poniedziałek, 16 lutego 2015

16.

Buenos dias, Buenos Aires!

Jestem potwornie zmęczona. Wiecie dlaczego? Bo postanowiłam, że znajdę coś odkrywczego w życiu S. I wiecie co? Wynudziłam się jak nigdy! Hej, S.! Widziałam wczoraj Twoje życie. Grałeś w nim? Bo miałam wielkie problemy, żeby w ogóle Cię zauważyć.
Spotted.
S. jak co dzień przyszedł do StudioOnBeat. Udał się na lekcję, gdzie przesiedział w ławce pod ścianą. Żadnych błyskotliwych odpowiedzi na pytania nauczycieli. Żadnego zgłaszania się na ochotnika. Żadnego ciągnięcia za włosy koleżanki siedzącej z przodu. Żadnych potajemnych liścików do koleżanki siedzącej z tyłu. No jakby chłopaka nie było!
No, ale nie skreślajmy go od razu. Dajmy mu szansę.
Przerwa. Usiadł z kanapką (która tak btw. smacznie wyglądała) w najciemniejszym kącie szkoły i tam ją skonsumował. Potem poszedł na kolejne zajęcia i co? Patrz wyżej.
Załamałam się, wiecie?
Miałam nadzieję, że odkryję jakąś jego mroczną tajemnicę. Wierzyłam, że po wyjściu ze szkoły zmienia się w Wilkołaka, albo seksownego Wampira, który uwodzi niewinne niewiasty tylko po to, by wyssać z nich krew, aż do ostatniej kropli, a tu nic z tych rzeczy.
S. po szkole idzie grzecznie do domu. Mało tego! Zdarza mu się przeprowadzić jakąś starszą panią przez pasy, a w domu piecze ciasteczka!
O zgrozo. Dłużej już go nie śledziłam. Zanudził mnie prawie na śmierć! Piszę tego posta dogorywając sobie po cichu. Nawet moje mleko z kawą nie może mnie postawić na nogi!
Mówię Wam: ODCHORUJĘ ten dzień.
W stu procentach.
Na koniec jednak wykrzeszę z siebie coś specjalnie dla S.:
Stój sobie tak dalej i przeczekaj swoją szansę. Nie rób nic. Jeszcze, nie daj Boże, przytrafi Ci się coś wspaniałego.


Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

Ta cała Plotkara chyba się na niego uwzięła. Czy musi cały czas tak po nim jechać? Stałoby się jej coś, gdyby tak dla odmiany, umieściła jakiś miły post na jego temat, a nie tylko to, że jest chodzącą beznadziejnością? Przecież sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że całe lata świetlne brakuje mu do urody Leona, że nie ma w sobie tego czegoś, co Maxi i nigdy nie będzie tak zabawny jak Federico. Jest nudnym chłopakiem, który robi dobre ciasteczka z czekoladą i przeprowadza starsze panie na pasach. Jest tego wszystkiego wystarczająco świadomy, więc nikt nie musi mu jeszcze o tym przypominać. Jeszcze w taki sposób...
            Westchnął. Żadna dziewczyna się nim nie zainteresuje. Nie ma w ogóle o czym nawet marzyć. Przejechał dłonią po włosach i spojrzał za okno. A może jednak jest jakaś szansa? W końcu Camila się z nim kumpluje. Zauważyła go, polubiła. Przynajmniej miał taką nadzieję. Chyba nie udaje swojej sympatii w stosunku do niego? Niby po co miałaby to robić? Wszyscy chcą się z nią przyjaźnić, więc gdyby nie chciała mieć go w swoim życiu, to ich znajomość skończyłaby się na zaliczeniu u Gregorio. A ona nadal przesiaduje z nim na przerwach i nie zwraca uwagi na to, że inni patrzą na nich ze zdziwieniem.
Popularna dziewczyna i szkolny looser... To nie mogło się udać, a z całego serca tego pragnął. Panna Torres strasznie mu się podobała. Uwielbiał jej ogniste, rude włosy, szczery uśmiech, zadziorność... Chciał, żeby Camila zobaczyła w nim kogoś więcej niż kumpla. Tylko jak ma to niby zrobić? Jeśli dalej będzie taki powściągliwy to ich przyjaźń nigdy nie wejdzie na wyższy level. Zostanie uwięziony na zawsze w friendzone i będzie jej pomagał dobrać lakier do paznokci do torebki. Wzdrygnął się na samą myśl. Któż by chciał czegoś takiego dla siebie? On na pewno nie.
