Buenos dias, Buenos
Aires.
Czy prawie jest lepsze niż nic?
Jeśli się czegoś nie ma, to się raczej za tym nie tęskni. Ale co jeśli
się „prawie” miało?
Spotted.
F. spędza ostatnio każdą wolną chwilę na przechadzkach z T. Spacerują
sobie po parku i innych, równie uwielbianych przez pary, miejscach. Ale
czy są już razem?
Niestety moje oko nie sięga za drzewa i krzaki, w których mogą się
potajemnie całować…
Żartowałam!
Oczywiście, że sięga! I powiem Wam w sekrecie, że między nimi nic, a
nic głębszego JESZCZE się nie urodziło. Owszem dużo ze sobą rozmawiają, śmieją
się razem, ale T. ma zawsze ręce w kieszeni, a F. bawi się paskiem od torebki.
Żadnego romansu, żadnych namiętnych pocałunków, ani nieśmiałego
obmacywania. Śmiałego też nie ma.
Uff… Co za ulga, prawda M.?
Może to Twoje „prawie” pójdzie level wyżej i przestaniesz chodzić taki
naburmuszony. Straszysz tą swoją miną wszystkie wiewiórki w parku. Chyba, że
już sobie odpuściłeś swoją Mona Lisę?
Tak btw. mam nadzieję, że F. będzie równie niezdecydowana jak V.
Będę miała Wam co opowiadać.
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Przygryzła
wargę i jeszcze raz spojrzała na niego. Siedział na ławce z łokciami opartymi
na kolanach, dłońmi podpierając brodę. Nie poruszył się ani o milimetr, odkąd
go obserwuje, czyli od jakichś czterdziestu minut. Odwróciła się oparła o
drzewo i głośno westchnęła. Nie rozmawiali ze sobą od tego dnia, w którym
przyniósł jej obraz. Od dnia, w którym niemal jej nie pocałował. Od dnia, w
którym wrócił Tomas.
Tyle
razy miała do niego zadzwonić, ale zawsze znajdowała sobie jakąś wymówkę;
a to przyszedł kolejny klient i trzeba go było obsłużyć, innym razem
zagadała się na przerwie z Cami i gdy już miała wyciągać telefon, dzwonił
dzwonek na lekcję, albo wracała do domu po dwudziestej drugiej i już nie
wypadało…
Kiedy
w końcu znalazła chwilę czasu i nikt, ani nic nie stało na przeszkodzie, żeby
się z nim skontaktować, mówiła sobie, że przecież on też się do niej nie
odzywa, a jest facetem, więc powinien zadzwonić pierwszy. I robiło jej się
wtedy przykro, bo myślała, że mu na niej zależy, a on milczy jak grób. Potem znowu przypominała sobie, że to ona zawaliła.
Wiedziała, że coś do niej czuje, nigdy tego nie ukrywał. Było jej głupio, gdy
próbowała sobie wyobrazić, jak się poczuł, gdy zobaczył ją z Tomasem. Wtedy
zawsze obiecywała sobie, że jutro zadzwoni… A potem znowu były wymówki,
pretensje, że on nic nie robi, i ten głos, który w końcu mówił jej, że jest
kretynką.
I tak w kółko.
Całość była okropnie skomplikowana. I to ona ponosiła za to winę. Dlaczego nie
zostawiła Tomasa i nie poszła szukać Marco?
-Tutaj jesteś!
Francesca wzdrygnęła się słysząc
głos przyjaciółki.
-Cały dzień cię szukam! –Camila oparła ręce na biodrach i patrzyła
na Fran z wyrzutem.
-Stało się coś? –Spytała Włoszka.
-Sebastian mnie unika –westchnęła teatralnie. –Nie mam pojęcia co
mu się stało. Wiem, że dla ciebie to dziwne, że mogę się z nim przyjaźnić. W
końcu okropnie się ubiera i boi spojrzeć gdzieś indziej niż na swoje buty…
Francesca jest strasznie głupia! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Co? –Fran spojrzała na nią nieprzytomnie.
Camila tupnęła ze złości.
-W ogóle mnie nie słuchasz! –Powiedziała urażona.
-Słucham cię –Włoszka nerwowo spojrzała za drzewo. –Gadałaś o tym
okularniku. Unika cię. Może się ciebie boi.
