Buenos
dias, Buenos Aires.
Użyjmy dzisiaj naszej
wyobraźni. Przenieśmy się do umieszczonego między potężnymi skałami, otoczonego
gęstym, mrocznym lasem Zamku Camelot. Przejdźmy zwodzonym mostem przez fosę,
odwiedźmy każdą komnatę i wyjrzyjmy z okna najwyższej wieży. Co zobaczymy na
dole? Miłosny trójkącik: Króla Artura, zakochanego po uszy w swej pięknej żonie
Ginewrze i jego przyjaciela Sir Lancelota, który podbił serce Pani Dworu. Któż
nie zna tej tragicznej historii?
A teraz zróbmy przeskok do
dzisiejszych czasów. Zostawmy te Arturiańskie Legendy i Pana Pendragona, a
skupmy się na własnym podwórku, gdzie można dostrzec podobne kwiatki.
Naszym Camelotem jest
StudioOnBeat, Arturkiem jest L., V. jest piękną Ginewrą, a Lancelotem jest
D.
Zaskoczeni?
Poniższe zdjęcie powinno
rozwiać wszelkie wątpliwości.
Nie trzyjcie tak mocno oczu!
Dobrze widzicie. Nasz Aniołeczek gorąco całował się na koncercie Enrique z D. Uwierzcie,
że nie był to przyjacielski pocałunek. Mogłabym przysiąc, że widziałam iskry!
Ciekawe co na to nasz Principe Azul. Martwił się o powrót T., a
tymczasem to jego przyjaciel okazał się największym zagrożeniem.
Chciałabym, żebyś sobie na
zawsze coś zapamiętał L.: to najbliżsi nas ranią najbardziej.
Na szczęście masz rzesze
fanek, które tylko czekają, żeby Cię pocieszyć.
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Na wspomnienie poprzedniego
wieczoru robiło jej się gorąco. Dotknęła drżącymi palcami ust, które tak
niedawno były zachłannie całowane. Sama nie wie, jak się to do końca stało.
Pamięta, że ktoś ją popchnął i upadłaby, ale on ją złapał i przyciągnął do
siebie. Spojrzał jej w oczy, a potem przeniósł wzrok na usta i ją pocałował.
Jego
miękkie i ciepłe wargi kontrastowały z zimnymi dłońmi, którymi objął jej twarz.
Mimo że jego palce były chłodne, to czuła ogień w miejscach, gdzie stykały się
z jej skórą. Objęła go w talii i oddała pocałunek. Było w nim pragnienie,
tęsknota i to poczucie, że jest tak bardzo niewłaściwy. Pomimo wiedzy, że nie
powinno się to wydarzyć, nie mogli się od siebie oderwać. Czuli, że to jest ich
jedyny moment; że zaraz to zniknie na dobre.
Odsunęli
się od siebie niechętnie i spojrzeli sobie w oczy. Jej usta drżały z nadmiaru
emocji, a on był dziwnie spokojny. Założył jej kosmyk włosów za ucho, a potem
powiedział to, co już oboje wiedzieli. Leon nie może się o tym dowiedzieć.
Teraz
leżała na łóżku i zastanawiała się nad swoim życiem. Nie mogła uwierzyć, że
kolejny raz jej się to zdarza. Znowu kocha dwie osoby i z żadnej nie potrafi
zrezygnować. Pogubiła się. Z jednej strony Leon, przy którym czuje się jak
księżniczka, a z drugiej Diego, który sprawia, ze krew w jej żyłach szybciej
krąży. Gdyby tylko można było bezkarnie być i z jednym, i z drugim. Gdyby tylko
ona mogła się podzielić na pół i nie musieć wybierać.
To
jej niezdecydowanie znowu zrani trzy osoby. Jęknęła z niezadowoleniem i zakryła
dłońmi twarz. Musi coś szybko wymyślić.
-Nie jesteś już z Leonkiem?! –Olga wpadła do jej pokoju, nie
zawracając sobie głowy pukaniem.
Violetta gwałtownie usiadła.
-Jak to z nim nie jestem? –Głośno przełknęła ślinę.
