niedziela, 3 maja 2015

23.

Buenos dias, Buenos Aires.

Jaki jest najłatwiejszy sposób, żeby nie myśleć o swoich problemach? Oczywiście, że trzeba po prostu skupić się na kimś innym, dlatego w StudioOnBeat! nie mówi się o jego końcu, który zbliża się nieubłaganie, ale o czymś zupełnie innym.
Na piedestale są dwa tematy przewodnie. Pierwszy z nich to oczywiście nasz uroczy trójkącik L-V-D. Co nowego u nich? V. co rusz przygryza wargę i zerka to w lewo, to w prawo, raz na L. raz na D, potem wzdycha i łapie się za głowę. Ależ to serce potrafi być niezdecydowane! Aż jest mi jej żal. Może byśmy jej pomogli co? Kogo ma wybrać? Księcia, który z uwielbieniem śpiewa jej serenady pod balkonem, czy Czarnego Rycerza, który szturmem wpada w jej życie?
Drugim tematem jest wielka miłość Mx. nie można tego inaczej nazwać, bo jest już z N. ponad tydzień! Toż to nowy rekord! BRAWA! Jestem pod ogromnym wrażeniem, czyżby w końcu dopadła go strzała Amora?
A może zapomniał wyrwać kolejną kartkę z kalendarza?


Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl


***

            Był na torze. Czyścił swój motor. Jeszcze nie wiedział, co mu powie, ale nie mógł dłużej znieść tej beznadziejnej sytuacji między nimi. Zacisnął usta w wąską linię. Pięknie wszystko spieprzył. Pokręcił głową. Chciał się wycofać, ale wpadł na Larę.
 -Uciekasz? –Spytała, wycierając ręce w kombinezon.
 -Yhym. –Spuścił głowę, by wpatrywać się w czubki butów. Jakby one mogły mu w jakikolwiek sposób pomóc...
 -I myślisz, że wtedy będzie ci lepiej?
            Westchnął i spojrzał na Leona. Nie będzie mu lepiej. Nigdy nie będzie, jeżeli mu nie wybaczy; jeżeli nie odzyska jego zaufania. Tylko czy to jeszcze możliwe? Może Lara coś wie? Może Leon jej coś mówił? Łatwiej będzie mu do niego podejść, jeśli będzie wiedział, czy jest jakakolwiek szansa, by Verdas przyjął jego przeprosiny. Odwrócił się do Lary, ale już jej nie było. Był zdany sam na siebie. Pomyślał, że to jedyna okazja, później może już nie być żadnej. Ruszył.
 -Cześć.
Leon spojrzał na niego zaskoczony, a potem wrócił do czyszczenia błotnika.
 -Pomóc ci?
Nadal się nie odzywał, ale rzucił mu czystą szmatkę. To już coś, pomyślał i zabrał się za drugi błotnik.
            Pracowali w ciszy. Diego co chwilę spoglądał na przyjaciela, ale on zdawał się go ignorować. Nie powinno go to dziwić. To on zawinił, nie Leon. Verdas był w tym wszystkim ofiarą. Najbardziej poszkodowanym. Hiszpan nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co chłopak czuł, gdy dowiedział się, że dwie najbliższe mu osoby, zdradziły go. W dodatku w taki sposób.
 -Jak tam nos? –Leon nagle spytał.
 -Zrósł się. –Diego lekko się uśmiechnął.
 -I przyszedłeś tu po to, żebym złamał go jeszcze raz?
            Przyszedł, żeby przeprosić. Był nawet zdolny do tego, żeby błagać go na klęczkach, żeby wybaczył mu ten incydent... Tylko, że tutaj nie chodziło o to, że zniszczył jego ulubioną płytę, książkę, albo zjadł ostatni kawałek ciasta, na które miał straszną ochotę. Pocałował jego dziewczynę. Może nie byłoby to takie straszne, bo przecież mógł się zapomnieć, mogła go ponieść chwila, mogły zaszaleć hormony. Wytłumaczyłby mu wtedy, że dla niego to nic nie znaczyło. Zagalopował się i tyle. Dziewczyna przyjaciela to rzecz święta i w ogóle nawet nie powinien myśleć o jej całowaniu, ale trudno, stało się. Żałuje tego, jak cholera, ale nie cofnie czasu i nie odwróci się od niej we właściwym momencie. Tylko, że on zrobił coś jeszcze gorszego. Zakochał się w niej. Zakochał bez pamięci i nie wyobraża sobie, żeby żyć bez niej.
