piątek, 31 października 2014

7.

Buenos dias, Buenos Aires.

Wyobraźcie sobie, że życie to peron. Stoimy sobie na nim, czekając na odpowiedni pociąg. Najlepiej, żeby podjechał ten, który mknie na sam szczyt, prawda? Ten, w którym będzie mega dobre żarcie, wspaniali ludzie, najlepsze ciuchy,  a za oknem będzie widok na świetlaną przyszłość. Kto by nie chciał do takiego wsiąść, co?
No właśnie... Może Was to zdziwić, ale są osoby, które cały czas zwlekają ze wsiadaniem.
Wiecie co to jest trainspotting? Ludzie w Wielkiej Brytanii uważają to za swoje hobby. Na czym to polega? Stoi się na stacji i czeka na przyjeżdżające i odjeżdżające pociągi. Przy okazji rejestruje się numery lokomotyw, czasami też wagonów. Głupie prawda? Ale czy czasami nie robimy tego samego?
Ilu z Was bacznie przygląda się życiu innych? Ilu z Was zazdrości, myśląc, że ktoś ma lepiej? A ilu z Was robi coś w kierunku polepszenia swojej  sytuacji?
Tak, to do Ciebie S. Myślałeś, że skoro stoisz sobie z boku, to Cię nie zauważę? Chciałbyś. Dam Ci małą radę... Powinieneś w końcu wybrać swój pociąg. Chyba nie chcesz zostać na stacji?
Nieśmiali ludzie zauważają wszystko, ale sami zauważani nie są.



Sabes que me amas,
xoxo,
GossipGirl

***

            Pierwszy raz ktoś zwrócił na niego uwagę. I może nawet ucieszyłby się z tego, gdyby nie była to Plotkara... Jest złośliwa i nie myśli o tym, że tymi swoimi uszczypliwościami może kogoś zranić. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma rację. Przecież on cały czas trzyma się z boku i przygląda życiu tych bogatych dzieciaków, które nigdy nie zaszczyciły go swym spojrzeniem. Bo nie miał nigdy markowych ciuchów i nie stać go było na modne okulary? A może to on z góry uznał ich za snobów i nie chciał się do nich zbliżyć? W dużej mierze tak było. Odizolował się od swoich rówieśników, bo założył, że nie będą się chcieli z nim zadawać. I może to był błąd? Może gdyby spróbował, nie byłby teraz taki zamknięty w sobie? Plotkara ma rację. Musi się w końcu wziąć w garść i coś zrobić ze swoim życiem.
 -Sebastian!
Odwrócił się zaskoczony. Ktoś zwrócił się do niego po imieniu i nie był to żaden nauczyciel. Wstrzymał oddech, gdy zauważył, jak ślicznie wygląda w letniej sukience na cienkich ramiączkach. Wpadające przez okno promienie słońca, bawiły się w jej włosach, rozświetlając miedziane refleksy. Jakoś nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Od początku roku skrycie podkochiwał się w Violettcie, ale teraz, patrząc na Camilę, sam nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie, co takiego właściwie widział w Castillo.
 -Mówię do ciebie! –Powiedziała zirytowana.
 -Słu... Słucham?
Że też trafił jej się akurat on! Wolałaby zatańczyć z kijem od miotły niż z tym gościem! W ogóle jak on wyglądał? Sprany, żółty sweter, w dodatku za duży o jakieś dwa rozmiary, przykrótkie spodnie i okulary ze szkłami niczym denka od słoików. Jak ona się z nim pokaże? Dobrze, że to tylko na te zajęcia u Gregorio. Pójdą do niego, odtańczą swoje i wreszcie się go pozbędzie! Już się nie mogła tego doczekać, ale zanim zaliczenie się odbędzie, czekają ją próby z tym... Sebastianem.
 -Mówiłam o tym, że powinniśmy wybrać układ, stroje, piosenkę –zaczęła wyliczać na palcach. –I musimy zacząć już ćwiczyć, jeśli chcemy się wyrobić.
            W zasadzie to był tutaj zbędny. Camila miała już wszystko obmyślone. Sama ułożyła kroki, wybrała piosenkę i powiedziała, jak ma się ubrać. Pozostało mu jedynie podporządkować się jej woli. W słowniku panny Torres pojęcia takie jak kompromis, czy współpraca, nie istniały. Zdjął na chwilę okulary, żeby przetrzeć je rękawem.
 -Z nimi też musisz coś zrobić.
 -Z nimi? To znaczy? –Spytał, pucując szkła.
 -No z okularami! –Czy on się urwał z choinki? –Nie ma opcji, że w nich zatańczysz!
Po raz pierwszy ktoś wyprowadził go z równowagi. Wstał i podszedł do niej, chwiejąc się ze złości.
 -A myślisz, że dlaczego je noszę? –Wysyczał przez zaciśnięte zęby. –Dla zabawy? Bo tak mi się podoba? –Pomachał jej przed nosem oprawkami. –Zdradzić ci mój sekret? Nie widzę bez nich!
            Nie była w stanie nic powiedzieć, kiedy patrzył na nią czarnymi oczami, które na co dzień ukrywał za parą bezkształtnych binokli. Jeszcze nigdy w życiu nie widziała tak głębokiej czerni. Nie było nawet widać źrenic! Niesamowite. Gdyby zaczął nosić szkła kontaktowe, niejedna utonęłaby w tych jego oczach. Czar prysnął, gdy okulary z powrotem wylądowały na jego nosie. Wtedy się ocknęła.
 -Nigdy nie myślałeś o soczewkach?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Jeszcze przed chwilą wydzierała się na niego, a teraz gada z nim, jak gdyby nigdy nic.
 -Nie, dlaczego?
 -Masz cudowne oczy. Szkoda je ukrywać.
Odwrócił się szybko, żeby nie zauważyła purpury, która bez ostrzeżenia wpełzła na jego policzki. Nigdy wcześniej nie słyszał jakiegokolwiek komplementu. Nie wiedział, jak ma się zachować, co powiedzieć, więc postanowił to zignorować.
 -Może pokażesz mi ten układ?
            Jakoś nigdy nie zauważyła, że ma taką smykałkę do tańca. Wystarczyło, że raz pokazała mu układ, a już potrafił całość powtórzyć.
 -Raz, dwa, trzy... –Liczyła. –Obrót i teraz mnie przechy...
Wygiął ją tak bardzo, że włosami zamiatała podłogę. Kiedy się wyprostowała, zorientowała się, że przylgnęła do niego całym swoim ciałem. Czuła bicie serca i nie była do końca pewna, czy to jej czy jego. Na policzkach Sebastiana pojawiły się kolejne rumieńce. Szybko odsunął ją od siebie i przejechał nerwowo dłonią po włosach. Otworzyła usta, by mu coś powiedzieć, ale przerwał jej głos Francesci.
 -Hej, Cami. Możemy pogadać?
Ruda odwróciła się do niej i skinęła głową. Pozbierała swoje rzeczy i ruszyła w stronę drzwi, przy których stała Włoszka.
 -To do jutra. –Zwróciła się do chłopaka i wyszła z przyjaciółką.