-Po pierwsze, on ma na imię Sebastian, nie żaden okularnik. Po
drugie, nie boi się mnie, bo się przyjaźnimy już od jakiegoś czasu i miło nam
było ze sobą, więc twoja teoria nadaje się do podtarcia du… Och, co tam jest?
Cami
zniecierpliwiona tym, że jej przyjaciółka ją olewa i co chwilę zerka za drzewo,
postanowiła, że sprawdzi, co tam takiego ciekawego jest.
-To przecież Marco. –Zdziwiła się i już miała go zawołać, ale Fran
rzuciła się na nią, o mało nie przewracając i zatkała jej dłonią usta.
-Zwariowałaś? –Fran była przerażona. –Zobaczy nas!
Cami lekko ugryzła ją w rękę.
-Nie zadzwoniłaś do niego. –Stwierdziła bardziej, niż zapytała,
gdy Włoszka szybko cofnęła dłoń, czując jej zęby.
-Idź do niego teraz.
-On mnie już chyba nie lubi.
-Tego nie wiesz. Idź i sprawdź. –Camila popchnęła ją w jego
stronę.
Fran
wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie, ale zaraz odwróciła się na pięcie
i znowu schowała za drzewem. Torres wywróciła oczami.
-Tchórz.
Włoszka popatrzyła na nią spod
byka.
-Nie jestem tchórzem! –Zaperzyła się. –Ja tylko…
-Tchórz. –Powtórzyła.
-Niech cię piekło pochłonie! Idę!
Camila uśmiechnęła się pod nosem.
Dobrze wiedziała w jaki sposób zmotywować Francescę.
Był
na siebie wściekły. Nie powinien aż tak się angażować. Nie powinien był
dopuścić do tego, żeby uczucie, które w nim kiełkowało wzrosło i zakwitło.
Powinien był je wyrwać z korzeniami, zanim było za późno.
Nie
miał prawa być zły na Fran. Ona nie była winna. Nie można zmusić kogoś do
miłości. Gdyby tylko zadzwoniła… Chociaż jeden raz wybrała jego numer, albo
napisała najzwyklejszego sms’a… Ale ona milczała odkąd pojawił się ten opalony
typ i zabrał mu ją sprzed nosa. A już ją prawie miał. Marco zacisnął zęby. Prawie… Wolałby jej nie poznać. Nie
zrobiłaby mu takiego spustoszenia w sercu. Nie siedziałby teraz, jak w
katatonii, nie miałby omamów wzrokowych i nie czułby się jak chory psychicznie.
Ostatnio
widział ją wszędzie. Odbijała się w sklepowej witrynie, znikała gdzieś za
rogiem budynku, śpiewała pod drzewem… Jego podświadomość płatała mu brzydkie
figle. W każdej dziewczynie, która była szczupła, miała kruczoczarne włosy
i zielone oczy wdział Fran i przestawało go to śmieszyć. Zaczynał się bać
samego siebie. Zdesperowany tłumaczył sobie, że ten zawód miłosny nie jest
wcale taki straszny, bo przecież jest mnóstwo innych dziewczyn, jest młody, na
pewno się zakocha w kimś lepszym, ładniejszym, mądrzejszym. I kiedy
naładowany pozytywniejszymi myślami postanowił, że wróci do domu i coś
namaluje, zamarł.
Zamknął
oczy i nie mógł uwierzyć, że oprócz tych omamów wzrokowych, zaczynają się też
węchowe. Pomyślał, że musiał się pomylić, ale kiedy kolejny podmuch wiatru
przyniósł jej zapach, zaciągnął się nim mocno i otworzył oczy.
-Cześć. –Powiedziała cicho, skubiąc nerwowo rękaw niebieskiego
swetra.
-Jesteś… -Odparł z niedowierzaniem.
Nie wiedział czy się cieszyć, czy
złościć. Francesca spojrzała na niego niepewnie.
-Co tam u ciebie? –Spytała, zakładając włosy za ucho.
-Wszystko dobrze –wzruszył ramionami. –A u ciebie?
Nie
chciał jej pokazać, jak bardzo dotknęło go jej zachowanie. Najpierw się nie
odzywa, a potem jakby nigdy nic pyta, co u niego słychać. Skoro tak chce grać,
to proszę bardzo.