            To nie było jakieś fatalne zauroczenie w niewłaściwej osobie. Był już z kilkoma dziewczynami, więc wie, jak wyglądają przelotne miłostki. Z Violettą było inaczej. Poczuł coś do niej. Coś głębszego, prawdziwego. Sam do końca nie potrafił tego wytłumaczyć, ale przy niej czuł się szczęśliwy, chociaż z góry wiedział, że ten ich związek, nie będzie mógł się wydarzyć.
            Powinien się bardziej pilnować. Trzymać te swoje uczucia na wodzy. Nie pozwolić im wyleźć na zewnątrz. Nie zrobił tego... I teraz musi za to zapłacić...
 -Zakochałem się w niej –spojrzał na swoje dłonie. Były brudne. Tak samo jak jego dusza. –Nie planowałem tego...
 -Zbyt łatwo jest ją pokochać... –Leon wrzucił brudną szmatkę do wiaderka.
 -Nie chciałem cię zawieść.
 -Wiem.
            To było właśnie najgorsze; Leon wiedział, że Diego nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś, co mogłoby go skrzywdzić. Byli jak bracia, ufali sobie, jeden za drugim w ogień by wskoczył. Dlatego bolało go to jeszcze bardziej. Wiedział, że Hiszpan nie zrobił tego specjalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, ile musiało go kosztować tłumienie w sobie uczucia, którym zapałał do Violetty. W pewnym sensie był pod wrażeniem, że bez mrugnięcia potrafił przyglądać się temu, jak Leon ją całuje, przytula, jak ona mówi mu, że go kocha, jak idą razem trzymając się za ręce. Musiało być mu ciężko, ale to go nie usprawiedliwia.
            Wolałby, żeby to był Tomas, albo nawet Maxi, czy jakiś inny chłopak ze szkoły. Mógł być nawet spoza niej, ale, do cholery, to był Diego! Jego najlepszy przyjaciel.
 -Jest szansa, że mi kiedykolwiek wybaczysz?
 -Nie wiem. –Verdas przetarł dłonią twarz. Diego pokiwał głową. Cenił Leona za szczerość. Nie obiecywał mu, że może, kiedyś w przyszłości, znowu będzie tak jak kiedyś. Nie posłał go również do diabła, chociaż nie winiłby go, gdyby to zrobił.
 -Mam tylko nadzieję, że nie będziesz chciał mi więcej łamać nosa, chociaż na to zasłużyłem –powiedział cicho.
 -Nie chcę ci łamać nosa –podszedł do Diego. –Nie chcę cię nienawidzić, ale... –rozłożył bezradnie ręce.
 -Wiem –Hiszpan poklepał go po ramieniu. –Rozumiem.
            Leon posłał mu słaby uśmiech. Miłość rządzi się własnymi prawami. Nie zwraca uwagę na rozum, który od wieków przegrywa batalię z sercem, przez co człowiek podejmuje złe decyzje. Jest beznadziejne w wyborach... Ale nic nie można z nim zrobić.
 -Kazałem jej wybierać. Powiedziałem, że nie może mieć nas dwóch.
 -Nie wiem, co jest z nią nie tak, że zawsze musi się wahać. –Leon kopnął w oponę. –Przecież nie można kochać dwóch osób naraz!
 -Dlatego pewnie jestem chwilowym kaprysem –Diego uśmiechnął się smutno.
 -Albo ja jestem sentymentem.
            Może oboje powinni ją olać? Skoro jest niezdecydowana, już kolejny raz, to może najlepiej byłoby, gdyby została w końcu sama. Może wtedy by się opamiętała i zrozumiała, że nie można sobie tak pogrywać z uczuciami? Diego na pewno znalazłby sobie dziewczynę, która zasługiwałaby na niego. Jest przystojny, pewny siebie, więc w końcu byłby szczęśliwy. A Leon? Kochał Violettę całym swoim sercem i nie był pewien, czy potrafiłby pokochać kogoś równie mocno.
 -No to co? –Lara pojawiła się jakby z nikąd. –Jemy babeczki na zgodę? –Podsunęła im talerz muffinek pod nosy, ale gdy wyciągnęli po nie ręce, schowała je za plecami.
 -Takimi brudnymi łapami do moich babeczek! Wstydźcie się! –Posłała im karcące spojrzenie. –Do łazienki już!