            To chyba najszybsze okrążenie, jakie widział. Gość był niesamowity. To jak wchodził w zakręty, jak pokonywał każdą hopkę, można było tylko podziwiać. Sam marzył, żeby kiedyś dojść do takiej perfekcji. Bardzo chciał poznać tego genialnego kierowcę. Podszedł do Mariano, z którym jeździł w jednym teamie.
 -Co to za koleś? –Spytał, wskazując na tor.
-Nie mam bladego pojęcia. Zjawia się codziennie, albo przed wszystkimi, albo jak już skończą się treningi. Robi parę kółek, a potem znika.
-Jak to znika? –Leon zmarszczył brwi.
Mariano wzruszył tylko ramionami. Nikt nigdy nie myślał o tym, żeby go zatrzymać, czy pogadać. Wszyscy oglądali jego popisy, a później rozchodzili się do domów, nie zastanawiając się kim jest tajemniczy kierowca. Leon nie mógł tego zrozumieć. Przecież poznanie kogoś takiego, mogło im przynieść same korzyści. Mogliby się od niego wiele nauczyć. Postanowił, że odkryje kim jest motocyklista i poprosi go o rady. Chciał jeździć jak najlepiej, a ten facet niewątpliwie mógłby mu w tym pomóc.
Stanął przy końcowym odcinku toru i czekał, aż mężczyzna przejedzie obok niego. Chciał go zatrzymać i poznać, ale kierowca miał widocznie inne plany. Nie zważając na machającego na niego Leona, przejechał obok chłopaka, wznosząc tumany piachu i kurzu, które zasypały Verdasowi twarz. Leon klnąc pod nosem, przecierał pięściami oczy, które z powodu drażniących je drobinek zaszły łzami.
 -Co za...
Z jego ust miało wydobyć się kolejne ciepłe słowo, które bardzo trafnie opisałoby to, co teraz sądzi o Panu Tajemniczym, ale poczuł wibracje w kieszeni swoich spodni. Gdy tylko spojrzał na wyświetlacz telefonu, cała złość gdzieś uleciała, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
 -Cześć.
 -Cześć.
Poczuł przyjemne ciepło, które oplotło jego serce, gdy usłyszał jej kojący głos.
 -Stęskniłam się, wiesz?
            Umówili się na wieczór. Ubrał swoją najlepszą, seledynową koszulę, która podkreślała zieleń jego oczu. Porzucił trampki dla eleganckich butów i założył najmniej sprane jeansy. W drodze do jej domu wstąpił do kwiaciarni, z której wyszedł z uroczym bukiecikiem stokrotek. Chciał, żeby był to wyjątkowy wieczór. Chciał jej sprawić przyjemność. Chciał jej pokazać, jak bardzo ją kocha i jaki jest z nią szczęśliwy. Delikatnie zapukał do mahoniowych drzwi i czekał.
 -A cóż to za przystojniak postanowił mnie odwiedzić!
Leon uśmiechnął się szeroko do Olgi. Wyjął jedną stokrotkę i podarował gosposi, która była tym zachwycona. Zaprosiła chłopaka do środka i wpatrywała się w niego rozanielonym wzrokiem.
 -Violetta jest u siebie? –Spytał, nie wytrzymując uporczywego spojrzenia Olgi.
 -Tak, tak... –Westchnęła. –Już ją wołam. VIOLETTA!
Skulił się, gdy usłyszał tak potężny krzyk.
            Dziewczyna szybko zbiegła po schodach. Bała się, że stało się coś złego. Odetchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że powodem, dla którego jej kochana Olgita się tak wydziera, był Leon. Na widok ukochanego uśmiechnęła się promiennie i podbiegła do niego, żeby go objąć.
 -Gotowa? –Spytał głaszcząc jej włosy.
 -Jeszcze tylko ubiorę jakieś buty.
Spojrzała na niego i stanęła na palcach, żeby cmoknąć go w usta, jednak odsunął ją od siebie. W ogóle na nią nie patrzył! Co on sobie myśli? Zmarszczyła brwi i już miała strzelić focha, kiedy usłyszała za sobą głos taty.
 -Witaj, Leonie.
 -Dzień dobry.
German wcale nie był zadowolony tym, co przed chwilą zobaczył. Mało brakowało, a jego córka pocałowałaby tego chłopaka! Wielkie Nieba! Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Zamierzał przekonać ich, żeby zostali w domu na kolacji, ale Violetta nie chciała nawet o tym słyszeć. Uparła się, że musi wyjść z Leonem. Tak jakby nie mogli spędzić miło czasu w domowym zaciszu... Przecież Olga zrobiłaby swojego genialnego pieczonego kurczaka, a Ramallo usiadłby pomiędzy Leonem a Violettą. I zjedliby razem posiłek w bardzo przyjemnej atmosferze. Ale najwyraźniej tylko on tego chciał. Spojrzał na swoją córkę i się skrzywił. Mogłaby chociaż włożyć jakiś płaszcz. Najlepiej z wysoką stójką i długi do kostek. W tej cieniutkiej, różowej sukience w drobniutkie różyczki, będzie jej zimno! Ile jest tam stopni? Dwadzieścia? Powinna zabrać ten płaszcz...
 -Tato, wychodzimy. –Cmoknęła go w policzek.
Nawet nie czekała, aż każe jej ubrać ten cholerny prochowiec. Usiadł zrezygnowany na sofie.
 -Po prostu dorasta. –Olga poklepała go pocieszająco po ramieniu.
 -Dla mnie to trochę za szybko.
 -Leon to dobry chłopak. Nie skrzywdzi jej.
Bardzo chciał w to uwierzyć.



