Buenos dias, Buenos Aires.
Chyba słuszna większość
chciałaby happy ending. To magiczne „i żyli długo i szczęśliwie”. Każdy tonie
wręcz w wyświechtanych pocieszeniach „będzie dobrze”, „ułoży się”, „po burzy
wychodzi słońce”... Taa... Po drugiej stronie tęczy jest garnek złota i zagroda
jednorożców.
Rozczaruję Was. To nie Disney.
Czasami coś po prostu się musi skończyć. I choćbyśmy nie wiem, co robili, żeby
do tego nie dopuścić, nie ma bata.
Słyszeliście już najnowsze
wieści?
Jedna nierozważna decyzja... Jeden głupi
podpis, bez czytania tego drobniutkiego druczku i wszystko poszło psu pod
ogon. Tyle lat pracy, wysiłków wkładanych przez nauczycieli. Tyle młodych,
nieokiełznanych serc, które pragnęły rozwijać swoje największe pasje - taniec
i śpiew. I na co komu to było?
Żeby teraz z żalem serca patrzeć na to, jak
StudioOnBeat, ta prestiżowa szkoła muzyczna, o której pisałam w pierwszym
moim poście, zostaje zamknięte.
Może zrobią na jej miejscu coś znacznie
lepszego? Na przykład zaczną handlować pirackimi płytami, albo będą wciskać
„markowe” perfumy starszym paniom. Czyż to nie wspaniale?
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Zdjął na chwilę swoje okulary i potarł palcami oczy. Co on najlepszego
zrobił? Powinien być mądrzejszy. Źle się stało, że zaufał. Teraz, gdy jego
wspólnik narobił długów i ulotnił się z miasta, musiał za niego wszystko
pospłacać. Inaczej pójdzie do więzienia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że
dobrowolnie przystał na taką umowę. Myślał, że Bruno jest uczciwym graczem.
Przeliczył się.
Wstyd
mu było teraz spojrzeć w oczy pedagogom, którzy siedzieli razem z nim
i zastanawiali się, co można zrobić, żeby uratować szkołę. Angie ze
wściekłością przeglądała jakieś strony internetowe, mając nadzieję, że znajdzie
rozwiązanie. Pablo wspierał ją w poszukiwaniach i co chwilę coś szeptał na
ucho. Beto kiwał się, jak sierota, w tył i przód. Miał łzy w oczach. A Gregorio
i Jackie po raz tysięczny czytali umowę, którą podpisał, szukając w niej
jakiegoś niedopatrzenia.
Antonio
stracił już wszelką nadzieję, poddał się. Zastanawiał się w tym momencie, co
powie tym wszystkim uczniom, którzy zebrali się już w sali głównej i na niego
czekają. Nie mógł dłużej zwlekać. Musi zachować się jak mężczyzna, dyrektor
szkoły, który ponosi odpowiedzialność, za to co się wydarzyło.
-Słuchajcie... –Zaczął wstawać od stołu. –Muszę powiedzieć
uczniom...
-Mam! –Krzyknęła Angie i klasnęła w dłonie.
Pablo ucałował ją i uśmiechnął się do
Antonio.
-Czy
to znaczy, ze jesteśmy uratowani? –Spytał Beto.
-Jeśli wygramy.
Uczniowie
już wiedzieli, że losy StudioOnBeat, są policzone. Szeptali między sobą,
zastanawiając się, czy jest jeszcze jakaś szansa i czy oni sami mogą zrobić
coś, żeby uratować ukochane miejsce.
-Może zrobimy zbiórkę? –Rzuciła Francesca.
-Wątpię, żebyśmy zdołali tyle uzbierać –wtrącił Diego. –Wujek mi
mówił, że to kupa kasy.
Wszyscy posmutnieli.
-Ale
nie możemy tak siedzieć –stwierdziła Violetta. –To nasza szkoła i nie możemy
jej oddać bez walki!
Gdy
nauczyciele weszli do sali, zatkali uszy. Panowała w niej okropna wrzawa.
Uczniowie przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Minęła dość długa chwila
zanim udało im się opanować ten zgiełk.