Usiadł przy laptopie i otworzył wyszukiwarkę. Już miał wpisać w nią pytanie: Jak poderwać dziewczynę?, ale jego palce zawisły nad klawiaturą. Naprawdę jest takim nieudacznikiem, że musi o to pytać Google? Zamknął ze złością laptopa i wstał od biurka. Chyba mu się coś poprzewracało w głowie. Przecież sam chciał, żeby Camila lubiła go za to jaki jest, a nie za to, że będzie przed nią udawał kogoś innego. Kogoś, kogo kreację sobie stworzy po przeczytaniu porad z Internetu. Przetarł dłońmi twarz. To wszystko przez to wredne babsko, które wypisuje takie pierdoły. Jego samoocena spadła z poziomu dna Oceanu Spokojnego do Rowu Mariańskiego. Jedynym pocieszeniem było to, że niżej już nie upadnie. Więc może jednak warto wziąć się do roboty, pomachać trochę rękami i nogami, i wypłynąć?
W sumie co mu szkodzi spróbować? Zaprosi Cami na piknik. Zrobi kanapki, herbatę, może upiecze ciasto marchewkowe... Najwyżej da mu kosza. Najwyżej złamie mu serce. Najwyżej zamknie się w sobie i będzie dalej siedział w tych swoich kątach. Dla niego nic się nie zmieni. Dalej nikt nie będzie go zauważać. Plotkara już dała sobie z nim spokój, po tym jak ją zanudził, więc nic na tym nie straci. A ile może zyskać!
Pierwszy raz od przeczytania złośliwego posta, Sebastian uśmiechnął się do siebie i zatarł ręce. Może to jest ten dzień, w którym los okaże się dla niego łaskawy i w końcu coś się w jego życiu zmieni? I to na lepsze. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Podwinął rękawy i ruszył do kuchni. Do koszyka naładował stos malutkich kanapeczek i świeżo wyjęte z piecyka ciasteczka. Nie zapomniał spakować również termosu, do którego zrobił malinową herbatkę. Z szafy wyciągnął najlepszą koszulę, zostawiając dla niej swój ulubiony, rozciągnięty sweter. Założył nawet swoje najlepsze spodnie. I pomyśleć, że to wszystko dla jednej rudowłosej dziewczyny, która ostatnio wypełniała każdą jego myśl.
Ten dzień był jakiś taki inny, albo przynajmniej jemu się tak wydawało. Słońce było jakieś takie jaśniejsze, cieplejsze; wiatr bardziej przyjemniejszy; ptaszki weselej tak jakoś ćwierkały; trawa była bardziej zielona; a przechodnie jacyś tacy milsi. Wydawało mu się, że każdy się do niego uśmiecha. A może zawsze tak było? W sumie jak mógł zauważyć te wszystkie niesamowite rzeczy, skoro ciągle chodził ze spuszczoną głową, bojąc się na kogokolwiek spojrzeć? Teraz kiedy tak szedł do parku z podniesioną głową, gdzie jak zwykle spotykali się z Camilą, spostrzegł że przez jego nieśmiałość dużo go ominęło.
Rano psiorczył na Plotkarę, ale teraz powinien jej podziękować. To ona zmusiła  go do refleksji nad swoim życiem i popchnęła do działania. Pod przykrywką tego, że chciał jej coś udowodnić, kryło się to, że chciał przede wszystkim pokazać sobie samemu, że da radę. I teraz właśnie to robi.
Uśmiechnął się, gdy ją zobaczył. Stała, wyglądając ślicznie i żegnała się z Fran. Zaraz odwróci głowę i na niego spojrzy. Jej twarz rozpromieni uśmiech i zacznie do niego iść. O właśnie tak, jak teraz. Patrzył, jak powoli się do niego zbliża i ledwo hamował radość, która coraz bardziej wypełniała jego serce. Z jakiegoś, nieznanego do końca, powodu wierzył, że Camila będzie zachwycona jego pomysłem. Wyprostował się, uniósł wyżej podbródek i czekał, aż do niego podejdzie. Biła od niego pewność siebie.
 -Cześć –uśmiechnął się do niej czarująco. –Hej! Powoli. –Roześmiał się, gdy rzuciła mu się na szyje.