            Po raz setny czytał tego głupiego sms’a, mając nadzieję, że w końcu jego treść, w jakiś cudowny sposób, się zmieni. Niestety. Za każdym razem, kiedy wchodził w  skrzynkę odbiorczą, wyglądał tak samo. „Cześć Marco! Jednak nie będę Ci pozować. Fran.”  Cisnął telefonem przez pół pokoju. Dlaczego nie chciała mu pozować? Zrobił coś nie tak? Powiedział coś złego? Może Camila jej coś nagadała? Nie... Na pewno nie. Wiadomość dostał, kiedy Ruda siedziała z nim w parku. W takim razie o co chodzi? Myślał, że pomysł pozowania mu, spodobał się Francesce. Przecież widział ten błysk podniecenia w jej oczach, gdy jej to zaproponował. Albo tylko chciał go widzieć? Rzucił się na łóżko i zaczął wpatrywać w sufit, na którym namalował swego czasu srebrny DeLorean. Teraz najchętniej zastąpiłby sportowy samochód, który wszyscy kojarzą z wehikułem czasu z „Powrót do przyszłości”, portretem pewnej cudownej dziewczyny. Namalowałby ją na bladoróżowym tle, które kontrastowałoby z jej kruczoczarnymi włosami. Miałaby przymrużone oczy, w których czaiłaby się wesołość, ale i pewne onieśmielenie. Jej malinowe wargi byłyby lekko rozchylone, tak jakby zapraszały do pocałunku...
            Usiadł gwałtownie na łóżku i zaczął masować palcami skronie. Zwariował. Powinien jak najszybciej zgłosić się na oddział zamknięty. Niech dadzą mu kaftan i leki. I niech go zamkną w pokoju bez klamek. Ile razy ją widział? Dwa? Trzy? I już mu się wydaje, że jest zakochany? Jak to w ogóle brzmi... Zakochany... Po prostu jakieś głupie hormony w nim szaleją i nie dają mu spokoju. Powinien się ogarnąć. Może Francesca wcale nie jest taka fajna jak się wydaje? Pokręcił energicznie głową. Czy doprawdy jest aż takim kretynem, że próbuje sobie to wmówić? Jakież to cholernie niedojrzałe, że woli myśleć, że Fran wcale nie zasługiwała na jego zainteresowanie, tylko dlatego, że dała mu kosza. Chociaż chyba ciężko to nazwać koszem, bo na żadną randkę nie byli umówieni. Miał ją namalować, a ona się zgodziła. Tylko, że później zmieniła zdanie... Westchnął. Rufus trącił go mokrym nosem w dłoń. Bezwiednie zaczął głaskać go za uchem.
 -Chyba pora na spacer, co?
Owczarek szczeknął i radośnie zaczął machać ogonem. Marco wziął z biurka granatową smycz i wyszedł z psem na dwór.
            Nagły podmuch wiatru spowodował, że kartki, które trzymała rozwiały się na wszystkie strony. Zła zaczęła je zbierać, goniąc po całym parku. Zaczęło się ściemniać, więc nie była pewna, czy jakiejś nie przeoczyła.
 -Jeszcze ta.
Podskoczyła wystraszona. Odwróciła się i zawstydzona sięgnęła po ostatnią kartkę. Spuściła głowę, nie wiedząc, co mogłaby mu powiedzieć.
 -Marco ja...
 -Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego... –Powiedział cicho. –Bardzo chciałem, żebyś mi pozowała. Nie zrobiłbym niczego głupiego. Wiem, że mnie nie znasz, ale naprawdę nie zrobiłbym nic, co by ci nie odpowiadało.
Przecież wcale nie myślała o nim w taki sposób! Zrezygnowała z bycia jego modelką, ponieważ wiedziała, że nie podoba się to Camili. Ale przecież o tym mu nie powie, prawda? Nie ma zamiaru mieszać się w sprawy swojej przyjaciółki. Niech sobie wszystko wyjaśniają między sobą. Bez niej... Było jej przykro, że wszystko potoczyło się akurat w taki sposób. Ale najważniejsze było to, że między nią a Camilą jest już dobrze. Pogodziły się i teraz znowu jest jak dawniej.
 -Fran...
 -Nic nie zrobiłeś –odezwała się w końcu. –Po prostu mam teraz dużo nauki i zadanie z tańca, które pochłania większą część mojego czasu, więc po prostu nie mam kiedy. –Wymyśliła.
Była z siebie zadowolona. Łatwo przyszło jej to kłamstwo. Nie wkopała Cami, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że to nie przez niego zrezygnowała.
            Marco uśmiechnął się do niej z ulgą. Najzwyczajniej była zajęta. To nic nie szkodzi. Namaluje ją później, kiedy będzie miała mniej napięty grafik.

piątek, 24 października 2014

6.

Buenos dias, Buenos Aires.

Niewolnictwo zostało zakazane już jakiś czas temu, ale w StudioOnBeat praktykowało się je, aż do wczoraj. Słyszeliście już, że Lu. przeprosiła N. i od teraz będzie ją traktować na zasadach partnerskich? Mówię Wam, uśmiałam się, jak to usłyszałam. Jak myślicie, ile wytrzyma nasza SuperNowa? Tydzień? Dzień? A może parę godzin? Osobiście nie daję jej dużo czasu.
Wiecie, ludzie rzadko się zmieniają. Ciężko jest się pozbyć starych nawyków. Poza tym, zawsze na posterunku stoi nasze alter ego, które uwielbia, gdy robimy te złe rzeczy. No, ale kto wie? Może tym razem jej się uda? Zaskocz nas Lu. i pokaż, że potrafisz być prawdziwą przyjaciółką.
A skoro mówimy o przyjaźni... Co Waszym zdaniem jest w niej najważniejsze? Już widzę odpowiedzi malujące się w Waszych ślicznych główkach: oczywiście, że jest to zaufanie, wsparcie, żeby przyjaciel przy nas był nawet, gdy nie do końca na to zasługujemy, żeby można było do niego zadzwonić o czwartej nad ranem (kto normalny o tej porze nie odwraca się na drugi bok?), no i jeszcze ważna jest akceptacja! Niech nas kocha ze wszystkimi wadami! Czyż nie jest tak? Nie o tym pomyśleliście?
A ja Wam mówię: GUZIK PRAWDA!
Najważniejsze w przyjaźni jest to, żeby nie podobał Wam się ten sam facet. 
Albo dziewczyna. Co kto woli.




Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

            Była na nią zła. Dlaczego zawsze musi jej się podobać ten sam chłopak? Przecież ona pierwsza go zauważyła! Od samego początku ją zauroczył. To niesprawiedliwe, że to jej przyjaciółkę chciał namalować, a nie ją! Co takiego ma w sobie Francesca, czego jej brakuje? Przyjrzała się krytycznie swemu odbiciu w lustrze. Może i ma trochę za szeroką szczękę i nie wszyscy muszą lubić rude, piegowate dziewczyny, ale przecież nie należy do brzydkich! Ma ładny uśmiech i oczy, w których zawsze tańczą wesołe ogniki. Westchnęła. Nie może tak tego zostawić. Musi się jakoś zbliżyć do Marco i dać mu się poznać. Na pewno wtedy zobaczy, jaką fajną jest osobą i zwróci na nią uwagę. Niech sobie maluje Fran, ale to ona, Camila Torres, będzie jego dziewczyną.
            Chwyciła torebkę i szybko wybiegła z domu. Miała nadzieję, że znajdzie go w parku. Nie pomyliła się. Siedział na ławce i ze skupioną miną rysował wiewiórkę, której co jakiś czas podrzucał orzechy. Na sam jego widok na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie zważając na to, że może spłoszyć gryzonia, podeszła do niego i się dosiadła.
 -Cześć! –Zawołała radośnie.
Na dźwięk jej głosu wiewiórka zastygła w bezruchu, a potem porzuciła ulubiony smakołyk i uciekła. Świetnie, pomyślał i odłożył ołówek.
 -Cześć.
 -Co tam? Malowałeś tę słodką wiewióreczkę? –Przysunęła się bliżej.
 -Próbowałem, ale mi uciekła.
 -Szkoda, ale jeśli chcesz, to możesz mnie namalować. Też mam rude futro. –Zaczęła bawić się swoimi długimi lokami.
Nie mógł się nie roześmiać. Może i była irytująca, ale poczucia humoru nie mógł jej odmówić. Poza tym była przyjaciółką Francesci. Bardzo bliską przyjaciółką. Może nie byłby to głupi pomysł, żeby podpytać o nią Camilę? Tak bardzo pragnął się do niej zbliżyć, ale z drugiej strony nie chciał wyjść na jakiegoś nachalnego typka. Może ten rudzielec podpowiedziałby mu, co powinien zrobić, żeby zdobyć serce Włoszki? Tylko czy Camila potrafi trzymać język za zębami? Co jeśli pobiegnie od razu do Fran i powie jej, jak to on zupełnie ześwirował na jej punkcie? Nie... Nie mógł do tego dopuścić. Musi to jeszcze porządnie przemyśleć. Najlepiej będzie jeśli pozna bliżej Camilę i sprawdzi, czy jest godna zaufania.
 -Długo się znacie z Fran?
 -Odkąd pamiętam. –Wystawiła twarz do słońca i zaczęła mu opowiadać o łączącej je przyjaźni.
            I właśnie takich roześmianych, zagadanych i wpatrzonych w siebie, zobaczyła Francesca. Posmutniała na ten widok. Myślała, że Marco jest nią zainteresowany. Najwyraźniej tylko jej się wydawało. Do tego wszystkiego pokłóciła się z Camilą. Jakby to była jej wina, że spodobał im się ten sam chłopak. A przecież obiecały sobie, że już żaden nie stanie między nimi! Najwyraźniej ktoś o tym zapomniał... Myślała, że te czasy, kiedy kłóciły się z powodu jakiegoś przystojniaka dawno minęły. Była pewna, że są już na tyle dojrzałe, że jeżeli taka sytuacja jeszcze kiedykolwiek im się przytrafi, bo przecież to, że mają taki sam gust, nie jest grzechem, będą umiały usiąść i na spokojnie to przedyskutować. Francesce też wcale się nie podobało to, że jej najlepsza przyjaciółka, a może już była przyjaciółka, wzdycha do Marco. Ale przecież nie mogła jej tego zabronić, prawda? W końcu serce nie sługa. Czasami, zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie, człowieka dopada strzała Amora i nic na to nie może poradzić. Taki los... Złośliwy drań.
            Nie chciała stracić przyjaźni Camili... A już na pewno nie z powodu Marco. Przecież w ich wieku, rzadko kiedy zwykłe zauroczenia przekształcają się w coś poważniejszego. No może wyjątkiem tutaj byli Viola i Leon, ale oni są po prostu dla siebie stworzeni. A Ruda? Przecież ona co chwilę się w kimś zakochuje. Ani się obejrzy, a ta cała miłość do Marco jej przejdzie, bo na horyzoncie pojawi się ktoś lepszy. Czy naprawdę chciała zaprzepaścić to, co je łączy dla jakiejś przelotnej miłostki? Bo Fran uparcie twierdziła, że nie warto. Miłość jest czymś ulotnym, szczególnie, gdy ma się siedemnaście lat. A przyjaźń? Przyjaźń, jeśli tylko jest prawdziwa, przetrwa zawsze. A przecież ich była taka, prawda?
            Francesca wycofała się, zostawiając ich samych. Postanowiła, że później zadzwoni do Marco i powie mu, że nie chce dla niego pozować. Co z tego, że bardzo chciała? Co z tego, że nie mogła przestać o nim myśleć? Odpuści go sobie, bo ważniejsza jest dla niej Camila... I nie zrobi nic, co mogłoby ją zranić.