-Uspokójcie się! –Krzyknął Pablo.
Uczniowie zamilkli i spojrzeli na ulubionych
pedagogów. Antonio widział w ich oczach rozczarowanie, zagubienie, ale także i
ufność, wiarę, że udało im się zażegnać kryzys.
-Sytuacja w Studio jest trudna. Być może będziemy musieli je
zamknąć.
-Nie!!! –Krzyknęli wszyscy chórem i zaczęli się niepokoić.
-Spokojnie –wtrąciła Angie. –Mamy pewien pomysł –spojrzała na Pablo.
-Zgłosiliśmy naszą szkołę do konkursu –zaczął mężczyzna. –Z
najstarszej klasy wybierzemy parę, która będzie nas reprezentować. Nie muszą
oni wygrać. Wystarczy, ze zajmą miejsce na podium.
Angie
postanowiła, że jedną z osób, które wezmą udział w konkursie będzie Federico.
Ally postanowiła, że nie może przepuścić takiej okazji i pokaże, że to ona jest
dla niego najlepszą partnerką. Wbiegła na scenę i włączyła płytę.
Oh, mamma
mia! He's Italiano!
I love the way when I look in his
eyes.
Zaczęła śpiewać,
wijąc się przy tym wokół Federico, jak wąż. Albo raczej żmija...
His name is Fede. He's from Milano.
He whispers softly in my ears in
Italiano.
He never leaves me 'cause I'm his
Cinderella.
He says that I'm his only one and
Molto Bella.
Już ona pokaże
tej SuperNowej, że Włoch należy do niej. Ona może sobie tylko o nim
pomarzyć. To ona będzie dziewczyną Federico. Już niedługo.
He follows everywhere I go and calls
me Baby.
This little Gigolo has got me going
crazy.
I just can't get him off my mind.
He's so amazing!
My heart says "Yes", my
mind says "No
Just let him go, go, go!”
Oh, mamma mia, he's Italiano!
He's gonna tell me a million lies...
Oh, mamma mia, he's Italiano!
I love the way when I look in his
eyes.
Ludmiłą zatrzęsło. Zacisnęła zęby i starała się uspokoić oddech.
Stwierdziła, że jest już na tyle dojrzała, że nie wypada robić scen, chociaż
miała ochotę rzucić się na Ally i podrapać tę śliczną buźkę. Federico
wydawał się być nią zachwycony. Uśmiechał się głupkowato i kiwał w rytm muzyki.
Idiota...
Poczuła
się trochę lepiej, gdy Natalia pocieszająco chwyciła ją za rękę. Zdołała nawet
zmusić się do słabego uśmiechu w jej kierunku, mimo że w środku żal rozsadzał
jej serce, jak trotyl. Kochała go tak cholernie mocno, że nie potrafiła
go wyrzucić ze swojego życia, mimo że tak bardzo ją ranił. Był jak coś we krwi,
co powoduje straszliwy ból. I to taki, że miała ochotę się wykrwawić, byle
tylko pozbyć się tego strasznego uczucia, ale nie mogła. Po prostu nie mogła.
Więc świadomie pozwalała zatruwać się dalej. Czuła się nieuleczalnie chora, a
Federico był jej jedynym lekarstwem, będąc jednocześnie trucizną. Paradoks.
-Świetnie, Ally –powiedziała Angie. –Ale już
wybrałam partnerkę dla Federico i nie zmienię zdania.
And the winner is... Violetta!,
pomyślała gorzko Ludmiła. Któż inny mógłby godnie reprezentować Studio
jeśli nie siostrzenica Angie, piękna, utalentowana, z niesamowitym głosem.
Federico będzie wniebowzięty. Zagryzła policzek, żeby nie krzyknąć. Zaczęła się
pocieszać faktem, że nie będzie to Ally. Jej zawiedziona mina i niedowierzanie
malujące się na twarzy, sprawiły blondynce nie małą satysfakcję.
-Ludmiła –Angie zwróciła się do niej.
–Zaśpiewasz razem z Federico.