Był taki podekscytowany. To wręcz niewiarygodne, że wszystko szło po jego myśli. Czy to naprawdę będzie jego szczęśliwy dzień? Oczywiście, że nie.
            W miarę jak docierał do niego sens słów, które Camila wypowiadała z zawrotną prędkością, zrzedła mu mina.
 -Mogłabyś powtórzyć wszystko jeszcze raz?
 -Nie słuchałeś mnie? –Oburzyła się.
 -Słuchałem, tylko nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. –Starał się być spokojny.
 -A czego tu można nie zrozumieć? Rafael, kapitan drużyny Lacrosse...
 -Tych wyrośniętych typków, którzy uczą się w szkole obok? –Wtrącił.
Spiorunowała go wzrokiem, ale nie skomentowała.
 -No więc...
 -Nie zaczyna się zdania od „no więc”.
 -Sebastian!
 -Dobrze, już dobrze. Nic nie mówię.
 -Więc... –Uderzyła go w ramię, gdy wywrócił oczami. –Ten Rafael zaprosił mnie do kina! Taratara! –Klasnęła w dłonie i obróciła się wokół własnej osi.
 -I dlatego tak się cieszysz?
 -Ty tak serio? –Położyła ręce na biodrach. –Przecież każda dziewczyna marzy, żeby ją zaprosił.
 -To samo myślą o Maxim i co im z tego?
Westchnęła i spojrzała na niego z politowaniem.
 -Nie każdy jest taki jak Ponte –odgarnęła włosy. –A ja nie jestem naiwna.
 -Mówiłaś, że wcale nie zależy ci na byciu z kimś. –Zaczął z innej strony.
Uświadomił sobie, że wolałby, żeby była sama niż z kimś innym. Pies ogrodnika...
 -Kłamałam –uśmiechnęła się lekko. -Tak naprawdę chcę mieć kogoś, kto patrzyłby mi w oczy każdego dnia i mówił, ile dla niego znaczę, kogoś kto myślałby o mnie „to właśnie z nią chciałbym być”. Chciałabym kogoś przy kim czułabym się piękna. Kogoś kto mi udowodni, że te wszystkie bzdury, które pisze Sparks mogą się naprawdę wydarzyć.
 -Rozumiem –pokiwał głową. –I myślisz, że to on?
 -Nie wiem –wzruszyła ramionami. –Ale co mi szkodzi spróbować?
            No właśnie. Co jej szkodzi? On też chciał spróbować. Ale wszystkie jego plany szlag trafił, jak podczas DominoDay: wszystkie kostki przewracały się jedna za drugą, odsłaniając obraz, ale gdzieś w połowie jedna z nich się zbuntowała i postanowiła, że się nie przewróci. Złośliwa franca. Obraz się nie odsłonił. Jego druga część pozostanie zagadką.
 -Znowu mnie nie słuchasz. –Pstryknęła mu przed oczami.
 -Przepraszam... Mówiłaś coś?
 -Pytałam po co ci ten koszyk –wskazała na niego ręką. –Wybierasz się na piknik?
Tak. Z tobą.
­ -Mojej siostrze zdechł chomik –zełgał. –Biorę ją prosto z przedszkola na piknik, żeby poprawić jej humor.
 -A te śliczne stokrotki? –Spytała.
Dla ciebie.
 -Na jego grób. Wiesz jakie są małe dziewczynki.
Spojrzała na niego ze zrozumieniem.
 -Jesteś wspaniałym bratem –uśmiechnęła się. –I w ogóle świetna koszula. Powinieneś się tak częściej ubierać.
            Wychodząc z parku, odwróciła się jeszcze w jego stronę i mu pomachała. Gdy znikła mu z oczu, usiadł na trawniku i zaczął się gorzko śmiać, zwracając na siebie uwagę spacerowiczów. Chyba jednak jest beznadziejny.

           
            Usiadł sobie wygodnie w fotelu i zaczął ją obserwować. Miała na uszach wielkie słuchawki i nuciła coś pod nosem. Pewnie to te jej hip-hopy, pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Zauważył, że zrezygnowała z kucyka, do którego zdążył już przywyknąć. Włosy splotła dzisiaj w pięknego francuza, który nie zaczynał się, tradycyjnie, od czubka głowy, ale od boku. Wyglądała bardzo delikatnie, tym bardziej, gdy weźmie się pod uwagę to, czym się zajmowała.