           
Ze złością patrzyła, jak ten idiota wije się wokół Castillo. Oczywiście mógł jej wmawiać, że to co ich łączy to tylko przyjaźń, ale przecież miała oczy, prawda? Było widać, że jest coś między nimi. Violetta uparła się, żeby odebrać jej wszystkich chłopców, na których jej zależało. Zabrała jej Leona, Tomasa, a teraz jeszcze Federico. Czy w końcu ten uwielbiany przez wszystkich gołąbeczek, przestanie wchodzić do jej życia z butami?
 -Uważaj trochę... –Leon skrzywił się, kiedy kolejny raz go podeptała. –Mogłabyś się w końcu skupić.
 -Ludmiła zawsze jest skupiona –uśmiechnęła się cierpko. –To ty ciągle mieszasz kroki!
 -Chodzi o to, że Federico jest w parze z Violettą, tak?
Jej wzrok, pierwszy raz od dłuższego czasu, spoczął na jego twarzy. Czy aż tak było to po niej widać? Powinna się lepiej pilnować. Nikt nie może wiedzieć, jak bardzo ją to boli.
 -Zwariowałeś. –Skwitowała.
Leon przyglądał jej się uważnie. W jej brązowych oczach malowała się złość, zawziętość, wieczne uwielbienia dla samej siebie, ale i coś jeszcze. Coś czego nigdy wcześniej nie widział. Mianowicie była to bezsilność. Ludmiła pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co ma zrobić. Jej problem polegał na tym, że nigdy nie chciała dopuścić do siebie innej wersji niż tą, którą sobie sama zasiała w głowie. Jeśli sobie ubzdurała, że Violettę łączy coś z Federico to nie ma takiej siły, która mogłaby ją od tego odwieść. To chore ziarno zazdrości codziennie kiełkowało coraz wyżej, podlewane obrazkami, które źle interpretowała. No bo przecież to, że akurat Gregorio wylosował dla Violetty Włocha, nie było niczyją winą. Po prostu mieli razem wykonać zadanie. Tak samo jak on i Ludmiła, Naty i Maxi, Francesca i Diego, czy Camila i Sebastian. Nie wiedział dlaczego, ale chciał jej to wytłumaczyć. W jakimś stopniu współczuł jej. Przecież każdy zasługuje na szczęście, prawda? Nawet jeśli jest to Ludmiła Ferro.
 -W takim razie my też mamy romans. –Szepnął jej do ucha.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
 -Czego się dzisiaj najadłeś Verdas?
Uśmiechnął się czarująco.
 -Przecież kiedyś byliśmy razem.
 -No i?
 -Violetta i Federico nigdy parą nie byli, a uważasz, że to zadanie zbliży ich do siebie.
            Wbiła wzrok w podłogę. Może i miał rację? Tylko, że jeśli chodzi o Castillo to, czy przypadkiem nie była okropnie niezdecydowana w tamtym roku? Kto może jej dać gwarancję, że i tym razem nagle nie zauroczy się Federico i kolejny raz nie będzie rozdarta pomiędzy nim, a Leonem? Nikt. A to, że Verdas tak bezgranicznie ufa swojej dziewczynie po tym wszystkim, co mu zrobiła, świadczy tylko o jego głupocie. Ona nigdy nie będzie tak ślepo pewna czyjeś wierności. Ludzie są tylko ludźmi. A romantyczne historie, które zawsze kończą się na i żyli długo i szczęśliwie zdarzają się tylko w bajkach. Nie w życiu.
 -Lepiej ćwiczmy ten układ, bo oblejemy.
Leon tylko westchnął i już nic nie mówił. Może kiedyś Ludmiła przestanie być w końcu tak uparta.



             Poczuła niemiłe ukłucie w sercu, kiedy znalazła go za szkołą. Stał oparty o mur budynku i całował żarliwie swoją kolejną zdobycz. Znowu zbajerował jakąś biedną dziewczynę, która łudzi się, że dzięki niej się zmieni i zostanie z nią dłużej niż tydzień. Marzenie ściętej głowy. A najgorsze w tym wszystkim było to, że sama również pragnęła sprawić, żeby ten lód, który tkwił w jego sercu, stopił się i to dzięki niej. Czy to nie głupie? Przecież dobrze wie, jaki jest, a mimo wszystko coś ją do niego ciągnie. I chociaż jest pewna, że za tydzień, to biedne dziewczę, które teraz jest szczęśliwe, będzie szlochać na ramieniu którejś ze swoich koleżanek, to oddałaby dużo, żeby być na jej miejscu. To czyste szaleństwo! Koniecznie musi coś zrobić z tym uczuciem. Najlepiej będzie jeśli zabije je łopatą, albo jakimś innym tępym narzędziem... A może ostre byłoby lepsze?
            Potrząsnęła głową i zaczęła masować skronie palcami. Przecież nie przyszła tu po to, żeby zadręczać się natrętnymi myślami, które uparcie pojawiały się w jej umyśle. Spojrzała na całującą się parę i znacząco odchrząknęła. Maxi otworzył oczy i spojrzał w jej stronę, ani na chwilę nie przerywając czynności. Jego ręce powędrowały na pośladki dziewczyny i przyciągnęły ją jeszcze bardziej. Natalia założyła ręce na piersi i wywróciła oczami. W duchu postanowiła sobie, że nie da za wygraną i nie odejdzie dopóki z nim nie porozmawia. Czekała więc cierpliwie, oglądając paznokcie, aż w końcu Ponte oderwał się od swojej ukochanej i zwrócił się do niej.
 -O, Natalia. Nie zauważyłem cię. –Uśmiechnął się kpiąco.
Bezczelny kłamca! Miała ochotę się na niego rzucić i pięściami zetrzeć ten wkurzający uśmieszek. Ale on właśnie tego by chciał. Dlatego nie da się sprowokować. Uśmiechnęła się słodko do niego.
 -Nie przejmuj się. Z miłością już tak jest, że nie widzi się nikogo poza ukochaną.
Nie bez satysfakcji zauważyła, że spoważniał.
 -Chciałaś coś?
Czy coś chciała? Nie no skąd. Przymknęła oczy i policzyła do trzech, głęboko oddychając.
 -Umówiliśmy się na próbę, pamiętasz? –Popatrzyła na niego zrezygnowana. –Dwie godziny temu.
            Spojrzał na zegarek i zaklął w duchu. Zapomniał... A przecież zawsze wywiązywał się z obietnic. Tego nauczył go ojciec... Powinien ją przeprosić, ale w sumie po co? I tak pewnie będzie miała to gdzieś. Wzruszył tylko ramionami.
 -No to chodźmy. –Szepnął coś do ucha swojej dziewczynie i ruszył w stronę wejścia, nie czekając na Natalię.
Uśmiechnął się lekko, kiedy ruszyła za nim, złorzecząc mu pod nosem. Spodobało mu się, jak się złościła. Wtedy oczy zaczynały jej błyszczeć, a policzki nabierały słodkiego, czerwonego koloru. Wyglądała całkiem inaczej niż ta wiecznie potulna Naty, która służyła Ludmile. Postanowił, że będzie ją denerwować przy każdej lepszej okazji. Będzie miał przy tym sporą zabawę.
 -To co zatańczymy? –Rozsiadł się niedbale na krześle i wbił w nią swój wzrok.
Znowu się zarumieniła i zaczęła nerwowo odgarniać niesforne loki, które przy każdym ruchu głową opadały jej na czoło.
 -Nie wiem... Może coś ze Step up?
Wzniósł oczy ku górze. Czy dziewczyny zawsze muszą się zachwycać jakimiś bzdurnymi filmami?
 -Może zrobilibyśmy coś swojego?
Wstał i podszedł do lustra. Pokazał jej parę kroków, które ćwiczył już od pewnego czasu. Spojrzał na jej odbicie w srebrnej tafli. Zbladła tak jakoś i patrzyła na niego przerażona.
 -Hej, co jest? –Odwrócił się w jej stronę.
 -Nie powtórzę tego... –Zaczęła kręcić przecząco głową. –Nie ma takiej opcji... Ja...
 -Spokojnie. Może na pierwszy rzut oka kroki nie wydają się za łatwe, ale kiedy poćwiczysz, zobaczysz, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
Spojrzała na niego niepewnie. Taniec nigdy nie był jej najmocniejszą stroną. Śpiew też nie, ale dużo lepiej szło jej w tym drugim. Za to on... Maxi był najlepszym tancerzem, jakiego w życiu znała. Podejrzewała, że jest zły jak diabli, bo musi być w parze z takim beztalenciem, jak ona.
 -No chodź. –Wyciągnął do niej rękę.
Chwyciła ją, mimo że jej mina wyrażała niemałe wątpliwości.
            Stanął obok i powoli zaczął pokazywać jej pierwsze kroki. Zmarszczyła czoło i starała się nadążać za nim, ale chociaż dawała z siebie wszystko, a nawet więcej, nie za bardzo jej to wychodziło.
 -Nie tak. Poczekaj -stanął za nią i chwycił jej ręce. –To musi być tak.
Powoli kierował jej ruchami. Natalia poczuła przyjemne mrowienie w miejscach, gdzie jego szorstkie dłonie obejmowały jej delikatną skórę. Zaczęła szybciej oddychać. Jej serce już od jakiegoś czasu galopowało w szaleńczym tempie. Modliła się, żeby tego nie zauważył. Przymknęła oczy i próbowała się uspokoić, ale kiedy nachylił się i poczuła jego oddech na swojej szyi, odwróciła się gwałtownie i zamierzała uciec. Pech chciał, że przy okazji uderzyła swoim czołem w jego brodę, przez co przygryzł sobie wargę, z której zaczęła lecieć krew.
 -Jejku, Maxi... Ja przepraszam, nie chciałam. –Rzuciła się do torby, z której wyciągnęła paczkę chusteczek.
Nieświadoma do końca tego, co zamierza zrobić, chwyciła go jedną ręką za brodę, a drugą zaczęła wycierać krople krwi, które zbierały się na jego dolnej wardze. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, jak są blisko i że ciągle gapi się na jego usta. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich rozbawienie. Zmarszczyła brwi. Oczywiście, że ona się przejęła faktem, że prawie wybiła mu zęby, a jego to bawi. Szybko wsadziła mu zakrwawioną chusteczkę do ręki i stwierdziła, że na dzisiaj już wystarczy, a próba mogłaby trwać dłużej, gdyby nie spóźnił się dwie godziny.
            Patrzył, jak wzburzona wybiega z sali.
 -Już nigdy więcej się nie spóźnię. –Szepnął.

