sobota, 18 kwietnia 2015

22.


Buenos dias, Buenos Aires.

Moje kochane Robaczki! Co tam u Was słychać? Mam nadzieję, że w Waszych cudownych życiach jest weselej niż w StudioOnBeat! Bo tutaj każdy chodzi z miną ponuraka, nikt już nie śpiewa, ani nie tańczy. Czyżby komuś się Świat zawalił? Kolejna bańka mydlana pękła? No niemożliwe! Przecież do tego specjalnego płynu dodaje się adamantium, nie? Sami sobie odpowiedzcie.
Spotted.
V. nerwowo lata po całej szkole w poszukiwaniu L., który ma to chyba gdzieś, bo od chwili, gdy pamiętne zdjęcie gorącego buzi-buzi ujrzało światło dzienne, nie pojawił się w szkole. Pewnie leczy kaca po tym, jak świętował swoje odkrycie z całkiem miłą buteleczką Tequily.
D. chodzi, jakby się nażarł zepsutych jajek. Snuje się, jak swój własny cień z kąta w kąt. Pewnie bliżej zaprzyjaźnił się ze swoim sumieniem. Powiem Ci D., że to toksyczna przyjaźń.
Lu. standardowo kłóci się z Fd.
F. spędza całe dnie, gapiąc się w telefon. Albo uzależniła się od Facebook’a, albo robi zdjęcia każdego swojego kroku, żeby pochwalić się butami na Instagram’ie (#nowebuty, #kroktakimaly, #jestemglupia), albo czeka na jakąś super-ważną wiadomość, która nie chce przyjść. #bloodypity.
C. i S. wydają się w tym całym pokręconym towarzystwie najnormalniejsi, chociaż dziewczynie nie może się zamknąć buzia i papla jakieś głupoty. Podziwiam nasze Brzydkie Kaczątko, które to wytrzymuje. Ileż można?
Żeby nie było, że nie mam dla Was weselszych wieści: Mx. w końcu znalazł to, czego szukał. Ciekawe na jak długo.


Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl


***

Przestała już wierzyć w to, że rodzice zaczną ją zauważać. Leżała teraz na łóżku i co chwilę na nowo nakręcała pozytywkę, którą dostała od Federico. Mała baletnica obracała się raz w lewo, raz w prawo przy akompaniamencie tkliwej muzyki. Ludmiła wpatrywała się w nią z uporem maniaka. Jakby ta, zatrzymana w jednej pozie, laleczka mogła w jakiś cudowny sposób sprawić, że nagle wszystko jej się poukłada.
            Podobno złe charaktery nie zasługują na szczęśliwe zakończenie. Jeśli to prawda to ona od dawna jest na straconej pozycji. Tylko czy opłaca się być dobrą? Przez chwilę była taka, albo przynajmniej próbowała być. Gdy spotykała się z Federico, złagodniała. Nie rozkazywała Natalii, nie domagała się, żeby każdy podziwiał jej blask, nie stroiła fochów, gdy nie była wybierana do głównych ról, nie chciała zniszczyć Violetty (no może z wyjątkiem tych sytuacji, w których była zbyt blisko Fede). Nie obchodziła jej reszta świata, bo najważniejszy był on. I, Bóg jej świadkiem, była wtedy szczęśliwa. Najszczęśliwsza. Tylko za te parę okruchów radości musi teraz zapłacić cierpieniem, które wypala jej duszę.
            Zwinęła się w kulkę i otarła wierzchem dłoni łzę, która niepostrzeżenie spływała po jej policzku. Trzeba było zostać zołzą. Po jaką cholerę zachciało jej się wychodzić zza tego muru pogardy, który wokół siebie zbudowała? Teraz ma za swoje. Gdyby siedziała tam, gdzie powinna nikt by jej nie zranił. Nie czułaby się taka niechciana.
            Niechętnie wstała z łóżka, żeby przygotować się do kolejnej próby, na którą wcale nie miała ochoty iść. Znowu głos będzie jej się łamał, gdy tylko poczuje na swojej skórze jego dotyk. Coraz bardziej obawiała się, że nie podoła zadaniu, zawiedzie Angie i pogrzebie szanse na uratowanie szkoły.
