piątek, 31 października 2014

7.

Buenos dias, Buenos Aires.

Wyobraźcie sobie, że życie to peron. Stoimy sobie na nim, czekając na odpowiedni pociąg. Najlepiej, żeby podjechał ten, który mknie na sam szczyt, prawda? Ten, w którym będzie mega dobre żarcie, wspaniali ludzie, najlepsze ciuchy,  a za oknem będzie widok na świetlaną przyszłość. Kto by nie chciał do takiego wsiąść, co?
No właśnie... Może Was to zdziwić, ale są osoby, które cały czas zwlekają ze wsiadaniem.
Wiecie co to jest trainspotting? Ludzie w Wielkiej Brytanii uważają to za swoje hobby. Na czym to polega? Stoi się na stacji i czeka na przyjeżdżające i odjeżdżające pociągi. Przy okazji rejestruje się numery lokomotyw, czasami też wagonów. Głupie prawda? Ale czy czasami nie robimy tego samego?
Ilu z Was bacznie przygląda się życiu innych? Ilu z Was zazdrości, myśląc, że ktoś ma lepiej? A ilu z Was robi coś w kierunku polepszenia swojej  sytuacji?
Tak, to do Ciebie S. Myślałeś, że skoro stoisz sobie z boku, to Cię nie zauważę? Chciałbyś. Dam Ci małą radę... Powinieneś w końcu wybrać swój pociąg. Chyba nie chcesz zostać na stacji?
Nieśmiali ludzie zauważają wszystko, ale sami zauważani nie są.



