją wyminąć, ale znowu go zatrzymała.
 -Czego jeszcze chcesz? –Warknął. –To nie twoja sprawa!
 -Przepraszam. Wcale nie chciałam tego powiedzieć. –Spuściła głowę.
 -Chciałaś.
 -Dobrze, chciałam! –Odważyła się na niego spojrzeć. –Bo to nie fair, co robisz! Każda z tych biednych dziewczyn kochała cię na swój sposób. I każdą z nich skrzywdziłeś odchodząc. Nie przypomina ci to czegoś?
Wpatrywał się w jej twarz, nic nie mówiąc. Poczuł nieprzyjemną gulę w gardle. Dziewczyna miała rację. Przez cały czas bawił się uczuciami innych, bo w ten sposób chciał ukarać kogoś, za to, co zrobiła im matka. Ze zgrozą uświadomił sobie, dzięki Natalii, że stał się tym, kogo szczerze nienawidził. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a tymczasem stał się taki sam. A może nawet gorszy?
Widziała, że jej słowa wstrząsnęły nim. Ból, malujący się w jego oczach, przeraził ją. To wszystko jej wina. Powinna trzymać buzię na kłódkę. Nie chciała go skrzywdzić. Po prostu ją wkurzył.
 -Maxi... -Wyciągnęła rękę, chcąc pogłaskać go po policzku, ale ją powstrzymał.
 -Nie rób tego.
Przez chwilę stali naprzeciwko siebie z połączonymi dłońmi, zawieszonymi pomiędzy nimi. Gdy zadzwonił dzwonek, chłopak wyszedł, zostawiając ją samą. Natalia pokiwała głową i opuściła dłoń. Pomyślała, że tym sposobem zerwała pomiędzy nimi więź, którą dopiero co udało im się nawiązać. A może nawet nie było czego zrywać?

            Oparła głowę na jego ramieniu. Poczuła, że spiął wszystkie mięśnie, ale po chwili je rozluźnił. Ostatnio spędzała z nim każdą wolną chwilę w szkole. Poza nią nie spotykali się. Przyzwyczaiła się do niego. Dzięki niemu nie czuła się taka samotna. Lubiła jego towarzystwo. To jak się na nią złościł też. Uwielbiała go denerwować. Rumienił się wtedy słodko, ale zawsze starał się wymyślić jakąś celną ripostę. Nie przypuszczała, że ten niepozorny chłopak, stanie się jej przyjacielem. Życie czasami lubi zaskakiwać.
            Siedział oparty o drzewo, ręce swobodnie trzymał na kolanach. Patrzył gdzieś przed siebie, zastanawiając się nad czymś. Kiedy zaczął się wiercić, uniosła głowę i spojrzała na niego pytająco.
 -Mam ciężką głowę?
Uśmiechnął się, lekko prychając i przerzucił swój wzrok na nią. Mimowolnie się rozpromieniła. Może i powrócił do tych lejbowatych swetrów, ale przynajmniej zrezygnował z okularów i postawił na szkła kontaktowe. W sumie to nie miał wyjścia, kiedy niechcący usiadła na jego dodatkowych oczach i je złamała.
 -Bardzo –odpowiedział na jej pytanie. –W końcu jest wypełniona tyloma pierdołami.
            Zaniósł się śmiechem, widząc jej naburmuszoną minę. Camila dała mu potężnego kuksańca. Sebastian potoczył się na bok i wylądował na trawie, nie przestając się śmiać. Dziewczyna usiadła na nim okrakiem i zaczęła łaskotać.
 -Już ja ci dam pierdoły! –Krzyczała mu prosto do ucha.
Sebastian wił się pod nią, jak wąż, próbując za wszelką cenę zrzucić ją z siebie. Kiedy w końcu mu się to udało, pochylił się nad nią, unieruchamiając jej ręce przy głowie. Uśmiechnął się triumfująco, a ona wstrzymała oddech. Dwa czarne węgielki wpatrywały się w nią uważnie. Nie mogła uwierzyć, że za każdym razem, kiedy tak na nią patrzy, czuje się, jakby była zahipnotyzowana. Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Spojrzała na jego usta i zaczęła się zastanawiać, jakby to było, gdyby ją pocałował.
            Jej serce zaczęło bić, jak oszalałe, kiedy przybliżył się do niej. Przymknęła oczy, czekając na to, co wydarzy się już za parę sekund. Zmarszczyła brwi, kiedy poczuła, że ciężar, który przygniatał ją do ziemi, zmalał. Uniosła powieki i zobaczyła, że Sebastian siedzi obok, z wyciągniętymi nogami i podpiera się na rękach. Znowu zapatrzył się w jakiś punkt.
            Była zła. Zła na niego, bo jej nie pocałował i zła na siebie, bo chciała tego pocałunku. Wstała z ziemi i otrzepała spodnie. Sięgnęła po torebkę i chciała odejść, ale Sebastian zadał jej pytanie, które wybiło ją z rytmu.
 -Co z Marco?
 -A co ma być?