            Na nic zdało się powtarzanie sobie, że jest profesjonalistką. Obecność Federico rozpraszała ją. Nie pozwalała jej się skupić. Cały czas, gdzieś w podświadomości, widziała go z Ally. Jak razem żartują, śmieją się; jak on na nią patrzy, uśmiecha się do niej. Zabijało ją to od środka. Była zazdrosna. Kochała tego idiotę i nie potrafiła wyrwać go ze swojego głupiutkiego serca.
            Natalia powiedziała jej kiedyś, że jeżeli naprawdę go kocha to powinna pozwolić mu być szczęśliwym, ale ona tak nie potrafiła. Nie mogła znieść jego widoku z kimś innym. Poza tym chciała, żeby cierpiał. Tak bardzo, jak ona cierpi. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że on też jest załamany tym wszystkim.
            Obiecał sobie, że wyprostuje całą tę sytuację, że znowu ustawi ją na te właściwe tory. Codziennie rano ćwiczył przed lustrem przeprosiny. W bezsenne noce odgrywał w myślach różne scenariusze, które zawsze kończyły się tym, że Ludmiła mu wybacza, wpada w ramiona i znowu są razem.
            Tak cholernie za nią tęsknił. Za jej gorącymi, niecierpliwymi wargami; za jej głosem, którym wyszeptywała do jego ucha, jak bardzo go kocha; za oddechem, który czuł na policzku, gdy opierała swoje czoło o jego skroń. Brakowało mu jej objęć, jej zapachu, który zostawał przez jakiś czas na poduszce, tych słodkich sms-ów na dobranoc i dzień dobry. Oddałby wszystko, żeby wrócić do tych czasów, gdy byli ze sobą szczęśliwi.
            I może przeproszenie jej wydawało się czymś łatwym do zrobienia, ale wcale takim nie było. Za każdym razem, gdy chciał się do niej zbliżyć i zacząć rozmowę, robiła coś, co doprowadzało go do białej gorączki. Oskarżała go o bzdurne rzeczy i nie dopuszczała do słowa. Nic dziwnego, że za każdym razem tracił nerwy i w złości mówił jej same niemiłe rzeczy. Prowokowała go do tego, a on nie potrafił być ponad jej fanaberie.
            Czasami myślał, że może to jakiś znak? Że może cały Wszechświat uparł się, że Ludmiła i Federico nie mogą być ze sobą, że cokolwiek by nie zrobili to i tak nie mogą istnieć razem. Później sam się śmiał z tego toku rozumowania. Jeżeli nawet ktoś, gdzieś nie życzy im za dobrze, to on ma to w dupie. Kocha ją i nie pozwoli nikomu wtrącać się w jego życie.
            Spojrzał na zegarek. Spóźniała się już dwadzieścia minut. Pokręcił głową, cała Ludmiła. Jeszcze nigdy nie przyszła na czas. Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie ich pierwsze randki. Zaczęła przychodzić w miarę punktualnie, gdy zagroził, że w końcu przestanie czekać, jak jakiś idiota, moknąc w deszczu, bo ona przez pół godziny nie mogła się zdecydować, jakie ubrać buty. Była wtedy na niego obrażona pół wieczoru i dopiero, gdy jej powiedział, że chce spędzać z nią każdą wolną chwilę i jest chorobliwie zazdrosny o to, że woli wybierać buty, niż z nim być, udobruchała się i obiecała, że mu wszystko wynagrodzi.
 -O czym tak myślisz? –Ally położyła mu dłoń na ramieniu. –Chyba o czymś miłym, bo się uśmiechasz.
 -Tak... –Spojrzał na nią. –Co tu robisz?
 -Przyszłam zobaczyć cię w akcji –mrugnęła do niego. –Wiesz, że uwielbiam, jak śpiewasz? –Przysunęła się do niego i uśmiechnęła zalotnie.
            Federico już chciał jej powiedzieć, że niepotrzebnie się fatygowała, ale usłyszał znaczące chrząknięcie. Odwrócił się w kierunku drzwi, w których stała Ludmiła z Naty. Wargi miała zaciśnięte i patrzyła na niego morderczym wzrokiem. Westchnął. Oczywiście, że pomyślała sobie za dużo.