Sabes que me amas,
xoxo,
GossipGirl

***

            Pierwszy raz ktoś zwrócił na niego uwagę. I może nawet ucieszyłby się z tego, gdyby nie była to Plotkara... Jest złośliwa i nie myśli o tym, że tymi swoimi uszczypliwościami może kogoś zranić. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma rację. Przecież on cały czas trzyma się z boku i przygląda życiu tych bogatych dzieciaków, które nigdy nie zaszczyciły go swym spojrzeniem. Bo nie miał nigdy markowych ciuchów i nie stać go było na modne okulary? A może to on z góry uznał ich za snobów i nie chciał się do nich zbliżyć? W dużej mierze tak było. Odizolował się od swoich rówieśników, bo założył, że nie będą się chcieli z nim zadawać. I może to był błąd? Może gdyby spróbował, nie byłby teraz taki zamknięty w sobie? Plotkara ma rację. Musi się w końcu wziąć w garść i coś zrobić ze swoim życiem.
 -Sebastian!
Odwrócił się zaskoczony. Ktoś zwrócił się do niego po imieniu i nie był to żaden nauczyciel. Wstrzymał oddech, gdy zauważył, jak ślicznie wygląda w letniej sukience na cienkich ramiączkach. Wpadające przez okno promienie słońca, bawiły się w jej włosach, rozświetlając miedziane refleksy. Jakoś nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Od początku roku skrycie podkochiwał się w Violettcie, ale teraz, patrząc na Camilę, sam nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie, co takiego właściwie widział w Castillo.
 -Mówię do ciebie! –Powiedziała zirytowana.
 -Słu... Słucham?
Że też trafił jej się akurat on! Wolałaby zatańczyć z kijem od miotły niż z tym gościem! W ogóle jak on wyglądał? Sprany, żółty sweter, w dodatku za duży o jakieś dwa rozmiary, przykrótkie spodnie i okulary ze szkłami niczym denka od słoików. Jak ona się z nim pokaże? Dobrze, że to tylko na te zajęcia u Gregorio. Pójdą do niego, odtańczą swoje i wreszcie się go pozbędzie! Już się nie mogła tego doczekać, ale zanim zaliczenie się odbędzie, czekają ją próby z tym... Sebastianem.
 -Mówiłam o tym, że powinniśmy wybrać układ, stroje, piosenkę –zaczęła wyliczać na palcach. –I musimy zacząć już ćwiczyć, jeśli chcemy się wyrobić.
            W zasadzie to był tutaj zbędny. Camila miała już wszystko obmyślone. Sama ułożyła kroki, wybrała piosenkę i powiedziała, jak ma się ubrać. Pozostało mu jedynie podporządkować się jej woli. W słowniku panny Torres pojęcia takie jak kompromis, czy współpraca, nie istniały. Zdjął na chwilę okulary, żeby przetrzeć je rękawem.
 -Z nimi też musisz coś zrobić.
 -Z nimi? To znaczy? –Spytał, pucując szkła.
 -No z okularami! –Czy on się urwał z choinki? –Nie ma opcji, że w nich zatańczysz!
Po raz pierwszy ktoś wyprowadził go z równowagi. Wstał i podszedł do niej, chwiejąc się ze złości.
 -A myślisz, że dlaczego je noszę? –Wysyczał przez zaciśnięte zęby. –Dla zabawy? Bo tak mi się podoba? –Pomachał jej przed nosem oprawkami. –Zdradzić ci mój sekret? Nie widzę bez nich!
            Nie była w stanie nic powiedzieć, kiedy patrzył na nią czarnymi oczami, które na co dzień ukrywał za parą bezkształtnych binokli. Jeszcze nigdy w życiu nie widziała tak głębokiej czerni. Nie było nawet widać źrenic! Niesamowite. Gdyby zaczął nosić szkła kontaktowe, niejedna utonęłaby w tych jego oczach. Czar prysnął, gdy okulary z powrotem wylądowały na jego nosie. Wtedy się ocknęła.
 -Nigdy nie myślałeś o soczewkach?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Jeszcze przed chwilą wydzierała się na niego, a teraz gada z nim, jak gdyby nigdy nic.
 -Nie, dlaczego?
 -Masz cudowne oczy. Szkoda je ukrywać.
Odwrócił się szybko, żeby nie zauważyła purpury, która bez ostrzeżenia wpełzła na jego policzki. Nigdy wcześniej nie słyszał jakiegokolwiek komplementu. Nie wiedział, jak ma się zachować, co powiedzieć, więc postanowił to zignorować.
 -Może pokażesz mi ten układ?
            Jakoś nigdy nie zauważyła, że ma taką smykałkę do tańca. Wystarczyło, że raz pokazała mu układ, a już potrafił całość powtórzyć.
 -Raz, dwa, trzy... –Liczyła. –Obrót i teraz mnie przechy...
Wygiął ją tak bardzo, że włosami zamiatała podłogę. Kiedy się wyprostowała, zorientowała się, że przylgnęła do niego całym swoim ciałem. Czuła bicie serca i nie była do końca pewna, czy to jej czy jego. Na policzkach Sebastiana pojawiły się kolejne rumieńce. Szybko odsunął ją od siebie i przejechał nerwowo dłonią po włosach. Otworzyła usta, by mu coś powiedzieć, ale przerwał jej głos Francesci.
 -Hej, Cami. Możemy pogadać?
Ruda odwróciła się do niej i skinęła głową. Pozbierała swoje rzeczy i ruszyła w stronę drzwi, przy których stała Włoszka.
 -To do jutra. –Zwróciła się do chłopaka i wyszła z przyjaciółką.