            Zabawnie wyglądała w króciutkich ogrodniczkach, flanelowej koszuli, której rękawy podwinęła aż do łokci, i wielkim młotkiem w rękach. Zaczął się zastanawiać skąd w ogóle ma siłę, żeby go podnieść, a co dopiero nim uderzyć.
            Była niesamowita w tym co robiła. Jeszcze nie widział nikogo, kto z taką pasją oddawałby się pracy. Mogłoby się wydawać, że to prawdziwa harówka, tak ciągle coś dokręcać, skręcać, składać niepasujące do siebie części, godzinami się zastanawiać nad tym, co jest nie tak, dlaczego nie działa i co trzeba zrobić, żeby to naprawić.
            Sam nie potrafiłby tego zrobić. W sumie to czasami było mu trochę wstyd, że kobieta zna się od niego lepiej na motorach. On tylko jeździł. Ona potrafiła sama złożyć maszynę. Będzie musiał ją częściej odwiedzać. Może się nauczy?
            Chyba nie ładnie jest tak się komuś przyglądać (a może lepszym określeniem byłoby podglądać, bo przecież nie wiedziała, że siedzi u niej w warsztacie), ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Było w niej coś, co go urzekło. Może to te nogi, które w tych kusych spodenkach wydawały się nieziemsko długie. I niesamowicie  zgrabne, dodał w myślach. A może to ten jej uśmiech, który mimowolnie rozjaśniał jej twarz, gdy pracowała. Cicho prychnął, gdy uświadomił sobie, że częściej uśmiecha się do motocyklów niż do niego.
            Ramiona też ma ładne, stwierdził, gdy poprawiła szelkę, która ześlizgnęła się jej z jednego z nich. Na pośladkach miała czarne smugi, prawdopodobnie od nawyku wycierania w spodnie rąk, ubrudzonych smarem. Pokręcił głową. Jakby nie mogła ich po prostu umyć! Tylko, że bez tych usmarowanych policzków, szyi, palców (nie przejmowała się tym, gdzie dotyka brudnymi rękoma) nie byłaby Larą. Przynajmniej on nie wyobrażał sobie jej bez motocrossowego świata.
            Dokręciła ostatnią śrubę i wyprostowała się z uśmiechem na twarzy. Zdjęła na chwilę słuchawki i spróbowała odpalić motor. Dźwięk, który wydobył się z silnika, pieścił jej uszy. Zadowolona z efektów swojej pracy zamruczała i odwróciła się, żeby sięgnąć po filiżankę z wystygniętą herbatą. Kątem oka zauważyła jakąś postać, która zaczęła wstawać z jej fotela. Wzdrygnęła się, cofnęła o krok i uderzyła tyłem głowy w wiszącą szafkę z narzędziami. Syknęła z bólu, dotknęła bolącego miejsca i skrzywiła jeszcze bardziej.
            Leon szybko do niej podbiegł, wziął na ręce, jakby nic nie ważyła (nie zdążyła nawet zaprotestować) i posadził na stole.
 -Bardzo boli? –Przyłożył do guza zimny klucz, który w pośpiechu wyciągnął ze skrzynki.
 -A skąd –w jej głosie brzmiała nutka sarkazmu. –Przyjemnie łaskocze. Co ci przyszło do głowy, żeby mnie straszyć? –Spojrzała gniewnie w jego zielone oczy.
 -Nie chciałem. Przepraszam... –Powiedział z żalem. –Tak ładnie wyglądałaś, że nie mogłem odmówić sobie przyjemności patrzenia na ciebie.
Wzniosła oczy ku niebu, ale już nie była na niego zła.
 -Długo tu jesteś?
 -Dość.
 -Podglądacz.
Uśmiechnął się łobuzersko.
 -Masz dziś warkocza –dotknął palcami końcówki jej włosów. –Ładnie ci tak.
 -Gdybym nie wiedziała, że masz dziewczynę, pomyślałabym, że mnie podrywasz. –Roześmiała się, gdy gwałtownie cofnął rękę. –To mama –powiedziała z czułością. –Trochę ubolewa nad tym, że bardziej niż modą interesuję się silnikami, wiec od czasu do czasu pozwalam, żeby mnie uczesała, albo umalowała. Nie mam serca jej powiedzieć, że to niepotrzebne –uśmiechnęła się. -Gdybyś ją tylko widział, gdy bawi się moimi włosami. Jest wtedy taka zadowolona, a jej oczy błyszczą, jak lampki na choince.
