Buenos
dias, Buenos Aires!
Niby co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
Powinnyśmy wszyscy żyć teraźniejszością, bo tylko ona
jest tu i teraz. Na to, co zdarzyło się w przeszłości nie mamy wpływu, a
przyszłości niestety nie znamy.
A szkoda.
Byłoby dużo łatwiej, gdybyśmy mogli przewidywać
konsekwencje naszych decyzji, prawda?
Ale skupmy się na przeszłości. Ta to potrafi być
francowata, nie? Niby powinnyśmy dać sobie z nią spokój, bo nic w niej nie
zmienimy, ale skubana zawsze gdzieś w nas żyje. I zazwyczaj ma wpływ na
to, jacy jesteśmy obecnie. I choćbyśmy, nie wiem, jak się starali, sytuacje,
które kiedyś wydarzyły się w naszym życiu, ukształtowały naszą osobowość.
Niestety, czasami nie najlepiej.
No bo przecież taki Mx. nie mógł być, aż takim draniem
od urodzenia, co nie? Musiało się w jego życiu zdarzyć coś, co skrzywiło jego
psychikę i teraz odreagowuje to, krzywdząc te wszystkie naiwne panienki, które
latają za nim z wywieszonym językiem.
Serio chcesz być już taki do samego końca?
Jeśli tak, to wręcz wybornie! Będę miała do opisywania
mnóstwo infantylnych zachowań Twoich byłych dziewczyn. Strasznie mnie bawi,
kiedy błagają Cię prawie na kolanach, żebyś ich nie zostawiał.
Dla tych, którzy też tkwią, jak jakaś mucha w
pajęczynie wspomnień, które nie do końca są miłe i miały zły wpływ na Wasze
teraz, a chcą coś w swoim życiu zmienić, mam pocieszenie.
Pamiętajcie, że mimo to, że nie możemy zmienić
początku, zawsze można zmienić zakończenie.
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Ze
złością zamknęła laptopa i głośno jęknęła. Jeśli tak dalej pójdzie jej pisanie
tego głupiego wypracowania o historii tańca, na zajęcia z Jackie, obleje
przedmiot. Ileż by dała, żeby mieć taki talent do pisania, jak Ludmiła. Ta to
potrafiła w mgnieniu oka napisać coś wspaniałego i nie ważne jaki był temat.
Ona natomiast, męczyła się już chyba dwie godziny, a miała napisane może
ze cztery zdania.
Wzięła z biurka kubek, w którym
miała zrobiony kisiel i podeszła do okna. Usiadła na parapecie i oparła czoło o
zimną szybę. Przymknęła oczy. Tu nie chodziło tylko o brak weny, czy talentu.
Nie mogła się skupić, bo ciągle o nim myślała. O nim i o tym, jak potraktował
tę biedną dziewczynę, której jedyną winą było to, że zakochała się w
nieodpowiednim kolesiu. Nie do końca wierzyła w to, że Maxi jest po prostu taki
podły i świetnie bawi się tym, że łamie dziewczynom serca. On wcale taki nie
jest! Pod tą okropną powłoką, którą wkłada na siebie każdego dnia, kryje się
ktoś inny... Ktoś... Wrażliwy, zraniony. A może tylko chciała w to
wierzyć, bo sama się w nim podkochuje? Czy nie jest tak, że uczucie przyćmiewa
jej racjonalne myślenie i zwyczajnie go sobie idealizuje? Przecież każda
dziewczyna marzy, żeby jej chłopak był miły, kochany, opiekuńczy. Żadna nie
jest na tyle głupia, żeby pakować się w związek z kimś, kto najpewniej pobawi
się nią i wyrzuci w kąt.