 -Możemy zacząć próbę? –Spytała Ludmiła, oglądając swoje paznokcie. –Czy masz zamiar marnować czas na flirtowanie? –Jej ton był lekceważący.
 -To ty zmarnowałaś czas, spóźniając się –wstał i do niej podszedł.
 -No tak... –odrzuciła włosy -...jak zawsze to moja wina. –Wywróciła oczami. –Powiedz tej swojej, kici... –prychnęła -...że może sobie iść. Nie jest potrzebna. –Nie czekając na odpowiedź, ruszyła na scenę i chwyciła mikrofon.
 -Nigdzie się nie wybieram! –Powiedziała Ally.
Ludmiła spojrzała na nią z pogardą.
 -Nikt cię nie pyta o zdanie.
 -Ludmiła! –Federico był cały czerwony ze złości. –Musisz być taka złośliwa?
Ferro uniosła głowę i zrobiła niezadowoloną minę.
 -Nie będę przy niej śpiewać.
Włoch otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo pstryknęła mu przed nosem palcami.
 -Ludmiła odchodzi.
            Uderzył pięścią w stół. Ally podeszła do niego, wietrząc szansę na zaproponowanie mu pójścia, w ramach odstresowania się, na koktajl do Resto, ale powiedział jej, że nie ma ochoty i chce zostać sam. Niepocieszona dziewczyna wyszła z sali.
 -Co robię źle? –Spytał Naty, która siedziała w milczeniu na scenie.
 -Jesteś niecierpliwy.
 -Ale ona doprowadza mnie do szewskiej pasji! –Pochylił się nad stolikiem.
 -Nie możesz od niej oczekiwać, że zawsze będzie miła, dobra i kochana. –Natalia podeszła do niego i poklepała po ramieniu. -Mnóstwo razy będzie zimna, bezmyślna i trudna do zrozumienia, ale to nie jest powód, żeby przestać ją kochać.
            Federico pokiwał głową. Naty ma rację. Nie może się poddać. Za bardzo mu na niej zależy.


            Słońce jeszcze nie zdążyło wzejść, gdy ona jechała już na swoim ukochanym motocyklu w miejsce, w którym chowała się przed światem. Zostawiła motor pod skałką i wspięła się szybko na szczyt. Stąd mogła podziwiać, jak poranek zaczyna walkę o dominację nad ciemną nocą. Najpierw zaczął odcinać się od niej jaśniejszym odcieniem niebieskiego, by później zaróżowić się nieśmiało.
            Położyła obok siebie kask i westchnęła. Widok pomarańczowo-czerwonego nieba uspokajał ją. Przez chwilę wdychała świeże powietrze i pozwoliła, żeby wiatr bawił się jej włosami. Podkuliła nogi i objęła je ramionami. Położyła głowę na kolanach, zamykając oczy. Nikt jej nigdy nie zawiódł... Prychnęła. Co on może wiedzieć?
            Gdzieś ze środka jej umysłu, wyszły demony, które już dawno nie dawały o sobie znać. Nie była już na skałce i nie oglądała cudownego słońca. Znowu była w tym malutkim pokoiku, w którym na ścianach odłaziła farba, a na suficie był grzyb. W powietrzu nie unosił się zapach jutrzenki, ale alkoholu i papierosowego dymu. Matka leżała pijana pod stołem w kuchni, a ona stała w tym obskurnym pokoiku i cicho płakała, trzymając w rękach pluszowego misia bez oka i z urwaną łapą. Miała pięć lat.
            Próbowała się uspokoić. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobi, przyjdzie ojczym i ją zbije. Zaciskała z całych sił powieki, żeby powstrzymać potok łez, wstrzymywała oddech, żeby żaden odgłos nie wydobył się z jej gardła. Bała się. Tak potwornie się bała. Miała ochotę uciec, ale nie mogła zostawić mamy. Tylko, że ona wcale nie myślała tak samo...
