czwartek, 2 kwietnia 2015

21.

Buenos dias, Buenos Aires.

Użyjmy dzisiaj naszej wyobraźni. Przenieśmy się do umieszczonego między potężnymi skałami, otoczonego gęstym, mrocznym lasem Zamku Camelot. Przejdźmy zwodzonym mostem przez fosę, odwiedźmy każdą komnatę i wyjrzyjmy z okna najwyższej wieży. Co zobaczymy na dole? Miłosny trójkącik: Króla Artura, zakochanego po uszy w swej pięknej żonie Ginewrze i jego przyjaciela Sir Lancelota, który podbił serce Pani Dworu. Któż nie zna tej tragicznej historii?
A teraz zróbmy przeskok do dzisiejszych czasów. Zostawmy te Arturiańskie Legendy i Pana Pendragona, a skupmy się na własnym podwórku, gdzie można dostrzec podobne kwiatki.
Naszym Camelotem jest StudioOnBeat, Arturkiem jest L., V. jest piękną Ginewrą, a Lancelotem jest D.
Zaskoczeni?
Poniższe zdjęcie powinno rozwiać wszelkie wątpliwości.
Nie trzyjcie tak mocno oczu! Dobrze widzicie. Nasz Aniołeczek gorąco całował się na koncercie Enrique z D. Uwierzcie, że nie był to przyjacielski pocałunek. Mogłabym przysiąc, że widziałam iskry!
Ciekawe co na to nasz  Principe Azul. Martwił się o powrót T., a tymczasem to jego przyjaciel okazał się największym zagrożeniem.
Chciałabym, żebyś sobie na zawsze coś zapamiętał L.: to najbliżsi nas ranią najbardziej.
Na szczęście masz rzesze fanek, które tylko czekają, żeby Cię pocieszyć.



Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

 
Na wspomnienie poprzedniego wieczoru robiło jej się gorąco. Dotknęła drżącymi palcami ust, które tak niedawno były zachłannie całowane. Sama nie wie, jak się to do końca stało. Pamięta, że ktoś ją popchnął i upadłaby, ale on ją złapał i przyciągnął do siebie. Spojrzał jej w oczy, a potem przeniósł wzrok na usta i ją pocałował.
            Jego miękkie i ciepłe wargi kontrastowały z zimnymi dłońmi, którymi objął jej twarz. Mimo że jego palce były chłodne, to czuła ogień w miejscach, gdzie stykały się z jej skórą. Objęła go w talii i oddała pocałunek. Było w nim pragnienie, tęsknota i to poczucie, że jest tak bardzo niewłaściwy. Pomimo wiedzy, że nie powinno się to wydarzyć, nie mogli się od siebie oderwać. Czuli, że to jest ich jedyny moment; że zaraz to zniknie na dobre.
            Odsunęli się od siebie niechętnie i spojrzeli sobie w oczy. Jej usta drżały z nadmiaru emocji, a on był dziwnie spokojny. Założył jej kosmyk włosów za ucho, a potem powiedział to, co już oboje wiedzieli. Leon nie może się o tym dowiedzieć.
            Teraz leżała na łóżku i zastanawiała się nad swoim życiem. Nie mogła uwierzyć, że kolejny raz jej się to zdarza. Znowu kocha dwie osoby i z żadnej nie potrafi zrezygnować. Pogubiła się. Z jednej strony Leon, przy którym czuje się jak księżniczka, a z drugiej Diego, który sprawia, ze krew w jej żyłach szybciej krąży. Gdyby tylko można było bezkarnie być i z jednym, i z drugim. Gdyby tylko ona mogła się podzielić na pół i nie musieć wybierać.
            To jej niezdecydowanie znowu zrani trzy osoby. Jęknęła z niezadowoleniem i zakryła dłońmi twarz. Musi coś szybko wymyślić.
 -Nie jesteś już z Leonkiem?! –Olga wpadła do jej pokoju, nie zawracając sobie głowy pukaniem.
Violetta gwałtownie usiadła.
