Buenos dias, Buenos Aires.
Jaki jest najłatwiejszy
sposób, żeby nie myśleć o swoich problemach? Oczywiście, że trzeba po prostu
skupić się na kimś innym, dlatego w StudioOnBeat! nie mówi się o jego końcu,
który zbliża się nieubłaganie, ale o czymś zupełnie innym.
Na piedestale są dwa tematy
przewodnie. Pierwszy z nich to oczywiście nasz uroczy trójkącik L-V-D. Co
nowego u nich? V. co rusz przygryza wargę i zerka to w lewo, to w prawo, raz na
L. raz na D, potem wzdycha i łapie się za głowę. Ależ to serce potrafi być
niezdecydowane! Aż jest mi jej żal. Może byśmy jej pomogli co? Kogo ma wybrać? Księcia,
który z uwielbieniem śpiewa jej serenady pod balkonem, czy Czarnego
Rycerza, który szturmem wpada w jej życie?
Drugim tematem jest wielka
miłość Mx. nie można tego inaczej nazwać, bo jest już z N. ponad tydzień! Toż to nowy rekord!
BRAWA! Jestem pod ogromnym wrażeniem, czyżby w końcu dopadła go strzała Amora?
A może zapomniał wyrwać
kolejną kartkę z kalendarza?
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Był
na torze. Czyścił swój motor. Jeszcze nie wiedział, co mu powie, ale nie mógł
dłużej znieść tej beznadziejnej sytuacji między nimi. Zacisnął usta w wąską
linię. Pięknie wszystko spieprzył. Pokręcił głową. Chciał się wycofać, ale
wpadł na Larę.
-Uciekasz? –Spytała, wycierając ręce w kombinezon.
-Yhym. –Spuścił głowę, by wpatrywać się w czubki butów. Jakby one
mogły mu w jakikolwiek sposób pomóc...
-I myślisz, że wtedy będzie ci lepiej?
Westchnął
i spojrzał na Leona. Nie będzie mu lepiej. Nigdy nie będzie, jeżeli mu nie
wybaczy; jeżeli nie odzyska jego zaufania. Tylko czy to jeszcze możliwe? Może
Lara coś wie? Może Leon jej coś mówił? Łatwiej będzie mu do niego podejść,
jeśli będzie wiedział, czy jest jakakolwiek szansa, by Verdas przyjął jego
przeprosiny. Odwrócił się do Lary, ale już jej nie było. Był zdany sam na
siebie. Pomyślał, że to jedyna okazja, później może już nie być żadnej. Ruszył.
-Cześć.
Leon spojrzał na niego
zaskoczony, a potem wrócił do czyszczenia błotnika.
-Pomóc ci?
Nadal się nie odzywał, ale rzucił
mu czystą szmatkę. To już coś, pomyślał i zabrał się za drugi błotnik.
Pracowali
w ciszy. Diego co chwilę spoglądał na przyjaciela, ale on zdawał się go
ignorować. Nie powinno go to dziwić. To on zawinił, nie Leon. Verdas był w tym
wszystkim ofiarą. Najbardziej poszkodowanym. Hiszpan nie potrafił sobie nawet
wyobrazić, co chłopak czuł, gdy dowiedział się, że dwie najbliższe mu osoby,
zdradziły go. W dodatku w taki sposób.
-Jak tam nos? –Leon nagle spytał.
-Zrósł się. –Diego lekko się uśmiechnął.
-I przyszedłeś tu po to, żebym złamał go jeszcze raz?