Ferro głośno
wciągnęła powietrze. Ona? Uśmiechnęła się promiennie do Angie. To chyba
najlepszy dzień w jej życiu. Dostała niewiarygodnie ważne zadanie. To ją
nauczyciele obdarzyli zaufaniem i to w niej pokładają nadzieję. Nie zawiedzie
ich. A jacy rodzice będą z niej dumni. Niech im tylko powie. W końcu
skończy się to ciągłe rozpływanie nad Viv. Teraz będą mówić o niej.
Blondynka podeszła do nauczycielki
i, ku zdziwieniu wszystkich, przytuliła ją. Angie uśmiechnęła się i pogłaskała
ją po plecach.
-Dziękuję –szepnęła. –Za szansę.
-Wierzymy w ciebie –kobieta objęła dłońmi jej
twarz. –Jestem pewna, że wygracie.
Ludmiła
odwróciła się w stronę Federico. Patrzył na nią. Pewnie był rozczarowany
wyborem partnerki. Zabolała ją ta myśl, ale przybrała obojętny wyraz twarzy i
uniosła wysoko głowę. Jest profesjonalistką i nie będzie łączyć tego, co działo
się między nimi prywatnie z pracą. Bo czeka ich ciężka praca, jeśli chcą
wygrać.
Federico wbrew pozorom cieszył się
jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. Nie mógł się już doczekać,
kiedy zaśpiewa z Ludmiłą. Tęsknił za tym. Tak dawno nie robili tego razem. Poza
tym chciał spędzić z nią więcej czasu. Chciał się znowu do niej zbliżyć. Chciał
ją przekonać do siebie. Chciał, żeby dała mu, im, jeszcze jedną szansę. Kochał
ją najbardziej, jak umiał i pluł sobie w brodę, bo nie potrafił jej tego okazać.
Postanowił, że tym razem będzie inaczej. Da z siebie wszystko. Bo już nie może
dłużej znieść tego, że Ludmiła jest blisko, siedzi obok, stoi, ale nie jest
jego.
Nie mogła już dłużej
wytrzymać. Musiała się dowiedzieć, co się stało. Bo ewidentnie stało się coś! Nie pamięta już, kiedy ostatnio siedzieli razem na przerwie. Oprócz
zdawkowego cześć nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
Zawsze gdy chciała do niego podejść i pogadać, tłumaczył, że teraz nie może, bo
musi iść do biblioteki, bo się spieszy, bo to, bo tamto. Ciągle częstował ją
durnymi wymówkami, które wcale jej nie smakowały.
Przejmowała się tym,
bo go polubiła. Nawet bardzo polubiła. Brakowało go jej. Przyzwyczaiła się, że
jest gdzieś obok i teraz czuła się taka niepełna. Jakby ktoś zabrał jej jakąś
ważną część, bez której ciężko jest jej funkcjonować.
Może odpuściłaby,
gdyby wiedziała, że Sebastian ma innych przyjaciół, ale nie miał. Był samotny i
w gruncie rzeczy miał tylko ją. Więc dlaczego z niej zrezygnował? Zmarszczyła
brwi... Zrobiła coś złego? Może dowiedział się, że go obgadywała
i wyśmiewała? Jej serce przyspieszyło. Przecież wszyscy to robili... Teraz
wiedziała, że było to gówniarskie i strasznie niesprawiedliwe, ale wtedy go nie
znała. Głupie tłumaczenie... Byleby sprawiło, że wyrzuty sumienia staną się
chociaż odrobinę lżejsze.
Musi go za wszystko
przeprosić; powiedzieć mu, że była głupia, że źle go oceniła, ale odkąd zaczęli
się przyjaźnić nie powiedziała o nim złego słowa. No... nie licząc tego,
co o nim pomyślała, gdy momentami był zbyt uparty, albo się z niej
nabijał.
Był zaskoczony, gdy
otworzył drzwi. To Camila tak się do nich dobijała? Spojrzał na nią. Była
zdenerwowana. Czyżby Rafael ją skrzywdził? Zacisnął pięści. Zabije go, jeśli
zrobił jej coś złego.
-Co się stało? –Spytali
jednocześnie.