Leon wybuchnął głośnym śmiechem.
            Gdy już upewnił się, że Lara nie ma wstrząśnienia mózgu, przeszedł do rzeczy, która tak naprawdę go tutaj sprowadziła. O mało nie zapomniał, po co pojawił się w warsztacie, a to wszystko przez tę uroczą panią mechanik. Ścisnął palcami nasadę nosa i zacisnął mocno powieki. Musi przestać tak o niej myśleć, przecież jest tylko jego koleżanką z klubu. Poza tym jest z Violettą. Tylko, że...
            Dobrze czuł się w towarzystwie Lary. Bawiła go, złościła, irytowała, ale nie mógł powiedzieć, że tego nie lubi. Lubił. Ją lubił. I cieszył się, że się dogadują pomimo różnych charakterów i początkowych uprzedzeń. Poza tym dzięki niej mógł chociaż na chwilę nie myśleć o Castillo i powrocie Tomasa, który może wszystko między nimi popsuć.
 -Właściwie to przyszedłem tutaj, żeby cię o coś prosić. –Powiedział, gdy podawała mu filiżankę ze świeżo zaparzoną herbatą.
 Delikatnie odebrał od niej naczynie z oryginalnej chińskiej porcelany. Pasowało do wnętrza warsztatu tak samo jak ten wielki fotel, ale to właśnie była cała Lara.
 -Wiedziałam, że te wszystkie komplementy, które dzisiaj od ciebie usłyszałam, nie mogły płynąć ze szczerego serca. –Zaśmiała się, wsypując do swojej filiżanki cztery łyżeczki cukru.
 -Będziesz mieć cukrzycę.
 -I co z tego? –oblizała łyżeczkę i włożyła ją do jego herbaty.
Popatrzył na to zdziwiony, ale zaczął mieszać, uważając, żeby nie obijać porcelany.
 -Chciałbym, żebyś mi pomogła lepiej jeździć. –Upił łyk, parząc sobie język.
Lara uniosła jedną brew i krzywo się uśmiechnęła.
 -A co? Słabo jeździsz? –Prychnęła. –Kiedyś chciałeś się ze mną zakładać, że jesteś lepszy.
Wywrócił oczami. Wiedział, że tylko się z nim droczy, ale nie musiała wspominać o dniu, który chciał wyprzeć ze swojej pamięci.
 -Lara, proszę...
 -No spoko –przeciągnęła się, rozprostowując ramiona. –Ale będziemy musieli się pospieszyć, jeśli chcesz wypaść dobrze przed sponsorem.
 -Jak to? –Popatrzył na nią zdumiony. –Nie rozumiem?
 -Przyjeżdża w ten weekend. –Kpiący uśmiech zagościł na jej twarzy.
 -Co?
Mają naprawdę mało czasu, a jak na niczym zależało mu, żeby dobrze wypaść.


 -Wypadną ci zęby, jak będziesz tak nimi zgrzytać. –Pociągnęła ją lekko za włosy.
 -Nie zgrzytam.
 -Jasne.
 -No dobrze, może trochę. –Westchnęła i oparła się o ścianę.
Nie mogła już znieść tej całej Ally i tego, że nie opuszczała Federico na krok. Czy ona naprawdę myśli, że może go sobie, od tak, bezkarnie dotykać? Po jej trupie! Już ona jej pokaże! Zacisnęła pieści, oderwała się od ściany i ruszyła w stronę Włocha i tej małej lafiryndy.
 -Co ty robisz? –Natalia chwyciła ją za ramię.
 -Idę jej wyrwać te ślące włosy. –Powiedziała przez zęby.
 -Jesteś zazdrosna.
Ludmiła zatrzymała się i zamrugała powiekami.
 -Ja? –Roześmiała się nerwowo. –O to coś? –Wskazała ręką na Ally. –Jestem od niej tysiąc razy lepsza.
Natalia uśmiechnęła się i pokiwała z politowaniem głową.
            Oczywistym było, że Pannę Ferro aż skręca w środku z zazdrości, a fakt, że za nic na świecie nie chciała się do tego przyznać, tylko to potwierdzał.
 -Czemu z nim nie pogadasz?
Ludmiła popatrzyła na przyjaciółkę, jakby ta spadła z księżyca.
 -I co mam mu niby powiedzieć mądralo? –Skrzyżowała ręce na piersi.
 -Że go kochasz.