Problem Natalii polegał na tym,
że za bardzo w ludzi wierzyła. Tak jest z Ludmiłą i to samo jest
teraz z Maxim. Uparcie przekonywała samą siebie, że się zmienią. Potrzebują
tylko kogoś, kto pokazałby im właściwą drogę. I tym kimś będzie ona. I zrobi
wszystko, co w jej mocy, by im pomóc. Nawet jeśli miałoby to ją dużo
kosztować... No bo w końcu ile razy miała przez Ludmiłę kłopoty? Blondynka
zawsze całą winę zwalała na nią. Ale Hiszpanka wybaczała jej wszystko, bo nie
chciała, żeby Ludmiła była samotna. A może chodziło o coś innego? Ferro
niewątpliwie poradziłaby sobie bez Natalii u boku. Miała zbyt uparty charakter
i była niesamowicie pewna siebie, dlatego nigdy nie przyznałaby się, że
odejście Naty by ją w jakikolwiek sposób obeszło. Inaczej było z Natalią. Ona
bez swojej przyjaciółki nie miałaby nikogo. Gdzieś w głębi duszy bała się, że
nikt nie chciałby z nią rozmawiać, bo większość uważa, że jest taka jak
Ludmiła. Podobno z jakim przystajesz, takim się stajesz.
Zapatrzyła się w widok za
oknem. Pogoda na zewnątrz wcale nie zachęcała do samotnych spacerów, ale
stwierdziła, że jeżeli się nie przejdzie, to zwariuje. Wstała z parapetu i
ruszyła w stronę wielkiej, starej szafy. Wyciągnęła z niej ciepłą bluzę i założyła
ją na siebie. Na głowę wciągnęła czarną czapkę, chowając pod nią niesforne
loki. Otwierając ciężkie, wejściowe drzwi, zawahała się, ale po chwili zamknęła
je za sobą i ruszyła przed siebie.
Wiatr był tak porywisty, że
kilka razy zaparło jej dech w piersiach, jednak za nic na świecie nie chciała
jeszcze wracać. Powrót był jednoznaczny z męczarnią pisania o początkach
tańca, na co nie miała najmniejszej ochoty. Szła alejką, która była zupełnie
pusta, starając się nie myśleć o niczym. Chciała oczyścić umysł od natrętnych
myśli. Skręciła do parku, gdy zaczynało się już ściemniać. Szukała wzrokiem
najbliższej ławki, kiedy go zauważyła. Siedział z głową w dłoniach i wyglądał
na zmęczonego. Natalia przygryzła wargę i do niego podeszła. Usiadła na drugim
końcu ławki, ściągając czapkę i zastanawiała się, co mu powiedzieć. Wzięła parę głębokich oddechów i przysunęła się do
niego.
Nie zdawał sobie sprawy z jej
obecności dopóki nie dotknęła jego ramienia. Podniósł głowę i spojrzał w jej
oczy.
-Stało się coś? –Spytała
cicho.
-Nie. –Westchnął.
Skinęła głową i zabrała rękę z jego ramienia.
-Właściwie to tak
–Maxi wstał i zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem. –Stało się.
Kiedy włamał się do swojego domu pełen obaw, to co w nim
zobaczył przeraziło go. Już zbiegając po schodach zauważył porozrzucane
rodzinne zdjęcia. Gdy wszedł do salonu, zobaczył swojego ojca, który siedział z
albumem na kolanach i płakał. Obok niego leżała pusta butelka whisky, a na
stole stała druga, opróżniona już do połowy. Maxiemu ścisnęło się serce na ten
widok. Pomógł tacie wstać, zaprowadził do sypialni i położył go spać. Myślał,
że problem, który jego tata miał z alkoholem zniknął, po prawie rocznej
terapii, jednak się pomylił. Teraz znowu czeka ich to samo. Kolejna walka,
którą będą musieli stoczyć z nałogiem. Nie mogą jej przegrać.
-Nie wiedziałam,
że twój tata pije...
Nikt nie wiedział. Nie tylko o tym. O niej też nic
nie wiedzieli...
-To przez matkę.
–Powiedział przez zaciśnięte zęby.
-No tak... Pewnie
twojemu tacie bardzo jej brakuje, gdy wyjeżdża na tak długo.
-Nigdzie nie
wyjeżdża! –Zacisnął pięści. –Odeszła... Bez „zaraz wracam”.
-Ale... –Natalia
spojrzała na niego pytająco.