Camila zaśmiała się trochę za głośno, trochę za nerwowo.
-Widzę, że wróciłeś do okularów
–postukała mu w prawą soczewkę, zostawiając na niej odcisk palca wskazującego.
–Czemu się do mnie nie odzywasz? Zrobiłam coś? Wiem, że kiedyś się z ciebie
naśmiewałam, ale to dawne czasy. Przepraszam cię za to. Teraz już tego nie
robię. Lubię cię i chciałabym wiedzieć, czy się na mnie obraziłeś, bo
ostatnio w ogóle nie chcesz...
-Może wejdziesz? –Zaprosił ją
do środka.
Niewiele rozumiał z
tego jej słowotoku. Cieszył się, że do niego przyszła. Wyglądała ślicznie z
zaróżowionymi policzkami i potarganymi przez wiatr włosami. Mógłby patrzeć na
nią godzinami. Był pewien, że nigdy by mu się nie znudziła.
-Więc o co chodzi? –Spytała
patrząc mu prosto w oczy.
-Nie zaczyna się zdania od więc. –Uśmiechnął się, gdy prychnęła.
Założył jej włosy za ucho. Zwlekał dość długo z odsunięciem ręki.
Kciukiem pogłaskał ją po policzku.
-Czemu się tak ciskasz, księżniczko?
–Spytał cicho.
-Bo się do mnie nie odzywasz!
Przedtem każdą przerwę spędzaliśmy razem.
Nie odbierał jej
telefonów, nie odpisywał na sms-y, maile. Chciał o niej zapomnieć. Marzył o
magicznej gumce, która wymazałaby te wszystkie chwile z nią spędzone. Wolał,
żeby wszystko wróciło do stanu sprzed ich wspólnego zadania. Nadal mógłby
siedzieć sobie w kącie i wzdychać do Violetty. Nie zakochałby się w Camili; nie
wyobrażałby sobie Bóg wie czego i teraz nie miałby złamanego serca.
-Byłem trochę zajęty.
-Czym? –Oparła ręce na
biodrach.
-Robił mi bransoletki z gumek.
Torres spojrzała zaskoczona na małą dziewczynkę, która z hardą miną i
gniewem w czarnych, jak węgiel, oczach patrzyła na nią spod byka.
-Nie musisz się na niego tak
wydzierać. –Dodała z pogardą.
-Dobra, dobra, mała, nie
potrzebuję adwokata –Sebastian zmierzwił dziewczynce włosy. –To Camila, moja
koleżanka ze szkoły. A to niegrzeczne dziewczę to Rubi, moja siostra.
Camila uśmiechnęła się
do dziewczynki i przeprosiła ją za swoje zachowanie. Tłumaczyła jej, że to
dlatego, że martwiła się o Sebastiana i była trochę zdenerwowana, bo myślała,
że coś się stało. Rubi, kiwnięciem głowy, przyjęła to tłumaczenie.
-Myślisz, że dla mnie też
mógłby zrobić bransoletkę. –Cami szepnęła do jej ucha.
-Jeśli ładnie go poprosisz i
dasz buzi, myślę, że tak. –Dziewczynka chwyciła ją za rękę i pociągnęła w
stronę swojego pokoju.
Królestwo Rubi było różowe. Począwszy od
ścian, poprzez pościel z konikami Pony, meblościankę i
zasłony. Tylko sufit był ciemny. Granatowy. Zupełnie niepasujący do reszty. Na
jego środku była okrągła lampa, która przypominała księżyc. Im dłużej Camila
wpatrywała się w tę równoległą do podłogi ścianę, tym więcej zauważała małych
punkcików, które były nieregularnie rozłożone. Na co komu takie dziury w suficie?, pomyślała.
-To gwieździste niebo.
Sebastian zrobił dla mnie takie. –Rubi uśmiechnęła się promiennie. –Jak
zostaniesz do nocy, to zobaczysz.
-Obawiam się, że nie zostanę
tak długo.
-Czemu?
-Rubi... –Upomniał ją
Sebastian, który stanął w drzwiach.