 -Jak to z nim nie jestem? –Głośno przełknęła ślinę.
 -Plotlkara opublikowała zdjęcie...
 -Co?!
            Jej serce o mało nie wyleciało z piersi, gdy rzuciła się na swój telefon. Trzęsącymi się rękami próbowała go odblokować. Starała się uspokoić. Oddychała głęboko, powtarzając sobie, że na pewno nie ma w poście Plotkary nic niestosownego. Pobladła, gdy zobaczyła zdjęcie, na którym całuje się z Diego.
 -Nie... –Szepnęła przez łzy. –Nie, nie, nie... Tylko nie to.
 -Violciu...
 -Możesz mnie zostawić samą?
Olga pokiwała głową i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
            Violetta nerwowo zaczęła przechadzać się po pokoju. Wierzchem dłoni otarła łzy. Nie może tak siedzieć bezczynnie. Musi coś zrobić. Może Leon nie widział jeszcze tego cholernego postu? Chwyciła się tej myśli, jak tonący brzytwy. Próbowała dodzwonić się do chłopaka. Powie mu, że byli w KissCam, albo coś takiego. Powie, że to nie miało znaczenia.
 -Odbierz... –Przymknęła oczy. –Odbierz, odbierz...
Nie odebrał. Próbowała jeszcze kilka razy, ale w końcu usłyszała jego pocztę głosową. Spanikowała. Wyłączył telefon, a to znaczy, że...
            Usiadła na środku pokoju i się rozpłakała. Co ona najlepszego zrobiła? Kolejny raz go zawiodła, kolejny raz go skrzywdziła. Wybrała inny numer.
 -Słucham? –Diego brzmiał jakoś dziwnie.
 -Diego... –Pisnęła. –Plotkara...
­ -Wiem. –Mruknął.
 -Leon... Nie wiem, czy już to...
 -Widział.
 -Boże... –Ścisnęła opuszkami palców nasadę nosa. –Nie odbiera moich telefonów. Może od ciebie...
 -Był już u mnie.
 -Gdzie jesteś? Przyjadę do ciebie to porozmawiamy. –Wzięła torebkę z szafki.
 -W szpitalu.
Dziewczyna gwałtownie zatrzymała się przed drzwiami.
 -Co?
            Czuł się okropnie. Zdradził swojego najlepszego przyjaciela. Nie był świadomy tego, że Leon już wie o pocałunku, gdy ten przyszedł do jego mieszkania. Od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Leon był zdenerwowany. Głośno oddychał, a jego wzrok był rozbiegany. Zacisnął mocno szczęki i gdy Diego zapytał go, co się stało, pokazał mu zdjęcie. Chciał mu to jakoś wyjaśnić, powiedzieć, że go poniosło, że to nic nie znaczyło, ale Verdas nie chciał słuchać. Z całych sił uderzył go w twarz, łamiąc mu nos. Potem wybiegł, mówiąc, że nie chce go znać.
            Diego nawet się nie bronił. Osobiście uważał, że zasłużył na dużo więcej, niż złamany nos. Leon nieraz żalił mu się, że się boi, że nie jest do końca pewny Violetty. Obawiał się, że w końcu w jej życiu pojawi się ktoś i znowu będzie rozdarta. Diego to rozumiał, pocieszał przyjaciela. Obiecał mu nawet, że będzie miał na nią oko, gdy Leona nie będzie w pobliżu. I co on najlepszego zrobił?
            Violetta wbiegła na Izbę Przyjęć, gdzie był Diego. Jego koszulka była zakrwawiona. Siedział z pochyloną głową i trzymał lód.
 -Boże... –Chwyciła go za ramię. –Nic ci nie jest?
 -Zasłużyłem.
 -Ale...
 -Co ale? –Uniósł się. –Czuję się jak ostatni drań. W ogóle nie powinienem się do ciebie zbliżać.
 -Ale przecież to nic nie znaczyło, prawda?
Roześmiał się gorzko.
 -Może dla ciebie.
 -Co to znaczy? –Zmarszczyła brwi.