Wszyscy wiedzieli, że pani Ponte pracuje nad jakimś nowym
projektem w wielkim laboratorium w Nowym Jorku i to pochłania jej wolny czas,
ale raz w miesiącu przyjeżdża do męża i syna, i wtedy spędzają ze sobą cały
weekend.
-To wszystko
jedno, wielkie kłamstwo. Tata jest sławnym politykiem i nie chciał, żeby jego
rozstanie z matką, źle wpłynęło na karierę. Poza tym chyba ciągle ma nadzieję,
że się opamięta i do niego wróci. Tymczasem ona zabawia się w wielkim mieście
ze swoim, o połowę młodszym, kochankiem.
Maximiliano spojrzał na nią
oczami tak pełnymi bólu, że ścisnęło ją w dołku. Nie zastanawiając się, Natalia
wstała z ławki i podeszła do niego z otwartymi ramionami. Nie protestował,
kiedy mocno go objęła. Odwzajemnił uścisk i poczuł, że ciasna obręcz, która
ściskała jego serce, pęka. Pierwszy raz komuś opowiedział o matce i poczuł się
lekko, jak nigdy.
-Nie mów nikomu...
–Poprosił.
Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.
-Nie powiem.
-Dziękuję.
Znowu się do niej przytulił i przymknął powieki. Chciał,
żeby ta chwila, w której pozbył się tego ciężaru, trwała chociaż odrobinę
dłużej.
Zdrętwiała jej lewa ręka i
połowa twarzy. Miała ochotę wstać i uciec, ale za każdym razem, kiedy się
poruszyła, patrzył na nią takim wzrokiem, że stwierdziła, że lepiej będzie, dla
jej bezpieczeństwa, pozostać w bezruchu. Leżała więc na łące, na różowym,
aksamitnym prześcieradle, które ukradł z sypialni swoich rodziców, jak jakiś
truposz, starając się nawet nie oddychać. Wokół niej były rozsypane płatki róż.
Ubrana była w prostą, czarną sukienkę, bez ramiączek i długą, aż do kostek.
Prawa ręka spoczywała na ciężkim wisiorku. Wielki kaboszon czaroitu, oprawiony
w naturalną skórę i zawieszony na plecionym, skórzanym sznureczku, był podobno
rodzinną pamiątką. Zachwyciła się nim, gdy założył go jej na szyję. W słońcu
mienił się chyba wszystkimi odcieniami fioletu.
-Lewa ręka wyżej.
Westchnęła i przesunęła rękę nad głowę. Nogi zgięte lekko
w kolanach, zwrócone były w prawą stronę. Na twarzy miała lekki uśmiech,
który utrzymywała z coraz większym trudem.
-Dłużej nie dam
rady. –Uniosła się, ignorując jego grymas.
Wstała z prześcieradła i się przeciągnęła. Poczuła ulgę,
gdy zanurzyła bose stopy w bujnej trawie. Zamknęła oczy i wystawiła twarz
do słońca.
Urzekł go
ten widok. Szybko wziął nową kartkę i naszkicował Francescę ołówkiem. Wyglądała
jak królowa elfów w sukni, którą specjalnie dla niej wybrał, z zaakcentowanymi
czarną kredką oczami, mocno wytuszowanymi rzęsami, czerwoną szminką na ustach i
lekkim różem na policzkach. Włosy miała skręcone, przewiązane czarną opaską.
Podobały mu się o wiele bardziej niż proste.
-Śliczna jesteś.
Spuściła głowę i zarumieniła się.
-Przestań...
-Kiedy to prawda
–podszedł do niej i chwycił jej podbródek. –Prześliczna.
Czuła, że
palą ją nawet końcówki włosów. Nie przywykła do takich komplementów. Nie
wiedziała, co mu odpowiedzieć, dlatego zdobyła się na nieśmiały uśmiech.
Chciała, żeby im się udało. Marzyła o wielkiej miłości od małego. Może teraz
dostała od losu swoją szansę? Popatrzyła na Marco i wiedziała, że zamierza ją
pocałować. Też tego chciała, ale odsunęła się ku zdziwieniu chłopaka. Odwróciła
się do niego plecami i odeszła parę kroków dalej. Objęła się ramionami i cicho
westchnęła. Czy potrafiła być tak do końca szczęśliwa, kiedy ciągle dręczyły ją
wyrzuty sumienia? Teraz znowu się odezwały, jak jakaś nieznośna czkawka.