-Plotlkara opublikowała zdjęcie...
-Co?!
Jej
serce o mało nie wyleciało z piersi, gdy rzuciła się na swój telefon.
Trzęsącymi się rękami próbowała go odblokować. Starała się uspokoić. Oddychała
głęboko, powtarzając sobie, że na pewno nie ma w poście Plotkary nic
niestosownego. Pobladła, gdy zobaczyła zdjęcie, na którym całuje się z Diego.
-Nie... –Szepnęła przez łzy. –Nie, nie, nie... Tylko nie to.
-Violciu...
-Możesz mnie zostawić samą?
Olga pokiwała głową i wyszła,
zamykając za sobą cicho drzwi.
Violetta
nerwowo zaczęła przechadzać się po pokoju. Wierzchem dłoni otarła łzy. Nie może
tak siedzieć bezczynnie. Musi coś zrobić. Może Leon nie widział jeszcze tego
cholernego postu? Chwyciła się tej myśli, jak tonący brzytwy. Próbowała
dodzwonić się do chłopaka. Powie mu, że byli w KissCam, albo coś
takiego. Powie, że to nie miało znaczenia.
-Odbierz... –Przymknęła oczy. –Odbierz, odbierz...
Nie odebrał. Próbowała jeszcze
kilka razy, ale w końcu usłyszała jego pocztę głosową. Spanikowała. Wyłączył
telefon, a to znaczy, że...
Usiadła
na środku pokoju i się rozpłakała. Co ona najlepszego zrobiła? Kolejny raz go
zawiodła, kolejny raz go skrzywdziła. Wybrała inny numer.
-Słucham? –Diego brzmiał jakoś dziwnie.
-Diego... –Pisnęła. –Plotkara...
-Wiem. –Mruknął.
-Leon... Nie wiem, czy już to...
-Widział.
-Boże... –Ścisnęła opuszkami palców nasadę nosa. –Nie odbiera
moich telefonów. Może od ciebie...
-Był już u mnie.
-Gdzie jesteś? Przyjadę do ciebie to porozmawiamy. –Wzięła torebkę
z szafki.
-W szpitalu.
Dziewczyna gwałtownie zatrzymała
się przed drzwiami.
-Co?
Czuł
się okropnie. Zdradził swojego najlepszego przyjaciela. Nie był świadomy tego,
że Leon już wie o pocałunku, gdy ten przyszedł do jego mieszkania. Od razu
wyczuł, że coś jest nie tak. Leon był zdenerwowany. Głośno oddychał, a jego
wzrok był rozbiegany. Zacisnął mocno szczęki i gdy Diego zapytał go, co się
stało, pokazał mu zdjęcie. Chciał mu to jakoś wyjaśnić, powiedzieć, że go
poniosło, że to nic nie znaczyło, ale Verdas nie chciał słuchać. Z całych sił
uderzył go w twarz, łamiąc mu nos. Potem wybiegł, mówiąc, że nie chce go znać.
Diego
nawet się nie bronił. Osobiście uważał, że zasłużył na dużo więcej, niż złamany
nos. Leon nieraz żalił mu się, że się boi, że nie jest do końca pewny Violetty.
Obawiał się, że w końcu w jej życiu pojawi się ktoś i znowu będzie rozdarta.
Diego to rozumiał, pocieszał przyjaciela. Obiecał mu nawet, że będzie miał na nią
oko, gdy Leona nie będzie w pobliżu. I co on najlepszego zrobił?
Violetta
wbiegła na Izbę Przyjęć, gdzie był Diego. Jego koszulka była zakrwawiona.
Siedział z pochyloną głową i trzymał lód.
-Boże... –Chwyciła go za ramię. –Nic ci nie jest?
-Zasłużyłem.
-Ale...
-Co ale? –Uniósł się. –Czuję się jak ostatni drań. W ogóle nie
powinienem się do ciebie zbliżać.
-Ale przecież to nic nie znaczyło, prawda?
Roześmiał się gorzko.
-Może dla ciebie.
-Co to znaczy? –Zmarszczyła brwi.