 -Zakochałem się w tobie –wzruszył ramionami.
            Wstrzymała oddech. Kochał ją. Puls jej przyspieszył, a na usta pchał jej się szeroki uśmiech, który nagle zmyły wyrzuty sumienia. Czy to wszystko musi być, aż tak poplątane?
 -Co teraz?
 -Nie wiem –uśmiechnął się ponuro. –Pewnie się od was odsunę. Leon na pewno mi nie wybaczy, ale wierzę, że wasza dwójka jakoś się dogada.
Odsunie się od nich? Ale jak to... Nie wyobrażała sobie tego, że mogłoby go nie być blisko.
 -Wykluczone. –Pokiwała energicznie głową. –Nie możesz się odsunąć!
 -Violetta, czy ty się słyszysz? –Podniósł głos. –Jak mogę być blisko was, jak go zdradziłem? Zawiodłem jego zaufanie. Jak to sobie w ogóle wyobrażasz?
 -Ale...
 -Ale co? –Trząsł się ze złości.
 -Ja cię potrzebuję. Nie możesz mnie zostawić.
Zamrugał szybko powiekami.
 -Czy ty...?
Czy to możliwe, żeby żywiła do niego jakiekolwiek uczucia?
            Uciekła wzrokiem, więc chwycił ją za brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
 -Czujesz coś do mnie? –Popatrzył na nią czule.
 -Tak. –Szepnęła.
 -A co z Leonem?
 -Jego też kocham.
Cofnął swoją rękę i wstał z miejsca. Verdas miał rację. Co było z tą dziewczyną nie tak? Przecież nie można kochać dwóch osób naraz! To nienormalne. Przez chwilę miał nadzieję, że Leon zrozumie to, że Castillo zakochała się w kimś innym i pozwoli jej być szczęśliwą. Na pewno by tak postąpił. Leon nie jest zawistny. Wiadomo, że Diego musiałby się postarać, żeby odzyskać jego zaufanie na nowo, ale udałoby mu się to! Tymczasem ona mówi, że kocha ich obu. To jakiś obłęd!
 -Diego...
 -To jest nienormalne –pokiwał głową. –Nie możesz nas obu kochać –spojrzał na nią smutno. –Nie możesz mieć nas obu. Musisz wybrać jednego i zrobić tak, żeby wszystko grało.
 -Wiem... –Westchnęła.
Tylko jak ma to niby zrobić?


            Wpadł do domu niczym huragan. Kostki jego prawej dłoni wciąż były zaczerwienione, po ciosie wymierzonym w nos Diego. Jak on mógł mu to zrobić? Najlepszy przyjaciel całował się z jego dziewczyną. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wyglądała na zachwyconą całą tą sytuacją. Zamknął oczy i zaczął się zastanawiać, w którym momencie Diego zaczął coś czuć do dziewczyny. Który moment przeoczył? Czemu niczego nie zauważył? Ufał mu bardziej niż samemu sobie! Dałby sobie za niego uciąć rękę! Był dla niego jak rodzony brat! Nie robi się takich rzeczy najbliższym.
Wszedł do pokoju i spojrzał na biurko, na którym stało zdjęcie jego i Violetty. Ze złości zrzucił je na podłogę. Ile razy upominał się, że jest przewrażliwiony i powinien odpuścić, zaufać jej w końcu. Ależ był głupi.
Usiadł na skraju łóżka i przełknął łzy. Oparł łokcie o kolana i ukrył twarz w dłoniach. Miał złamane na pół serce. Chciał po prostu przełknąć, wypłukać, wypocić ten ból, żeby zapomnieć o niej, o nich, o tych ich wspólnie zapisanych kartkach. Nie chciał w ogóle wiedzieć o czym były te rozdziały.
Powtarzał sobie w myślach, że jej nienawidzi. Nienawidzi za to, że zmarnowała to wszystko, co mieli, za to, że z całych sił starał się jej ufać, a ona to zaufanie zawiodła, za to, że pomimo tego, iż zrobiła z niego głupca, to nadal ją kocha.