Blondynka gwałtownie wciągnęła powietrze i poczerwieniała na twarzy. Czy ta Natalia się pozamieniała na mózgi z jakimś jajem, czy co? Czy ona się w ogóle słyszy? Chyba potrzebuje dobrego specjalisty. Ludmiła miała nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, żeby wyrwać Hiszpankę z tego amoku, w którym się pogrążyła.
 -Zwariowałaś –stwierdziła spokojnie. –Załatwię ci dobrego psychiatrę.
 -Ludmi...
 -Zapłacę za leczenie, nie martw się –pogłaskała ją po ramieniu i uśmiechnęła pocieszająco. –Nie zostawię cię w chorobie, obiecuję.
Natalia wywróciła oczami. Dlaczego Ludmiła musi być tak uparta? Przecież wystarczyłoby tylko szczerze porozmawiać z Federico i wszystko ułożyłoby się. Była tego pewna. Włoch też kochał Ludmiłę. Nawet ślepy by to zauważył, a głuchy usłyszał. Ale nie oni. Są tak niereformowalni, że oboje wolą cierpieć niż przeprosić. Pokręciła głową. To nie ona potrzebuje konsultacji psychiatrycznej.
 -Przecież oboje się ko... –Zaczęła, ale urwała, gdy usłyszała pisk Ludmiły. –Co się stało?
 -Pocałowała go w policzek! –Zamknęła oczy. –A on się uśmiechnął... –Dodała cicho.
 -Ludmi... –Natalia przytuliła przyjaciółkę. –To tylko takie koleżeńskie.
            Ludmiła wtuliła się w Hiszpankę i pociągnęła nosem. To nie był koleżeński uśmiech... Ferro znała Włocha na tyle, że wiedziała, kiedy uśmiecha się przyjaźnie, kiedy żeby dodać komuś otuchy, kiedy ze zrozumieniem, a kiedy w ten wyjątkowy sposób, który świadczy o czymś głębszym. Doskonale pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy się tak do niej uśmiechnął.
            Przeziębił się. Pewnie dlatego, że oddał jej swoją kurtkę, żeby nie zmoknęła. Wyszli wtedy razem ze Studio, gdzie mieli próbę przed zaliczeniem wspólnego projektu u Angie. Pierwszy raz od dawna była szczęśliwa. Dogadywała się z Federico, jak z nikim innym. Sprawił, że poczuła się kimś innym, lepszym. Słuchał jej z uwagą, był zachwycony jej pomysłami. Powiedział jej, że jest zachwycająca, kiedy śpiewa. Wtedy poczuła się kimś ważnym. Cieszyła się, że w końcu ktoś zobaczył w niej to coś. Że ktoś w końcu docenił jej starania.
            Zasiedzieli się tego dnia tak długo, że musieli ich wypraszać, żeby zamknąć szkołę. Gdy wyszli było zupełnie ciemno. Ludmiła szczerze się zdziwiła, że jest już tak późno. Wydawało jej się, że spędziła z Włochem zaledwie godzinę, a nie kilka.
 -Ale się zasiedzieliśmy.
Do tej pory pamiętała jago śmiech, który sprawił, że poczuła uścisk w żołądku.
 -Odprowadzę cię.
Wtedy pierwszy raz wziął ją za rękę. Nie zaprotestowała. Było jej z nim dobrze. Chciała żeby w jakiś magiczny sposób, świat się zatrzymał. Chciała, żeby chwila, w której czuła się szczerze szczęśliwa, trwała wiecznie. Nie wiedziała wtedy, że to dopiero początek wspaniałej znajomości, która otworzyła przed nią drzwi, zamknięte do tej pory na cztery spusty. Nie wiedziała również, że za tymi drzwiami oprócz miłości, będzie na nią czyhać także rozpacz.
            Okropnie się rozpadało, gdy byli w połowie drogi do jej domu. Federico bez zastanowienia oddał jej swoją kurtkę i mocniej chwycił za rękę. Biegli w deszczu, śmiejąc się jak małe dzieci. Gdy w końcu stanęli na werandzie przed drzwiami, nie mogli złapać tchu, ale nie przeszkadzało im to.
 -Trochę się rozpłynęłaś. –Powiedział, delikatnie ścierając kciukiem rozmazany tusz do rzęs.
 -Pewnie wyglądam jak panda. –Roześmiała się.
 -Wyglądasz ślicznie. –Powiedział poważnie.