-Zakochałem się w tobie –wzruszył ramionami.
Wstrzymała
oddech. Kochał ją. Puls jej przyspieszył, a na usta pchał jej się szeroki
uśmiech, który nagle zmyły wyrzuty sumienia. Czy to wszystko musi być, aż tak
poplątane?
-Co teraz?
-Nie wiem –uśmiechnął się ponuro. –Pewnie się od was odsunę. Leon
na pewno mi nie wybaczy, ale wierzę, że wasza dwójka jakoś się dogada.
Odsunie się od nich? Ale jak
to... Nie wyobrażała sobie tego, że mogłoby go nie być blisko.
-Wykluczone. –Pokiwała energicznie głową. –Nie możesz się odsunąć!
-Violetta, czy ty się słyszysz? –Podniósł głos. –Jak mogę być
blisko was, jak go zdradziłem? Zawiodłem jego zaufanie. Jak to sobie w ogóle
wyobrażasz?
-Ale...
-Ale co? –Trząsł się ze złości.
-Ja cię potrzebuję. Nie możesz mnie zostawić.
Zamrugał szybko powiekami.
-Czy ty...?
Czy to możliwe, żeby żywiła do
niego jakiekolwiek uczucia?
Uciekła
wzrokiem, więc chwycił ją za brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
-Czujesz coś do mnie? –Popatrzył na nią czule.
-Tak. –Szepnęła.
-A co z Leonem?
-Jego też kocham.
Cofnął swoją
rękę i wstał z miejsca. Verdas miał rację. Co było z tą dziewczyną nie tak?
Przecież nie można kochać dwóch osób naraz! To nienormalne. Przez chwilę miał
nadzieję, że Leon zrozumie to, że Castillo zakochała się w kimś innym i pozwoli
jej być szczęśliwą. Na pewno by tak postąpił. Leon nie jest zawistny. Wiadomo,
że Diego musiałby się postarać, żeby odzyskać jego zaufanie na nowo, ale
udałoby mu się to! Tymczasem ona mówi, że kocha ich obu. To jakiś obłęd!
-Diego...
-To jest nienormalne –pokiwał głową. –Nie możesz nas obu kochać
–spojrzał na nią smutno. –Nie możesz mieć nas obu. Musisz wybrać jednego i
zrobić tak, żeby wszystko grało.
-Wiem... –Westchnęła.
Tylko jak ma
to niby zrobić?
Wpadł
do domu niczym huragan. Kostki jego prawej dłoni wciąż były zaczerwienione, po
ciosie wymierzonym w nos Diego. Jak on mógł mu to zrobić? Najlepszy przyjaciel
całował się z jego dziewczyną. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wyglądała
na zachwyconą całą tą sytuacją. Zamknął oczy i zaczął się zastanawiać, w którym
momencie Diego zaczął coś czuć do dziewczyny. Który moment przeoczył? Czemu
niczego nie zauważył? Ufał mu bardziej niż samemu sobie! Dałby sobie za niego
uciąć rękę! Był dla niego jak rodzony brat! Nie robi się takich rzeczy
najbliższym.
Wszedł do
pokoju i spojrzał na biurko, na którym stało zdjęcie jego i Violetty. Ze złości
zrzucił je na podłogę. Ile razy upominał się, że jest przewrażliwiony i
powinien odpuścić, zaufać jej w końcu. Ależ był głupi.
Usiadł na
skraju łóżka i przełknął łzy. Oparł łokcie o kolana i ukrył twarz w dłoniach.
Miał złamane na pół serce. Chciał po prostu przełknąć, wypłukać, wypocić ten
ból, żeby zapomnieć o niej, o nich, o tych ich wspólnie zapisanych kartkach.
Nie chciał w ogóle wiedzieć o czym były te rozdziały.
Powtarzał
sobie w myślach, że jej nienawidzi. Nienawidzi za to, że zmarnowała to
wszystko, co mieli, za to, że z całych sił starał się jej ufać, a ona to
zaufanie zawiodła, za to, że pomimo tego, iż zrobiła z niego głupca, to nadal
ją kocha.