            Gdy ojczym wszedł pijany do domu, chciała ukryć się w szafie. Zawsze tak robiła. Nigdy tam nie zaglądał. W ogóle był spokojniejszy, gdy nie wchodziła mu w drogę. Nie lubił jej. Słyszała, jak mówił mamie, że powinni się jej pozbyć, bo jest tylko kulą u nogi. Matka obiecywała mu, że już wkrótce ją odda i będą żyć w spokoju. Wtedy myślała, że mówi tak, bo chce go udobruchać, przecież to niemożliwe, żeby naprawdę chciała zostawić swoją małą córeczkę, przecież ją kocha.
            Tego dnia, nie zdążyła dotrzeć do szafy. Przypadkowo potknęła się i wpadła na stolik, z którego spadła popielniczka. Zamarła, gdy ta rozbiła się na tysiące małych kawałeczków. Ojczym wściekł się i zaczął ją bić. Małymi rączkami próbowała zakryć twarz, błagała, żeby przestał, przepraszała, ale on nie przestawał. Złamał jej wtedy lewą rękę i trzy żebra. Zrobiło jej się błogo, gdy straciła przytomność. Wtedy nie czuła tego strasznego bólu.
            Obudziła się w szpitalu. Podobno sąsiadka ją znalazła i wezwała pogotowie. Czekała na mamę. Miała nadzieję, że za niedługo przyjdzie i ją zabierze do domu. Nigdy się nie doczekała. Przestała mówić, nie chciała jeść. Marzyła o tym, żeby znowu zapaść w tę ciemność i poczuć błogość.
            Sylvia była pediatrą. Od początku zajmowała się jej przypadkiem. Była strasznie cierpliwa. Powoli sprawiała, że Lara znowu się otworzyła i zaczęła normalnie funkcjonować. Dziewczynka czuła się przy niej bezpiecznie. Zrodziła się między nimi silna więź. Była ona na tyle mocna, że Sylvia przekonała swojego męża, że powinni adoptować Larę.
            Dziewczynka na samym początku bała się Malcolma. Była przekonana, że wszyscy mężczyźni są tacy, jak jej ojczym i też będzie ją bił. Ale nic takiego się nie stało. Malcolm był najwspanialszym tatą na świecie. Brał ją na ręce i podrzucał wysoko, śpiewał piosenki i opowiadał śmieszne bajki, gdy nie mogła zasnąć. Gdy Sylvia była na dyżurze, brał ją do warsztatu i pokazywał motocykle, dawał jej się bawić śrubokrętami i tłumaczył, co do czego pasuje.
            Oboje wyrwali ją z piekła, podarowali jej nowe życie, którego w swojej pierwszej rodzinie nigdy by nie zaznała. Gdy była większa zastanawiała się nad tym wszystkim. Miała dużo szczęścia i każdego dnia dziękowała za to Bogu, ale miała też świadomość, że nie tak powinno być. To wprost niewiarygodne, że biologiczna matka nie potrafiła jej pokochać, a zrobiła to obca kobieta.
            Lara westchnęła. Otworzyła oczy, wzięła kask i zaczęła mu się przyglądać. Jej zniekształcone odbicie patrzyło na nią ze smutkiem. Minęło już trochę lat, powinna zapomnieć, ale nie potrafiła tego zrobić. Owszem, jest teraz bardzo szczęśliwa, ma życie takie, jakie chciała mieć, ale nie zmieni przeszłości. To, co się wydarzyło zawsze będzie jej częścią. Nie ma żadnego sposobu, żeby to wyplenić. Zeszła ze skałki i wsiadła na motor. Od godziny powinna siedzieć w warsztacie.
            Gdy weszła do siebie, zobaczyła Leona, który nerwowo chodził po pomieszczeniu. Zatrzymał się dopiero, gdy ją zobaczył. Lara, jak gdyby nigdy nic, odłożyła kask i zaczęła ściągać skórzaną kurtkę. Nie patrzyła na chłopaka.
 -Lara...
 -Co? –Wzięła do ręki kombinezon i ruszyła do łazienki.
 -Poczekaj –Leon chwycił ją za rękę. –Przepraszam cię. Ja nie wiedziałem, że jesteś... No wiesz...