Wstrzymała oddech.
 -Wejdź do domu. Musisz się wysuszyć. –Powiedział po chwili i zaczął schodzić po schodkach.
 -Federico! –Zawołała za nim. –Kurtka –podała mu ją. –Dziękuję.
            Następnego dnia ze zniecierpliwieniem i podekscytowaniem czekała na niego w szkole. Nie przyszedł. Przez cały dzień chodziła rozdrażniona i warczała do wszystkich. Dopiero, gdy Natalia powiedziała jej, żeby do niego zadzwoniła, trochę się uspokoiła. Czemu sama na to nie wpadła? Dowiedziała się, że jest chory i dlatego nie przyszedł na zajęcia. Nie zastanawiając się, pobiegła do apteki i wykupiła wszystkie dostępne lekarstwa, w ulotkach których przeczytała, że zwalczają najpaskudniejsze przeziębienie. Sama ugotowała rosół i poszła do niego.
            Dopiero pod drzwiami jego domu zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle chce ją widzieć. Było już za późno. Jego ojciec wracał akurat z pracy i zaprosił ją do środka. Chciał zawołać Federico, ale powiedziała, że sama do niego pójdzie.
            Zdziwił się, gdy ją zobaczył. Podniósł się na łokciach i uśmiechnął, pomimo złego samopoczucia.
 -Przyniosłam ci trochę lekarstw –postawiła przed nim cała reklamówkę. –I ugotowałam rosół.
 -Nie musiałaś.
 -To przeze mnie się przeziębiłeś.
 -Gdybym wiedział, że tak na to zareagujesz, już dawno bym się rozchorował.
Zarumieniła się i uciekła wzrokiem.
 -Lu... –Dotknął jej policzka. –Dziękuję.
Odważyła się na niego spojrzeć. Patrzył na nią z niesamowitą czułością. Sama nie wiedziała, co ją wtedy popchnęło, ale nachyliła się i pocałowała go w policzek.
 -Wracaj szybko do zdrowia. –Powiedziała cicho i szybko uciekła.
 -Poczekaj.
Odwróciła się w drzwiach i zobaczyła, że Federico dotyka palcami miejsca, w którym został ślad po jej czerwonej szmince.
 -Chyba się w tobie zakochałem. –Spojrzał na nią i się uśmiechnął.
            To był ten sam uśmiech, który przed momentem u niego zobaczyła.

3 komentarze:

  1. Wybacz, że będę chamska i zajmę tu miejsce, ale muszę się najpierw ogarnąć.
    Opublikowałaś rozdział, no i... Taaaaaaaka radocha. <3 XD
    Wrócę, jak najszybciej, obiecuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, zrobiłam, co zrobić miałam, w międzyczasie się uspokoiłam, no i - jestem, tak jak obiecałam.

      Dzwoneczku,
      jesteś doprawdy niezwykła, wiesz? Masz talent, i to ogromny, ale wszyscy o tym wiemy. Utwierdziłaś nas w tym nie jeden raz. I ciągle to czynisz, każdym świetnym i niepowtarzalnym rozdziałem. Ale jest jeszcze coś. Wiele osób ma talent do pisania, choć nie wszyscy go w pełni wykorzystują. Nie pracują nad nim, a on tylko się marnuje. Na szczęście Ty nie zaliczasz się do nich. Bo Ty - nie tylko ten talent posiadasz, ale wciąż nad nim pracujesz, wciąż szlifujesz swoje umiejętności pisarskie i to widać. A co najważniejsze, a to już w ogóle jest rzadkością, wkładasz serce w to, co robisz. I może właśnie dlatego jest to tak piękne i urzekające. Oczywiście, o tym również zapimnieb byłoby zbrodnią, masz również wspaniałe poczucie humoru - o czym nie jeden raz wspominałam, alw będę to robić do znudzenia xD - którym ubarwiasz każdy rozdział.