Diego dla
niego przestał istnieć. I pomyśleć, że tak bardzo się cieszył, że wraca do
Buenos, że znowu będzie jak za starych dobrych czasów, że będzie go miał przy
sobie. Teraz jedyne czego pragnął, to żeby Hiszpan wrócił do tej zasranej
Barcelony i został tam na wieki.
Violetta
dzwoniła do niego. Wielokrotnie. Wszystkie połączenia odrzucał. W końcu
zmęczony ciągłym wysłuchiwaniem swojego dzwonka, wyłączył telefon. Nie chciał z
nią rozmawiać. Nie chciał wiedzieć, co ma mu do powiedzenia. Ostatni raz
spojrzał na monitor i na post Plotkary. Kimkolwiek jest ma
stuprocentową rację. Tylko najbliżsi potrafią nas zranić, aż tak bardzo.
Wciągnął bluzę
przez głowę i zszedł na dół. Nie było rodziców, więc stanął przy barku i nie
zastanawiając się długo, zabrał butelkę Tequily. Postanowił się upić. Utopi te
wszystkie chore myśli, ten wracający ciągle obraz całujących się Violetty i
Diego, ten ból, który zagnieździł się w jego sercu. Utopi to wszystko. I
zapomni chociaż na chwilę, jak bardzo jest połamany.
Pierwsze łyki
alkoholu wykrzywiały mu twarz, ale nie przestawał pić. Potem przestał mu
przeszkadzać palący w gardło smak. Szedł na oślep, aż trafił przed Klub.
Stwierdził, że trunek mu się już kończy, więc pojeździ trochę na motorze. Może
wtedy emocje opadną?
Sprzątała w
warsztacie, gdy usłyszała podejrzany hałas. Wzięła do ręki największy młotek i
postanowiła sprawdzić jego źródło. Otworzyła szeroko ze zdumienia oczy, gdy
zobaczyła Leona, próbującego wyciągnąć na zewnątrz motor. Chwiał się na nogach,
a obok niego leżała rozbita butelka. Odłożyła młotek, zmarszczyła brwi i do
niego podeszła.
-Verdas, co ci do cholery odpierdzieliło?
Popatrzył na nią nieobecnym
wzrokiem i wzruszył ramionami. Nie przestawał siłować się z motorem.
-Zostaw. –Chwyciła jego dłonie. –Co się stało?
-Chcę pojeździć. –Wybełkotał.
-Jesteś pijany –było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
Wystraszyła
się. Nigdy nie widziała Leona w takim stanie. Nie wiedziała do czego jest
zdolny. Co jeśli po pijaku jest agresywny? Co jeśli zacznie ją bić? Cofnęła się
automatycznie parę kroków, a do jej umysłu, zaczęły napływać niepokojące obrazy
z przeszłości, o których myślała, że już dawno są wymazane. Spojrzała na niego
z niepokojem.
-Co się stało? –Spytała jeszcze raz, zachowując dystans. Przy
okazji znowu chwyciła młotek i mocno ścisnęła rączkę. Nie chciała go
skrzywdzić, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, będzie się bronić.
Chłopak
porzucił motor i usiadł na środku garażu z rezygnacją.
-Violetta całowała się z Diego –powiedział, gapiąc się w podłogę.
-Co? –Lara myślała, że się przesłyszała. –Przecież Diego to twój
najlepszy przyjaciel. Coś musiało ci się pomylić.
-Czytasz Plotkarę?
-Nie. Powinnam?
-Tam było ich zdjęcie.
-Może ktoś je spreparował? –Zasugerowała.
Leon gwałtownie wstał, podszedł
do niej i chwycił za ramiona. Wstrzymała oddech, ale wytrzymała jego smutne
spojrzenie.
-To było na tym koncercie, co ich wysłałem razem –powiedział
cicho. –Rozumiesz?
Otworzyła
usta, żeby powiedzieć mu coś miłego, ale nie miała pojęcia co to mogłoby być.
Wypuściła z ręki młotek, który z hukiem upadł na podłogę i z całych sił objęła
Leona. Chłopak wtulił twarz w jej włosy i zaczął cicho płakać. Starała się go
uspokoić, głaskając po plecach. Stali tak kilka minut, dopóki się nie uspokoił.