-Marco, ja… -Zawahała się i spojrzała za siebie, jakby chciała
znaleźć drogę ucieczki.
-Co ty? –Chwycił ją za rękę i pociągnął na ławkę.
-Ja bardzo cię przepraszam… -Zaczęła. –To wszystko tak bardzo się
poplątało. Zrobiłeś mi taki prześliczny prezent, a ja nawet za to nie
podziękowałam… I nie odezwałam się do ciebie później. -Wstała i zaczęła
żywiołowo gestykulować. –Ale uwierz mi, że chciałam. Tyle razy już miałam
wybrany twój numer, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że rezygnowałam. Myślę, że
się bałam. I to dlatego tak…
-Czego się bałaś? –Przerwał jej słowotok.
Francesca przystanęła i spojrzała na niego.
-Że będziesz na mnie zły. Tak szybko wybiegłeś, kiedy Tomas
przyszedł…
-Pocałował cię –podrapał się po karku. –A ja chciałem to zrobić
–zauważył, że Fran się zarumieniła. –Wkurzyłem się, więc wybiegłem.
Był
zazdrosny. I to bardzo. Fakt, że Plotkara
dolewała oliwy do ognia, umieszczając te fantastyczne posty, w których
opisywała, jak to Fran ciągle łazi gdzieś z tym fircykiem, nie ułatwiał sprawy.
-Ty czujesz coś do niego?
Francesca uśmiechnęła się smutno.
-Kiedyś czułam.
-A teraz? –Podszedł do niej. –Co teraz czujesz?
-Nie wiem –odpowiedziała. –Tęskniłam za nim. Brakowało mi go. Ale
nie wiem czy jeszcze coś do niego czuję. Poza tym boję się, że znowu nastawię
się na za dużo, a on wyjedzie.
-A ja? –Chwycił ją za ramiona i popatrzył na nią czule. –Nie
jestem wystarczająco dobry?
Poczuła, że ściska ją w dołku.
Wzruszenie chwytało za gardło. Patrzyła w jego
brązowe oczy i widziała w nich coś, czego nigdy nie było w oczach
Tomasa, ani nikogo innego. Miłość.
Z
nieukrywanym smutkiem patrzył na zatrzaskiwane z hukiem drzwi. Czy to już
zawsze tak będzie? Czy ona nigdy nie odpuści, nie zaakceptuje jego decyzji i będzie
chodzić po domu z wiecznie naburmuszoną miną? Czym jej zawinił? Tym, że się
zakochał i znowu zaczął być szczęśliwy? Czyżby nie miał do tego prawa? Spuścił
wzrok na swoją dłoń, którą Jade zaczęła delikatnie gładzić.
-Przejdzie jej.
-Ostatnio też tak mówiłaś. –Stwierdził ponuro.
Przedostatnio też. I jeszcze
wcześniej również.
-W końcu musi. –Wzruszyła ramionami i z lubością chwyciła kolejną
babeczkę. –Olga doprowadza moje kubki smakowe do niebiańskiego orgazmu
–oblizała wargi i westchnęła z rozkoszą.
Pomimo
targających nim niewesołych myśli, roześmiał się głośno. Jade była taka inna.
Tak całkiem różna od niego. Nie było w niej ani grama jego powagi, surowości.
Emanowała z niej wręcz dziecięca radość. Pomimo eleganckiego wyglądu,
zawsze świetnie ułożonych włosów i markowych ciuchów, miała w sobie tyle
radości, że nie sposób się było od niej nie zarazić. Miała w sobie mnóstwo
pozytywnej energii. Cieszyła się każdym dniem i brała od życia to co najlepsze.
Nie miał prawa się w niej nie zakochiwać. Była cudowną kobietą, która pokazała
mu, że można się wyrwać z tego odrętwienia, w którym tkwił od śmierci Marii...
Nie
żeby wcześniej był nieszczęśliwy. Nie miał na co narzekać. Miał wokół siebie
wspaniałych ludzi, na których zawsze mógł polegać i co najważniejsze posiadał
najwspanialszą córkę, z której był niesamowicie dumny, mimo że nie zawsze
radził sobie jako samotny ojciec. Jednak w całym tym jego życiu, którego wielu
mu zazdrościło, czegoś brakowało, coś sprawiało, że czuł pustkę i nie wiedział,
jak ją zapełnić. I wtedy poznał Jade, która była tym brakującym elementem
układanki. Była kimś, z kim chciałby spędzić resztę swojego życia, nawet jeśli
miałoby trwać jeszcze jedynie pięć minut.