      Co mamy w tym rozdziale? ;D
      Sebastian. Pomijając fakt, że w ogólę lubię tego gościa, w opowiadaniach, a nawet w serialu, to u Ciebie wręcz go uwielbiam. Taki kochany. <3 Ale przy tym bardzo nieśmiały, niepewny siebie - niepotrzebnie. Ma piękne wnętrze, a to jest sto razy ważniejsze niż ładna twarz (szkoda, że ludzie tak często o tym zapominają...). Poza tym jest dobrze wychowanym, ułożonym i uroczym wręcz gościem, co w tym złego? Ja tu widzę same zalety. Plotkara trochę przesadziła - to na pewno. Ale może on właśnie potrzebował takiego kopa w dupę, za przeproszeniem, żeby coś zmienić w swoim życiu? Może mu to jeszcze wyjdzie na dobre? Poczkamy, zobaczymy. ;D Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, ale mam nadzieję, że Seba się nie podda. Camila prędzej czy później (lepiej żeby prędzej xD) zrozumie, że prawdziwą miłość - miała tuż pod nosem.
      León. No proszę, proszę. Martwi się, że powrót Tomasa może popsuć jego związek z Violą, poza którą podobno nie widzi świata, co jak widać nie jest do końca prawdą. XD Ja natomiast myślę, że jeśli już coś zepsuje ich związek to będzie to odrobina zazdrości, ale przede wszystkim oziębienie ich stosunków, spowodowane tym, że od jakiegoś czasu ciągnie ich do innych osób. Leóna do Lary, Violę do Diega. Tomas, jeśli już w ogóle będzie miał na to jakikolwiek wpływ, to raczej będzie tym czynnikiem, który przeważy szalę. A, tak myślę, Plotkara postawi kropkę nad "i", jak już to ostatnio pisałam. W końcu nie byłaby sobą, gdyby nie dołożyła do tego ręki. W najlepszym przypadku rozgłosi to na cztery strony świata, wyciągając przy tym jakieś szczegóły, które nasza dwójka (León, Violetta) nie chciałaby, aby ujrzały światło dzienne. Tak myślę, ale to ja - co ja tam wiem. XD Oj, León, León. Z tego, co widzę Lara Cię, przynajmniej, zauroczyła, jeśli nie już rozkochała w sobie...
      I na koniec Ludmiła. Nasza gwiazda jest wściekła na Ally i zazdrosna o Fede. Natalka, jak zawsze, jest przy niej, wspiera ją, ale i jest jej głosem rozsądku, gdy ta nie potrafi trzeźwo myśleć. Zdaje się, że ta cała Ally ma jakieś tam szanse u Włocha, choć jego serce i tak należy do Lu. Co z tego wyniknie? ;D Powiem jeszcze, że to wspomnienie było cudowne. Lu jaka troskliwa, rosół mu nawet ugotowała. <3 Z takiej strony jej jeszcze nie znałam. No i Fede, taki kochany, przeziębił się, bo dał jej swoją kurtkę, aww. *.*
      Piękny rozdział, Dzwoneczku. Piękny jak zawsze. A tak szybko się skończył, ech. :c Czekam na kolejny cudowny, siedemnasty już rozdział. Jestem ciekawa dalszych losów naszych bohaterów, nie ukrywam, że najbardziej chyba czekam na Diego, bo pokochałam go u Ciebie, i na przecudowne Naxi. <3 Weny, kochana.
      Ściskam mocno, Tyśka.

      Usuń
  2. Lara i Leon - Like it :D Lubię ich wątek :) Bardzo fajnie się go czyta. Lubię jak się kłócą; jak jeden drugiemu dogryza; jak się śmieją; jak on zachowuje się jak głupek, a potem przynosi jej słonecznika; jak ona pomimo jego głupoty, nie może go nie lubić i zaprasza go na czekoladę :) W ogóle to bardzo lubię postać Lary. Z jednej strony to taka prosta, zwyczajna dziewczyna, ale z drugiej jest odważna i ma niezły charakterek, a jakby tego było mało, to jest niesamowicie sympatyczna! :)
    I tak jak bardzo lubię Larę, tak nie podoba mi się postać Ally. Co ona sobie myśli? Pojawiła się dwa rozdziały temu i co? Niech spada na drzewo, bo psuje mi pairing :| A ten Federico to też jest głupi... I mam nadzieję, że Ludmiłę zaślepiła zazdrość, przez co mylnie oceniła jego uśmiech, bo po ich historii nie dopuszczam do wiadomości tego, żeby w ten wyjątkowy sposób Federico mógł uśmiechnąć się do kogoś innego niż do Ludmi. Oni muszą być razem. Dziękuję. Dobranoc.
    Periwinkle :*

    PS Zapomniałam dodać: Seba to miał chyba zły dzień, biedny. Ale wymówkę rewelacyjną wymyślił xD

    OdpowiedzUsuń