Diego dla niego przestał istnieć. I pomyśleć, że tak bardzo się cieszył, że wraca do Buenos, że znowu będzie jak za starych dobrych czasów, że będzie go miał przy sobie. Teraz jedyne czego pragnął, to żeby Hiszpan wrócił do tej zasranej Barcelony i został tam na wieki.
Violetta dzwoniła do niego. Wielokrotnie. Wszystkie połączenia odrzucał. W końcu zmęczony ciągłym wysłuchiwaniem swojego dzwonka, wyłączył telefon. Nie chciał z nią rozmawiać. Nie chciał wiedzieć, co ma mu do powiedzenia. Ostatni raz spojrzał na monitor i na post Plotkary. Kimkolwiek jest ma stuprocentową rację. Tylko najbliżsi potrafią nas zranić, aż tak bardzo.
Wciągnął bluzę przez głowę i zszedł na dół. Nie było rodziców, więc stanął przy barku i nie zastanawiając się długo, zabrał butelkę Tequily. Postanowił się upić. Utopi te wszystkie chore myśli, ten wracający ciągle obraz całujących się Violetty i Diego, ten ból, który zagnieździł się w jego sercu. Utopi to wszystko. I zapomni chociaż na chwilę, jak bardzo jest połamany.
Pierwsze łyki alkoholu wykrzywiały mu twarz, ale nie przestawał pić. Potem przestał mu przeszkadzać palący w gardło smak. Szedł na oślep, aż trafił przed Klub. Stwierdził, że trunek mu się już kończy, więc pojeździ trochę na motorze. Może wtedy emocje opadną?
Sprzątała w warsztacie, gdy usłyszała podejrzany hałas. Wzięła do ręki największy młotek i postanowiła sprawdzić jego źródło. Otworzyła szeroko ze zdumienia oczy, gdy zobaczyła Leona, próbującego wyciągnąć na zewnątrz motor. Chwiał się na nogach, a obok niego leżała rozbita butelka. Odłożyła młotek, zmarszczyła brwi i do niego podeszła.
 -Verdas, co ci do cholery odpierdzieliło?
Popatrzył na nią nieobecnym wzrokiem i wzruszył ramionami. Nie przestawał siłować się z motorem.
 -Zostaw. –Chwyciła jego dłonie. –Co się stało?
 -Chcę pojeździć. –Wybełkotał.
 -Jesteś pijany –było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
            Wystraszyła się. Nigdy nie widziała Leona w takim stanie. Nie wiedziała do czego jest zdolny. Co jeśli po pijaku jest agresywny? Co jeśli zacznie ją bić? Cofnęła się automatycznie parę kroków, a do jej umysłu, zaczęły napływać niepokojące obrazy z przeszłości, o których myślała, że już dawno są wymazane. Spojrzała na niego z niepokojem.
 -Co się stało? –Spytała jeszcze raz, zachowując dystans. Przy okazji znowu chwyciła młotek i mocno ścisnęła rączkę. Nie chciała go skrzywdzić, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, będzie się bronić.
            Chłopak porzucił motor i usiadł na środku garażu z rezygnacją.
 -Violetta całowała się z Diego –powiedział, gapiąc się w podłogę.
 -Co? –Lara myślała, że się przesłyszała. –Przecież Diego to twój najlepszy przyjaciel. Coś musiało ci się pomylić.
 -Czytasz Plotkarę?
 -Nie. Powinnam?
 -Tam było ich zdjęcie.
 -Może ktoś je spreparował? –Zasugerowała.
Leon gwałtownie wstał, podszedł do niej i chwycił za ramiona. Wstrzymała oddech, ale wytrzymała jego smutne spojrzenie.
 -To było na tym koncercie, co ich wysłałem razem –powiedział cicho. –Rozumiesz?
            Otworzyła usta, żeby powiedzieć mu coś miłego, ale nie miała pojęcia co to mogłoby być. Wypuściła z ręki młotek, który z hukiem upadł na podłogę i z całych sił objęła Leona. Chłopak wtulił twarz w jej włosy i zaczął cicho płakać. Starała się go uspokoić, głaskając po plecach. Stali tak kilka minut, dopóki się nie uspokoił. Odsunęła się od niego i zaproponowała, że zrobi mu herbaty.