Odsunęła się od niego i zaproponowała, że zrobi mu herbaty.
-Niedobrze mi.
Nie czekała, aż zwymiotuje na
podłogę, tylko szybko wzięła go do ubikacji. Trzymała go za ramię, gdy jego
ciałem wstrząsały torsje, a skóra pokryła się lepkim potem. Lara zmoczyła
kawałek szmatki i wytarła mu twarz, gdy wykończony oparł się o zimną ścianę.
Pomogła
mu wstać. Położyła go na łóżku w pokoiku nad warsztatem i trzymała za rękę,
dopóki nie usłyszała, że jego oddech zwolnił i zasnął. Okryła go kocem i
pogłaskała po policzku. Sama usiadła w bujanym fotelu i przez chwilę mu się
przyglądała. Wyglądał całkowicie bezbronnie. I pomyśleć, że przez chwilę się go
bała. Ułożyła się wygodniej i czekała, aż sen przyjdzie i do niej.
Otworzył
oczy, a światło docierające z małego okna w dachu, oślepiło go niczym
stroboskopy. Gwałtownie zamknął powieki i jęknął, gdy poczuł przerażający ból
głowy. Głos Lary doszedł do niego, jakby pochodził z zaświatów.
-Jak się czujesz?
-Okropnie.
Podała mu szklankę wody i
tabletki przeciwbólowe. Szybko je połknął i zaczął gapić się w sufit. Przypomnienie
sobie, dlaczego znajduje się w takim stanie, nie poprawiło mu humoru.
Sposępniał jeszcze bardziej. Lara chwyciła go za rękę. Popatrzył na nią.
-Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale musisz mi uwierzyć, że to nie
koniec świata.
Zacisnął zęby. To nie jest koniec
świata? To co to jest?
-Moje życie roztrzaskało się na kawałeczki, a ty mi mówisz, że to
nic?
Westchnęła i zaczęła chodzić po
pokoju. Szukała odpowiednich słów, dzięki którym poczułby się chociaż odrobinę
lepiej.
-Słuchaj –zaczęła. –Nie znam się na pocieszaniu, ale kiedyś
oglądałam bajkę...
-Będziesz mi opowiadać bajki? –Uniósł brew.
-Po prostu posłuchaj! –Przeczesała palcami włosy. –Dzwoneczek, ta
wróżka od Piotrusia Pana, miała zrobić berło z takiego niebieskiego, okrągłego
kryształu, ale pech chciał, że się rozbił.
-Lara...
-No słuchaj! Miała tam parę przygód, chciała go jakoś naprawić,
ale nie wyszło, więc zrobiła berło z tych potrzaskanych kawałeczków. I wiesz
co? –Spojrzała na niego. –Było to najfajniejsze berło w Przystani Elfów.
Leon jęknął.
Po co mu to mówi? Postanowił, że ją zignoruje. Wstał z łóżka i wziął swoją
bluzę.
-Leon... –Dziewczyna chwyciła go za łokieć. –Wiem, że twoje życie
się rozpadło, ale z tych kawałeczków możesz zrobić coś zupełnie nowego. Jesteś
młody. Nie możesz się załamywać pierwszą, nieszczęśliwą miłością.
Ze złością wyrwał rękę i włożył
bluzę przez głowę.
-A co ty możesz wiedzieć? –Poprawił kaptur. –Ciebie nikt
najbliższy nigdy nie zawiódł.
Przez jej twarz przeszedł cień
grymasu, oczy jej pociemniały i odbił się w nich smutek. Pokręciła głową. Gdy
znowu na niego spojrzała, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Powinieneś już iść.
-Powinienem.
Wyminęła
go i pierwsza wybiegła z warsztatu. Mariano, którego o mało nie przewróciła,
patrzył na nią zdziwiony. Gdy, zaraz po Larze, w drzwiach pojawił się Leon, nie
rozumiał już nic z tego, czego był świadkiem.
-Coś jej zrobił? –Zagadnął Verdasa.
