piątek, 6 lutego 2015

15.

Buenos dias, Bunos Aires!

Co tam u Was robaczki? Korzystacie z tego, że za oknem jest piękna pogoda? Czy zaszyliście się gdzieś pod kocykiem w łóżeczku? Ja właśnie popijam sobie moje ulubione mleko z kawą i tak się zastanawiam, jak na Lu. i  V. wpłynie powrót T.
Bo wiecie, że wrócił, prawda?
Jeśli miałabym obstawiać, to myślę, że Lu. go oleje, bo w końcu ma misje do wykonania (A. jesteś na celowniku!), V. pewnie znowu będzie miała rozdarte serce, przez co L. będzie cierpiał straszne katusze. Chyba, że T. sobie ją odpuści dla własnego bezpieczeństwa i urody (w końcu taka urocza buźka, nie byłaby taka urocza ze złamanym nosem).
A może T. zajmie się kimś innym? Kimś kto zawsze był przy jego boku, ale jakoś ciężko było mu to dostrzec.


Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

            Wyszedł ze sklepu z tuzinem rolek granatowego papieru pakowego. Stwierdził, że postawi na prostotę. Nie będzie bawił się w jakieś misie, czy serduszka. W końcu i tak całe to opakowanie pójdzie do kosza. Najważniejsza była zawartość. A z niej był niesamowicie dumny. Było to jego najlepsze dzieło. Pewnie dlatego, że włożył w pracę tyle serca. No i dlatego że była to ona.
            Westchnął. Francesca... Jego osobista muza. Natchnienie... Nie mógł się jej pozbyć ze swojego umysłu. Nawet nie chciał. Było mu dobrze z nią, zakorzenioną gdzieś w jego głowie. Niecierpliwił się na ich spotkanie. Chciał zobaczyć jej reakcję, gdy będzie delikatnie rozrywać papier i zobaczy siebie. Siebie widzianą jego oczami.
Wszedł do Resto z wielkim pakunkiem pod pachą. W powietrzu unosił się zapach pieczonych tostów i świeżych owoców. Bar jak zawsze tętnił życiem. Młodzi ludzi wpadli w przerwie między zajęciami, starsi przychodzili, żeby móc się oderwać od szarej rzeczywistości. Na niewielkiej scenie stała Camila i śpiewała jakąś tkliwą balladę, w rytm której większość osób znajdujących się w barze, poruszała głowami. Marco pomachał rudowłosej dziewczynie, na co odpowiedziała uśmiechem i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu pewnej uroczej Włoszki.
            Uśmiechnął się idiotycznie, gdy ją zobaczył. Wyglądała ślicznie w upiętych w kucyk włosach i zielonym fartuszku. Odbierała zamówienie od grupki roześmianych ludzi, którzy byli chyba jej znajomymi, bo widać było, że czuje się wśród nich swobodnie.
            Gdy go zobaczyła jej usta wygięły się w cudownym uśmiechu. Skinęła na niego ręką. Marco poprawił pakunek pod pachą i ruszył w jej stronę. Czuł przyjemny dreszcz na karku, gdy się do niej zbliżał. Nie zauważył nawet, że nadepnął komuś przypadkowo na stopę.
 -Cześć. –Przywitał się z Francescą i usiadł przy ladzie.
 -Cześć. Co podać? –Nachyliła się do niego i odgarnęła niesfornego loczka, który błądził po jego czole.
Chłopak wstrzymał oddech. Momentami przerażało go to, jak Francesca na niego działa. Próbował jakoś opanować swoją radość i ekscytację, bo nie chciał, żeby dziewczyna pomyślała, że jest jakimś psycholem, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem. Miał ochotę wykrzyczeć całemu światu, że Francesca jest najpiękniejszą, najcudowniejszą dziewczyną na świecie i, że chciałby dać jej wszystko, byle tylko była szczęśliwa.
 -Poproszę koktajl bananowy i buziaka. –Uśmiechnął się łobuzersko.
            Fran musnęło go lekko w policzek, słodko się przy tym rumieniąc. Chciał jej jeszcze coś powiedzieć, ale pospiesznie zaczęła przygotowywać napój, chcąc w ten sposób zająć czymś ręce. Marco bardzo jej się podobał, ale nauczona swoimi wcześniejszymi niepowodzeniami z Tomasem, nie chciała się śpieszyć. Bała się, że zaangażuje się zbyt mocno, a Marco będzie mógł jej zaproponować tylko przyjaźń. Tak było z jej hiszpańskim przyjacielem...
            Była przy nim cały czas. Wydawało jej się, że zbliżyli się do siebie wystarczająco, aby ich przyjaźń przerodziła się w coś głębszego. Myślała nawet, że Tomas czuje do niej to samo i kiedy któregoś dnia zadzwonił do niej i umówił się na spotkanie, bo musiał powiedzieć jej coś ważnego, była pewna, że wyzna jej miłość. I sama też chciała to zrobić. I mieli żyć długo i szczęśliwie niczym Królewna Śnieżka i jej Uroczy Książę. Niestety życie jest tym, co się wydarza, kiedy robi się całkiem inne plany, więc owszem, Tomas wyznał, że jest zakochany, ale nie w niej. W Violi. I z bajkowych marzeń Fran został pył.