            To chyba najszybsze okrążenie, jakie widział. Gość był niesamowity. To jak wchodził w zakręty, jak pokonywał każdą hopkę, można było tylko podziwiać. Sam marzył, żeby kiedyś dojść do takiej perfekcji. Bardzo chciał poznać tego genialnego kierowcę. Podszedł do Mariano, z którym jeździł w jednym teamie.
 -Co to za koleś? –Spytał, wskazując na tor.
-Nie mam bladego pojęcia. Zjawia się codziennie, albo przed wszystkimi, albo jak już skończą się treningi. Robi parę kółek, a potem znika.
-Jak to znika? –Leon zmarszczył brwi.
Mariano wzruszył tylko ramionami. Nikt nigdy nie myślał o tym, żeby go zatrzymać, czy pogadać. Wszyscy oglądali jego popisy, a później rozchodzili się do domów, nie zastanawiając się kim jest tajemniczy kierowca. Leon nie mógł tego zrozumieć. Przecież poznanie kogoś takiego, mogło im przynieść same korzyści. Mogliby się od niego wiele nauczyć. Postanowił, że odkryje kim jest motocyklista i poprosi go o rady. Chciał jeździć jak najlepiej, a ten facet niewątpliwie mógłby mu w tym pomóc.
Stanął przy końcowym odcinku toru i czekał, aż mężczyzna przejedzie obok niego. Chciał go zatrzymać i poznać, ale kierowca miał widocznie inne plany. Nie zważając na machającego na niego Leona, przejechał obok chłopaka, wznosząc tumany piachu i kurzu, które zasypały Verdasowi twarz. Leon klnąc pod nosem, przecierał pięściami oczy, które z powodu drażniących je drobinek zaszły łzami.
 -Co za...
Z jego ust miało wydobyć się kolejne ciepłe słowo, które bardzo trafnie opisałoby to, co teraz sądzi o Panu Tajemniczym, ale poczuł wibracje w kieszeni swoich spodni. Gdy tylko spojrzał na wyświetlacz telefonu, cała złość gdzieś uleciała, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
 -Cześć.
 -Cześć.
Poczuł przyjemne ciepło, które oplotło jego serce, gdy usłyszał jej kojący głos.
 -Stęskniłam się, wiesz?
            Umówili się na wieczór. Ubrał swoją najlepszą, seledynową koszulę, która podkreślała zieleń jego oczu. Porzucił trampki dla eleganckich butów i założył najmniej sprane jeansy. W drodze do jej domu wstąpił do kwiaciarni, z której wyszedł z uroczym bukiecikiem stokrotek. Chciał, żeby był to wyjątkowy wieczór. Chciał jej sprawić przyjemność. Chciał jej pokazać, jak bardzo ją kocha i jaki jest z nią szczęśliwy. Delikatnie zapukał do mahoniowych drzwi i czekał.
 -A cóż to za przystojniak postanowił mnie odwiedzić!
Leon uśmiechnął się szeroko do Olgi. Wyjął jedną stokrotkę i podarował gosposi, która była tym zachwycona. Zaprosiła chłopaka do środka i wpatrywała się w niego rozanielonym wzrokiem.
 -Violetta jest u siebie? –Spytał, nie wytrzymując uporczywego spojrzenia Olgi.
 -Tak, tak... –Westchnęła. –Już ją wołam. VIOLETTA!
Skulił się, gdy usłyszał tak potężny krzyk.
            Dziewczyna szybko zbiegła po schodach. Bała się, że stało się coś złego. Odetchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że powodem, dla którego jej kochana Olgita się tak wydziera, był Leon. Na widok ukochanego uśmiechnęła się promiennie i podbiegła do niego, żeby go objąć.
 -Gotowa? –Spytał głaszcząc jej włosy.
 -Jeszcze tylko ubiorę jakieś buty.
Spojrzała na niego i stanęła na palcach, żeby cmoknąć go w usta, jednak odsunął ją od siebie. W ogóle na nią nie patrzył! Co on sobie myśli? Zmarszczyła brwi i już miała strzelić focha, kiedy usłyszała za sobą głos taty.
 -Witaj, Leonie.
 -Dzień dobry.
German wcale nie był zadowolony tym, co przed chwilą zobaczył. Mało brakowało, a jego córka pocałowałaby tego chłopaka! Wielkie Nieba! Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Zamierzał przekonać ich, żeby zostali w domu na kolacji, ale Violetta nie chciała nawet o tym słyszeć. Uparła się, że musi wyjść z Leonem. Tak jakby nie mogli spędzić miło czasu w domowym zaciszu... Przecież Olga zrobiłaby swojego genialnego pieczonego kurczaka, a Ramallo usiadłby pomiędzy Leonem a Violettą. I zjedliby razem posiłek w bardzo przyjemnej atmosferze. Ale najwyraźniej tylko on tego chciał. Spojrzał na swoją córkę i się skrzywił. Mogłaby chociaż włożyć jakiś płaszcz. Najlepiej z wysoką stójką i długi do kostek. W tej cieniutkiej, różowej sukience w drobniutkie różyczki, będzie jej zimno! Ile jest tam stopni? Dwadzieścia? Powinna zabrać ten płaszcz...
 -Tato, wychodzimy. –Cmoknęła go w policzek.
Nawet nie czekała, aż każe jej ubrać ten cholerny prochowiec. Usiadł zrezygnowany na sofie.
 -Po prostu dorasta. –Olga poklepała go pocieszająco po ramieniu.
 -Dla mnie to trochę za szybko.
 -Leon to dobry chłopak. Nie skrzywdzi jej.
Bardzo chciał w to uwierzyć.