sobota, 11 października 2014

5.

Buenos dias, Buenos Aires.

Chyba już wszyscy wiecie, kto przyjechał nas odwiedzić. To prawdziwy zaszczyt gościć taką wielką gwiazdę w naszych skromnych progach. I wiecie co? Ma odwiedzić nasze Studio! W końcu sama się tutaj kiedyś uczyła. Czasami fajnie jest wrócić na stare śmieci, co nie?
I mogłoby się wydawać, że wszyscy są podekscytowani jej przybyciem, ale powiem Wam w sekrecie, że ktoś wcale nie skacze z radości.
Widziano jak Lu. i N. wykradają się ze szkoły. Nasza SuperNowa miała zaszklone oczy. Czyżby tak bardzo wzruszyła się spotkaniem ze swoją idealną siostrą? A może zrobiło jej się przykro, bo rodzice nie będą szczędzili porównań do starszej, utalentowanej, sławnej, zarabiającej miliony latorośli? Chyba ktoś przysłonił Twój blask Lu. Ciężko jest być tą gorszą, co? Ale nie martw się, Twoja służka, o przepraszam(!), miałam na myśli przyjaciółka, poda Ci chusteczkę i przyniesie wodę. Inni nie będą Ci współczuć, bo Cię nie lubią.
W ogóle nurtuje mnie pewne pytanie... Jak to jest, że ktoś na siłę chce być kimś, kiedy tak naprawdę nie potrafi być przede wszystkim sobą?



Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

            Naciągnęła kołdrę na głowę, słysząc piskliwy głos matki. Nie miała ochoty wstawać z łóżka. Szczególnie dlatego, że dzisiaj w Studio miała być ona; jej ukochana, starsza siostra, która jest światowej sławy piosenkarką. Ładniejsza, zgrabniejsza, lepiej śpiewająca, oczko w głowie rodziców! I to bolało ją najbardziej... Rodzice zawsze faworyzowali Vivianę. To z niej byli bardziej dumni. Ludmiła za wszelką cenę próbowała jej dorównać, ale nigdy nie była wystarczająco dobra. Szalę goryczy przeważyło pojawienie się Castillo. To z jej powodu blondynka nie dostawała już głównych ról w przedstawieniach. Ferro czuła, że w jakiś sposób zawiodła rodziców. I za wszelką cenę starała się to naprawić, ale marnie jej to wychodziło. Bo czy można wytłumaczyć jej ciągłe dążenie do celu po trupach tym, że pragnęła, żeby w końcu rodzice ją zauważyli?
            Łudziła się, że kiedy Viviana wyjedzie do Nowego Jorku, rodzice zaczną się nią interesować. I można powiedzieć, że przez pewien czas tak było, ale teraz, kiedy wróciła, Ludmiła znowu poczuła się, jakby była niewidzialna. Było jej cholernie przykro. Nigdy nie usłyszała od nich, że ją kochają, tymczasem jej siostrze powtarzali to kilka razy dziennie. To dla niej przyrządzono ulubione dania, wysprzątano trzykrotnie cały dom i wypolerowano wszystkie kryształy. Dla swojej młodszej córki nigdy czegoś takiego nie zrobili. Nawet na urodziny dostała czekoladowy tort, mimo że go nie lubi...
            Kiedy jej rodzicielka wpadła do pokoju, przełknęła łzy i popatrzyła na nią beznamiętnie.
 -Czemu jeszcze nie wstałaś? Zaraz wychodzicie!
 -Źle się czuję. Wolałabym zostać w domu. –podciągnęła kołdrę pod brodę.
 -Nie ma mowy! Nie zostawisz siostry! Macie się razem pokazać. Może w końcu, dzięki niej ktoś da ci główną rolę w jakimś przedstawieniu.
Ludmiła zamknęła oczy i policzyła do trzech. Gdy ponownie je otworzyła, uspokoiła się na tyle, że zdobyła się nawet na sztuczny uśmiech.
 -Dobrze, mamo. –powiedziała spokojnie, mimo że chciało jej się krzyczeć.
Wcale nie chciała, żeby ktoś załatwił jej rolę! Chciała ją dostać, bo na to zasłużyła! Bo jest dobra, ma talent. Nie dlatego, że jej siostra jest sławna. Weszła do łazienki. Ze złością odkręciła kurki i patrzyła, jak gorąca woda wlewa się do wanny.
           