Uśmiechnął
się, gdy przyciągnęła go do siebie i lekko pocałowała. Za nic nie chciał
rozwalać tej perfekcyjnie, w końcu, ułożonej układanki, ale zbudzone, jakby z
cholendernie długiego, zimowego snu, wyrzuty sumienia odebrały barwy jego
miłości. Związek z Jade nie wydawał się już taki kolorowy, gdy wziął pod uwagę
uczucia Violetty.
Być
może to wszystko wynikło z tego, że chciał ochronić swoją córkę przed
nieuniknionym? Przez bardzo długi okres czasu nie pozwalał jej na wspomnienia o
matce, dopuszczał się nawet do kłamstw. A przecież te wspomnienia, bolesne dla
niego niemiłosiernie, były jedynym co mógł ofiarować Violettcie. Może gdyby od
początku opowiadał jej o Marii, nie bał się tego, może gdyby już od maleńkości
obdarował ją tymi skrawkami, które pozostały po przedwcześnie zmarłej żonie,
przyjęłaby jego nowy związek ze spokojem. Biorąc pod uwagę to, że stosunkowo
niedawno dowiedziała się, że ma ciocię, babcię, że w ich domu jest pokój, w
którym są rzeczy jej mamy (a jej ojciec nie wspomniał o nim nawet słowa) mogła
być zła. Miała do tego prawo. Mogła nawet uważać, że z jego strony to nawet
zdrada, ale aż do dzisiaj German wierzył, że Violetta w końcu zrozumie. I miał
ogromną nadzieję, że polubi Jade i przyjmie ją do rodziny. Pomylił się.
-Jade...
Kobieta
zmarszczyła brwi, słysząc jego poważny ton. Nie lubiła, gdy German tak zaczynał
rozmowę. Nie wróżyło to nic dobrego, a biorąc pod uwagę szopkę, którą odstawiła
Violetta, będzie chciał zakończyć tę znajomość. Tak, jak poprzednim razem. I
znowu się pokłócą.
-To chyba nie ma sensu... –Nie patrzył jej w oczy.
Bingo!
-Znowu chcesz to skończyć? –Popatrzyła na niego beznamiętnie.
Szybkim ruchem ręki przerzuciła
włosy na prawą stronę i wstała z sofy, na której siedzieli. Zamknęła oczy i
zaczęła masować palcami skronie.
-Jade... Zrozum...
-Co mam zrozumieć? –Zdenerwowała się. –Violetta jest już prawie
dorosła. Za niedługo będzie mieć swoje życie, założy rodzinę.
Skrzywił się na jej słowa.
Chciało jej się z niego śmiać. Czy nigdy nie dopuści do siebie myśli, że jego
mała Violetta staje się kobietą?
-Nie krzyw się tak –podeszła do niego i pstryknęła w nos. –Viola
dorasta. Nic z tym nie zrobisz. Za niedługo wyprowadzi się do Leona i
zostaniesz sam.
Pokręcił głową.
-Ona twierdzi, że będąc z tobą zdradzam Marię.
-Pogadam z nią –usiadła mu na kolanach. –Jak kobieta z kobietą.
–Cmoknęła go w nos.
Oparł swoje czoło o jej i
westchnął.
-Kocham cię, German –uśmiechnęła się. –Ale jeżeli jeszcze raz
będziesz chciał ze mną zerwać, to urwę ci jaja, zrobię z nich wietrzne dzwonki
i powieszę na werandzie.
Znowu się zaśmiał i mocno ją
przytulił.
Czy ta cała
Jade musiała się pojawić w jego życiu? Czy nie było im dobrze, gdy żyli sobie
we dwójkę z Olgą i Ramallo? Przecież wszystko było fajnie, byli szczęśliwi,
niczego im nie brakowało. Więc po jaką cholerę ta cała Jade? Po co mu ona?