Przyszedł,
żeby przeprosić. Był nawet zdolny do tego, żeby błagać go na klęczkach, żeby
wybaczył mu ten incydent... Tylko, że tutaj nie chodziło o to, że zniszczył
jego ulubioną płytę, książkę, albo zjadł ostatni kawałek ciasta, na które miał
straszną ochotę. Pocałował jego dziewczynę. Może nie byłoby to takie straszne,
bo przecież mógł się zapomnieć, mogła go ponieść chwila, mogły zaszaleć
hormony. Wytłumaczyłby mu wtedy, że dla niego to nic nie znaczyło. Zagalopował
się i tyle. Dziewczyna przyjaciela to rzecz święta i w ogóle nawet nie powinien
myśleć o jej całowaniu, ale trudno, stało się. Żałuje tego, jak cholera, ale
nie cofnie czasu i nie odwróci się od niej we właściwym momencie. Tylko, że on
zrobił coś jeszcze gorszego. Zakochał się w niej. Zakochał bez pamięci i nie
wyobraża sobie, żeby żyć bez niej.
To
nie było jakieś fatalne zauroczenie w niewłaściwej osobie. Był już z kilkoma
dziewczynami, więc wie, jak wyglądają przelotne miłostki. Z Violettą było
inaczej. Poczuł coś do niej. Coś głębszego, prawdziwego. Sam do końca nie
potrafił tego wytłumaczyć, ale przy niej czuł się szczęśliwy, chociaż z góry
wiedział, że ten ich związek, nie będzie mógł się wydarzyć.
Powinien
się bardziej pilnować. Trzymać te swoje uczucia na wodzy. Nie pozwolić im
wyleźć na zewnątrz. Nie zrobił tego... I teraz musi za to zapłacić...
-Zakochałem się w niej –spojrzał na swoje dłonie. Były brudne. Tak
samo jak jego dusza. –Nie planowałem tego...
-Zbyt łatwo jest ją pokochać... –Leon wrzucił brudną szmatkę do
wiaderka.
-Nie chciałem cię zawieść.
-Wiem.
To
było właśnie najgorsze; Leon wiedział, że Diego nigdy w życiu nie zrobiłby
czegoś, co mogłoby go skrzywdzić. Byli jak bracia, ufali sobie, jeden za drugim
w ogień by wskoczył. Dlatego bolało go to jeszcze bardziej. Wiedział, że
Hiszpan nie zrobił tego specjalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, ile musiało go
kosztować tłumienie w sobie uczucia, którym zapałał do Violetty. W pewnym
sensie był pod wrażeniem, że bez mrugnięcia potrafił przyglądać się temu, jak
Leon ją całuje, przytula, jak ona mówi mu, że go kocha, jak idą razem trzymając
się za ręce. Musiało być mu ciężko, ale to go nie usprawiedliwia.
Wolałby,
żeby to był Tomas, albo nawet Maxi, czy jakiś inny chłopak ze szkoły. Mógł być
nawet spoza niej, ale, do cholery, to był Diego! Jego najlepszy przyjaciel.
-Jest szansa, że mi kiedykolwiek wybaczysz?
-Nie wiem. –Verdas przetarł dłonią twarz. Diego pokiwał głową.
Cenił Leona za szczerość. Nie obiecywał mu, że może, kiedyś w przyszłości,
znowu będzie tak jak kiedyś. Nie posłał go również do diabła, chociaż nie winiłby
go, gdyby to zrobił.
-Mam tylko nadzieję, że nie będziesz chciał mi więcej łamać nosa,
chociaż na to zasłużyłem –powiedział cicho.
-Nie chcę ci łamać nosa –podszedł do Diego. –Nie chcę cię
nienawidzić, ale... –rozłożył bezradnie ręce.
-Wiem –Hiszpan poklepał go po ramieniu. –Rozumiem.
Leon
posłał mu słaby uśmiech. Miłość rządzi się własnymi prawami. Nie zwraca uwagę
na rozum, który od wieków przegrywa batalię z sercem, przez co człowiek
podejmuje złe decyzje. Jest beznadziejne w wyborach... Ale nic nie można z nim
zrobić.
-Kazałem jej wybierać. Powiedziałem, że nie może mieć nas dwóch.