 -Boisz się wypowiedzieć adoptowana?
 -Kupiłem ci tym razem młotek. –Wyciągnął w jej kierunku prezent, owinięty różową wstążką. –Możesz mi nim przywalić. Zasłużyłem. -Chłopak spuścił głowę. Czy musi być takim idiotą?
 -Popieprzyło cię, Verdas. -Lara pokręciła głową i zamierzała go wyminąć.
 -Proszę cię... –Szepnął.
 -O co?
 -Straciłem Violettę, Diego... –Spojrzał na nią smutnymi oczami. –Nie mogę stracić jeszcze ciebie.
            Serce dziewczyny mocniej zabiło. Podeszła do niego i objęła drobnymi dłońmi jego twarz. Spojrzała mu w oczy, które wpatrywały się w nią z nadzieją i ufnością małego dziecka.
 -Nie stracisz mnie –uśmiechnęła się ciepło.
 -Obiecujesz?
 -Obiecuję.
 -Czemu to tak cholernie boli? –Wtulił twarz w jej włosy.
 -Bo każdy z nas tworzy sobie w głowie idealne obrazeczki, jak wszystko powinno wyglądać. To dlatego kończymy rozczarowani. –Pogłaskała go po plecach. -Czasami trzeba dokonać wręcz nadludzkiego wysiłku, żeby udało się oderwać od tych wyobrażeń.
 -Myślisz, że dam radę?
Lara odsunęła się od niego i spojrzała mu głęboko w oczy.
 -Jestem tego pewna –powiedziała z mocą.
            Verdas przymknął na chwilę oczy i uśmiechnął się z ulgą. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby nie było jej przy nim. Bez niej czuł się strasznie mały. Jej obecność sprawiała, że wierzył, że jakoś się otrząśnie z tej zdrady, że będzie w stanie znowu poskładać to swoje serce i znowu się zakochać. Oparł swoje czoło o jej i z czułością potarł kciukiem jej policzek.
 -Dziękuję –ucałował kącik jej ust. Poczuł, że zadrżała. Jakieś nowe pragnienie kazało mu zbliżyć swoje wargi do jej. Chciał ją pocałować, ale powstrzymała go w ostatniej chwili.
 -Nie chcę być substytutem. –Powiedziała cicho.
Spuścił tylko wzrok. Chciał jej powiedzieć, że to wcale nie tak, ale nie mógł. Nie chciał jej okłamywać. Przecież właśnie to przeszło mu przez myśl: zacznie się z nią spotykać, to zapomni o Castillo. Nie przyszło mu do głowy, żeby być z nią dla samej niej. Czuł się jak najpodlejszy drań, gdy to sobie uświadomił.
            Przymknęła oczy i westchnęła. W głębi duszy pragnęła, by zaprzeczył jej słowom. A jeśli nie mógł, to powinien je chociaż potwierdzić, powiedzieć, że mu przykro. Cokolwiek. Ale on milczał. I to jego milczenie kaleczyło ją najbardziej.
 -Muszę iść do pracy –posłała mu słaby uśmiech.
Pokiwał tylko głową i pozwolił jej odejść.


            Włożyła do ust garść popcornu i wygodniej usadowiła się w głębokim fotelu. Popatrzyła na swoje przyjaciółki, które od niechcenia oglądały, puszczany w telewizji, film. Machinalnie sięgały po przekąski, które przygotowywała pół dnia. Żadna z nich się nie odzywała.
            Ich babskie wieczorki nigdy nie wyglądały tak ponuro. Zawsze wygłupiały się, żartowały, urządzały karaoke i  bitwy na poduszki. Malowały paznokcie na wściekłe kolory i robiły pokaz mody. Wszystko dokumentowały za pomocą aparatu fotograficznego, a później dodawały do specjalnego folderu, w którym znajdowały się wszystkie uwiecznione chwile.
            Dzisiaj żadna z nich nie miała najmniejszej ochoty na zabawę, a aparat leżał schowany na dnie szafy. Nawet się nie pofatygowała, żeby go wyciągnąć.
 -No... –Zaczęła Cami przeżuwając resztki popcornu. –To która zaczyna się żalić?