Chyba tylko do łóżka... Jeśli tak to zawsze może ją sobie brać do jakiegoś
hoteliku, ale żeby tak wprowadzać ją do ich domu? Czy on w ogóle nie myśli już
o mamie? Przecież to ewidentna zdrada. A najgorsze w tym wszystkim jest
to, że on nic sobie z tego nie robi i jest szczęśliwy.
Stop. Głupio
to zabrzmiało. Nie chodziło jej o to, żeby German był nieszczęśliwy. Kochała go
i z całego serca chciała dla niego jak najlepiej. W takim razie dlaczego nie
potrafi zaakceptować jego nowej wybranki? Westchnęła głośno i usiadła nad
jeziorem. Musi wyłączyć myślenie, bo zaczyna sama sobie przeczyć. Zdjęła buty i
pozwoliła, żeby chłodna woda obmywała jej stopy. Zamknęła oczy, kładąc się na
ciepłym piasku. Ostatnio zbyt dużo myśli plącze się po jej głowie... Leon,
Diego, tata, Jade... Nie pamiętała kiedy ostatnio zrobiła coś dla relaksu. Cały
czas chodzi spięta, podenerwowana. Nic dziwnego, że drażni ją nowy związek
taty. To chyba przez to, że w jej się nie układa.
Nie układa? W
sumie to Leon nic nie podejrzewa, ale to co ona w środku przeżywa... Jest
rozdarta, jak kartka papieru. Z jednej strony chce, żeby wyszło jej z Verdasem,
kocha go i nie wyobraża sobie, jakby jej życie wyglądało bez niego, ale z
drugiej... No właśnie... Druga strona aż rwie się w ramiona Diego, pragnie go,
jest podekscytowana przy każdym przypadkowym dotknięciu, przy dłuższym
kontakcie wzrokowym, przy widoku jego uśmiechu...
Leon jest jej
ostoją, przy nim czuje się bezpieczna, wie czego może po nim oczekiwać, a
Diego... Diego jest zagadką, tajemnicą, może nawet mroczną? Jest ryzykiem,
które z całych sił chciałaby podjąć, ale jest w niej coś, co ją hamuje,
sprawia, że się boi. Bo jeśli Hiszpan okaże się nieodpowiedzialnym draniem to z
czym zostanie? Z niczym... Nie była aż tak głupia, żeby wierzyć w to, że Leon jej
wybaczy mały skok w bok. Poza tym jak niby to miało wyglądać? Miała powiedzieć
Leonowi: Słuchaj, skarbie, chciałabym się na chwilę rozstać, bo twój
przyjaciel rozpala mi zmysły i tak sobie pomyślałam, że z nim spróbuję. Jak
wyjdzie to będzie super, a jak nie to wrócę do ciebie, bo z tobą też jest mi
dobrze.
Skrzywiła się.
Nie, nie, nie. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Jest idiotką... Skończoną
kretynką. Najlepiej będzie, jak zostanie sama w swoim pokoju. Niech ojciec
znowu zamknie ją w tej wieży i nie pozwoli z niej wychodzić...
-O co chodzi z tym Tomasem?
Gwałtownie usiadła i otworzyła
oczy.
-Ale mnie przestraszyłeś. –Przyłożyła dłoń do serca, które biło
jak szalone.
-Przepraszam. –Diego wzruszył ramionami i usiadł obok niej,
wyciągając przed siebie długie nogi.
Szedł za nią od samego początku.
Zaniepokoił go fakt, że co chwilę zatrzymywała się, głośno wzdychała, krzywiła,
albo zaciskała mocno pięści. Pomyślał, że to może przez tego jej byłego i aż go
ścisnęło w dołku. Głupia zazdrość... Popatrzył na nią poważnie. I to o kogoś,
kto nigdy nie będzie jego...
-Więc o co z nim chodzi? –Ponowił pytanie.
Violetta zmarszczyła brwi.
-Co ma z nim być? Nie rozumiem...
-Leon mi się ostatnio żalił.
-Jak to ci się żalił? –Poczuła gulę w gardle.
-Boi się. –Zaczął bawić się piaskiem.
-Czego się boi?
Jeśli Diego dalej będzie gadał
takimi półsłówkami to chyba zwariuje.
-Że cię straci.