-Nie wiem, co jest z nią nie tak, że zawsze musi się wahać. –Leon
kopnął w oponę. –Przecież nie można kochać dwóch osób naraz!
-Dlatego pewnie jestem chwilowym kaprysem –Diego uśmiechnął się
smutno.
-Albo ja jestem sentymentem.
Może
oboje powinni ją olać? Skoro jest niezdecydowana, już kolejny raz, to może
najlepiej byłoby, gdyby została w końcu sama. Może wtedy by się opamiętała i
zrozumiała, że nie można sobie tak pogrywać z uczuciami? Diego na pewno
znalazłby sobie dziewczynę, która zasługiwałaby na niego. Jest przystojny,
pewny siebie, więc w końcu byłby szczęśliwy. A Leon? Kochał Violettę całym
swoim sercem i nie był pewien, czy potrafiłby pokochać kogoś równie mocno.
-No to co? –Lara pojawiła się jakby z nikąd. –Jemy babeczki na
zgodę? –Podsunęła im talerz muffinek pod nosy, ale gdy wyciągnęli po nie ręce,
schowała je za plecami.
-Takimi brudnymi łapami do moich babeczek! Wstydźcie się! –Posłała
im karcące spojrzenie. –Do łazienki już!
-Jesteś niemożliwa. -Leon popatrzył na nią, a uśmiech sam pojawił
się na jego twarzy. Nie potrafił być przy niej smutny. Zawsze, gdy ją widział
robiło mu się cieplej na sercu.
Może
jednak jest ktoś, kogo mógłby pokochać nawet bardziej?
Który
to już dzień zbiera się, żeby jej w końcu wyznać co czuje? Do tej pory
zmarnował mnóstwo okazji, by powiedzieć jej, że ją kocha, ale nie do końca była
to jego wina. Dziewczyna nie dawała mu dojść do słowa. Cały czas paplała jakieś
głupoty, które w ogóle go nie interesowały, ale nie potrafił nią potrzepać
i kazać się w końcu zamknąć chociaż na chwilę. Dlatego siedział teraz na kocu w
parku i jadł kolejną kanapkę, którą przygotował na piknik, na który ją
zaprosił.
Miało
być romantycznie. Wybrał ustronne miejsce w parku. Przyniósł ze sobą mięciutki
czerwony kocyk, postarał się nawet o kryształowe kieliszki, z których pili
coca-colę. Do małej buteleczki włożył bukiet stokrotek i postawił je na środku.
Cieszył się, że w końcu zgodziła się na to spotkanie. Do dzisiaj pamięta, że
gdy ostatnim razem chciał ją wziąć na piknik, dowiedział się, że związała się z
Rafaelem...
Od
ich pocałunku minęło sporo czasu, ale nie wracali do niego. Miał wrażenie, że
Camila boi się tego tematu i robi wszystko, żeby go unikać. Niestety udawało
jej się to. Gdy tylko rozmawiała z Sebastianem, zalewała go niepotrzebnymi
informacjami, a później musiała już iść, bo umówiła się z Fran, bo obiecała, że
pomoże mamie w zakupach, bo musi wykosić trawę, albo posprzątać pokój. Na całe
szczęście miała na tyle taktu, żeby nie mówić mu, że idzie na randkę z
Rafaelem...
Byłby
skończonym idiotą, gdyby myślał, że ten ich pocałunek sprawi, że ona też go
pokocha. Musiał się bardziej postarać, żeby ją zdobyć.
-Wiedziałeś, że lemury mają w sobie jad? –Ugryzła kawałek jabłka.
–A dżdżownice...
-Cami... –Chwycił ją za nadgarstek. –Możesz na chwile przestać?
-Nie chcesz ze mną rozmawiać? –Oburzyła się i zaczęła wstawać.
–Świetnie.
-Siadaj... –Pociągnął ją z powrotem. –Przecież nie rozmawiamy już
od jakiegoś czasu.