 -Myślałam, że spotkałyśmy się, żeby się rozweselić i zapomnieć o problemach. –Francesca sięgnęła po szklankę z pomarańczowym sokiem.
 -Chyba nam to nie wyszło –westchnęła Ruda.
 -Marco nie odbiera moich telefonów. –Fran poprawiła się na krześle. –Chciałam mu powiedzieć kogo wybrałam, ale nie mogę się z nim skontaktować.
 -Może coś mu się stało? –Wtrąciła Violetta.
 -Widziałam go ostatnio w parku. Nawet zaczęłam do niego iść, ale najzwyczajniej uciekł.
 -Jak to uciekł? –Camila nachyliła się w stronę koleżanki.
 -Normalnie. Zaczął biec, a potem wsiadł do nadjeżdżającego autobusu. –Włoszka zmarszczyła brwi. –Nie śmiej się, Cami!
 -Przepraszam –dziewczyna chwyciła się za brzuch. –Ale to głupie.
Francesca wzruszyła ramionami. Owszem, było to z jego strony strasznie głupie. Tym bardziej, że chciał się dowiedzieć, kogo wybrała. Chciała już zakończyć tę całą sprawę z miłosnym trójkątem, który w końcu okazał się nim nie być, bo wiedziała już doskonale, co czuje i do kogo. Teraz chciała mu wszystko wytłumaczyć, żeby być w stosunku do niego fair, a on uciekał, jakby był jakimś złodziejem i bał się, że go złapią.
 -Ja przy Sebastianie zachowuję się, jak kompletna idiotka –Cami zaczęła bawić się swoimi włosami. –Niby wszystko między nami jest okey, nie wracamy do tamtego pocałunku, ale wygaduję przy nim same głupoty. Ostatnio opowiadałam mu, gdzie w Argentynie wydobywa się miedź, a gdzie ołów. Rozumiecie to? Jakby ta informacja mogła odmienić jego życie.-Przetarła dłonią twarz.
            Nie mogła się w ogóle skupić, kiedy był blisko. Gdy tylko jego dłoń przypadkowo dotknęła jej palców, kolana, ramienia traciła na moment oddech, a jej serce zaczynało szalony galop. Poza tym, gdy patrzył na nią swoimi ciemnymi oczami, dostawała gęsiej skórki i marzyła tylko o tym, żeby oparł ją o ścianę i zaczął całować tymi nieziemskimi ustami. Problem tkwił w tym, że nic takiego nie zrobił. W ogóle jego zachowanie nie świadczyło o tym, że czuje podobnie. Był w jej obecności taki normalny. Taki jak na początku ich znajomości. Zupełnie, jakby ten pocałunek nic dla niego nie znaczył, jakby nie wstrząsnął jego duszą.
 -A co z Rafaelem? –Spytała Violetta.
 -A co ma być? –Prychnęła. –Jestem z nim, bo chcę wzbudzić zazdrość w Sebastianie.
 -Serio, Cami? –Fran wywróciła oczami. –Po co takie ceregiele? Nie lepiej powiedzieć Sebie, co czujesz?
Camila popatrzyła na nią, jak na wariatkę.
 -Zgłupiałaś do reszty? –Podniosła się z fotela. –Przecież to on ma się o mnie starać. Ma myśleć, że to on mnie zdobył, a nie odwrotnie. Co mam mu się podać na tacy?
 -A gdy już go zdobędziesz... –Zagadnęła Włoszka. –Nie znudzi ci się po tygodniu? Albo nie rzucisz go, jak pojawi się na horyzoncie ktoś nowy?
            Długo się nad tym zastanawiała. Nie była zła na Fran, że zadała to pytania. Znała samą siebie. Wiedziała, że nie lokuje swoich uczuć na długo. Jest kochliwa i co chwilę jej się wydaje, że to już ten jedyny. Zawsze się myli. Ale czegoś takiego, jak do Sebastiana, nigdy nie czuła. I chciałaby, żeby im wyszło. Problem polega na tym, że nie wie, co zrobić, żeby on się w niej zakochał, a nie patrzył na nią, jak na szaloną koleżankę, z którą lubi się przekomarzać.