            Potem długo się zastanawiała jaką trzeba być masochistką, żeby siedzieć z chłopakiem, którego się kocha i wysłuchiwać tego, jak jest nieszczęśliwy z powodu niezdecydowania Violetty. Sytuacja była o tyle trudniejsza, że Castillo była jej przyjaciółką i nawet jeżeli Włoszka chciała, żeby znikła z życia Tomasa, to nie mogła się na nią gniewać, ani jej nienawidzić. Poza tym w końcu i tak wszystko się wyjaśniło i Violetta wybrała Leona. I kiedy Francesca myślała, że między nią i Tomasem się teraz ułoży, i chłopak zrozumie, że jest im pisane bycie razem, nagle wyjechał. Wrócił do Hiszpanii i straciła z nim kontakt. A teraz wraca...
 -Wszystko okey, Fran? –Marco zmarszczył brwi.
            Obserwował ją już od dłuższego czasu. Zaniepokoił go fakt, że w jednej chwili uśmiechała się do niego, a w następnej nagle sposępniała.
 -Stało się coś? –Wstał i podszedł do niej.
 -Nie, wszystko dobrze. –Uśmiechnęła się do niego.
 -Nagle posmutniałaś. –Nie odpuszczał.
Chciał wiedzieć, co ją martwi. Chciał, żeby wiedziała, że może mu zaufać, że on jej nie skrzywdzi.
 -To nic takiego... –Machnęła ręką. –Lepiej mi pokaż, co przyniosłeś. –Wskazała brodą na zapakowany obraz.
            Weszli razem na zaplecze. Marco położył pakunek na biurku i wskazał na niego ręką.
 -Otwórz. –Uśmiechnął się nieśmiało.
Był okropnie dumny ze swojego działa, ale teraz nagle opuściła go cała odwaga. Co jeśli obraz jej się nie spodoba? Co jeśli stwierdzi, że to jakiś kicz? Nieświadomie wstrzymał oddech i czekał, aż Francesca rozedrze papier.
 -Marco, to jest... –Popatrzyła na niego, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Zaniepokoił się, gdy zobaczył, że drży jej dolna warga, a oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
 -Fran, ja przepraszam... –Zaczął. –Nie chciałem sprawić ci przykrości... –Spuścił wzrok, czując się jak jakiś kretyn.
 -Nie, nie, nie! –Fran zaczęła energicznie potrząsać głową. –Nie sprawiłeś mi przykrości. ‑chwyciła go za dłoń. –Po prostu nikt nigdy nie sprawił mi tyle radości.
Szybko spojrzał jej w twarz i się rozpromienił.
 -Podoba ci się? –Spytał z nadzieją.
 -Tak, jest po prostu... Niesamowity. –Roześmiała się i starła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku.
 -To dlaczego płaczesz? –Zmarszczył brwi.
 -Bo się wzruszyłam. –Odwróciła wzrok, rumieniąc się.
            Czuł, że jego serce zaczyna szybciej bić. Podszedł do niej i ujął w dłonie jej twarz. Spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się od ucha do ucha. Francesca wstrzymała oddech. Wiedziała, że teraz ją pocałuje. Poczuła przyjemny dreszczyk emocji i nie mogła się tego doczekać. Marco delikatnie pogładził ją po policzku i powoli zbliżał swoje usta do jej. Zamknęła oczy i cicho westchnęła. W sumie to mógłby się pospieszyć. Ile można czekać? Dzieliły ich milimetry. Czuła jego oddech na swoich wargach i już miała stanąć na palcach, żeby jakoś ułatwić mu ten krok, kiedy drzwi do kantorka otworzyły się z hukiem. Odskoczyli od siebie, jak poparzeni.
 -Fran!
            Zaskoczona Włoszka patrzyła z niedowierzaniem na Hiszpana, który w kilku susach dopadł do niej i wziął ją w ramiona. Podniósł ją i zakręcił kilka razy, po czym wycisnął na jej ustach szybkiego całusa.
 -Tomas... –Poprawiła fartuszek, kiedy postawił ją na podłodze. –Nie spodziewałam się ciebie.
 -Nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę –ujął jej dłoń. –Tęskniłem.
Nie wiedziała co powiedzieć. Nie wiedziała, co czuje w związku z powrotem jej wielkiej, niespełnionej miłości. Nagle przypomniała sobie o Marco, z którym jeszcze parę chwil temu omal się nie pocałowała. Nie było go. Musiał wyjść. Chciała iść za nim. Wytłumaczyć się jakoś, ale Tomas zaczął zasypywać ją pytaniami co tam u niej, co robiła, gdy był w Europie, jak tam u ich wspólnych znajomych. Została z nim, chociaż była pewna, że będzie żałować tej decyzji.