-Zrobiłem coś nie
tak?
-Nie chodzi o
ciebie.
-A o co?
-O mnie –spojrzała
na niego przez ramię i smutno się uśmiechnęła. –Nie powinnam się zgadzać na to
pozowanie, na poznawanie siebie... Powinnam kazać ci się odczepić.
Poczuł, że jego serce zamiera. Nie chciała go znać?
-Francesca...
-Cami jest moją
najlepszą przyjaciółką –przerwała mu. –Skrzywdziłam ją.
Marco uspokoił się trochę. Podszedł do niej i objął od
tyłu. Nie protestowała. Oparła głowę o jego bark i wpatrywała się w niebo.
Milczeli przez dłuższą chwilę, wsłuchani w szeleszczące na wietrze liście.
Gdyby wszystko było takie łatwe, jak na tej łące. Cisza... Spokój... I tylko
oni we dwoje.
-Nie odzywa się do
mnie... –Ledwo ją usłyszał.
Nie mógł patrzeć na jej smutek. Jeszcze gorsza była
świadomość tego, że po części on sam się do niego przyczynił. Tylko skąd mógł
wiedzieć, że spodoba się przyjaciółce dziewczyny, która zawróciła mu bez reszty
w głowie?
-Porozmawiam z
nią.
-Nie rób tego
–odwróciła się, by być z nim twarzą w twarz. –Proszę...
-Ale ktoś jej
powinien wytłumaczyć, że serce nie sługa. To nie moja wina, że to na tobie mi
zależy, a nie na niej...
Zmarszczyła
brwi. W sumie to dlaczego wybrał akurat ją? Nie była ani pięknością, ani jakąś
niezwykle uzdolnioną dziewczyną. Była przeciętna. Camila, ze swoimi rudymi
włosami i nieokiełznanym temperamentem, była o wiele bardziej atrakcyjna...
Przynajmniej tak uważała Francesca.
-Dlaczego?
–spytała nagle.
-Dlaczego co?
-Dlaczego ja?
-A czy musi być
jakieś dlaczego? –Wzruszył ramionami. –Podobno nie istnieje żaden powód do
miłości.
Francesca pokręciła z niedowierzaniem głową. Miłość? Jaka
miłość? Przecież nic o sobie nie wiedzą. A przecież ona nie przychodzi od tak.
Zauroczenie, owszem. Ale miłość? Na to potrzeba trochę czasu. Już mu chciała
coś powiedzieć, ale ją uciszył.
-Posłuchaj... Od
samego początku mi się spodobałaś. Już wtedy, gdy razem z Camilą zobaczyłem cię
na karaoke. Czuje coś do ciebie, Fran, czy tego chcesz, czy nie. Wcale nie
proszę cię o to, żebyś odwzajemniła te uczucia, chociaż Bóg mi świadkiem, że
bardzo bym chciał, żeby tak było. Chciałbym tylko, żebyś nie była zła na mnie,
ani na siebie, bo wcale nie planowałem tego, że stracę dla ciebie głowę.
Wstrzymała
oddech. Czy było możliwym oprzeć się jego urokowi?
Chwycił
jej twarz w swoje duże dłonie i ucałował w oba policzki. Chwyciła go za
nadgarstki i uśmiechnęła się do niego. Odpowiedział jej tym samym i zostawił ją
przed drzwiami. Przy bramce odwrócił się jeszcze na chwile i jej pomachał.
Jutro znowu tutaj przyjdzie i razem pójdą do szkoły. Idąc wzdłuż jej
ogrodzenia, zwolnił. Jeszcze raz spojrzał na jej dom. Zmarszczył brwi. Od
jakiegoś czasu zauważył, że Violetta błądzi gdzieś myślami. Niby jest z nim,
ale jest gdzieś daleko. Niby mówi mu, że go kocha nad życie i jest najlepszym
co ją spotkało, ale w jej oczach brak przekonania... Czyżby zrobił coś źle?