-Nic. –Chłopak odburknął i wsadził ręce do kieszeni.
-Nie wierzę. Musiałeś jej coś powiedzieć.
-Tylko tyle, że nic nie wie, bo jej nikt najbliższy nie zawiódł.
–Warknął.
-O... Stary...
Mariano
opowiedział mu historię, o której Leon nie miał bladego pojęcia. Zrobiło mu się
głupio. Popatrzył w miejsce, gdzie Lara znikła jakiś czas temu.
-Jestem strasznym dupkiem –powiedział, jakby do siebie.
-Nie da się ukryć –mruknął Mariano.
Już
jako mała dziewczyna marzyła o wielkiej miłości. Wierzyła, że któregoś dnia
spotka swojego księcia, który zakocha się w niej bez pamięci i będą żyć długo i
szczęśliwie. Życie niestety weryfikuje rozpalone w dziecięcym sercu nadzieje i
jej książę się nie pojawił. Pojawiały się za to w jej życiu marne podróbki
księcia, które przynosiły tylko rozczarowanie, albo pojawiali się przystojni
książęta, którzy nie byli nią zainteresowani. To również nie było miłe. O mało
nie straciła wiary w swoje szczęśliwe zakończenie. Ale los lubi czasami
zaskakiwać.
W
końcu pojawił się w jej życiu ktoś, kto ją pokochał. Mało tego... Było ich
dwóch. I to do niej należał wybór. Nie odpowiedziała Marco od razu, gdy spytał
ją, czy jest dla niej wystarczająco dobry. Nie chciała się spieszyć z tą
decyzją. Chciała najpierw przemyśleć swoje uczucia. Nie mogła przecież
zdecydować pochopnie. Nie jest w końcu niezdecydowaną Violettą.
Popatrzyła
na obraz, wiszący na ścianie jej pokoju. Na początku dziwie było jej, budzić
się codziennie i widzieć siebie. Siebie tak inną, tak piękną, subtelną,
zmysłową. Zupełnie różniącą się od tej w lustrze. Później przyszedł pewien
rodzaj zachwytu, bo uświadomiła sobie, że może ona sama siebie tak nie
postrzega, ale on ją tak widzi. Uśmiechnęła się do siebie. Znała już swój
wybór. I była go pewna.
Dzwonek
do drzwi odwrócił jej uwagę od portretu. Przyszedł, pomyślała. Wzięła
torbę, przewiesiła ją przez ramię i zbiegła po schodach. Otworzyła drzwi i
uśmiechnęła się do niego.
-Cóż za punktualność.
-Wiem, też się tego nie spodziewałem –Tomas mrugnął do niej.
Poszli razem do parku. Kupił jej
watę cukrową. Wspominali dawne czasy. To jak się poznali, jak to dziecięce
dogryzanie sobie nawzajem, zmieniło się w coś głębszego. Hiszpan przeprosił ją
za to, że jej nie doceniał, że się nie odzywał. Mówił jej, że jest dla niego
bardzo ważna i za nic nie chciałby jej stracić.
Chwyciła
go za rękę. Zależało jej na nim. Był w jej życiu od zawsze i nie wyobrażała
sobie, żeby kiedyś mogło go w nim zabraknąć. Fakt, że były takie momenty, że
płakała przez niego, ranił ją. Może nie do końca świadomie, ale jednak. W końcu
to nieuniknione. Gdyby nie byli dla siebie ważni, nie obeszłyby ich kłótnie,
nieporozumienia. Jednak znaczą coś dla siebie, dlatego każdy nieostrożny ruch,
każde nieprzemyślane słowo bolało.
Ile
razy sobie powtarzała, że z nim skończy, jak ją wkurzał; ile razy mówiła, że
się do niego więcej nie odezwie, gdy się kłócili; ile razy wracała, gdy ją przepraszał?
Zawsze tak było. Był częścią jej życia i nie mogła go od tak wymazać.
-Fran –Tomas uśmiechnął się do niej. –Wiesz, tyle czasu straciłem
na uganianie się za Violettą. Byłem nią zauroczony, wydawało mi się, że ją
kocham –ścisnął mocniej jej rękę. –Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje
serce należy do kogoś innego.