-Nie rozmawiam teraz z tobą
–zbyła go. –Czemu? –Znowu zwróciła się do Camili.
-Umówiłam się.
Sebastian zacisnął mocno powieki. No jasne... Randka z panem
umięśnionym.
Właśnie tego nie
chciał. Tych wszystkich rozczarowań, tych niepotrzebnie robionych sobie
nadziei, tego zderzenia z rzeczywistością, które potrafi być bolesne, jak
upadek z wysokiego drzewa. Nie chciał się roztrzaskać na kawałki. Obawiał
się tego, że później nie będzie się w stanie posklejać. Dlatego nie mógł dłużej
przyjaźnić się z Camilą. Może i był w stanie sporo wytrzymać, ale siedzenie z
nią i słuchanie o tym, jak to wspaniale jest jej z kimś innym, było ponad jego
siły. Nie był Supermenem. A nawet jeśli miał w zanadrzu jakieś super
moce, to miłość do tej rudowłosej istotki była jego kryptonitem.
-Z tych kolorowych gumeczek
potrafisz wyczarować bransoletki?
Głos Camili wyrwał go z zamyślenia.
-Tak. –Podszedł do stolika i
chwycił do rąk krosno.
Z zachwytem patrzyła, jak jego palce sprawnie plączą gumeczki.
-Nie wiedziałam, że jesteś taki
utalentowany. –Powiedziała z podziwem.
-Nie tylko bransoletki potrafi
robić –wtrąciła Rubi. –To on namalował te rysunki na ścianach –dodała z dumą.
Camila jeszcze raz
rozejrzała się po pokoiku. Kolorowe motyle, wielkości jej dłoni, frunęły wprost
na łąkę, namalowaną nad łóżkiem dziewczynki. Gdy zobaczyła je po raz pierwszy,
myślała, że są naklejone. Spojrzała na Sebastiana, który nieśmiało się
uśmiechał. Zadziwiał ją coraz bardziej. Czego jeszcze nie wie o tym uroczym
okularniku?
-Proszę. –Wręczył jej gotową
bransoletkę.
-Nie mogę jej przyjąć –pokiwała
ze śmiechem głową. –Miałam o nią ładnie poprosić i dać ci buzi –podeszła do
Sebastiana i objęła jego twarz. –Chociaż, nic straconego...
Stanęła na palcach i lekko go pocałowała. Poczuła, że się spiął.
Patrzył na nią tymi czarnymi oczami, z których wyzierało zaskoczenie. Miała się
od niego oderwać, gdy nieznacznie rozchylił usta i delikatnie skubnął jej dolną
wargę. Poczuła ciepło rozchodzące się po żołądku.
Sebastian nie mógł się
powstrzymać. Objął jej twarz i pogłębił pocałunek. Miała takie miękkie usta...
Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że mogły być takie
słodkie. Smakowała wiśniowym błyszczykiem. Uśmiechnął się w duchu, gdy jęknęła.
-Oooooo fuuuuuuuuuj!
Gwałtownie odskoczyli od siebie.
Rubi stała z szeroko otwartymi oczami. Minę miała zniesmaczoną. Chciało mu się
śmiać. Jak mogli zapomnieć o jego małej, upierdliwej siostrzyczce. Spojrzał na
Camilę. Była zawstydzona. Jej policzki zrobiły się czerwone, jak namalowane na
ścianie, maki. Nerwowo założyła włosy za ucho i, nie patrząc na niego, sięgnęła
po torebkę. Czyżby zamierzała teraz uciec?
-Cami... –Chwycił ją za rękę.
-Muszę już iść.
-Ale...
-Naprawdę muszę.
Odprowadził ją wzrokiem.
Wybiegła
od niego, jak strzała. Nie mogła opanować drżenia rąk i szaleńczego pulsu.