           

Widziała, że był zły. Odnosił się do niej z pewną rezerwą, mimo że próbował zachowywać się zwyczajnie. Patrzył gdzieś poza nią. Jego spojrzenie było zimne, usta zacisnął w wąską linię. Nie odzywał się. Czasami tylko mruknął coś pod nosem. Kilka razy zbierała się na odwagę, żeby go zapytać, co go ugryzło, ale bała się. Bała się, że w jakiś sposób domyślił się, że ostatnio jej uczucie do niego osłabło. Że coraz częściej błądzi myślami gdzieś indziej, gdy jest z nim. Że mniej się stara...
Starała się zagłuszyć wyrzuty sumienia bezustanną paplaniną na temat ojca i jego nowej narzeczonej, ale w końcu zrezygnowana opadła na fotel i głośno westchnęła, czym przykuła uwagę Leona.
 -Stało się coś? –Spytał nagle.
 -Chyba ja powinnam o to spytać –spojrzała na niego. –Siedzisz naburmuszony i się nie odzywasz –zaczerpnęła powietrza i zebrała się na odwagę. –Jesteś na mnie zły?
Jego oblicze złagodniało. Popatrzył na nią, a w jego oczach malowały się wszystkie ciepłe uczucia, którymi ją darzył.
 -Oczywiście, że nie.
Odetchnęła z ulgą. Tylko w takim razie co spowodowało jego zły nastrój?
            Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Objęła go za szyję i postanowiła, że zrobi wszystko, żeby poprawić mu humor. W końcu on zrobiłby dla niej to samo prawda? I nie musiałaby go o to prosić.
 -Powiesz mi o co chodzi? –Pocałowała go w czoło.
Niespokojnie przeczesał palcami włosy. Co ma jej powiedzieć?  Że jej nie ufa? Że boi się, że powrót Tomasa coś między nimi zmieni? Czy już czegoś nie zmienił? Czuł przecież, że od jakiegoś czasu Violetta jest gdzieś daleko, nawet jeśli siedzi obok. Czuł, że mu się wymyka i cholernie go to przerażało. Coraz częściej łapał się na tym, że myśli, jak sobie bez niej poradzi. W końcu była dla niego całym światem. Tylko problem polegał na tym, że nie mógł się pozbyć wrażenia, że on dla niej już nie.
            A może jednak przesadzał? W końcu siedzi mu teraz na kolanach i delikatnie całuje jego skroń. Martwi się o niego i chce mu pomóc, więc chyba wszystko jest w porządku? Chyba wpada w jakąś paranoję, bo było za długo dobrze. W końcu nic nie trwa wiecznie i w którymś momencie musi się coś popsuć. Na pewno stąd ten niepokój, tłumaczył sobie. Uśmiechnął się lekko i wtulił w nią. Tyle razem przeszli. Poradzili sobie z przeciwnościami, wyjaśnili nieporozumienia. Żaden francowaty Hiszpan im tego nie zepsuje. Już on się o to postara.
 -Leon? –Violetta pogłaskała go po policzku.
 -Wszystko jest dobrze –starał się ją uspokoić. –Niedługo na tor przyjedzie główny sponsor i od nas zależy czy nadal będzie nas finansował.
 -I martwisz się, że go nie oczarujesz? –Spojrzała na niego figlarnie. –Ty? Uroczy książę, który jeździ na motorze najlepiej na świecie?
Zaśmiał się i musnął ją lekko w policzek.
 -Chcesz czegoś, że mi tak schlebiasz? –Nie przestawał się uśmiechać.
 -Może... –Zaczęła okręcać włosy na wskazującym palcu. –Przydałaby mi się nowa para butów. –Powiedziała niewinnie.
            Udało jej się. Leon był teraz w znacznie lepszym nastroju, przez co ona sama się rozluźniła. Obiecała sobie, że teraz skupi się wyłącznie na swoim chłopaku. Nie będzie więcej myślała o Diego. Nie pozwoli, żeby jakieś nic nie znaczące zauroczenie zniszczyło jej miłość do Leona. Przecież to nie możliwe, żeby obdarzyć tak silnym uczuciem kogoś, kogo dopiero co się poznało. Tylko w bajkach księżniczka zakochuje się w swym księciu od pierwszego wejrzenia. A ona nie żyje w bajce. Żyje w jak najbardziej realnym świecie, w którym takie rzeczy się nie zdarzają.
            Wyszedł od niej nieco uspokojony, ale nie mógł się pozbyć tego niemiłego uczucia, które niczym drzazga utknęło mu gdzieś pod skórą. Szedł chwilę prosto, po czym skręcił nagle w boczną uliczkę, która prowadziła wprost do mieszkania jego przyjaciela. Popchnął masywne drzwi, prowadzące do wnętrza jednego z bardziej luksusowych budynków. Ominął windę, będąc przekonanym, że schodami będzie szybciej. Musiał powiedzieć komuś o swoich obawach. Nie może dalej w sobie tego dusić, bo zaraz zwariuje. Może Diego mu coś doradzi? Szczerze w to wierzył. A nawet jeśli nie będzie miał mu nic do powiedzenia, to go wysłucha i wesprze.
            Albo zgani. Uderzy po głowie i powie, że ma się wziąć w garść, bo pieprzy głupoty. To też by mu się przydało. Może nawet bardziej?
 -Leon? Cześć. –Diego uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał widząc minę przyjaciela. –Co się stało?
Verdas minął go w drzwiach i ciężko opadł na czarną sofę, która jako jedyna zwracała uwagę w sterylnie białym salonie. Od niechcenia przeniósł wzrok na włączony telewizor, którego obudowa również oślepiała bielą.
 -Chodzi o Violettę. –Powiedział nie patrząc na przyjaciela.
Diego przełknął głośno ślinę. Poczuł, że żołądek mu się kurczy. Leon znał go lepiej niż on sam siebie. Było pewne, że się domyśli tego, co tak usilnie starał się ukryć. I co ma teraz zrobić?
 -Leon, ja... –Zaczął niepewnie.
Co ma mu powiedzieć? Wszystko zabrzmi głupio...
 -Wiem, że nie jesteś typem pocieszyciela –odezwał się Verdas. –Ale muszę się komuś wygadać –wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po salonie. –Wrócił były Violetty.
 -Co? –Diego zachłysnął się powietrzem.
Więc to nie o niego chodzi. Ulga jaką poczuł, sprawiła, że o mało nie uniósł się nad ziemię. Wyrzuty sumienia jednak szybko zagłuszyły chwilową radość. To, że Leon nie domyślił się, jeszcze, że jego najlepszy przyjaciel podkochuje się w jego dziewczynie, wcale nie powinno go cieszyć. Poczuł wstyd. To nic innego, jak zdrada.
 -Słuchasz mnie? –Leon ze zniecierpliwieniem trącił go w ramię.
 -Przepraszam –westchnął. –Po prostu zacząłem się zastanawiać jaki były Violi, bo wydawało mi się, że jesteś jej pierwszym chłopakiem.
Leon znowu opadł na sofę i zaczął się bawić pilotem od telewizora.
 -To skomplikowane.
Diego wyszedł do kuchni, by po chwili wrócić z dwoma puszkami zimnego napoju. Postawił jedną przed Leonem, a drugą sam otworzył.
 -Mamy czas –uśmiechnął się do przyjaciela. –Wytłumacz mi.