Jęknęła i
zakryła dłońmi twarz. On ją tak bardzo kocha, a ona myśli o jego najlepszym
przyjacielu. Przecież, gdyby przypadkiem się o tym dowiedział, to wyrządziłaby
mu największą krzywdę na świecie. Nie może mu tego zrobić. On jest taki dobry.
Zawsze przy niej był. Wybaczył jej wszystko, a ona teraz znowu jest na
najlepszej ścieżce do tego, by kolejny raz go zranić. Jest potworem...
-Violetta, o co chodzi? –Chwycił ją za nadgarstki i oderwał jej
dłonie od twarzy. –Co się dzieje? Czy powrót Tomasa coś między wami zmienia?
Dziewczyna szybko zamrugała
powiekami. Powrót Tomasa? Dopiero
teraz ta informacja zaczęła do niej dochodzić. Leon martwi się, że znowu będzie
przez niego między nimi źle.
-Nic nie zmienia –powiedziała pewnie. –Tomas mnie nie interesuje.
Odetchnął z ulgą. Leon poprosił
go, żeby ją pilnował. Nie chciał, żeby Hiszpan znowu ją omamił, więc poprosił
przyjaciela, żeby dotrzymywał Violi towarzystwa, kiedy on będzie musiał
trenować.
-To dlatego Leon był ostatnio taki przybity? –wszystko zaczęło się
jej układać w całość.
-Taa... –Rzucił kamykiem do jeziora. –Tylko nie mów mu, że go
wsypałem. Miałem wszystko robić dyskretnie, ale wolę prosto z mostu...
-Nie powiem mu. –Obiecała.
-Skoro nie chodzi o Tomasa... –Spojrzał na nią. –To o co?
Uniosła brwi.
-Szedłem za tobą, odkąd wybiegłaś z domu. Nie wyglądałaś na
tryskającą szczęściem.
Znowu westchnęła. Który to już
raz dzisiaj?
-Chodzi o tatę.
-Więc Leon nie musi się nikogo obawiać? –Chwycił ją pod brodę i
przyciągnął do siebie.
Jego oczy przewiercały ją na
wylot. Zrobiło jej się gorąco, gdy przelotnie spojrzał na jej usta, oddech
przyspieszył. Wydawało jej się, że serce wyskoczy z piersi. Jego palce paliły
jej skórę, sprawiając, że cała zaczęła drżeć. W duchu modliła się, żeby tego
nie zauważył.
Zauważył.
Jej reakcja na niego przeraziła go. Świadczyła o tym, że nie był jej do końca
obojętny. W normalnych okolicznościach już dawno wpiłby się w jej usta,
powodując utratę oddechu i przyspieszenie tętna, ale nie mógł zapomnieć, że
Violetta jest dziewczyną jego przyjaciela. Najlepszego przyjaciela. Pozwolił
sobie pogłaskać ją po policzku. Nie mógł się oprzeć. O mało nie jęknął, gdy zamknęła
oczy i przytuliła się do jego dłoni. Miała taką miękką skórę... Spojrzała na
niego zdezorientowana, gdy szybko cofnął rękę.
-Jest ktoś inny? –Spytał.
Ty.
-Nie. –Odwróciła głowę.
Chciało jej
się krzyczeć. Znowu te przeklęte kłamstwa. Okłamuje Leona, Diego, samą siebie.
Tylko co ma zrobić w sytuacji, w której jej serce znowu jest podzielone na pół?
W tej chwili wołałaby nic nie czuć. Chciałaby wyrwać sobie ten bijący pod
żebrami mięsień i gdzieś zakopać. Może wtedy przestałaby unieszczęśliwiać siebie.
I innych. Przede wszystkim innych...
Czymże sobie zasłużyłam na tyle szczęścia? XD
OdpowiedzUsuńWrócę, jeszcze dzisiaj (jest już po północy...)
Kocham Cię, Dwoneczku! <3
Witaj Dzwoneczku.
UsuńNa początek - wybacz mi ten karygodny błąd w poprzednim komentarzu, w Twej pięknej nazwie. Po prostu było już bardzo późno, ja byłam zmęczona, a mój tablet od jakiegoś czasu się na mnie focha. Nieważne. XD A, jeszcze z góry przepraszam za chaotyczny komentarz, ewentualne błędy, powtórzenia, brak sensu, etc. Ale to ja, u mnie takie rzeczy są na porządku dziennym. Co zrobić.