Pomimo zimnego wiatru, przed którym inni próbowali się ochronić, owijając szyje
chustami i szalikami, ona biegła w rozpiętej kurtce. Czuła się, jakby
miała gorączkę. To miał być niewinny buziak, a nie rozpalający zmysły
pocałunek. Przeraziła ją jej własna reakcja. Pamiętała, że kiedyś chciała, żeby
Sebastian ją pocałował i była zła, że tego nie zrobił. Teraz, gdy poczuła, jak
to z nim jest, wszystko się skomplikowało. Nie chciała go stracić. Nadal chciała
się z nim przyjaźnić, ale nie była pewna, czy będzie potrafiła utrzymać ręce z
daleka od niego.
Dawał
z siebie wszystko. Włożył w to całe swoje serce i co najważniejsze: widział
efekty swojej ciężkiej pracy. Ich ciężkiej pracy. Spotykali się codziennie i do
późnych godzin trenowali. Jej wskazówki okazały się bardzo pomocne. Dzięki niej
czuł się o wiele bardziej pewny. Popisując się, zatrzymał maszynę na przednim
kole tuż przed dziewczyną. Motocykl stał się przedłużeniem jego ciała.
-I jak? –Zdjął kask i uśmiechnął się do niej promiennie.
-No spoko –kiwała się na piętach, bawiąc stoperem.
Wywrócił oczami i spróbował
odebrać jej małe urządzenie, ale schowała je szybko do kieszeni.
-Nie drocz się ze mną –uśmiech nie schodził mu z twarzy. –Jaki czas?
Spojrzała na niego z błyskiem w
oku, a kąciki jej ust lekko drgnęły.
To
było jego najlepsze okrążenie. Jeżeli pojedzie w taki sposób w sobotę, to
sponsor na pewno się nim zachwyci. Tak, jak ona się zachwyciła. Już dawno nie
widziała kogoś z takim talentem. I taką pasją. Oczywiście na tor
przychodzili sami pasjonaci, ale od niego aż biła miłość do motocykli i
ekstremalnej jazdy. Cieszył się tym, jak dziecko. Wszystko co robił, to jak
bardzo się starał, było takie szczere.
Niespodziewanie,
dla samej siebie, poczuła ciepło na sercu, które powoli zaczynało się
rozchodzić, obejmując całe jej ciało. Leon był tak bardzo do niej podobny. Może
był trochę nieokrzesany i porywczy, ale im dłużej z nim przebywała, tym
bardziej przekonywała się, że jest fajnym chłopcem. Polubiła go. Musiała
przyznać, że źle go oceniła na początku, a przecież dobrze znała
powiedzenie, że nie ocenia się książki po okładce.
-Sam zobacz. -Uśmiechnęła się do niego i podała mu stoper.
Nie
mógł uwierzyć własnym oczom. Naprawdę wykręcił taki dobry czas? Spojrzał na
Larę, która tylko pokiwała głową. Widział dumę w jej oczach. W końcu to również
jej zasługa. Nie wiele myśląc, chwycił ją w ramiona, uniósł do góry i zaczął
kręcić się wokół własnej osi.
-Wariat! –Krzyczała radośnie, a Leon śmiał się głośno.
Kręciło jej się w głowie, gdy w
końcu postawił ją na ziemię. Przytrzymała się jego ramienia i czekała, aż
zawroty miną, gdy nagle pocałował ją w policzek. Spojrzała na niego zaskoczona.
-A to co miało znaczyć? –Dotknęła palcami miejsce, które musnęły
jego usta.
-Dziękuję –chwycił ją za rękę. –Za wszystko.
W
jego zielonych oczach dostrzegła ciepło. Wstrzymała oddech. Nikt wcześniej tak
na nią nie patrzył. Speszyła się trochę. Nie wiedziała, jak ma się zachować.
Wzruszyła tylko ramionami i ruszyła do szatni. Leon poczłapał za nią, cały czas
przechwalając się, jaki to jest dobry. Cały on. Kilka razy uderzyła go w ramię,
ostrzegając, że na sodówkę jest jeszcze za wcześnie i że chwalić będzie mógł
się zacząć, jeśli jutro też będzie pokonywał tor w porównywalnym czasie.
On śmiał się tylko i powtarzał, że za niedługo będzie lepszy niż ona, na co
kiwała głową z politowaniem.
-Co tak kiwasz głową? –Zaczął się do niej zbliżać. –Nie wierzysz?