            Wiedział już, że przyczyną jej złego nastroju, był powrót Viviany. Nie były siostrami, które darzą się ciepłym uczuciem. Oliwy do ognia dolewali jej rodzice, którzy byli zapatrzeni w swoją starszą córkę, jak w malowidło Pollock’a. To właśnie przez ich zachowanie, Ludmiła była taka złośliwa i zmuszała wszystkich do podziwiania jej blasku. Federico uważał, że gdyby nie oni byłaby całkiem inną osobą. Byłaby kimś lepszym, przyjaźnie nastawionym do innych. Muzyka nie byłaby dla niej ciągłą rywalizacją o pierwsze miejsce, tylko czymś, co sprawiałoby jej radość.
            Od razu, gdy weszła, zauważył, że jest wściekła. Postanowił, że zaryzykuje i podszedł do niej.
 -Jak się czujesz? –spytał.
Spojrzała na niego z góry na dół.
 -A co cię to obchodzi? –wycedziła przez zęby.
 -Ludmiła... –zawahał się. –Zależy mi na tobie.
 -Chyba jednak nie bardzo.
Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za rękę i nie pozwolił odejść.
 -Zależy mi na tobie. –powtórzył pewniej, patrząc w jej oczy.
Chciała mu wierzyć. Tak bardzo potrzebowała kogoś, kto by ją kochał, mimo tego, że nie jest idealna. Kiedy Federico lekko dotknął jej policzek, poczuła ciepło, które pojawiało się zawsze, gdy był przy niej. Przymknęła oczy, a on oparł swoje czoło o jej.
 -Tęsknię za tobą... –szepnął ledwo słyszalnie.
Uniosła powieki i napotkała jego intensywny wzrok. Też za nim tęskniła. Chciała, żeby był przy niej, ale czy zdoła wymazać z pamięci to, że ją zranił? Ludmiła na długo chowała urazy. Nie była jedną z tych osób, które szybko wybaczają. Może i przyjmowała przeprosiny, ale nigdy nie zapominała. Każda rzecz, która ją zraniła, odcisnęła ślad w jej umyśle. To tak, jak z wbijaniem gwoździ w płot; można je wyjąć, ale dziura zostanie. Poza tym, nie była pewna, czy mu się znowu coś nie odwidzi. Kolejnego rozstania by nie przeżyła.
 -Powiedz coś... –popatrzył na nią błagalnie.
Co ma mu powiedzieć? Że jest rozdarta? Że kocha go, ale mu nie ufa? I na czymś takim ma się opierać ich związek?
 -Federico, ja...
 -Ludmiła!
Blondynka odskoczyła od Włocha i spojrzała na siostrę. Nie miała zadowolonej miny. Była na nią wściekła, że przerwała tak ważną rozmowę. Poczuła, jak chłopak ściska jej rękę, żeby dodać otuchy. Była mu za to wdzięczna. Wcale nie musiał tego robić, jednak nie wahał się ani chwili.
 -Przynieś mi wody! –rzuciła Viviana, odgarniając swoje długie, kruczoczarne włosy.
 -Sama sobie... –młodsza Ferro urwała w pół zdania.
Jej wzrok powędrował w kierunku Natalii, która stała przy szafkach i łypała groźnie na Vivianę... Pierwszy raz w życiu zrobiło jej się głupio. Czy ona każdego ranka nie rozkazywała swojej przyjaciółce przynosić sobie wody? A biedna Naty latała i spełniała jej zachcianki. Nie powinna jej tak traktować. Dobrze wiedziała, że nikt jej nie lubi. Tylko jedna Natalia trwała przy niej mimo wszystko. I do tego jeszcze ostatnio ją pocieszała, kiedy była w rozsypce. Tak nie może być dłużej! Nie zważając na zrzędzenie Viviany, minęła ją i podeszła do Natalii.
 -Musimy porozmawiać.