 -Jesteś niemożliwa. -Leon popatrzył na nią, a uśmiech sam pojawił się na jego twarzy. Nie potrafił być przy niej smutny. Zawsze, gdy ją widział robiło mu się cieplej na sercu.
            Może jednak jest ktoś, kogo mógłby pokochać nawet bardziej?


           

            Który to już dzień zbiera się, żeby jej w końcu wyznać co czuje? Do tej pory zmarnował mnóstwo okazji, by powiedzieć jej, że ją kocha, ale nie do końca była to jego wina. Dziewczyna nie dawała mu dojść do słowa. Cały czas paplała jakieś głupoty, które w ogóle go nie interesowały, ale nie potrafił nią potrzepać i kazać się w końcu zamknąć chociaż na chwilę. Dlatego siedział teraz na kocu w parku i jadł kolejną kanapkę, którą przygotował na piknik, na który ją zaprosił.
            Miało być romantycznie. Wybrał ustronne miejsce w parku. Przyniósł ze sobą mięciutki czerwony kocyk, postarał się nawet o kryształowe kieliszki, z których pili coca-colę. Do małej buteleczki włożył bukiet stokrotek i postawił je na środku. Cieszył się, że w końcu zgodziła się na to spotkanie. Do dzisiaj pamięta, że gdy ostatnim razem chciał ją wziąć na piknik, dowiedział się, że związała się z Rafaelem...
            Od ich pocałunku minęło sporo czasu, ale nie wracali do niego. Miał wrażenie, że Camila boi się tego tematu i robi wszystko, żeby go unikać. Niestety udawało jej się to. Gdy tylko rozmawiała z Sebastianem, zalewała go niepotrzebnymi informacjami, a później musiała już iść, bo umówiła się z Fran, bo obiecała, że pomoże mamie w zakupach, bo musi wykosić trawę, albo posprzątać pokój. Na całe szczęście miała na tyle taktu, żeby nie mówić mu, że idzie na randkę z Rafaelem...
            Byłby skończonym idiotą, gdyby myślał, że ten ich pocałunek sprawi, że ona też go pokocha. Musiał się bardziej postarać, żeby ją zdobyć.
 -Wiedziałeś, że lemury mają w sobie jad? –Ugryzła kawałek jabłka. –A dżdżownice...
 -Cami... –Chwycił ją za nadgarstek. –Możesz na chwile przestać?
 -Nie chcesz ze mną rozmawiać? –Oburzyła się i zaczęła wstawać. –Świetnie.
 -Siadaj... –Pociągnął ją z powrotem. –Przecież nie rozmawiamy już od jakiegoś czasu.
 -Jak to nie? Gadamy ze sobą codziennie!
 -To ty gadasz do mnie.
            Wciągnęła powietrze, a potem głośno je wypuściła i spojrzała gdzieś w bok. Nie dopuszczała go do głosu, bo bała się, że jej powie, że dla niego ten pocałunek nic nie znaczył, że był tylko taki koleżeński. Bała się odrzucenia. Bała się tego, że jeżeli on zobaczy, że ona coś do niego czuje, to ją wyśmieje i zostawi, a to złamałoby jej serce. Wolała, żeby się przyjaźnili, niż to, że mogłaby go stracić na zawsze.
            Poza tym jeszcze nie zerwała z Rafaelem. Miała to zrobić przy najbliższym spotkaniu, ale nie kwapiła się do tego, bo nie miała ochoty go widzieć. Ostatnio zachowywał się jak skończony dupek. Zaczął się do niej dobierać i był przy tym brutalny. Dobrze, że jego mama weszła do pokoju, bo Camila nie wiedziała, czy byłaby na tyle silna, żeby go odepchnąć.
 -Co się dzieje? –Sebastian pogłaskał ją po policzku. –Coś nie tak?
 -Dlaczego?
 -Zawsze jak się martwisz, robi ci się zmarszczka między brwiami. –Palcem wskazującym dotknął tego miejsca.
 -A weź! –Odepchnęła jego rękę i położyła się na plecach. –Nic się nie dzieje. To o czym chcesz gadać?
 -O nas.
            Przełknęła głośno ślinę. Serce zaczęło jej się tłuc w piersi. Zaraz dostanie jakiegoś migotania i umrze. Podniosła się i spojrzała na niego.
 -O nas? –Spytała słabo. –A co jest do gadania o nas? Jesteśmy przyjaciółmi i...
 -Pokochałem cię –zapatrzył się ponad jej ramieniem. –Nie oczekiwałem tego –spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno.