-Leon... –Wyciągnęła przed siebie ręce w obronnym geście. –Leon,
co ty...
Zaczął ją
łaskotać, krzycząc, że jeszcze przyzna mu racje. Lubił jej śmiech. Cieszył się,
że ich stosunki znacznie się poprawiły. Mógł zaryzykować i powiedzieć, że są
przyjaciółmi, chociaż na samym początku ich znajomości, wyśmiałby każdego, kto
powiedziałby mu, że będzie ich łączyć coś więcej niż klub.
Coraz częściej
łapał się na tym, że przy Larze czuje się lepiej, niż przy Violettcie. To na
torze mógł się odprężyć i po prostu dobrze bawić. Jego problemy znikały, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy tylko przekraczał próg warsztatu.
Robiło mu się lekko na duszy, kiedy zakładał kombinezon i kask. A Lara... Jej
uśmiech, to całe przygadywanie i droczenie się z nim, sprawiały, że miał ochotę
nie wychodzić od niej nigdy.
Przy Violi cały
czas się martwił. Był spięty. Ciągle obawiał się, że ich związek rozpada się na
kawałeczki, a on nie może nic z tym zrobić. Ta bezsilność dobijała go. Nie
uspokoiła go nawet rozmowa z Diego, który powiedział mu, że dziewczyna w ogóle
nie interesuje się Tomasem. Leon miał wrażenie, że Castillo coś przed nim
ukrywa. Nie jest z nim do końca szczera. Nie ufał jej tak, jak powinien
ufać. Znał ją nie od dzisiaj i wiedział, jak bardzo potrafi być niezdecydowana.
Powrót Hiszpana mógł namieszać jej w głowie. A może to jemu namieszał?
Zastanawiał
się nad tym, czy nie przesadza. Jak dotąd Violetta nie dała mu żadnych powodów
do zazdrości, a że czasami wydaje mu się, że myśli o czymś innym... Przecież
nie mógł wymagać od niej, że ma myśleć tylko o nim. To głupie. Niedorzeczne.
Może to nie w niej powinien szukać problemu, tylko w samym sobie? Spojrzał
na Larę, która ubierała bluzę. Może wmówił sobie, że to Violetta się oddala, bo
nie chciał się przyznać przed samym sobą, że on to robi?
-To do jutra, Verdas. –Przełożyła przez ramię torbę i ruszyła w
stronę wyjścia.
-Lara...
Zatrzymała się i spojrzała na
niego tymi swoimi czekoladowymi oczami.
-Może poszłabyś ze mną do Resto? Mam się tam spotkać ze
znajomymi. Posiedzimy, pogadamy. -Sam do końca nie wiedział, dlaczego ją
zaprosił.
-Dziękuję za zaproszenie, ale może innym razem –uśmiechnęła się.
–Obiecałam mamie, że pomogę jej przy babeczkach.
Przez
moment zobaczyła na jego twarzy rozczarowanie. Po chwili jednak opanował się i
powiedział, że rozumie. W bramie odwrócił się jeszcze i jakby zawahał. Pomachał
jej i uśmiechnął smutno. Potem zniknął z pola jej widzenia. Postanowiła,
że nie będzie się zastanawiać nad jego dziwnym zachowaniem. Zamknęła warsztat i
ruszyła do domu.
Wszedł
do Resto sporo spóźniony. Nie spieszył się za bardzo, jakby chciał
odwlec chwilę, w której znowu zmierzy się ze swoimi demonami. Najpierw zauważył
Ludmiłę i Natalię, które szeptały coś, złowrogo patrząc na siedzących pod
oknem Federico i Ally. Znając blondynkę, pewnie knuje, jak sprawić, żeby rywalce
odechciało się żyć. Diego śpiewał razem z Camilą Yesterday-Karmin.