 -Tym razem to co innego –powiedziała cicho.
Fran spojrzała na nią zaskoczona. Tyle razy słyszała już ten tekst z jej ust, ale teraz nie widziała w jej twarzy pewności siebie. Zauważyła za to lęk i przerażenie, bo jej przyjaciółka nie do końca wiedziała, co czuje. Włoszka uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze minie trochę czasu zanim Torres przyzna się do tego, że jest po uszy w nim zakochana.
 -A ty? –Fran zwróciła się do Violi. –Jak się czujesz?
 -Okropnie...
 -Nie dziwie się.
 -Cami! –Włoszka ofuknęła koleżankę.
Ruda bezradnie rozłożyła ręce.
 -Jestem okropna, prawda? –Castillo objęła się ramionami. –Zniszczyłam wspaniały związek, ich przyjaźń... –Zasmuciła się. –Nie mam pojęcia, jak to odkręcić.
 -Kochasz Leona, czy Diego?
 -Cami, mogłabyś być bardziej taktowna. –Fran popatrzyła na nią z wyrzutem.
 -Obu ich kocham...
            Och, ileżby dała, żeby ktoś przyszedł i poukładał ten bałagan w jej głowie. Diego zaczął ją unikać, Leon nie odbiera telefonów, nie przychodzi do szkoły. Jak ma to wszystko naprawić, jeżeli żaden z nich nie chce z nią rozmawiać? Poza tym musi w końcu wybrać jednego. Tak jak Fran. Skoro jej się udało, to ona też musi to zrobić. Przygotuje sobie listę, wypisze wszystkie wady i zalety, po jednej stronie Leona, po drugiej Diego i dzięki temu będzie wiedzieć, który z nich jest dla niej idealny. W końcu podejmie świadomy wybór i będzie szczęśliwa! Tylko, czy jej wybranek będzie ją jeszcze chciał?

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog. Przemyślany, ciekawe wątki, szczypta humoru i ironii. Historia nie jest przesłodzona, poruszane są bliskie nam tematy, przy czym widać, że z każdym sobie radzisz. Mnóstwo osób wybiera tematy za trudne jak np: gwałty, samobójstwa, nałogi i w ogóle nie radzi sobie z pokazaniem tej sytuacji. U innych z kolei największym problemem jest wybór między 5 zakochanych chłopaków. Dlatego podziwiam twój blog, bo taki powinien być każdy : elementy dramatyczne muszą przeplatać się z komicznymi. Wtedy wszystko gra.
    Każdy wątek przypadł mi do gustu. Naprawdę, twoi bohaterowie są bardzo żywi i da się ich serio polubić. Jednych bardziej innych mniej, ale tak jest zawsze.
    Relacja Diego - Violetta - Leon jest dobrze pomyślana. Tak w ogóle Diego jest moim ulubionym bohaterem. Mam nadzieję, że Violka wybierze jego.
    Lara -Leon. Lara to moja ulubiona żeńska bohaterka. Jest taka jaka być powinna. Twarda, trochę chłopczyca, z jak widać traumatyczną przeszłością. Kibicuję jej związkowi z Leonem.
    Ludmiła- Fede. Podoba mi się, że trudne zachowanie Lu jest wyjaśnione i nic nie jest bez przyczyny.
    Marco- Fran-Tomas. Ogólnie rzecz biorąc preferuję Tomasa ( mam do niego pewien sentyment związany z twoim starym blogiemi uroczą tomceską ) ale marceskę też zaakceptuje.
    Cami - Seba. Ciekawe przedstawienie Sebastiana jako wyobcowanego z życia publicznego, nieśmiałego chłopaka. Super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jeszcze ? Masz fajny, lekki styl pisania. Czytałam prze wakacje twój drugi blog, który był naprawdę świetny, ale ten jest jeszcze lepszy.
      Aha, mam jeszcze pytanie. Wiem, że to nie ma żadnego znaczenia, ale ciekawi mnie twój wiek. Stanowi on dla mnie niezłą zagadkę.
      Pisz dalej i rozwijaj swój talent, bo masz predyzpozycje do tego.
      Twoja czytelniczka,
      M.

      Usuń