 -Co? –Została z otwartymi ustami. Kochał ją? Tak po prostu ją kochał? Nie mogła w to uwierzyć. Boże... A ona się bała, że nie będzie chciał się z nią zadawać już nigdy więcej. Ależ była głupia!
            Miała ochotę się roześmiać. Śmiałaby się długo, głośno, tak, że wystraszyłaby całą parkową zwierzynę i wszystkich ludzi. Głupia Camila! Głupia, głupia, głupia. Powinna go zapytać prosto z mostu, czy coś do niej czuje, a nie bawić się w jakieś uniki. Przecież to takie nie w jej stylu. Przecież zawsze tak robiła! Niczego nie owijała w bawełnę.
            Spojrzała na Sebastiana i uśmiechnęła się ciepło. Był zdenerwowany, ale nie spuszczał z niej wzroku. Nic dziwnego, że trochę ześwirowała, że straciła swoją pewność siebie. Po raz pierwszy jej na kimś zależało tak na poważnie. Nie chciała tego popsuć.
 -Dlaczego zakochałeś się akurat we mnie?
 -Czy ja wiem? –Wzruszył ramionami. –Może po prostu marzę o tym, żebyś bezustannie paplała mi te pierdoły? –Uśmiechnął się, gdy uderzyła go w ramię.
 -Sebastian!
 -Na początku wydawało mi się, że kocham się w Violi...
 -Jasne... Wszyscy ją kochają –wywróciła oczami.
 -Potem pojawiłaś się ty. Zła jak diabli, bo musiałaś ze mną zatańczyć. –Chwycił ją za dłoń i zaczął bawić się jej palcami. –Z tym brzydkim okularnikiem.
 -Ja... –Spuściła głowę ze wstydem.
 -Hej –uniósł jej podbródek, zmuszając, żeby spojrzała mu w oczy. –Ja rozumiem.
            Naprawdę to rozumiał. Wiedział, że należeli do dwóch różnych światów. Camila nieznacznie uśmiechnęła się do niego.
 -No i trochę na siłę mnie zmieniłaś –zaśmiał się. –Ubrałaś w te koszule...
 -Ale i tak nie wyrzuciłeś swetrów!
 -Nie wyrzuciłem –pocałował wnętrze jej dłoni. –Ale zrezygnowałem z okularów i obciąłem włosy. No i mogłaś na tym skończyć. Mogłaś po prostu sobie odejść, po tym jak Gregorio wystawił nam ocenę, ale ty zostałaś –ścisnął jej dłoń. –Może zbliżyłaś się do mnie, bo zostałaś do tego zmuszona, ale zostałaś bo chciałaś. Nie mogłem się w tobie nie zakochać.
            Miała ochotę rzucić się na jego szyję i zacząć całować. Zacałowałaby go na śmierć, tak bardzo czuła się szczęśliwa. Kto by pomyślał, że to brzydkie kaczątko, które za jej sprawą zamieniło się w pięknego łabędzia, skradnie jej serce. Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła za koszulę, żeby przyciągnąć go do siebie, ale zadzwonił jej telefon.
 -To Rafael –zmarszczyła brwi. –Muszę iść. –Wstała pospiesznie.
 -Jak to musisz? –Sebastian stanął obok niej i chwycił za ramiona. –Teraz idziesz? W takim momencie? –Patrzył na nią z niedowierzaniem.
 -Muszę coś z nim załatwić. Im wcześniej to zrobię tym lepiej. Wrócimy do tej rozmowy –stanęła na palcach i musnęła jego usta. –Obiecuję.
            Pokręcił tylko głową, gdy odwróciła się na pięcie i zaczął wkładać resztę kanapek i kieliszki do koszyka.


            Czy to grzech być szczęśliwym? Bo jeżeli tak, to ona pójdzie do piekła, ale nie żałowała tego. Mogłaby się cały czas śmiać, tańczyć, śpiewać. Nawet w domu wszyscy zauważyli jej zmianę. Nie siedziała już zamknięta w pokoju i nie czytała tych swoich książek. Częściej krzątała się w kuchni, piekła coś, przytulała się do taty, całowała w policzek mamę, nawet z siostrą zaczęła się droczyć. I pomyśleć, że to dzięki jednemu chłopakowi, jej świat nabrał barw i wszystko wyglądało dużo lepiej. Wystarczyło, że powiedział jej, że chce spróbować. Niby nic, dwa małe słówka, zlepek literek, a doskonale wpasowały się w to puste miejsce w jej sercu i wypełniły je.