 -Niedobrze mi.
Nie czekała, aż zwymiotuje na podłogę, tylko szybko wzięła go do ubikacji. Trzymała go za ramię, gdy jego ciałem wstrząsały torsje, a skóra pokryła się lepkim potem. Lara zmoczyła kawałek szmatki i wytarła mu twarz, gdy wykończony oparł się o zimną ścianę.
            Pomogła mu wstać. Położyła go na łóżku w pokoiku nad warsztatem i trzymała za rękę, dopóki nie usłyszała, że jego oddech zwolnił i zasnął. Okryła go kocem i pogłaskała po policzku. Sama usiadła w bujanym fotelu i przez chwilę mu się przyglądała. Wyglądał całkowicie bezbronnie. I pomyśleć, że przez chwilę się go bała. Ułożyła się wygodniej i czekała, aż sen przyjdzie i do niej.
            Otworzył oczy, a światło docierające z małego okna w dachu, oślepiło go niczym stroboskopy. Gwałtownie zamknął powieki i jęknął, gdy poczuł przerażający ból głowy. Głos Lary doszedł do niego, jakby pochodził z zaświatów.
 -Jak się czujesz?
 -Okropnie.
Podała mu szklankę wody i tabletki przeciwbólowe. Szybko je połknął i zaczął gapić się w sufit. Przypomnienie sobie, dlaczego znajduje się w takim stanie, nie poprawiło mu humoru. Sposępniał jeszcze bardziej. Lara chwyciła go za rękę. Popatrzył na nią.
 -Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale musisz mi uwierzyć, że to nie koniec świata.
Zacisnął zęby. To nie jest koniec świata? To co to jest?
 -Moje życie roztrzaskało się na kawałeczki, a ty mi mówisz, że to nic?
Westchnęła i zaczęła chodzić po pokoju. Szukała odpowiednich słów, dzięki którym poczułby się chociaż odrobinę lepiej.
 -Słuchaj –zaczęła. –Nie znam się na pocieszaniu, ale kiedyś oglądałam bajkę...
 -Będziesz mi opowiadać bajki? –Uniósł brew.
 -Po prostu posłuchaj! –Przeczesała palcami włosy. –Dzwoneczek, ta wróżka od Piotrusia Pana, miała zrobić berło z takiego niebieskiego, okrągłego kryształu, ale pech chciał, że się rozbił.
 -Lara...
 -No słuchaj! Miała tam parę przygód, chciała go jakoś naprawić, ale nie wyszło, więc zrobiła berło z tych potrzaskanych kawałeczków. I wiesz co? –Spojrzała na niego. –Było to najfajniejsze berło w Przystani Elfów.
Leon jęknął. Po co mu to mówi? Postanowił, że ją zignoruje. Wstał z łóżka i wziął swoją bluzę.
 -Leon... –Dziewczyna chwyciła go za łokieć. –Wiem, że twoje życie się rozpadło, ale z tych kawałeczków możesz zrobić coś zupełnie nowego. Jesteś młody. Nie możesz się załamywać pierwszą, nieszczęśliwą miłością.
Ze złością wyrwał rękę i włożył bluzę przez głowę.
 -A co ty możesz wiedzieć? –Poprawił kaptur. –Ciebie nikt najbliższy nigdy nie zawiódł.
Przez jej twarz przeszedł cień grymasu, oczy jej pociemniały i odbił się w nich smutek. Pokręciła głową. Gdy znowu na niego spojrzała, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
 -Powinieneś już iść.
 -Powinienem.
            Wyminęła go i pierwsza wybiegła z warsztatu. Mariano, którego o mało nie przewróciła, patrzył na nią zdziwiony. Gdy, zaraz po Larze, w drzwiach pojawił się Leon, nie rozumiał już nic z tego, czego był świadkiem.