Przejdźmy jednak do Twego cudownego rozdziału.
Jejku, dodałaś go tak szybko, dobrze, że nie odwlekałam (na przykład przez moje lenistwo...) napisania Ci komentarza, bo bym się nie wyrobiła. A każdy Twój rozdział jest naprawdę świetny i zasługuje na komentarz. Długi, sensowny, itd. Nie to moje cuś. A nawet na kilkanaście takich. Tym bardziej wstyd mi za siebie, że tak późno pojawiłam się tu z pierwszym komentarzem. Ale postaram Ci się to wynagrodzić, zostawiając choć kilka słów pod każdą Twoją publikacją, bo niewątpliwie na to zasługujesz. A nawet na o wiele więcej, ale do rzeczy. XD Co mamy tym razem?
Plotkara, jak zawsze, na posterunku. Nie tylko nie umknęło jej uwadze, że Tomas wrócił, że spotkał się z Fran, że namieszał jej w głowie. Wie również o wszystkim, co się między nimi dzieje i że Marco to źle znosi. Ja jestem tak strasznie ciekawa kto to jest. No i jak się tego dowiaduje ze wszystkimi szczegółami, etc. Jakby była wszędzie, gdzie się coś dzieje. Nie oglądałam samego serialu "Plotkara", z którego może wywnioskowałabym coś więcej... Może powinnam? ;) W każdym razie i tak orientuję się o co mniej więcej chodzi, bo moja koleżanka ma małą obsesję na tym punkcie. I tak miałam się za niego wziąć (podobnie, jak za pięć czy sześć innych, tak, nieważne. XD) już dawno. Teraz mam, dzięki Tobie, tylko jeszcze więcej powodów do tego. No cóż. Jak znajdę czas - nadrobię go.
Pierwszy fragment dotyczy Francesci. I Marco. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili, pogodzili się, w końcu, doszli do porozumienia. Fran nie wie teraz co czuje przez powrót Tomasa, boi się, że skrzywdzi Marco. Jednak nie potrafi go sobie odpuścić, bo zależy jej na nim. Hiszpan jednak wciąż nie zszedł z planu. Co będzie dalej? ;D Z fragmentu dowiadujemy się również, że Seba (Cami go broniła. Napradę go lubi. Poza tym, coś jest na rzeczy, to widać. XD) unika Camili od jakiegoś czasu. Zapewne od niedoszłego pikniku tej dwójki, zapewne mu teraz trudno. Teraz tylko czekać aż Cami to dostrzeże, dostrzeże jego. Zobaczy w nim więcej niż przyjaciela. Mam nadzieję, że stanie się to niedługo. Czekam na nich bardzo, bardzo. ^^
Później mamy... Germana i Jade. Podoba mi się, zawsze podobała, Twoja oryginalność, Dzwoneczku. Spotkałam się może z jednym blogiem, który nie tylko nie pominął tej postaci (Jade), ale też nie zrobił z niej czarnego charakteru lub kompletnej idiotki. Aczkolwiek w serialu, mimo wszystko ją lubiłam. Ona i Matias mnie rozwalali, szczególnie w pierwszym sezonie. ("Zgubiłeś rozum, Mati? To poszukajmy go.") Tak. Natomiast u Ciebie polubiłam ją, co mnie absolutnie nie dziwi, jeszcze bardziej. A nie jest to trudne, wręcz przeciwnie. Jest strasznie sympatyczna. Do tego wydaje się naprawdę kochać Germana, uszczęśliwiać go, etc. Oczywiście cechy najbardziej charakterystyczne (oprócz serialowej głupoty, którą mimo wszystko lubię xd) są na swoim miejscu. Wciąż jest bardzo elegancką panią. No i ten gest. Wiesz, ten z włosami. Nie wyobrażam sobie Jade bez niego. Cieszę się, że go uwzględniłaś. Niby taka drobnostka, a jednak - nadaje jej większej realności. Ich związek, co stwierdzam po załączonym fragmencie, jest silny i zgodny. Jedyne co stoi na przeszkodzie - Violetta, która nie akceptuje ich związku. Ale jeśli Jade się nie zmieni (w sensie nie okaże się czarnym charakterem, łypiącym tylko na germanową kasę, a naprawdę będzie taka, jak w tym rozdziale), to i Viola niedługo zmieni swoje zdanie i nastawienie do niej. Jestem tego pewna.