Francesca uśmiechnęła się
nieśmiało.
Wcale
nie miał zamiaru ich podsłuchiwać. Mama zawsze powtarzała mu, że to nieładnie,
ale nie mógł się powstrzymać. Gdy tylko zobaczył ich, wchodzących do parku,
poszedł za nimi. Oczywiście trzymał się w takiej odległości, żeby go nie
zauważyli. Z resztą byli sobą tak zajęci, że nawet gdyby stanął obok, nie
zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Zacisnął zęby. Miał ochotę wybiec z
ukrycia i pięścią zetrzeć ten głupkowaty uśmieszek Tomasa, z jego twarzy.
Szczerze go nienawidził. To przez to hiszpańskie ciele, jego plany się
posypały.
Do
teraz miał jeszcze nadzieję, że Francesca wybierze właśnie jego. Gdy rozmawiali
ze sobą ostatnim razem, powiedziała mu, że nie chce podejmować pochopnych
decyzji. Musiała sobie wszystko przemyśleć. Poukładać swoje uczucia. Nie
chciała pomylić zwykłego zauroczenia, albo przywiązania z miłością. Dał jej
czas. Twierdził, że postępuje słusznie. Chce być fair wobec każdego z nich.
Tylko dlaczego spotkała się najpierw z Tomasem, a nie z nim?
-Francesca, ja... –Westchnął Tomas. –Kocham cię i może dość późno
to zrozumiałem, ale mam nadzieję, że dasz mi szansę.
Marco
przełknął przekleństwa, które pchały mu się na usta. Nienawidził Tomasa z
całego serca i modlił się, żeby Fran posłała go do diabła. Inaczej on wyląduje
w piekle. Wytężył słuch, z niecierpliwością czekając na odpowiedź Włoszki.
-Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na te słowa...
Poczuł, że drżą mu kolana. Oderwał
się od drzewa, za którym był ukryty i pobiegł przed siebie, ile sił w nogach.
Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. To nie jego wybrała...
Aaajj Leon XD Diego biedak =( Violetta głupia! Gdybyś kochała Leona to byś nigdy nie zdradziła go, nie zakochałabyś się w Diego *-* Lara...Lara...
OdpowiedzUsuńFran, och Fran
Weny :*
Wypowiedzi mojego autorstwa pojawiają się tutaj niesystematycznie. Naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam sumiennie komentować każdą publikację, maksymalnie dwa dni po jej przeczytaniu, aczkolwiek czasami dopada mnie jakaś dziwna blokada, która na to nie pozwala. Ostatnio mało udzielam się w komentarzach - nie tylko tutaj. Muszę jednak uwzględnić, że nie jest to spowodowane żadnym podziałem na lepsze i gorsze. A nawet, gdyby tak było, twój blog znajdowałby się w tej pozytywnej, wyróżnionej grupie. Często staram się nadrabiać zaległości. Kiedyś, gdy dopiero zaczynałam przygodę z violettowymi f-f, miałam w polecanych pewnie ponad sto blogów i większość komentowałam. Jak ja to robiłam? Nie wiem, ale to nieistotne. Teraz, kiedy liczba prawdopodobnie nie przekracza piętnastu, nie wypowiadam się na wszystkich. Zaczyna mnie to niepokoić. Albo się "wypaliłam", albo po prostu jestem leniwa. Mam nadzieję, że to drugie, bo kocham twoją historię. Opisujesz tak piękne losy poszczególnych bohaterów. Bardzo ciężko byłoby mi znaleźć jakiś błąd. Nawet nie próbuję, gdyż z całą pewnością pochłonęłoby to cały mój wolny czas. Piszesz wspaniale. Szczególnie urzekł mnie wątek Naxi, ale to nic nietypowego. Kocham ich w każdej osłonie (nie licząc wątku z Matyldą i Felipe). Dziękuję, że mogę czytać to, co z taką lekkością przychodzi ci tworzyć. Przepraszam też za wszelkie zaległości.
OdpowiedzUsuń