Może powinni zrobić sobie przerwę? Stanął nagle na środku chodnika, gapiąc się
pustym wzrokiem w kostkę. Facet, który szedł za nim, wpadł na niego, klnąc pod
nosem. Leon nawet nie zwrócił na niego uwagi. Co jeśli przestała go kochać? Ból
wywołany przez tę jedną myśl, przeszył na wskroś jego serce i duszę. Potrząsnął
głową, chcąc się ocknąć z tego odrętwienia. Nie... To niemożliwe. Pewnie
Violetta ma jakieś gorsze dni, a on wyobraża już sobie nie wiadomo co. Wszystko
jest w jak najlepszym porządku. To jedno zdanie powtarzał sobie jak mantrę
przez całą drogę na tor.
Wszedł do
szatni i zaczął się przebierać. Każdy jego ruch był automatyczny. Chociaż
chciał za wszelką cenę pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że jego związek
zmierza ku końcowi, nie wychodziło mu to. Z nerwów, a może i z bezsilności
uderzył pięścią w szafkę.
-Co ci zrobiła ta
szafka?
Spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Stała z założonymi na
piersiach rękoma i przyglądała mu się uważnie. Nie zauważył na jej ustach
kpiącego uśmiechu, a jej oczy były nadzwyczaj poważne. Pomyślał, że nie pasują
w ogóle do jej młodego wieku.
-Zacięła się.
–Skłamał, odwracając wzrok.
-Dobrze się
czujesz? –Podeszła do niego i położyła drobną dłoń na jego ramieniu.
-Wszystko jest w
jak najlepszym porządku.
Patrzyła, jak bierze kask i wychodzi na tor. Nie uwierzyła
mu. Z kilometra było widać, że czymś się martwi. Otworzyła swoją szafkę i
wrzuciła do niej rękawiczki. W sumie to nie jej sprawa. Nie są przyjaciółmi,
więc nie powinny obchodzić ją jego problemy.
Kiedy
wyszła na zewnątrz i spojrzała na tor, struchlała. Co on wyczyniał? Chyba
zwariował do reszty. Albo się zabije, albo rozwali motor. Przeskoczyła przed
płotek i zaczęła na niego machać. Zignorował ją. Nie patrząc na nic wyszła na
środek i położyła ręce na biodrach. Czekała. Kiedy zobaczyła, że zbliża się do
niej z zawrotną prędkością, uniosło głowę jeszcze wyżej i z hardą miną patrzyła
na niego. Wcisnął hamulec w ostatniej chwili.
Zostawił
motor i wściekły podszedł do niej. Ściągnął kask i rzucił nim na bok.
-Zwariowałaś?
Mogłem cię zabić!
-Co cię gryzie?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Myślał, że zaczną się kłócić,
że go zwyzywa od idiotów, a ona pyta co mu jest. Westchnął.
-Leon...
Przejechał dłonią po włosach. Co miał jej powiedzieć? Że
się boi? Że jego chory umysł mówi mu, że miłość jego życia się od niego oddala?
Czy ona to w ogóle zrozumie? Nigdy nie widział jej z jakimś chłopakiem. To
znaczy widział... Jako jedyna dziewczyna na torze, Lara cały czas przebywała z
chłopakami, ale nie w sensie bycia ze sobą. Co ona może wiedzieć
o miłości? Z drugiej strony może niesprawiedliwie ją ocenia? Może też jest
zakochana po uszy w kimś?
-Mam problemy z
dziewczyną.
Uśmiechnęła się lekko.
-Jeśli się zabijesz
na torze, to ich nie rozwiążesz. –Klepnęła go w ramię.
Zauważyła wesołe iskierki w jego zielonych oczach, mimo że
kąciki ust tylko nieznacznie drgnęły.
-Chodź. Moja mama
zawsze mówi, że na kłopoty najlepsza jest czekolada. Tak się składa, że mam w
warsztacie jedną.
-I podzielisz się
nią ze mną?
Popatrzyła na niego jak na idiotę. Tym razem się
uśmiechnął.