Nieźle im to wychodziło. Ten jej umięśniony chłopak chyba jednak nie doceniał
talentu ukochanej, bo zerkał co chwilę na inną dziewczynę, która chichotała z
koleżanką i uwodzicielsko oblizywała usta. Leon popatrzył na nią
i przyznał, że nogi ma niesamowite, ale jej twarz jest nieskalana żadną
myślą. Francesca niosła właśnie trzy koktajle do stolika, przy którym siedziała
jego Violetta i Tomas. Skrzywił się, gdy to zobaczył. Castillo śmiała się z
czegoś, co powiedział ten idiota.
Ruszył
wkurzony w ich stronę. Miał ochotę wyciągnąć Tomasa na zewnątrz i stłuc na
kwaśne jabłko. Violetta jakby wyczuła jego obecność, bo odwróciła się, zanim
zdążył podejść. Posłała mu szeroki uśmiech i wyciągnęła do niego rękę.
-W końcu jesteś! –Wstała i ucałowała go mocno. –Myślałam, że
przyrosłeś do tego toru. –Zaśmiała się.
Prawie przyrósł. Popatrzył
złowrogo na Tomasa i ze zdziwieniem stwierdził, że bardziej od Violetty
interesuje go Fran. Uspokoił się trochę i usiadł z nimi.
-Viola mówiła, że jeździsz w Klubie Motocrossowym. –Zwrócił
się do niego Hiszpan.
-Tak –Leon uśmiechnął się do Violetty i chwycił ją za rękę.
–Wykręciłem dzisiaj najlepszy czas. –Błysnął zębami.
Castillo zaczęła piszczeć i
obsypywać go pocałunkami. Tomas również mu pogratulował, a potem poprosił
Fran, żeby zaśpiewała razem z nim Entre tu y yo. Chyba niepotrzebnie tak
bardzo obawiał się jego powrotu. Z tego, co zdążył zaobserwować, Tomas był
zainteresowany dziewczyną, ale nie jego. Odetchnął z ulgą.
-Co tam robaczki? –Diego chwycił koktajl Leona i wypił go
duszkiem.
-Dzięki –mruknął Verdas. –Fran kręci z Tomasem? –Zwrócił się do
Camili.
-Mam nadzieję, że przestanie. –Camila siedziała naburmuszona.
-Jesteś zazdrosna? –Diego roześmiał się, gdy wbiła mu łokieć pod
żebra.
-Zgupiałeś?! –Wywróciła oczami. –Jestem z Rafaelem. Właśnie, gdzie
on jest. –Wstała od stolika i poszła szukać chłopaka.
-Cami jest za Marcescą. –Wyjaśniła Violetta.
A raczej próbowała wyjaśnić, bo
chłopcy popatrzyli na nią, jakby mówiła po chińsku. Musiała im wytłumaczyć, że
to połączenie imion Marco i Fran, i że Camila chciałaby, żeby Włoszka była
właśnie z nim, a nie z Tomasem.
-Dziewczyny to mają dziwne pomysły. –Diego mrugnął do Leona.
-To nas, jak niby nazywacie?
-No jak to jak? –Viola wzniosła oczy do góry. –Leonetta!
Diego wybuchnął niepohamowanym
śmiechem. Leon mu zawtórował. Co za bzdury!
Dał
jej swoją kurtkę i odprowadził pod same drzwi. Przez całą drogę nie odzywali
się do siebie. Po prostu szli w ciszy, trzymając się za rękę. Leon czuł się
znacznie lepiej. Wbrew obawom, dobrze bawił się dzisiejszego wieczoru i
Violetta była taka bardziej radosna. Może powinni więcej wychodzić z
przyjaciółmi? Może te wszystkie problemy wzięły się stąd, że ich związek był za
bardzo hermetyczny? Na początku wspaniale było spędzać ze sobą każdą chwilę,
ale na dłuższą metę się tak nie da. Są w ich życiu inne, ważne osoby, które
również potrzebują ich uwagi. Może potrzebowali po prostu wpuścić do tego ich
świata trochę świeżego powietrza.
Pocałował
ją na dobranoc i życzył kolorowych snów. Uśmiechnął się do siebie. Kochał Violę
najbardziej na świecie. Teraz, kiedy przekonał się, że Tomas nie stanowi
zagrożenia, nie będzie zaprzątał sobie głowy, jakimiś chorymi wyobrażeniami.