-Jak to nie? Gadamy ze sobą codziennie!
-To ty gadasz do mnie.
Wciągnęła
powietrze, a potem głośno je wypuściła i spojrzała gdzieś w bok. Nie
dopuszczała go do głosu, bo bała się, że jej powie, że dla niego ten pocałunek
nic nie znaczył, że był tylko taki koleżeński. Bała się odrzucenia. Bała się
tego, że jeżeli on zobaczy, że ona coś do niego czuje, to ją wyśmieje i
zostawi, a to złamałoby jej serce. Wolała, żeby się przyjaźnili, niż to, że
mogłaby go stracić na zawsze.
Poza
tym jeszcze nie zerwała z Rafaelem. Miała to zrobić przy najbliższym spotkaniu,
ale nie kwapiła się do tego, bo nie miała ochoty go widzieć. Ostatnio
zachowywał się jak skończony dupek. Zaczął się do niej dobierać i był przy tym
brutalny. Dobrze, że jego mama weszła do pokoju, bo Camila nie wiedziała, czy
byłaby na tyle silna, żeby go odepchnąć.
-Co się dzieje? –Sebastian pogłaskał ją po policzku. –Coś nie tak?
-Dlaczego?
-Zawsze jak się martwisz, robi ci się zmarszczka między brwiami.
–Palcem wskazującym dotknął tego miejsca.
-A weź! –Odepchnęła jego rękę i położyła się na plecach. –Nic się
nie dzieje. To o czym chcesz gadać?
-O nas.
Przełknęła
głośno ślinę. Serce zaczęło jej się tłuc w piersi. Zaraz dostanie jakiegoś
migotania i umrze. Podniosła się i spojrzała na niego.
-O nas? –Spytała słabo. –A co jest do gadania o nas? Jesteśmy
przyjaciółmi i...
-Pokochałem cię –zapatrzył się ponad jej ramieniem. –Nie
oczekiwałem tego –spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno.
-Co? –Została z otwartymi ustami. Kochał ją? Tak po prostu ją
kochał? Nie mogła w to uwierzyć. Boże... A ona się bała, że nie będzie chciał
się z nią zadawać już nigdy więcej. Ależ była głupia!
Miała
ochotę się roześmiać. Śmiałaby się długo, głośno, tak, że wystraszyłaby całą
parkową zwierzynę i wszystkich ludzi. Głupia Camila! Głupia, głupia, głupia.
Powinna go zapytać prosto z mostu, czy coś do niej czuje, a nie bawić się w
jakieś uniki. Przecież to takie nie w jej stylu. Przecież zawsze tak robiła!
Niczego nie owijała w bawełnę.
Spojrzała
na Sebastiana i uśmiechnęła się ciepło. Był zdenerwowany, ale nie spuszczał z
niej wzroku. Nic dziwnego, że trochę ześwirowała, że straciła swoją pewność
siebie. Po raz pierwszy jej na kimś zależało tak na poważnie. Nie chciała tego
popsuć.
-Dlaczego zakochałeś się akurat we mnie?
-Czy ja wiem? –Wzruszył ramionami. –Może po prostu marzę o tym,
żebyś bezustannie paplała mi te pierdoły? –Uśmiechnął się, gdy uderzyła go w
ramię.
-Sebastian!
-Na początku wydawało mi się, że kocham się w Violi...
-Jasne... Wszyscy ją kochają –wywróciła oczami.
-Potem pojawiłaś się ty. Zła jak diabli, bo musiałaś ze mną
zatańczyć. –Chwycił ją za dłoń i zaczął bawić się jej palcami. –Z tym brzydkim
okularnikiem.
-Ja... –Spuściła głowę ze wstydem.
-Hej –uniósł jej podbródek, zmuszając, żeby spojrzała mu w oczy.
–Ja rozumiem.
Naprawdę
to rozumiał. Wiedział, że należeli do dwóch różnych światów. Camila nieznacznie
uśmiechnęła się do niego.