           
            Czekała na niego przed szkołą. Mogła czekać w środku, ale nie czuła się tam zbyt dobrze. Gdy tylko ich spojrzenia się spotykały, atmosfera jakoś tak dziwnie gęstniała i przytłaczała ją swym ciężarem. Nie mogła tego wytrzymać. Na zewnątrz było więcej przestrzeni i mogła swobodnie odetchnąć. A może to dlatego, że jego nie było w pobliżu? Nie była pewna...
            W ogóle to zastanawiała się, po co ubzdurała sobie, że musi go przeprosić. Nie powinno jej zależeć na jego przebaczeniu aż tak bardzo. W końcu nie powiedziała nic złego. Wróć. Może i powiedziała coś, co go zraniło, ale to była prawda! Prawda, którą ktoś w końcu odważył się mu wygarnąć. Był dupkiem. Nie dało się tego ukryć. Sam też to doskonale wiedział, więc nie powinien się obrazić za prawdę. Powinien to przyjąć na klatę. Nie jest już małym dzieckiem.
            Nie powinna się nim tak przejmować. Należałoby go olać i w ogóle nie zawracać sobie nim głowy. I co z tego, że pomimo tych jego wad była w nim zakochana? Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że on nigdy nie spojrzy na nią z miłością. Ba! Nigdy nie spojrzy tak na żadną. Nie jest zdolny do kochania. I może to przeważyło?
            Było jej go po prostu żal. Jak można tak żyć bez miłości? Nie chciała dla niego pustki w sercu, która ciążyłaby mu do końca życia. Chciała mu pokazać, że ktoś o niego dba, troszczy się; że komuś może na nim zależeć. Jej zależało. Może za bardzo? W Ludmiłę też wierzyła, też jej na niej zależało. I co ma z tego? Nic...
            Oparła się o ścianę i wystawiła twarz do słońca, łapiąc ciepłe promienie. Chyba była zbyt naiwna. Była? Nadal jest. Bo niby dlaczego stoi pod Studio jak jakiś idiota i czeka na tego, pożal się Boże, Casanovę, który i tak będzie miał gdzieś jej przeprosiny? Dlaczego aż tak bardzo pragnie lepszego życia dla innych? Dlaczego tak usilnie chce pokazać całemu światu, że można pokazać komuś światełko w ciemności i go zmienić? Dlaczego wciąż w kogoś wierzy i daje milionową szansę, mimo że ten ktoś ją rani? Nigdy się nie nauczy. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Co jest w niej nie tak?
 -Natalia?
Brunetka odwróciła głowę i ze zdziwieniem spojrzała na Ludmiłę.
 -Przepraszam... –Szepnęła Ludmiła, całkiem szczerze. –Potrzebuję cię... –Dodała po chwili.
Blondynka podeszła niepewnie do Natalii i stanęła obok.
 -Jestem okropna –zaczęła. –Nie zasługuję na twoją przyjaźń. Traktuję cię jak popychadło -spojrzała na Hiszpankę. –Nawet jeżeli przez chwilę potrafię się zachować przyzwoicie, to potem i tak muszę cię rozczarować.
 -Ludmi...
 -Pozwól mi skończyć –przerwała jej. –Nie potrafię się zmienić, ale nie chcę cię stracić. –chwyciła ją za rękę. –Bo tylko ty... –Ścisnęła ją mocniej. –Ty jako jedyna widzisz we mnie dobro.
Natalia uśmiechnęła się do niej promiennie. Może ta jej wiara w ludzi jednak się opłaca?
 -Nie stracisz mnie –powiedziała. –Zawsze będę, jeśli mnie potrzebujesz.
Ludmiła poczuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy. Zamrugała szybko, bo nie chciała, żeby ktoś zobaczył, jak płacze. Odetchnęła z ulgą, gdy Natalia jej wybaczyła. Hiszpanka była jej jedyną rodziną, a ona, od tak, prawie to przekreśliła. Całe szczęście, że Naty nie jest pamiętliwa i że kocha ją pomimo wszystko. Ona też ją kochała, mimo że nigdy nie okazała jej uczucia. Prawda była taka, że Natalia była dla niej dużo ważniejsza niż rodzona siostra.
 -Wynagrodzę ci wszystko –przytuliła brunetkę. –Obiecuję.
 -Pewnie jeszcze nie raz mnie doprowadzisz do płaczu –zaśmiała się. –Ale już ci wybaczam.
 -Dziękuję. –Ludmiła posłała jej wielki, szczery uśmiech. –A teraz zabieram cię na koktajl. –ruszyła do przodu, by po chwili się zatrzymać.
Spojrzała przez ramię na Natalię, która przygryzając wargę nerwowo spojrzała w stronę drzwi prowadzących do szkoły.
 -Stało się coś? –Zaniepokoiła się.
 -Nie, nie... –Natalia spojrzała na nią niepewnie. –Czekam na kogoś...
 -Na kogo? –Ludmiła podeszła szybko do niej i wbiła uporczywe spojrzenie w jej brązowe oczy. –Nie wiem o czymś? –Uśmiechnęła się chytro.
 -Muszę przeprosić Maxiego...
Ludmiła wywróciła oczami. Po co Natalia ma przepraszać tego palanta? To całe jej zauroczenie chyba zabiło w niej cały zdrowy rozsądek. Już otworzyła usta, żeby przemówić przyjaciółce do rozumu, ale ta jej przerwała.
 -Wiem co o tym myślisz –Natalia zaczęła się bronić. –Ale on też zasługuje na szansę.
Ludmiła zamknęła usta. Cała Naty... W najgorszym złoczyńcy potrafiłaby znaleźć chociaż malutkie światełko, które świadczyłoby, że nie jest zły, aż do szpiku kości.
 -Po prostu uważaj na siebie –pogłaskała ją po ramieniu. –A jeżeli pan Ponte cię skrzywdzi, to osobiście uczynię z jego życia piekło –mrugnęła do niej. –Wiesz, że potrafię.
Natalia roześmiała się i podziękowała przyjaciółce. Potem kolejny raz przeniosła swój wzrok na wejście do Studio i czekała, aż pojawi się w nich Maxi.