-Nie, ale pozwolę
ci popatrzeć, jak jem.
Nie mógł się powstrzymać. Wybuchnął śmiechem i bezwiednie
objął ją ramieniem. Chociaż przez chwilę zapomniał o dręczących go myślach.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńZnowu wprost genialny rozdział!
Natalia i Maxi.. Nawet nie domyślałam się że zachowuje się tak przez Tate jak i Mame. Teraz już rozumiem wszystko.. Cudownie to wymyśliłaś. Zazdroszczę talentu.
Marco i Fran oni są słodcy. Mam nadzieje że Francesca pogodzi się z Camilą. I bez przeszkód będzie mogła być z Marco.
A co do Leona to zaczynam się martwić. Oby sobie krzywdy nie zrobił!
Przepraszam że taki krótki komentarz ale jest prawie 00:00.A muszę jeszcze posprzątać pokój :C
Wesołych Świąt! Pozdrawiam, Karolcia ;*
Cieszę się z tego rozdziału ,ale wciąż martwię się o Leona.. wgl. o Leonette.Mam nadzieję ,że w następnych rozdział zacznie się to prostować :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam ! WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ! :*
Jestem. Przeczytałam jedenastkę wczoraj, aczkolwiek dopiero teraz znalazłam wolną chwilkę. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie. Odnoszę wrażenie, że piszesz coraz lepiej, choć to pewnie mało możliwe. To zdanie chyba nie zabrzmiało pochlebnie. A powinno. Trudno - wiesz co mam na myśli. Podoba mi się wątek Naty i Maxi'ego, ale to u mnie normalne. Wiesz, zachwycam się wszystkim, co jest związane z tą dwójką. Można się przyzwyczaić. Nie wiem, dlaczego, ale jest niewiele postaci, - w twoim opowiadaniu - które mnie irytują. To dobrze. Nawet bardzo. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pogratulować ci talentu i czekać na następną publikację.
OdpowiedzUsuńAh....Maxi już wiadome co się trapi ;)) przykra historia :/ Moim zdaniem Cami źle postąpiła! Marco ma rację serce nie sługa! U mn jest podobna sytuacja, ja jestem Cami, mój przyjaciel to Marco, a moja przyjaciołka to Fran, tylko że ta moja Fran nie podkochuje się w Marco tak jak on w niej a ja {Cami} nie obrażam się tylko życzę im jak najlepiej!! A co do Leonetty to współczuję Leonowi :/ biedak! Niech tylko uważa na siebie! Jak Violetta nie wie kogo wybrać to niech się zastanowi i da sb przerwę z Leonem, a nie coś wymyśla! Ale mam nadzieję, że i tak będzie Leonetta!!! <3 Czekam na next i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTe amo <3
PS zapraszam do mn: http://leonetta-milosc-zawsze-zwyciezy.blogspot.com/
Plotkara jak zwykle ma rację, przeszłość potrafi dać w kość. Szkoda mi Maxiego; w takiej sytuacji na pewno musi być mu ciężko. Całe szczęście, że w parku pojawiła się Nati i mógł się komuś zwierzyć. Ta dziewczyna jest niesamowita; jakby mogła to by cały świat zmieniła na lepsze :) a w ogóle to powinna w siebie uwierzyć. Myślę, że z niejedną osobą mogłaby się zaprzyjaźnić;)
OdpowiedzUsuńFran niepotrzebnie ma wyrzuty sumienia. W końcu nie ukradła Camili chłopaka, nie zdradziła jej przyjaźni. Włoszka od samego początku zawróciła Marco w głowie, a on też nie jest jej obojętny. Cami powinna to zrozumieć i życzyć im szczęścia.
Podziwiam Larę za jej odwagę xD nie każdy zdecydowałby się wyjść na tor, żeby zatrzymać rozpędzonego Leona:) Ale dobrze zrobiła, bo Leon też potrzebuje wsparcia; w końcu nie jest to głupi chłopak i czuje, że z Violą jest coś nie tak. Na szczęście Lara (z czekoladą) była w pogotowiu i udało się jej odciągnąć Leona od męczących go problemów ;)
Periwinkle