-No i trochę na siłę mnie zmieniłaś –zaśmiał się. –Ubrałaś w te
koszule...
-Ale i tak nie wyrzuciłeś swetrów!
-Nie wyrzuciłem –pocałował wnętrze jej dłoni. –Ale zrezygnowałem z
okularów i obciąłem włosy. No i mogłaś na tym skończyć. Mogłaś po prostu sobie
odejść, po tym jak Gregorio wystawił nam ocenę, ale ty zostałaś –ścisnął jej
dłoń. –Może zbliżyłaś się do mnie, bo zostałaś do tego zmuszona, ale zostałaś
bo chciałaś. Nie mogłem się w tobie nie zakochać.
Miała
ochotę rzucić się na jego szyję i zacząć całować. Zacałowałaby go na śmierć,
tak bardzo czuła się szczęśliwa. Kto by pomyślał, że to brzydkie kaczątko,
które za jej sprawą zamieniło się w pięknego łabędzia, skradnie jej serce.
Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła za koszulę, żeby przyciągnąć go do siebie,
ale zadzwonił jej telefon.
-To Rafael –zmarszczyła brwi. –Muszę iść. –Wstała pospiesznie.
-Jak to musisz? –Sebastian stanął obok niej i chwycił za ramiona.
–Teraz idziesz? W takim momencie? –Patrzył na nią z niedowierzaniem.
-Muszę coś z nim załatwić. Im wcześniej to zrobię tym lepiej.
Wrócimy do tej rozmowy –stanęła na palcach i musnęła jego usta. –Obiecuję.
Pokręcił
tylko głową, gdy odwróciła się na pięcie i zaczął wkładać resztę kanapek
i kieliszki do koszyka.
Czy
to grzech być szczęśliwym? Bo jeżeli tak, to ona pójdzie do piekła, ale nie
żałowała tego. Mogłaby się cały czas śmiać, tańczyć, śpiewać. Nawet w domu
wszyscy zauważyli jej zmianę. Nie siedziała już zamknięta w pokoju i nie
czytała tych swoich książek. Częściej krzątała się w kuchni, piekła coś,
przytulała się do taty, całowała w policzek mamę, nawet z siostrą zaczęła się
droczyć. I pomyśleć, że to dzięki jednemu chłopakowi, jej świat nabrał barw i
wszystko wyglądało dużo lepiej. Wystarczyło, że powiedział jej, że chce
spróbować. Niby nic, dwa małe słówka, zlepek literek, a doskonale wpasowały się
w to puste miejsce w jej sercu i wypełniły je.
To
tak jakby w końcu odnalazła zagubiony element układanki, nad którą pracowała
całymi latami, i w końcu ułożyła ją. W końcu powstało jej szczęście i za nic
nie chciała go wypuścić.
-Zaraz zacznę rzygać tęczą... –Lenka zaczęła udawać, że ma torsje.
-Zazdrościsz! –Natalia roześmiała się i zmierzwiła siostrze włosy.
-Pff... Proszę cię –wstała od stołu i wsadziła brudny talerzyk do
zlewu. –Ta ślicznotka –wskazała na siebie. –Nie potrzebuje bestii.
-Kiedyś, ktoś cię ujarzmi, mała. –Brunetka pocałowała ją w czubek
głowy.
-Niech tylko spróbuje!
Natalia
z uśmiechem weszła do Studio, rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu
Maxiego, ale nigdzie go nie widziała. To dziwne, zmarszczyła brwi.
Jeżeli nie dał rady przyjść po nią do domu, to zawsze czekał na nią przy
wejściu. Może poszedł do łazienki? Trudno, znajdzie go później. W końcu nie
jest do niej przywiązany. Nie musi za nią łazić, jak cień. Nie chciała go na
wyłączność. Wiedziała, że potrzebuje czasu dla siebie, dla kolegów, dla taty.