Odwrócił głowę w jej stronę.
 -Przeszło ci?
Nie zastanawiała się nad tym. Odkąd przebywała z Sebastianem, w ogóle nie myślała o jakimś Marco. Było to w sumie do przewidzenia. Panna Torres nie jest stała w uczuciach. Może i kiedyś wydawało jej się, że Marco jest tym jedynym, ale czy nie myślała tak o tych wszystkich pozostałych przystojniakach, którzy ją zauroczyli?
 -W sumie to wcale nie zależy mi na byciu z kimś. –Wzruszyła ramionami.
Pokiwał tylko głową i wrócił do wpatrywania się w dal.
            Jego zachowanie powoli zaczęło ją irytować. O co mu chodzi? Najpierw o mało jej nie pocałował, a przynajmniej tak jej się wydawało, a potem tak nagle pyta o Marco. Dziwny koleś. Chyba powinna przestać się z nim zadawać. Odwróciła się na pięcie, kiedy znowu postanowił przemówić.
 -Może najwyższy czas pogodzić się z Fran? –Spytał cicho.
Spojrzała na niego przez ramię. Nie patrzył na nią. Dalej gapił się przed siebie. Camila westchnęła i opuściła głowę. Brakowało jej Francesci, ale była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać.

            Przećwiczył sobie tę scenę w myślach już chyba z milion razy. Za każdym razem coś mu jednak nie pasowało. Co mógłby jej powiedzieć? Jakich słów miał użyć, żeby uwierzyła, że jest szczery? Powinien jej coś kupić? Jeśli tak to niby co? Nie wiedział, co lubi. A jeśli kupi jej coś, czego wprost nie cierpi? Westchnął i podrapał się po karku. Przeprosiny nie powinny być takie trudne. Więc dlaczego się tak denerwował? Najchętniej odwlekałby tę chwilę, jak tylko może, ale obiecał Violettcie, że zrobi to dzisiaj. Poza tym przecież nie może dłużej unikać Lary, choćby z tego względu, że musi chodzić na tor i ćwiczyć, jeśli chce dobrze wypaść przed sponsorami. W sumie to gorzej już nie będzie, pomyślał i wyszedł z domu.
            Jak zwykle siedziała w warsztacie i grzebała przy silniku. Była w swoim żywiole. Kochała to co robi. Musiał przyznać, że uroczo wygląda z tym smarem na policzku i kluczem w rękach. Czy naprawdę musiał być takim cymbałem i powiedzieć jej te wszystkie okropne rzeczy? Po pierwsze w ogóle sobie na to nie zasłużyła, a po drugie jest córką właściciela toru i jeśli tylko zechce może mu zaszkodzić. Przeklął pod nosem swoją głupotę i niepewnie podszedł do Lary.
 -Cześć.
Uniosła głowę i obdarzyła go przelotnym spojrzeniem.
 -Cześć.
 -Możemy pogadać? –Spytał niepewnie.
 -Nie mam czasu. –Rzuciła oschle.
Zacisnął powieki. Jeśli nie przeprosi jej teraz, nigdy tego nie zrobi.
 -Lara, proszę... –Jego ton był błagalny.
            Lara z teatralnym westchnięciem odłożyła narzędzia i wytarła ręce w szmatkę, którą rzuciła w kąt. Stanęła przed nim, z rękami opartymi na biodrach i patrzyła na niego wyczekująco.
 -Chciałbym cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie –zaczął. –Zachowałem się głupio. Nie powinienem mówić tego, że jesteś... –Zawahał się. –Tego co powiedziałem.
 -Spoko.
Tylko tyle? Nie jest na niego zła? Popatrzył na nią spode łba. A może już wie, że jej ojciec go wyrzuci, dlatego nic nie robi sobie z jego przeprosin?
 -Powiedziałaś ojcu, żeby mnie wyrzucił? –Wstrzymał na chwilę oddech.
Wywróciła oczami.
 -Nie.
Westchnął z ulgą. Jednak nie zaprzepaścił swojej szansy. Uśmiechnął się do Lary i przypomniał sobie, że przecież ma coś dla niej. Zza pleców wyciągnął pojedynczy słonecznik i wręczył go jej. Zaskoczył ją, bo uniosła brwi, ale przyjęła od niego kwiatek.
 -Nie wiedziałem, co ci kupić. –Wzruszył ramionami.
 -Nic nie musiałeś. –Poszukała pustej butelki po rozpuszczalniku i wsadziła do niej podarunek.
 -Ale chciałem –podszedł bliżej i oparł się o ladę. –Najpierw myślałem, żeby kupić ci jakiś młotek, czy coś, ale stwierdziłem, że jeżeli będziesz zła i zaczniesz mnie bić po głowie moim prezentem, to lepiej, żeby to było coś miękkiego.
            Roześmiała się i szturchnęła go w ramię. Leon był upierdliwym, nieznośnym dzieciakiem z bogatej rodziny, ale było w nim coś, co sprawiało, że nie dało się go nie lubić.