 -Coś jej zrobił? –Zagadnął Verdasa.
 -Nic. –Chłopak odburknął i wsadził ręce do kieszeni.
 -Nie wierzę. Musiałeś jej coś powiedzieć.
 -Tylko tyle, że nic nie wie, bo jej nikt najbliższy nie zawiódł. –Warknął.
 -O... Stary...
            Mariano opowiedział mu historię, o której Leon nie miał bladego pojęcia. Zrobiło mu się głupio. Popatrzył w miejsce, gdzie Lara znikła jakiś czas temu.
 -Jestem strasznym dupkiem –powiedział, jakby do siebie.
 -Nie da się ukryć –mruknął Mariano.


            Już jako mała dziewczyna marzyła o wielkiej miłości. Wierzyła, że któregoś dnia spotka swojego księcia, który zakocha się w niej bez pamięci i będą żyć długo i szczęśliwie. Życie niestety weryfikuje rozpalone w dziecięcym sercu nadzieje i jej książę się nie pojawił. Pojawiały się za to w jej życiu marne podróbki księcia, które przynosiły tylko rozczarowanie, albo pojawiali się przystojni książęta, którzy nie byli nią zainteresowani. To również nie było miłe. O mało nie straciła wiary w swoje szczęśliwe zakończenie. Ale los lubi czasami zaskakiwać.
            W końcu pojawił się w jej życiu ktoś, kto ją pokochał. Mało tego... Było ich dwóch. I to do niej należał wybór. Nie odpowiedziała Marco od razu, gdy spytał ją, czy jest dla niej wystarczająco dobry. Nie chciała się spieszyć z tą decyzją. Chciała najpierw przemyśleć swoje uczucia. Nie mogła przecież zdecydować pochopnie. Nie jest w końcu niezdecydowaną Violettą.
            Popatrzyła na obraz, wiszący na ścianie jej pokoju. Na początku dziwie było jej, budzić się codziennie i widzieć siebie. Siebie tak inną, tak piękną, subtelną, zmysłową. Zupełnie różniącą się od tej w lustrze. Później przyszedł pewien rodzaj zachwytu, bo uświadomiła sobie, że może ona sama siebie tak nie postrzega, ale on ją tak widzi. Uśmiechnęła się do siebie. Znała już swój wybór. I była go pewna.
            Dzwonek do drzwi odwrócił jej uwagę od portretu. Przyszedł, pomyślała. Wzięła torbę, przewiesiła ją przez ramię i zbiegła po schodach. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do niego.
 -Cóż za punktualność.
 -Wiem, też się tego nie spodziewałem –Tomas mrugnął do niej.
Poszli razem do parku. Kupił jej watę cukrową. Wspominali dawne czasy. To jak się poznali, jak to dziecięce dogryzanie sobie nawzajem, zmieniło się w coś głębszego. Hiszpan przeprosił ją za to, że jej nie doceniał, że się nie odzywał. Mówił jej, że jest dla niego bardzo ważna i za nic nie chciałby jej stracić.
            Chwyciła go za rękę. Zależało jej na nim. Był w jej życiu od zawsze i nie wyobrażała sobie, żeby kiedyś mogło go w nim zabraknąć. Fakt, że były takie momenty, że płakała przez niego, ranił ją. Może nie do końca świadomie, ale jednak. W końcu to nieuniknione. Gdyby nie byli dla siebie ważni, nie obeszłyby ich kłótnie, nieporozumienia. Jednak znaczą coś dla siebie, dlatego każdy nieostrożny ruch, każde nieprzemyślane słowo bolało.
            Ile razy sobie powtarzała, że z nim skończy, jak ją wkurzał; ile razy mówiła, że się do niego więcej nie odezwie, gdy się kłócili; ile razy wracała, gdy ją przepraszał? Zawsze tak było. Był częścią jej życia i nie mogła go od tak wymazać.
 -Fran –Tomas uśmiechnął się do niej. –Wiesz, tyle czasu straciłem na uganianie się za Violettą. Byłem nią zauroczony, wydawało mi się, że ją kocham –ścisnął mocniej jej rękę. –Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje serce należy do kogoś innego.