Nie należała do zazdrośnic. Poza tym układało im się wspaniale. Nie mogła sobie
lepiej wymarzyć ich związku.
Nauczył
ją poopingu, więc musiała przyznać, że jest mistrzem tańca. Zabierał ją
do kina, na hot-dogi, na huśtawki. Co chwile skradał jej buziaki, albo
obejmował. Chodził z nią za rękę i co chwile ściskał ją mocniej, jakby chciał
się upewnić, że nadal z nim jest. Był taki uroczy. Co prawda nie powiedział jej
jeszcze, że ją kocha, ale to tylko kwestia czasu. Czuła to.
-Cześć piękna! –Ludmiła ucałowała ją w policzek. –Muszę
powiedzieć, że ta cała miłość ci służy. Promieniejesz.
-Teraz to w moim blasku ludzie będą się opalać. –Hiszpanka
mrugnęła do przyjaciółki.
-I dobrze –blondynka uśmiechnęła się do niej.
Cieszyła
się, że Natalii się układa i mimo że nie ufała Maxiemu, to widziała, że dzięki
niemu dziewczyna jest naprawdę szczęśliwa. Dobrze, że chociaż ona...
-Stało się coś? –Natalia ścisnęła Ludmiłę za ramię. –Pokłóciłaś
się z Fede?
-Nie...
-Z rodzicami?
Ludmiła
wzruszyła ramionami. Bo to pierwszy raz? Ostatnio nie było dnia, żeby na nią
nie krzyczeli. Zazwyczaj po prostu wychodziła, trzaskała drzwiami i zamykała
się w swoim pokoju, ale wczoraj nie wytrzymała. Wydarli się na nią, bo Antonio
zadzwonił do nich i powiedział, że może jakoś wpłynął na córkę, bo w ogóle nie
przykłada się do prób, a występ jest już lada moment i jeżeli dalej będzie się
tak zachowywać, to Studio polegnie i wszystko będzie jej winą.
Na początku
byli źli, bo im nie powiedziała, że dostała główny wokal i tak odpowiedzialne
zadanie. Wykrzyczała im, że byli tak zajęci Vivianką, że nie chciała im w tym
przeszkadzać, czymś tak nieistotnym. W końcu nie obchodziło ich to, co się
dzieje w życiu ich młodszej córki. Zdenerwowała ich jeszcze bardziej.
Powiedzieli, że jest nieodpowiedzialna, że nie potrafi wykorzystać szansy,
która może się już nigdy nie zdarzyć i jeżeli zawiedzie Antonia i całą szkołę,
to pożałuje.
-Spytałam się ich, czy mnie wydziedziczą, czy wyrzucą z domu
–prychnęła. –Oni nawet nie wiedzą, jak bardzo się staram to dobrze zaśpiewać.
Po prostu obecność Federico... –westchnęła. –To nie jest dla mnie łatwe...
–pokręciła głową. –Jak mają mnie zrozumieć, skoro nawet nie zauważyli, że się z
nim spotykałam, że z nim zerwałam i że tak bardzo to przeżyłam...
Natalia
popatrzyła na nią smutno. Było jej żal Ludmiły. Fakt, że w szkole była uważana
za tą złą, ale wcale taka nie była. Wystarczyło ją poznać, dać jej szansę. To
jej najbliżsi byli źli. To przez nich musiała być nieczuła, opryskliwa.
Wszystko po to, żeby jakoś się obronić przed cierpieniem. Prawda była taka, że
Ferro należało podziwiać za to, że radzi sobie ze wszystkim, może czasami
nieudolnie, może nie zawsze w sposób właściwy, ale radzi sobie. Patrząc na nią
nikt nie zgadłby, jak bardzo połamane ma to serduszko, które pragnęło tylko
jednego; żeby ktoś w końcu je pokochał. Pokochał prawdziwie, do szaleństwa.