            Obudziła w nim coś, o czym w ogóle nie miał pojęcia, że ma. Jej ostatnie słowa ciążyły mu okrutnie i sprawiały, że ciężko było mu oddychać. Każdy wdech przychodził mu z niekłamanym trudem, jakby nabawił się jakiejś astmy, czy innego cholerstwa. Na próżno starał sobie wmówić, że ona nic nie rozumie, że nie zna się na tym, że jego nie zna. Problem tkwił w tym, że na jego nieszczęście znała go... I to lepiej niż ktokolwiek. Może nawet lepiej niż on sam?
            Zbyt dobrze pamięta rozpacz ojca i beznamiętne spojrzenie matki, która, bez owijania w bawełnę,  oznajmiła mu, że odchodzi, bo się zakochała. Pff.. Zakochała się. A jego ojca nie kochała? Przecież też kiedyś musiała go darzyć uczuciem, skoro za niego wyszła. A może chodziło tylko o pieniądze?
            Pokręcił głową. Nie chciał do tego wracać. Jej odejście było dla niego prawdziwym wstrząsem, a nie mógł nawet tego opłakać. Musiał szybko wziąć się w garść i pomóc ojcu, który kompletnie się załamał, zapominając, że ma syna, dla którego powinien być oparciem. W rzeczywistości było odwrotnie. To Maxi zajął się tatą i w jakiś sposób go posklejał. A potem obiecał sobie, że nigdy w życiu się nie zakocha i pokaże tym wszystkim kobietom, co to znaczy czuć się odrzuconym. I wszystko szło wybornie. I cały czas wspaniale się bawił. I nigdy nie miał wyrzutów sumienia, gdy mówił kolejnej, że to koniec. I pojawiła się Natalia.
            Uderzył pięścią w ścianę. Co było takiego w tej dziewczynie, że nagle to jego zachowanie zaczęło mu tak przeszkadzać? Co takiego zrobiła, że obudziła w nim poczucie winy? Czyżby jakaś Dobra Wróżka zesłała mu, w jej hiszpańskiej osobie, prywatnego Jiminy’ego Świerszcza, żeby było mu łatwiej odróżnić dobro od zła? Nonsens. Nie był zły. Może tylko trochę się pogubił. Ze złością chwycił czapkę i wcisnął ją na głowę. Wziął plecak i w pośpiechu wyszedł ze szkoły. I kto od razu rzucił mu się w oczy?
Świerszcz z loczkami stał przed budynkiem i wzrokiem godnym snajpera wypatrywał swoją ofiarę. Jego. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, ruszyła w kierunku Maxiego, który oparł się nonszalancko o futrynę i czekał. Co ma mu do powiedzenia?
  -Cześć. –Założyła kosmyk włosów za ucho.
 -Cześć. –Postanowił, że niczego jej nie będzie ułatwiał, chociaż widział, że jest zdenerwowana.
 -Chciałam cię przeprosić.
 -Za to, że wykorzystałaś to, z czego ci się zwierzyłem, do zadania ciosu?
Skrzywiła się.
 -Poniosło mnie.
Prychnął i chciał ją wyminąć, ale chwyciła go za rękaw. Nie pierwszy raz. Brzydki nawyk.
 -Maxi, proszę... –Szepnęła niemal błagalnie.
 -Dlaczego tak ci zależy? –Spytał niespodziewanie dla samego siebie.
Zmarszczyła czoło.
 -Nie rozumiem.
 -No dlaczego tak ci zależy na tym, żebym przyjął te twoje przeprosiny –wytłumaczył, coraz bardziej zniecierpliwiony.
 -Bo chciałabym się z tobą przyjaźnić.
Chce się z nim przyjaźnić? Rozchmurzył się nieco.
 -Wątpię –przysunął się bliżej i pogłaskał ją po policzku. –Wcale nie chcesz się ze mną przyjaźnić. –Spojrzał na nią z rozbawieniem.
 -Nie? –Jej głos brzmiał jakoś tak słabo, obco.
 -Nie  –przybliżył swoje usta do jej. –Przecież wiem, że chciałabyś czegoś więcej.
 -Każdą tak podrywasz? –Zdołała wykrztusić.
Odsunął się od niej i roześmiał.
            Natalia myślała, że wyskoczy jej serce. Był tak blisko. Wystarczyłoby jeszcze kilka chwil, a spełniłoby się jej największe marzenie. Maximiliano Ponte pocałowałby ją. Ale nie mogła na to pozwolić. Chciała się do niego zbliżyć, ale na jej własnych warunkach. Nie na jego. Nie jest jedną z tych zaślepionych dziewczyn, które dały mu się wykorzystać. Z nią mu się nie uda.
 -Twarda z ciebie sztuka, wiesz? –Koleżeńsko potargał jej włosy. –Ale mnie nie oszukasz. Nawet Plotkara wie, że chciałabyś ze mną być. –Uśmiechnął się półgębkiem.
Wciągnęła głęboko powietrze i dłużej zatrzymała je w płucach. Poczuła, że się czerwieni. Musiał akurat teraz o tym wspominać?
 -Plotkara prowadzi bloga plotkarskiego –stwierdziła rzeczowo. –Nie wierz we wszystko, co tam jest napisane.
W jego oczach dostrzegła kpinę i już miała kopnąć go w kostkę, ale odwrócił się na pięcie i zaczął się oddalać.
 -Hej, Maxi! –Zawołała za nim.
Przystanął i spojrzał przez ramię w jej stronę.
 -Między nami spoko? –Spytała.
 -Może. -Pstryknął palcami w daszek i lekko się do niej uśmiechnął.