            Po raz setny czytał tego głupiego sms’a, mając nadzieję, że w końcu jego treść, w jakiś cudowny sposób, się zmieni. Niestety. Za każdym razem, kiedy wchodził w  skrzynkę odbiorczą, wyglądał tak samo. „Cześć Marco! Jednak nie będę Ci pozować. Fran.”  Cisnął telefonem przez pół pokoju. Dlaczego nie chciała mu pozować? Zrobił coś nie tak? Powiedział coś złego? Może Camila jej coś nagadała? Nie... Na pewno nie. Wiadomość dostał, kiedy Ruda siedziała z nim w parku. W takim razie o co chodzi? Myślał, że pomysł pozowania mu, spodobał się Francesce. Przecież widział ten błysk podniecenia w jej oczach, gdy jej to zaproponował. Albo tylko chciał go widzieć? Rzucił się na łóżko i zaczął wpatrywać w sufit, na którym namalował swego czasu srebrny DeLorean. Teraz najchętniej zastąpiłby sportowy samochód, który wszyscy kojarzą z wehikułem czasu z „Powrót do przyszłości”, portretem pewnej cudownej dziewczyny. Namalowałby ją na bladoróżowym tle, które kontrastowałoby z jej kruczoczarnymi włosami. Miałaby przymrużone oczy, w których czaiłaby się wesołość, ale i pewne onieśmielenie. Jej malinowe wargi byłyby lekko rozchylone, tak jakby zapraszały do pocałunku...
            Usiadł gwałtownie na łóżku i zaczął masować palcami skronie. Zwariował. Powinien jak najszybciej zgłosić się na oddział zamknięty. Niech dadzą mu kaftan i leki. I niech go zamkną w pokoju bez klamek. Ile razy ją widział? Dwa? Trzy? I już mu się wydaje, że jest zakochany? Jak to w ogóle brzmi... Zakochany... Po prostu jakieś głupie hormony w nim szaleją i nie dają mu spokoju. Powinien się ogarnąć. Może Francesca wcale nie jest taka fajna jak się wydaje? Pokręcił energicznie głową. Czy doprawdy jest aż takim kretynem, że próbuje sobie to wmówić? Jakież to cholernie niedojrzałe, że woli myśleć, że Fran wcale nie zasługiwała na jego zainteresowanie, tylko dlatego, że dała mu kosza. Chociaż chyba ciężko to nazwać koszem, bo na żadną randkę nie byli umówieni. Miał ją namalować, a ona się zgodziła. Tylko, że później zmieniła zdanie... Westchnął. Rufus trącił go mokrym nosem w dłoń. Bezwiednie zaczął głaskać go za uchem.
 -Chyba pora na spacer, co?
Owczarek szczeknął i radośnie zaczął machać ogonem. Marco wziął z biurka granatową smycz i wyszedł z psem na dwór.
            Nagły podmuch wiatru spowodował, że kartki, które trzymała rozwiały się na wszystkie strony. Zła zaczęła je zbierać, goniąc po całym parku. Zaczęło się ściemniać, więc nie była pewna, czy jakiejś nie przeoczyła.
 -Jeszcze ta.
Podskoczyła wystraszona. Odwróciła się i zawstydzona sięgnęła po ostatnią kartkę. Spuściła głowę, nie wiedząc, co mogłaby mu powiedzieć.
 -Marco ja...
 -Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego... –Powiedział cicho. –Bardzo chciałem, żebyś mi pozowała. Nie zrobiłbym niczego głupiego. Wiem, że mnie nie znasz, ale naprawdę nie zrobiłbym nic, co by ci nie odpowiadało.
Przecież wcale nie myślała o nim w taki sposób! Zrezygnowała z bycia jego modelką, ponieważ wiedziała, że nie podoba się to Camili. Ale przecież o tym mu nie powie, prawda? Nie ma zamiaru mieszać się w sprawy swojej przyjaciółki. Niech sobie wszystko wyjaśniają między sobą. Bez niej... Było jej przykro, że wszystko potoczyło się akurat w taki sposób. Ale najważniejsze było to, że między nią a Camilą jest już dobrze. Pogodziły się i teraz znowu jest jak dawniej.
 -Fran...
 -Nic nie zrobiłeś –odezwała się w końcu. –Po prostu mam teraz dużo nauki i zadanie z tańca, które pochłania większą część mojego czasu, więc po prostu nie mam kiedy. –Wymyśliła.
Była z siebie zadowolona. Łatwo przyszło jej to kłamstwo. Nie wkopała Cami, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że to nie przez niego zrezygnowała.
            Marco uśmiechnął się do niej z ulgą. Najzwyczajniej była zajęta. To nic nie szkodzi. Namaluje ją później, kiedy będzie miała mniej napięty grafik.