            Był strasznie podekscytowany swoją pierwszą jazdą. Poszło mu nadzwyczaj dobrze. Trener go pochwalił i powiedział, że jak tak dalej pójdzie to już za niedługo będzie mógł wystąpić w zawodach. Nie mógł się tego doczekać. Motocross pochłonął go bez reszty. Nie był do końca pewien, czy podoła wszystkiemu, ale miał nadzieję, że uda mu się pogodzić randkowanie z Violettą, naukę w Studio i treningi. Wypadałoby znaleźć również czas dla Diego. Nie chciał zaniedbywać przyjaciela, w końcu nie widzieli się tak długo. Może warto byłoby ułożyć sobie jakiś grafik? Podrapał się po głowie i westchnął.
            Zobaczył ją, kiedy przeskakiwała przez płot. Przystanęła na chwilę i szarpnęła ręką, by uwolnić rękaw czerwonej bluzki, który zaczepił się o drzazgę. Wydawało mu się, że z ruchu jej warg można było odczytać szpetne słowo, kiedy materiał się roztargał, ale zaraz porzucił tę myśl. Przecież dobrze wychowane panienki nie przeklinają. Tylko czy ona była dobrze wychowana? Postanowił, że podejdzie do niej i się spyta, czy czegoś nie potrzebuje. Zawsze był uczynny wobec innych, więc dlaczego nie miałby być wobec niej? Kiedy przy niej stanął, uświadomił sobie, że jest jeszcze drobniejsza niż myślał. Z tylnej kieszeni wyciągnęła gumkę i szybko ścisnęła włosy w kucyk na czubku głowy. Kiedy odchrząknął spojrzała na niego brązowymi oczami. Było w nich coś, co świadczyło o tym, że nie jest jakąś głupią małolatą, która lata za mrzonkami. W jej spojrzeniu było widać swego rodzaju dojrzałość. Nie znał jej, ale był pewien, że ta dziewczyna dużo przeszła i wie czego chce od życia.
 -Zgubiłaś się? –posłał jej promienny uśmiech.
            Zrobiła zdziwioną minę. Chyba się przesłyszała? Odwróciła się przez lewe ramię, żeby sprawdzić, czy nie stoi za nią ktoś, do kogo mógłby się zwracać. Nie było tam nikogo oprócz niej.
 -Ja?
 -Tak, ty. –świdrował ją spojrzeniem zielonych oczu. –Pewnie szukasz chłopaka, albo brata, co? Jeżdżą tutaj?
Westchnęła. Kolejny idiota, dla którego motocross dotyczy tylko facetów. Czy tak ciężko było im zrozumieć, że dziewczynom też się to podoba? Może nie wszystkim, ale przynajmniej niektórym. Przynajmniej jej.
 -Ja jeżdżę.
Zacisnęła szczęki, kiedy się roześmiał.
 -Z czego się śmiejesz? –skrzyżowała ręce na piersi.
 -Jeździsz? –spytał szczerze zdziwiony tym faktem.
 -Przecież mówiłam...
 -Nie wierzę.
 -Twój problem. –wyminęła go i ruszyła w stronę warsztatu.
            Nie cierpiała takich ludzi. Tor był jej drugim domem. Kochała to miejsce. Praktycznie wychowała się na nim. W gruncie rzeczy tylko dzięki temu, że jej tata wciągnął ją w motocross, udało jej się uciec od przeszłości. Na samo wspomnienie tamtych chwil wzdrygnęła się. Odgoniła czarne myśli i poszła przebrać się w kombinezon. Spakowała skrzynkę z narzędziami i ruszyła do pracy.
 -No nie... –prychnęła, kiedy zobaczyła, że jej ojciec prowadzi zielonookiego chłopaka w jej stronę.
 -A to jest Lara. Twój mechanik. –uśmiechnął się szeroko do córki. –Jest najlepsza. –szepnął konspiracyjnie do Leona i się roześmiał. –To jest Leon. –zwrócił się do niej. -Zostawiam was, pogadajcie sobie.
Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Mimowolnie się uśmiechnęła. Ten przystojny, lekko siwiejący już pan, podarował jej drugie życie. Gdyby nie on i mama stoczyłaby się na samo dno. Kochała ich najbardziej na świecie i co wieczór dziękowała Bogu, że ich ma.
 -Więc się nie zgubiłaś?
Spojrzała na Leona od niechcenia.
 -Z nas dwojga raczej ty się zgubiłeś.
Zignorował jej kpiący ton.
 -I niby potrafisz naprawiać motocykle? –spytał.
 -A ty niby potrafisz jeździć? –odparowała.
Od samego początku wiedziała, że się nie polubią.



            Rozciągał się, nie zwracając uwagi na innych uczniów, którzy byli bardzo poruszeni tym, co powiedział im Gregorio. Nauczyciel tańca po raz pierwszy porzucił swoje dotychczasowe zasady i przekonanie, że tylko indywidualnie można coś osiągnąć. Tym razem postawił na duety. Na zajęciach z Pablo czy Angie było to normalne. Większość ćwiczeń wykonywali właśnie w parach. Miało ich to nauczyć współpracy i słuchania się nawzajem. Nie lubił tych zajęć. Zawsze wolał robić wszystko sam. Nie dlatego, że uważał innych za beztalencia niedorastające mu do pięt, ale po prostu nie odpowiadała mu taka forma nauczania. Lekcje tańca były więc jedynymi, na które chodził z nieukrywaną przyjemnością. W końcu taniec był całym jego życiem. Kochał to. I tylko ta jedna rzecz dawała mu prawdziwą radość. Kiedy poruszał się w rytm muzyki, zostawiał gdzieś daleko ten szary świat, który uparł się, żeby wszystko mu komplikować. Kiedy tańczył wszystko wydawało mu się takie jakieś łatwiejsze. Miał świadomość, że wie co robi, że każdy ruch jest właśnie taki jaki sobie zaplanował. W rzeczywistości nie było tak łatwo. I właśnie teraz Gregorio sobie wymyślił, że będzie się musiał podzielić swoją pasją z kimś innym. Ktoś wejdzie z butami w jego roztańczony raj i prawdopodobnie wszystko podepta, a on będzie musiał iść na cholerne kompromisy. Świetnie.
            Z rozmarzonym wzrokiem i głupkowatym uśmiechem przyglądała się jego rozgrzewce. Była zachwycona grą jego mięśni, a kiedy czarny podkoszulek, który miał na sobie, podjechał trochę wyżej, gdy robił boczny skłon, i odsłonił kawałek pięknie wyrzeźbionego brzucha, cudem powstrzymała się od głębokiego westchnięcia.
 -Podoba ci się. –Ludmiła trąciła ją łokciem.
Natalia oblała się rumieńcem. Nie powinna się ciągle tak w niego wpatrywać. Co by było gdyby zauważył to on, a nie Ludmiła? Na samą myśl zrobiło jej się słabo...
 -Nie, nie! –zaczęła gorączkowo zaprzeczać. –Wcale na niego nie patrzyłam. Patrzyłam na... No dobrze. Może trochę... Ociupinkę.
 -Jasne. –blondynka uniosła jedną brew i przyjrzała się przyjaciółce.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że martwi się o nią. Powoli zaczynała rozumieć, że Natalia jest jej bliższa niż myślała. Nie chciała, żeby Maxi ją skrzywdził, a była pewna, że jeżeli chłopak w końcu zauważy te maślane oczy, które jej przyjaciółka ciągle do niego robi, wykorzysta to. I złamie jej serce, tak jak to zrobił innym.
 -Powinnaś go sobie odpuścić.
 -Dlaczego? –spytała Hiszpanka, mimo że wcale nie miała zamiaru zacząć go podrywać.
 -To nie jest facet dla ciebie. Spójrz na niego. –Ludmiła skinęła głową w jego kierunku. –To taki... Hipopotamek raperek. Nie pasujecie do siebie.
 -Bo ty tak mówisz? –spięła się.
 -Nie...
Ferro skarciła się w myślach. Była przyzwyczajona do tego, że zawsze mówi to, co myśli. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy jej słowa mogą kogoś zranić. To już nie był jej problem. Tylko, że teraz chciała się zmienić. Przynajmniej dla Natalii. Cieszyła się, że dziewczyna przyjęła jej przeprosiny. Obie postanowiły, że teraz ich przyjaźń będzie wyglądać zupełnie inaczej.
 -Po prostu nie chcę, żeby cię zranił.
Hiszpanka uśmiechnęła się do niej.
 -Dziękuję. –przytuliła ją. –Jak chcesz to potrafisz być kochana.
 -No czasami mam przebłyski. –obie się roześmiały.