No i na koniec Diego. No i Viola. Ale dla mnie przede wszystkim - Diego. XD Jak już mówiłam, jest moją ulubioną postacią tutaj. Poza tym zawsze tak jakoś mi go żal, ż tak cierpi. W końcu nieszczęśliwie się zakochał.
Wybacz, limity. ;____;
UsuńJego miłość nie dość, że zdawała się być nieodwzajemniona - Viola była zakochana po uszy w innym, nie dość, że wydawała się być niemożliwa - bo Viola była w szczęśliwym, do tej pory, związku, to jeszcze - niewłaściwa. Bo przecież jej chłopakiem jest León, jego najlepszy przyjaciel. No i jeszcze te wyrzuty sumienia, które czuł wzdychając do niej. Wiedział, że nie może, nie powinnien. Ale serce nie sługa. A on zdaje sie naprawdę wpadł po uszy. Ja go tak strasznie kocham u Ciebie. I życzę mu jak najlepiej. Wielkiego szczęścia i prawdziwj, możliwej, odwzajemnionej miłości. Nawet w postaci Violki. Nic nie poradzę, że to mój ulubieniec tutaj i jemu zamierzam kibicować najbardziej. Poza tym związek Leóna i Violi i tak już powoli się rozpada... Choć nawet jak się rostaną, Diego nie będzie mógł tak bezkarnie i bez wyrzutów wyznać jej miłości, bo jest uczciwy. I naprawdę przyjaźni się z Leónem.
To niesamowite jak bezbłędnie wszystko potrafi wyczytać z jej gestów. Naprawdę mu na niej zależy. On. Jest. Taki. Kochany. <3 Ta ich scena była urocza, naprawdę. Przeurocza. I jeszcze Diego zauważył, że nie jest jej do końca obojętny. Z jednej strony na pewno go to ucieszyło, w końcu ją kocha, ale z drugiej strony to jeszcze bardziej skomplikuje sprawę. Jeszcze bardziej przez to będzie się męczył. Biedny mój. Nie wiem, co dla nas zaplanowałaś, choć na pewn będę tym zachwycona i zadowolona z obrotu spraw, jaki by nie był- w końcu Ty to napiszesz. Dziękuję Ci za ten rozdział. Za Diego szczególnie. <3 A, jeszcze coś. Tak mi się przypomnialo. Spotkałam się z opinią, że to, iż Viola znów ma serce podzielone na pół nie jest nowością, żebyś tego nie robiła i tak dalej. Ja mam inne zdanie. Ty akurat możesz robić co ci się żywnie podoba, a i tak będziesz robić to genialnie i zachwycać. Poza tym nie spotkałam się nigdy z żadnym naprawdę dobrym blogiem o Dielettcie. A jest o tej parze blogów stosunkowo dużo, jako, że w serialu ta para naprawdę była urocza przez pewien czas, i ja osobiście - pomimo niechęci do serialowej Violki, lubiłam ich. Nie zepsuli ich jak mojej pierwszosezonowej Leonetty (chlip, chlip), stworzyli oni związek z prawdziwego zdarzenia. Tylko, że intencje na początku nie były prawdziwe i to ich zgubiło. Tak więc jest to w pewien sposób oryginalne, i genialne, bo Twoje. Ja więc nie mam zastrzeżeń. Poza tym byłaby to miła odmiana poczytać o nich, gdyż nigdy nie miałam okazji. Jestem tak cholernie ciekawa coś Ty tam zaplanowała no... ;D
No nic, uciekam już. Weny, kochanie, mnóstwo weny Ci życzę. I czasu na pisanie. I czerpania z tego jak największej przyjemności.
Ściskam, Tyśka.
Cześć! :)
OdpowiedzUsuńJeju! To niesamowite, czy jest na to jakiś przepis?
Jak w tak krótkim czasie można stworzyć takie cudeńko! Jestem pod wrażeniem.
Jesteś bardzo regularna, a przy tym nie tracisz swojej świeżości i nie tworzysz chaotycznej i nudnej opowiastki.
Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne perełki, które na pewno znów mnie zaskoczą!
Pozdrawiam, Lusia ;)