5 komentarzy:

  1. Kochany Dzwoneczku!

    Przepraszam, żedopiero teraz przychodzę z komentarzem. Strasznie mi wstyd za siebie. Hańba mi. Jestem ogromną fanką Twojej twórczości, ja nie wiem jak to wszystko mogło zostać dla mnie niezauważone. Kiedy w końcu byłam pewna, że masz tego nowego bloga - najpierw się niesamowicie ucieszyłam, jak głupia. Bo stało się tak, jak sobie zamarzyłam - powróciłaś do pisania. A Ty piszesz tak pięknie, ja tak kocham wszystko, co wychodzi spod Twoich palców. Trudno więc jest mi opisać moją radość na tę wieść, ale nie to jest ważne. Jak zwykle - rozdziały dodajesz bardzo często i regularnie, za co niezmiennie od samego początku Cię podziwiam.
    W każdym razie nie miałam za bardzo czasu, było pełno poprawek, sprawdzianów, szkoła naprawdę potrafi wymęczyć człowieka. Teraz jednak mam ferie i nie mogłabym nie znaleźć czasu dla Twojego bloga. Dlatego nadrobiłam wczoraj wieczorem wszystkie rozdziały - swoją drogą poszło jakoś tak strasznie szybko. Za szybko. Nie chciałam dojść do końca, ale niestety w końcu do niego doszłam. Postanowiłam komentarz napisać Ci następnego dnia (tak, dzisiaj - dotrzymuję postanowienia), bo było już naprawdę późno. Nie wiem nawet kiedy to minęło tak bardzo się wciągnęłam. Twoje blogi uzależniają. XD - O czym to ja? A, tak. Wracając. Nadrobiłam wszystkie rozdziały. Jakieś może dziesięć minut później przyszło mi powiadomienie (tak, zapisałam się do obserwowanych, teraz żadne cudo mi nie ucieknie), że już opublikowałaś następny. To ja oczywiście w te pędy i czytam. Tak bardzo chciałam już przeczytać następny - i proszę, spelniłaś moje życzenie. Ale i po tym nie miałam dość i najchętniej przeczytałabym jeszcze z pięć co najmniej. To naprawdę uzależnia. Jesteś mistrzynią w tym, co robisz. Naprawdę. Teraz postaram się zostawić komentarz pod każdą Twą perełką, obiecuję. <3
    Historia, choć to i tak dopiero jej początek, prawda?, jest niesamowita. Fabuła - jak zawsze u Ciebie - wciągająca, może nie jakoś bardzo skomplikowana (co wcale nie jest wadą!), ale nie jest też przewidywalna czy płytka, a wręcz przeciwnie. Bohaterowie jak zwykle - bardzo sympatyczni, wyraźni, charakterystyczni, aż chciałoby się rzec - żywi. No i każdy z nich ma ciekawą historię. Geniuszu Ty. <3 Jak zawsze wszystko masz przemyślane w najdrobniejszych szczegółach i tak samo dopracowane. Nic nie jest kwestią przypadku. Jesteś wręcz stworzona do pisania. Masz prawdziwy talent. To zaszczyt móc czytać Twoje dzieła. Teraz słowem o bahaterach, ich historii.
    Pozwól, że zacznę może od Lu. Jest niby zimna i rani wszyskich dookoła. Ale nie jest taka ze swojej winy. To jej rodzice zawinili. To przez nich się taka stała. Nie okazywali jej ciepła, nie obdarzyli miłością, na jaką zasługiwała. Widzieli tylko jej starszą siostrę, Vivianę. Muzyka, a nawet całe jej życie stały się jedną wielką rywalizacją, w której ona cały czas była tą gorszą. Przynajmniej w Studio była najlpesza, przynajmniej przez jakiś czas. Trudno więc się dziwić, że gdy Violetta pojawiła się w Studio - poniekąd zajmując jej miejsce, w jej mniemaniu - odbiera jej wszystko. W pewnym sensie, zapewne przypominała jej Vivianę. Trudno więc się dziwić, że od razu była wrogo do niej nastawiona. Nie pomogło też to, że Federico zerwał z nią, co bardzo przeżyła, nawet jeśli nie chciała się do tego przyznać. Federico, który też to przeżył i teraz też cierpi, zerwał z nią, bo denerwowała go jej ciągła zazdrość, która jest jednym ze skutków tej rywalizacji, w ktôrą wciągneli ją rodzice. Dobrze, że ma przy sobie Naty. Ona to w ogóle takie kochane stworzenie jest. Wybacza jej, jako jedyna się o niej nie odwróciła, jako jedyna wciąż w nią wierzy. Dobrze, że ma kogoś takiego. Wbrew pozorom prawdziwą przyjaciółkę, która ją wspiera, szczególnie w najcięższych chwilach. Dobrze, że Lu nie jest dzięki niej samotna. I teraz kiedy pojawiła się ta nowa, idealna (też coś xD) Ally, z której niezłe ziółko, tak swoją drogą, jest. Lu musi wkroczyć do akcji zawalczyć o swoją miłość, Fede. Mam nadzieję, że on z koleji nie będzie na tyle głupi, by ulec pierwszej lepszej z ładnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, limity. -.-