Francesca uśmiechnęła się nieśmiało.
            Wcale nie miał zamiaru ich podsłuchiwać. Mama zawsze powtarzała mu, że to nieładnie, ale nie mógł się powstrzymać. Gdy tylko zobaczył ich, wchodzących do parku, poszedł za nimi. Oczywiście trzymał się w takiej odległości, żeby go nie zauważyli. Z resztą byli sobą tak zajęci, że nawet gdyby stanął obok, nie zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Zacisnął zęby. Miał ochotę wybiec z ukrycia i pięścią zetrzeć ten głupkowaty uśmieszek Tomasa, z jego twarzy. Szczerze go nienawidził. To przez to hiszpańskie ciele, jego plany się posypały.
            Do teraz miał jeszcze nadzieję, że Francesca wybierze właśnie jego. Gdy rozmawiali ze sobą ostatnim razem, powiedziała mu, że nie chce podejmować pochopnych decyzji. Musiała sobie wszystko przemyśleć. Poukładać swoje uczucia. Nie chciała pomylić zwykłego zauroczenia, albo przywiązania z miłością. Dał jej czas. Twierdził, że postępuje słusznie. Chce być fair wobec każdego z nich. Tylko dlaczego spotkała się najpierw z Tomasem, a nie z nim?
 -Francesca, ja... –Westchnął Tomas. –Kocham cię i może dość późno to zrozumiałem, ale mam nadzieję, że dasz mi szansę.
Marco przełknął przekleństwa, które pchały mu się na usta. Nienawidził Tomasa z całego serca i modlił się, żeby Fran posłała go do diabła. Inaczej on wyląduje w piekle. Wytężył słuch, z niecierpliwością czekając na odpowiedź Włoszki.
 -Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na te słowa...
Poczuł, że drżą mu kolana. Oderwał się od drzewa, za którym był ukryty i pobiegł przed siebie, ile sił w nogach. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. To nie jego wybrała...
           

2 komentarze:

  1. Aaajj Leon XD Diego biedak =( Violetta głupia! Gdybyś kochała Leona to byś nigdy nie zdradziła go, nie zakochałabyś się w Diego *-* Lara...Lara...
    Fran, och Fran
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wypowiedzi mojego autorstwa pojawiają się tutaj niesystematycznie. Naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam sumiennie komentować każdą publikację, maksymalnie dwa dni po jej przeczytaniu, aczkolwiek czasami dopada mnie jakaś dziwna blokada, która na to nie pozwala. Ostatnio mało udzielam się w komentarzach - nie tylko tutaj. Muszę jednak uwzględnić, że nie jest to spowodowane żadnym podziałem na lepsze i gorsze. A nawet, gdyby tak było, twój blog znajdowałby się w tej pozytywnej, wyróżnionej grupie. Często staram się nadrabiać zaległości. Kiedyś, gdy dopiero zaczynałam przygodę z violettowymi f-f, miałam w polecanych pewnie ponad sto blogów i większość komentowałam. Jak ja to robiłam? Nie wiem, ale to nieistotne. Teraz, kiedy liczba prawdopodobnie nie przekracza piętnastu, nie wypowiadam się na wszystkich. Zaczyna mnie to niepokoić. Albo się "wypaliłam", albo po prostu jestem leniwa. Mam nadzieję, że to drugie, bo kocham twoją historię. Opisujesz tak piękne losy poszczególnych bohaterów. Bardzo ciężko byłoby mi znaleźć jakiś błąd. Nawet nie próbuję, gdyż z całą pewnością pochłonęłoby to cały mój wolny czas. Piszesz wspaniale. Szczególnie urzekł mnie wątek Naxi, ale to nic nietypowego. Kocham ich w każdej osłonie (nie licząc wątku z Matyldą i Felipe). Dziękuję, że mogę czytać to, co z taką lekkością przychodzi ci tworzyć. Przepraszam też za wszelkie zaległości.

    OdpowiedzUsuń