2 komentarze:

  1. Kurczę, no... Dwa razy mi się usunęło :( Bloggerku, nieładnie :(
    No więc tak, komentuję chyba pierwszy raz, chociaż czytam od początku. Wcześniej nie pozwalał czas, którego ostatnio mam naprawdę mało :(
    Dobra, do rzeczy. Bez zarzutu, tylko tyle mogę napisać. Piszesz naprawdę przyjemnie, łatwo się czyta, wszystko wchodzi lekko do głowy :) Pomysł na historię jest bardzo oryginalny, podziwiam. Jeżeli chodzi o samych bohaterów...

    Oj Cami, Cami. Tak walczysz o Marco, chcesz interweniować w sprawach miłości. Ale tak się nie da, niestety. Jesteś zaślepiona i nie widzisz pewnych pięknych, ciemnych oczu, które z takim podziwem się w Ciebie wpatrują. A może to właśnie te oczy będą tymi, które już zawsze będą patrzeć tylko na Ciebie? Przemyśl to kochana, bo może warto.

    Francesco, myszko moja złota! Zasługujesz na szczęście, które z czasem również Ciebie odwiedzi. Ale, hmmm, czy już przypadkiem nie odwiedziło? Pod postacią przystojnej twarzy, ciemnych włosów i pięknych rysunków? Dziewczyno, naprawdę potrafisz zrezygnować ze wszystkiego na rzecz przyjaźni? Jesteś naprawdę wspaniała, tylko zauważ, że ktoś to już wcześniej w Tobie zobaczył...

    Violu, oj Violu... Uważaj, bo German jest czujny. I jak się zdenerwuje, to może zabrać Ci te jego zielone oczy i piękny uśmiech. I znowu się od siebie oddalicie. I znowu będziesz cierpieć. I znowu on będzie cierpiał. I znowu Leon będzie umierał z tęsknoty. Morał jest jeden: uważaj gdzie się całujesz!

    Chyba na tyle. Wybacz, że tak krótko i bezsensownie, ale wena ostatnio się nade mną pastwi :( Mogę Ci obiecać, że będę wpadać częściej :)

    Pozdrawiam, Ana Julia

    PS.: Jak znajdziesz odrobinkę czasu, to może, choć na to nie zasługuję, wpadniesz do mnie: http://violetta-naxi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O fajnie, fajnie, nowa postać! I także jest na celowniku Plotkary; przed nią nikt się nie ukryje! Ciekawe co wyniknie ze współpracy Sebastiana z Camilą :) Może być ciekawie, bo chyba jakieś drobne iskierki między nimi przeskakują ;p Tylko niech chłopak skorzysta z rady Plotkary, przestanie się trzymać z boku i wsiądzie do tego pociągu, albo niech mu ktoś pomoże i go tam wepchnie ;)
    Leon z Violą dają sobie tyle szczęścia ;) Wystarczyło, że chłopak usłyszał głos ukochanej i od razu wszystkie złości poszły sobie gdzieś daleko :)
    Ach ten German i ta jego nadopiekuńczość, on to się chyba nie zmieni, Viola zawsze będzie dla niego małą córeczką ;)
    Strzała Amora chyba głęboko wbiła się Marco w serce ;) Jest tak bardzo zauroczony Francescą, że to jakiś obłęd xD Ale ona nie powinna rezygnować z pozowania! Dobrze chociaż, że się spotkali i „wyjaśniła” Marco swoją decyzję. Skoro ona nie chce o niego walczyć, to niech on zawalczy o nią!
    Ściskam,
    Periwinkle ;)

    OdpowiedzUsuń