      W każdym razie Fede naprawdę ją kocha, co nie raz pokazał. Lu co prawda jeszcze mu nie wybaczyła, ale to się może jeszcze zmienić. W co wierzę, bo im - jak zresztą wszystkim parom u Ciebie - kibicuję. Scena na dworze, podczas tego przyjęcia była wprost cudowna. Jak jej te włosy rozpuścił, ich rozmowa, aww. <3
      Dalej. Francesca, Camila. Są nierozłącznymi przyjaciółkami. Ich przyjaźń jest prawdziwą i niezwykle silną więzią. Nawet, gdy się kłócą, w końcu i tak się godzą, bo nie umieją bez siebie długo wytrzymać. I znów pomiędzy nimi stanął facet. Marco. Uroczy, nieśmiały chlopak, którego Włoszka od razu zachwyciła i do której od razu poczuł miętę. XD Jak się okazuje ona do niego też. Jednak na przeszkodzie stanęła im Camila, która bardzo łatwo i szybko się zakochuje i pech chciał, że upatrzyła sobie właśnie jego. Włoszka pokazała, że naprawdę zależy jej na rudej i nie chciała jej skrzywdzić. Na szczęście Cami szybko przeszło i w tym wypadku, a zainteresowała się kimś, o wiele odpowoedniejszym - Sebą. W ogóle on jest taki kochany. <3 Ale to inna historia. No i - czym bardzo mi zaimponował - pozostał sobą. Nie chciał być kimś innym, nawet jeśli stałby się przez to popularny. Ale przecież liczy się to, co w środku. Wielu z nas o tym zapomina, Cami też. On zmienił ją na lepsze pod tym względem, zresztą w ogóle tworzą świetną parę, życzę im jak najlepiej. <3 Natomiast Fran wydawać by się mogło, że teraz bez przeszkód może z nim być (to jak ją rysował, było takie kochane. Artysta <3), ale byłoby za pięknie, prawda? Coś musiało pójść nie tak. Tym razem przeszkodą okazał się Tomas, który wrócił. I to w takim momencie! Prawie się pocałowali! Czy Fran wciąż go kocha? Bała się, że przez to uczucie może zranić Marco, po części już to zrobiła - wyszedł widząc, jak się przywitali. A ona nie poszła za nim. Dlaczego? Przecież sama wie, że będzie tego żałować. A Tomas? Jaka będzie jego rola? Mam nadzieję tylko, że zostawi w spokoju Violę. Bo między nią a Leona i tak wkrada się ktoś inny, ale o tym zaraz. Co więc Tommy wniesie do tego opowiadania? Tyle pytań. XD
      A teraz... Naxi. Naxi. <3 Kochane takie misie. Jejku, to jedna zniewielu par, jeśli nie jedyna, której w ogóle nie zniszczyli w serialu. Mieli co prawda gorsze i lepsze chwile, rozstawali się, ale ich nie niszczyli tak jak mojej Leonetty. A byli tacy piękni w pierwszym sezonie no. <3 Mam do nich mimo wszystko straszny sentyment, choć Violka w serialu denerwuje mnie. Natomiast u Ciebie jest całkiem znośna, a nawet momentami sympatyczna, brawo dla Ciebie. Ale wracając. Kocham Naxi byli piękną parą od samego początku, cieszę się, że zdecydowałaś się wprowadzić ich do swojej historii, to sama przyjemność czytać o nich u Ciebie. Maximiliano zachowywał się jak prawdziwy dupek. Wykorzystywał te wszystkie naiwne, zapatrzonego w niego dziewczyny. Bawił się ich uczuciami i je porzucał. Ranił i sprawiało mu to satysfakcję, nie czuł wyrzutów sumienia. Do czasu. Ale on również, tak jak Lu (przypomina mi ją tak w ogóle. I w obu przypadkach pomaga im Naty, przypadek? Nie sądzę. ;D), nie stał się taki bez powodu. A przez matkę (jak bardzo destrukcyjny wpływ mogą mieć na nas rodzice...), która porzuciła jego i swojego męża, ojca Maxiego, dla młodszego kochanka. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że stał się taki jak ona. A przecież znienawidził ją za to, co im zrobiła. Przez nią zaczął gardzić wszystkimi kobietami. Wtedy pojawiła się Naty, która jest w nim od dawna zakochana. Jak już pisałam jest przekochanym stworzeniem, takim Aniołkiem., który ma złote serce, niezłomną wiarę w ludzi, którą niektórzy mogą nazwać naiwnością. I cierpliwość do nich. Jest niezwykła. Cieszę się, że tak jej zależy na Lu i na Maxim. Dzięki niej oni powoli się zmieniają. Do Maxiego dotarła ta straszna prawda, że stał się taki, jak osoba, którą znienawidził, bo porzuciła ich i wpedziła ojca Maxiego w alkoholizm. I to chłopak był wsparciem dla swojego ojca, który się kompletnie załamał. Ale on już zaczął się zmieniać. I mam wrażenie, że Naty od jakiegoś czasu też nie jest mu obojętna.