Pokochał mimo tych wszystkich skaz, zadrapań, mroku...
I
to mógł być tylko on.
-Cześć. –Federico uśmiechnął się nieśmiało do Ludmiły. –Możemy
porozmawiać? –Spojrzał znacząco na Naty.
-Pójdę poszukać Ma...
-Nigdzie nie pójdziesz! –Ludmiła chwyciła ją za rękaw. –Nie mam
przed nią tajemnic.
-Dobrze –westchnął i przejechał ręką po włosach. –Trochę nam nie
wychodzą te próby...
-Trochę? –Parsknęła Natalia. –Przepraszam... –Dodała szybko, gdy
Federico spiorunował ją wzrokiem.
-Powinniśmy, dla dobra Studio oczywiście, jakoś dojść do
porozumienia. Wiem, że mnie nienawidzisz... –zauważył, że skrzywiła się,
słysząc to słowo -...ale może mogłabyś na chwilę o tym zapomnieć?
-Nie nienawidzę cię... –szepnęła. –Po prostu mnie wkurzasz
–założyła włosy za ucho.
-W takim razie...
-Hej, Feder! –Ally podeszła do nich i uczepiła się ramienia
Włocha.
Ludmiła
natychmiast zesztywniała. Popatrzyła na dziewczynę nienawistnym wzrokiem i już
miała odejść, ale Federico zrobił coś, czego się po nim nie spodziewała.
-Nie teraz, Ally. Nie widzisz, że rozmawiam z Ludmiłą?
-Ale...
-Możesz nas zostawić samych? –Spojrzał niecierpliwie na Ally.
Ferro uśmiechnęła się półgębkiem
i popatrzyła na dziewczynę z wyższością. Widać było, że cała się gotuje w
środku, ale uśmiechnęła się i odeszła. Ludmiła przygryzła wargę, żeby nie
uśmiechnąć się jeszcze szerzej.
-Przepraszam za nią –Federico zwrócił się do niej. –Wiem, że cię
drażni, ale nie mam wpływu na jej zachowanie.
-Nic się nie stało. –Lu zerknęła na Naty, która uniosła brew i
puściła jej oczko, uśmiechając się przy tym, jak kot, któremu dostało się
najlepsze mleczko.
-Biorę sobie Naty za świadka i obiecuję ci, że postaram się ciebie
nie wkurzać przez następne dni –wyciągnął do niej dłoń. Ludmiła spojrzała na
nią, a potem w jego oczy.
-Zgoda.
Znowu
poczuła te iskry, które przeszły przez jej palce, gdy go dotknęła. Odwzajemniła
uśmiech, który jej posłał i odwróciła się do Natalii, gdy już zniknął im z pola
widzenia. Hiszpanka już miała jej powiedzieć, że czuje, że jeszcze się zejdą,
ale poczuła w kieszeni wibracje swojej komórki. Szybko ją wyciągnęła i
uśmiechnęła się promiennie.
-Maxi...
-I co pisze? Że cię kocha? Że tęskni? –Ludmiła roześmiała się
serdecznie, gdy jej przyjaciółka słodko się zarumieniła.
-Pisze, że... –Natalia szybko przebiegła wzrokiem po literkach i
zmarszczyła brwi. –Pisze, że... –pobladła, a uśmiech zniknął jej z twarzy
-...że było miło, ale zrywa ze mną. –Spojrzała, nic nie rozumiejąc, na Ferro.
-Coś ci się musiało popierniczyć –blondynka wyrwała jej telefon.
–To chyba jakiś żart! Mało śmieszny...
Natalia
osunęła się na podłogę. Gdzieś w środku bała się, że tak będzie; że ten cios
spadnie na nią prędzej, czy później. Wierzyła jednak, że zdoła się jakoś przed
nim uchronić... Zapomniała jednak trzymać gardę.
To jak piszesz jest niesamowite ♡
OdpowiedzUsuń