            To tak jakby w końcu odnalazła zagubiony element układanki, nad którą pracowała całymi latami, i w końcu ułożyła ją. W końcu powstało jej szczęście i za nic nie chciała go wypuścić.
 -Zaraz zacznę rzygać tęczą... –Lenka zaczęła udawać, że ma torsje.
 -Zazdrościsz! –Natalia roześmiała się i zmierzwiła siostrze włosy.
 -Pff... Proszę cię –wstała od stołu i wsadziła brudny talerzyk do zlewu. –Ta ślicznotka –wskazała na siebie. –Nie potrzebuje bestii.
 -Kiedyś, ktoś cię ujarzmi, mała. –Brunetka pocałowała ją w czubek głowy.
 -Niech tylko spróbuje!
            Natalia z uśmiechem weszła do Studio, rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu Maxiego, ale nigdzie go nie widziała. To dziwne, zmarszczyła brwi. Jeżeli nie dał rady przyjść po nią do domu, to zawsze czekał na nią przy wejściu. Może poszedł do łazienki? Trudno, znajdzie go później. W końcu nie jest do niej przywiązany. Nie musi za nią łazić, jak cień. Nie chciała go na wyłączność. Wiedziała, że potrzebuje czasu dla siebie, dla kolegów, dla taty. Nie należała do zazdrośnic. Poza tym układało im się wspaniale. Nie mogła sobie lepiej wymarzyć ich związku.
            Nauczył ją poopingu, więc musiała przyznać, że jest mistrzem tańca. Zabierał ją do kina, na hot-dogi, na huśtawki. Co chwile skradał jej buziaki, albo obejmował. Chodził z nią za rękę i co chwile ściskał ją mocniej, jakby chciał się upewnić, że nadal z nim jest. Był taki uroczy. Co prawda nie powiedział jej jeszcze, że ją kocha, ale to tylko kwestia czasu. Czuła to.
 -Cześć piękna! –Ludmiła ucałowała ją w policzek. –Muszę powiedzieć, że ta cała miłość ci służy. Promieniejesz.
 -Teraz to w moim blasku ludzie będą się opalać. –Hiszpanka mrugnęła do przyjaciółki.
 -I dobrze –blondynka uśmiechnęła się do niej.
            Cieszyła się, że Natalii się układa i mimo że nie ufała Maxiemu, to widziała, że dzięki niemu dziewczyna jest naprawdę szczęśliwa. Dobrze, że chociaż ona...
 -Stało się coś? –Natalia ścisnęła Ludmiłę za ramię. –Pokłóciłaś się z Fede?
 -Nie...
 -Z rodzicami?
Ludmiła wzruszyła ramionami. Bo to pierwszy raz? Ostatnio nie było dnia, żeby na nią nie krzyczeli. Zazwyczaj po prostu wychodziła, trzaskała drzwiami i zamykała się w swoim pokoju, ale wczoraj nie wytrzymała. Wydarli się na nią, bo Antonio zadzwonił do nich i powiedział, że może jakoś wpłynął na córkę, bo w ogóle nie przykłada się do prób, a występ jest już lada moment i jeżeli dalej będzie się tak zachowywać, to Studio polegnie i wszystko będzie jej winą.
Na początku byli źli, bo im nie powiedziała, że dostała główny wokal i tak odpowiedzialne zadanie. Wykrzyczała im, że byli tak zajęci Vivianką, że nie chciała im w tym przeszkadzać, czymś tak nieistotnym. W końcu nie obchodziło ich to, co się dzieje w życiu ich młodszej córki. Zdenerwowała ich jeszcze bardziej. Powiedzieli, że jest nieodpowiedzialna, że nie potrafi wykorzystać szansy, która może się już nigdy nie zdarzyć i jeżeli zawiedzie Antonia i całą szkołę, to pożałuje.
 -Spytałam się ich, czy mnie wydziedziczą, czy wyrzucą z domu –prychnęła. –Oni nawet nie wiedzą, jak bardzo się staram to dobrze zaśpiewać. Po prostu obecność Federico... –westchnęła. –To nie jest dla mnie łatwe... –pokręciła głową. –Jak mają mnie zrozumieć, skoro nawet nie zauważyli, że się z nim spotykałam, że z nim zerwałam i że tak bardzo to przeżyłam...