      Usuń
    2. Te limity mnie wykończą! ;___;
      Zanim jednak przejdę do wisienki na torcie pragnę jeszcze zaznaczyć, bo później na pewno zapomnę, skleroza nie boli, że to był genialny pomysł żeby połączyć Violettę z Plotkarą. Taki powiew, rzekłabym nawet bryza, świeżości. XD Coś zupełnie nowego, innego. Gratuluję pomysłowości. Jej wpisy nadają smaczka każdemu rozdziałowi, są też często miejscem, gdzie/ przypominasz nam o tym, jak wspaniałe masz poczucie humoru, za którym tak bardzo tęskniłam. ;) Nie brakuje go też, na całe szczęście, w wypowiedziach bohaterów, które nawiasem mówiąc też są świetne i przede wszystkim takie... naturalne. Nasza Plotkara, która jest jednym z nich, uczniów Studio w sensie, - tylko właśnie: kim? - miesza, doprowadza do kłótni i daje się wszystkim we znaki. Ma znaczący wpływ na fabułe, za co też masz ogromny plus. Jestem pewna, że namiesza jeszcze nie raz.
      I na koniec - Violka, Leon, Diego (i Lara). Podoba mi się postać Lary - silna, niezależna, wiedząca dokładnie czego chce od życia. Zupełne przeciwieństwo Violki chciałoby się rzec. No i to ona - co, przyznam się, podejrzewałam od początku - okazała się być tym tajemniczym motocyklistą. Na początku jej relacja z Leonem nie należała do przyjaznych (zaskoczyła mnie trochę tym pocałunkiem, nie powiem), ale później zaczęli siebie akceptować. Niepokojąca była reakcja Leona na jej pocałunek - nie tylko go odwzajemnił, ale wręcz podobało mu się to! Bardziej niepokojąca była juz chyba tylko reakcja Violki na to zajście - właściwie w ogóle się na niego nie wkurzyła, nie miała mu tego za złe. I jak sama przed sobą przyznała - bardziej zraniłoby ją pojawienie się Diego z jakąś laską u boku. Nie jest tajemnicą, że w tej parze idealnej, Leonettcie, dzieje się od dawna źle. Niby się kochają, a jednak brakuje między nimi tej chemii, tej iskry. Przez co mimo wszystko - powoli ich związek się rozpada. Natomiast ta iskra pojawia się na linii Leon-Lara oraz Violka-Diego. Mimo to Leon wciąż nie widzi poza Violą świata i, zaczynając zauważać, że mimo wszystko ich relacja się rozpada, a oni oddalajá się od siebie, martwi się, że ją straci. Między innymi dlatego idzie po radę do najlepszego kumpla - Diego, który to wyrzuty sumienia, bo zakochał się w jego dziewczynie. (Na marginesie - oni obaj w "młodości" byli świetni. XD) Co najwyraźniej nie jest niodwzajemnione, bo i Viola czuje coś do niego i nawet przyznała się przed samym sobą. Myślałam, że nie łatwo mi się będzie przestawić u Ciebie na dobrego Diego. Jak bardzo się myliłam! Jakoś tak strasznie go polubiłam takiego. Życzę mu szczęścia, z kim byś go nie planowała połączyć. Jest mi to obojętne, nawet jeśli będzie to Viola. Niech będzie po prostu szczęśliwy. Lubię go tu nawet bardziej niż Leona. "Serce nie sługa". No a Violka i Diego zdaje się, że wpadli po uszy. (Co do serialu, to i tam przez jakiś czas byli uroczą parą, tego nie można im odmówić.) Co teraz będzie? Jak się to dalej potoczy, co dla nich przygotowałaś? Wyczuwam, że Plotkara postawi w tym przypadku kropkę nad "i". Bo kiedy uczucie między V. a D. będzie rosło w końcu i dla Leona wszystko stanie się jasne. Nie obędzie się bez cierpienia. Och, jak bardzo chciałabym wiedzieć, co będzie dalej.

      Zakończę już swoją bezsensowną wypowiedź, bo mogłabym tak jeszcze długo... (swoją drogą tylko ja tak potrafie - tak długo i tak bezsensu. Ech.) Wybaczysz? ;)
      W ogóle już niecierpliwie czekam na kolejną perłę, nie chcę Cię poganiać czy coś, ale wiesz kiedy mniej więcej dodasz? Mam bzika na punkcie tego bloga. Tak. XD Masz już może ferie, kochany Dzwoneczku? <3
      Tak czy inaczej, weny, weny i weny raz jeszcze. I czasu na pisanie tych cudów. A ja już czekam.
      Ściskam mocno, Tyśka.

      Usuń
  2. "A miało być tak pięknie..." Osobiście uważam, że Fran popełniła błąd zostając z Tomasem. Było tak romantycznie; Marco przyniósł jej piękny obraz, ona się wzruszyła, prawie się pocałowali, on za nią szaleje (o czym wie cały świat), jej też on się podoba -> to chyba są wystarczające powody, żeby pobiec za nim i wszystko mu wytłumaczyć. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że jednak Francesca nie będzie musiała żałować tej decyzji.
    Ludmi przeprosiła Natalię :) Super :) Mam tylko nadzieję, że tym razem zmiana dziewczyny będzie trwała ;) Aczkolwiek Natalia - to dobre dziewczę - już wybaczyła wszystkie przeszłe i przyszłe przewinienia Ludmiły ;)
    Widać ostatnia rozmowa z Natalią podziałała na Maxiego. Jest plus, skoro w końcu zaczął dostrzegać, że nie zachowuje się najlepiej i kto wie, może za niedługo zmieni się na lepsze :)
    Periwinkle;)

    OdpowiedzUsuń