            Natalia popatrzyła na nią smutno. Było jej żal Ludmiły. Fakt, że w szkole była uważana za tą złą, ale wcale taka nie była. Wystarczyło ją poznać, dać jej szansę. To jej najbliżsi byli źli. To przez nich musiała być nieczuła, opryskliwa. Wszystko po to, żeby jakoś się obronić przed cierpieniem. Prawda była taka, że Ferro należało podziwiać za to, że radzi sobie ze wszystkim, może czasami nieudolnie, może nie zawsze w sposób właściwy, ale radzi sobie. Patrząc na nią nikt nie zgadłby, jak bardzo połamane ma to serduszko, które pragnęło tylko jednego; żeby ktoś w końcu je pokochał. Pokochał prawdziwie, do szaleństwa. Pokochał mimo tych wszystkich skaz, zadrapań, mroku...
            I to mógł być tylko on.
 -Cześć. –Federico uśmiechnął się nieśmiało do Ludmiły. –Możemy porozmawiać? –Spojrzał znacząco na Naty.
 -Pójdę poszukać Ma...
 -Nigdzie nie pójdziesz! –Ludmiła chwyciła ją za rękaw. –Nie mam przed nią tajemnic.
 -Dobrze –westchnął i przejechał ręką po włosach. –Trochę nam nie wychodzą te próby...
 -Trochę? –Parsknęła Natalia. –Przepraszam... –Dodała szybko, gdy Federico spiorunował ją wzrokiem.
 -Powinniśmy, dla dobra Studio oczywiście, jakoś dojść do porozumienia. Wiem, że mnie nienawidzisz... –zauważył, że skrzywiła się, słysząc to słowo -...ale może mogłabyś na chwilę o tym zapomnieć?
 -Nie nienawidzę cię... –szepnęła. –Po prostu mnie wkurzasz –założyła włosy za ucho.
 -W takim razie...
 -Hej, Feder! –Ally podeszła do nich i uczepiła się ramienia Włocha.
            Ludmiła natychmiast zesztywniała. Popatrzyła na dziewczynę nienawistnym wzrokiem i już miała odejść, ale Federico zrobił coś, czego się po nim nie spodziewała.
 -Nie teraz, Ally. Nie widzisz, że rozmawiam z Ludmiłą?
 -Ale...
 -Możesz nas zostawić samych? –Spojrzał niecierpliwie na Ally.
Ferro uśmiechnęła się półgębkiem i popatrzyła na dziewczynę z wyższością. Widać było, że cała się gotuje w środku, ale uśmiechnęła się i odeszła. Ludmiła przygryzła wargę, żeby nie uśmiechnąć się jeszcze szerzej.
 -Przepraszam za nią –Federico zwrócił się do niej. –Wiem, że cię drażni, ale nie mam wpływu na jej zachowanie.
 -Nic się nie stało. –Lu zerknęła na Naty, która uniosła brew i puściła jej oczko, uśmiechając się przy tym, jak kot, któremu dostało się najlepsze mleczko.
 -Biorę sobie Naty za świadka i obiecuję ci, że postaram się ciebie nie wkurzać przez następne dni –wyciągnął do niej dłoń. Ludmiła spojrzała na nią, a potem w jego oczy.
 -Zgoda.
            Znowu poczuła te iskry, które przeszły przez jej palce, gdy go dotknęła. Odwzajemniła uśmiech, który jej posłał i odwróciła się do Natalii, gdy już zniknął im z pola widzenia. Hiszpanka już miała jej powiedzieć, że czuje, że jeszcze się zejdą, ale poczuła w kieszeni wibracje swojej komórki. Szybko ją wyciągnęła i uśmiechnęła się promiennie.
 -Maxi...
 -I co pisze? Że cię kocha? Że tęskni? –Ludmiła roześmiała się serdecznie, gdy jej przyjaciółka słodko się zarumieniła.
 -Pisze, że... –Natalia szybko przebiegła wzrokiem po literkach i zmarszczyła brwi. –Pisze, że... –pobladła, a uśmiech zniknął jej z twarzy -...że było miło, ale zrywa ze mną. –Spojrzała, nic nie rozumiejąc, na Ferro.
 -Coś ci się musiało popierniczyć –blondynka wyrwała jej telefon. –To chyba jakiś żart! Mało śmieszny...
            Natalia osunęła się na podłogę. Gdzieś w środku bała się, że tak będzie; że ten cios spadnie na nią prędzej, czy później. Wierzyła jednak, że zdoła się jakoś przed nim uchronić... Zapomniała jednak trzymać gardę.

1 komentarz: