poniedziałek, 22 grudnia 2014

11.

Buenos dias, Buenos Aires!

Niby co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
Powinnyśmy wszyscy żyć teraźniejszością, bo tylko ona jest tu i teraz. Na to, co zdarzyło się w przeszłości nie mamy wpływu, a przyszłości niestety nie znamy.
A szkoda.
Byłoby dużo łatwiej, gdybyśmy mogli przewidywać konsekwencje naszych decyzji, prawda?
Ale skupmy się na przeszłości. Ta to potrafi być francowata, nie? Niby powinnyśmy dać sobie z nią spokój, bo nic w niej nie zmienimy, ale skubana zawsze gdzieś w nas żyje. I zazwyczaj ma wpływ na to, jacy jesteśmy obecnie. I choćbyśmy, nie wiem, jak się starali, sytuacje, które kiedyś wydarzyły się w naszym życiu, ukształtowały naszą osobowość.
Niestety, czasami nie najlepiej.
No bo przecież taki Mx. nie mógł być, aż takim draniem od urodzenia, co nie? Musiało się w jego życiu zdarzyć coś, co skrzywiło jego psychikę i teraz odreagowuje to, krzywdząc te wszystkie naiwne panienki, które latają za nim z wywieszonym językiem.
Serio chcesz być już taki do samego końca?
Jeśli tak, to wręcz wybornie! Będę miała do opisywania mnóstwo infantylnych zachowań Twoich byłych dziewczyn. Strasznie mnie bawi, kiedy błagają Cię prawie na kolanach, żebyś ich nie zostawiał.
Dla tych, którzy też tkwią, jak jakaś mucha w pajęczynie wspomnień, które nie do końca są miłe i miały zły wpływ na Wasze teraz, a chcą coś w swoim życiu zmienić, mam pocieszenie.
Pamiętajcie, że mimo to, że nie możemy zmienić początku, zawsze można zmienić zakończenie.

Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl

***

            Ze złością zamknęła laptopa i głośno jęknęła. Jeśli tak dalej pójdzie jej pisanie tego głupiego wypracowania o historii tańca, na zajęcia z Jackie, obleje przedmiot. Ileż by dała, żeby mieć taki talent do pisania, jak Ludmiła. Ta to potrafiła w mgnieniu oka napisać coś wspaniałego i nie ważne jaki był temat. Ona natomiast, męczyła się już chyba dwie godziny, a miała napisane może ze cztery zdania.
Wzięła z biurka kubek, w którym miała zrobiony kisiel i podeszła do okna. Usiadła na parapecie i oparła czoło o zimną szybę. Przymknęła oczy. Tu nie chodziło tylko o brak weny, czy talentu. Nie mogła się skupić, bo ciągle o nim myślała. O nim i o tym, jak potraktował tę biedną dziewczynę, której jedyną winą było to, że zakochała się w nieodpowiednim kolesiu. Nie do końca wierzyła w to, że Maxi jest po prostu taki podły i świetnie bawi się tym, że łamie dziewczynom serca. On wcale taki nie jest! Pod tą okropną powłoką, którą wkłada na siebie każdego dnia, kryje się ktoś inny... Ktoś... Wrażliwy, zraniony. A może tylko chciała w to wierzyć, bo sama się w nim podkochuje? Czy nie jest tak, że uczucie przyćmiewa jej racjonalne myślenie i zwyczajnie go sobie idealizuje? Przecież każda dziewczyna marzy, żeby jej chłopak był miły, kochany, opiekuńczy. Żadna nie jest na tyle głupia, żeby pakować się w związek z kimś, kto najpewniej pobawi się nią i wyrzuci w kąt.
Problem Natalii polegał na tym, że za bardzo w ludzi wierzyła. Tak jest z Ludmiłą i to samo jest teraz z Maxim. Uparcie przekonywała samą siebie, że się zmienią. Potrzebują tylko kogoś, kto pokazałby im właściwą drogę. I tym kimś będzie ona. I zrobi wszystko, co w jej mocy, by im pomóc. Nawet jeśli miałoby to ją dużo kosztować... No bo w końcu ile razy miała przez Ludmiłę kłopoty? Blondynka zawsze całą winę zwalała na nią. Ale Hiszpanka wybaczała jej wszystko, bo nie chciała, żeby Ludmiła była samotna. A może chodziło o coś innego? Ferro niewątpliwie poradziłaby sobie bez Natalii u boku. Miała zbyt uparty charakter i była niesamowicie pewna siebie, dlatego nigdy nie przyznałaby się, że odejście Naty by ją w jakikolwiek sposób obeszło. Inaczej było z Natalią. Ona bez swojej przyjaciółki nie miałaby nikogo. Gdzieś w głębi duszy bała się, że nikt nie chciałby z nią rozmawiać, bo większość uważa, że jest taka jak Ludmiła. Podobno z jakim przystajesz, takim się stajesz.
Zapatrzyła się w widok za oknem. Pogoda na zewnątrz wcale nie zachęcała do samotnych spacerów, ale stwierdziła, że jeżeli się nie przejdzie, to zwariuje. Wstała z parapetu i ruszyła w stronę wielkiej, starej szafy. Wyciągnęła z niej ciepłą bluzę i założyła ją na siebie. Na głowę wciągnęła czarną czapkę, chowając pod nią niesforne loki. Otwierając ciężkie, wejściowe drzwi, zawahała się, ale po chwili zamknęła je za sobą i ruszyła przed siebie.
Wiatr był tak porywisty, że kilka razy zaparło jej dech w piersiach, jednak za nic na świecie nie chciała jeszcze wracać. Powrót był jednoznaczny z męczarnią pisania o początkach tańca, na co nie miała najmniejszej ochoty. Szła alejką, która była zupełnie pusta, starając się nie myśleć o niczym. Chciała oczyścić umysł od natrętnych myśli. Skręciła do parku, gdy zaczynało się już ściemniać. Szukała wzrokiem najbliższej ławki, kiedy go zauważyła. Siedział z głową w dłoniach i wyglądał na zmęczonego. Natalia przygryzła wargę i do niego podeszła. Usiadła na drugim końcu ławki, ściągając czapkę i zastanawiała się, co  mu powiedzieć. Wzięła parę głębokich oddechów i przysunęła się do niego.
Nie zdawał sobie sprawy z jej obecności dopóki nie dotknęła jego ramienia. Podniósł głowę i spojrzał w jej oczy.
 -Stało się coś? –Spytała cicho.
 -Nie. –Westchnął.
Skinęła głową i zabrała rękę z jego ramienia.
 -Właściwie to tak –Maxi wstał i zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem. –Stało się.
Kiedy włamał się do swojego domu pełen obaw, to co w nim zobaczył przeraziło go. Już zbiegając po schodach zauważył porozrzucane rodzinne zdjęcia. Gdy wszedł do salonu, zobaczył swojego ojca, który siedział z albumem na kolanach i płakał. Obok niego leżała pusta butelka whisky, a na stole stała druga, opróżniona już do połowy. Maxiemu ścisnęło się serce na ten widok. Pomógł tacie wstać, zaprowadził do sypialni i położył go spać. Myślał, że problem, który jego tata miał z alkoholem zniknął, po prawie rocznej terapii, jednak się pomylił. Teraz znowu czeka ich to samo. Kolejna walka, którą będą musieli stoczyć z nałogiem. Nie mogą jej przegrać.
 -Nie wiedziałam, że twój tata pije...
Nikt nie wiedział. Nie tylko o tym. O niej też nic nie wiedzieli...
 -To przez matkę. –Powiedział przez zaciśnięte zęby.
 -No tak... Pewnie twojemu tacie bardzo jej brakuje, gdy wyjeżdża na tak długo.
 -Nigdzie nie wyjeżdża! –Zacisnął pięści. –Odeszła... Bez „zaraz wracam”.
 -Ale... –Natalia spojrzała na niego pytająco.
Wszyscy wiedzieli, że pani Ponte pracuje nad jakimś nowym projektem w wielkim laboratorium w Nowym Jorku i to pochłania jej wolny czas, ale raz w miesiącu przyjeżdża do męża i syna, i wtedy spędzają ze sobą cały weekend.
 -To wszystko jedno, wielkie kłamstwo. Tata jest sławnym politykiem i nie chciał, żeby jego rozstanie z matką, źle wpłynęło na karierę. Poza tym chyba ciągle ma nadzieję, że się opamięta i do niego wróci. Tymczasem ona zabawia się w wielkim mieście ze swoim, o połowę młodszym, kochankiem.
Maximiliano spojrzał na nią oczami tak pełnymi bólu, że ścisnęło ją w dołku. Nie zastanawiając się, Natalia wstała z ławki i podeszła do niego z otwartymi ramionami. Nie protestował, kiedy mocno go objęła. Odwzajemnił uścisk i poczuł, że ciasna obręcz, która ściskała jego serce, pęka. Pierwszy raz komuś opowiedział o matce i poczuł się lekko, jak nigdy.
 -Nie mów nikomu... –Poprosił.
Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.
 -Nie powiem.
 -Dziękuję.
Znowu się do niej przytulił i przymknął powieki. Chciał, żeby ta chwila, w której pozbył się tego ciężaru, trwała chociaż odrobinę dłużej.


Zdrętwiała jej lewa ręka i połowa twarzy. Miała ochotę wstać i uciec, ale za każdym razem, kiedy się poruszyła, patrzył na nią takim wzrokiem, że stwierdziła, że lepiej będzie, dla jej bezpieczeństwa, pozostać w bezruchu. Leżała więc na łące, na różowym, aksamitnym prześcieradle, które ukradł z sypialni swoich rodziców, jak jakiś truposz, starając się nawet nie oddychać. Wokół niej były rozsypane płatki róż. Ubrana była w prostą, czarną sukienkę, bez ramiączek i długą, aż do kostek. Prawa ręka spoczywała na ciężkim wisiorku. Wielki kaboszon czaroitu, oprawiony w naturalną skórę i zawieszony na plecionym, skórzanym sznureczku, był podobno rodzinną pamiątką. Zachwyciła się nim, gdy założył go jej na szyję. W słońcu mienił się chyba wszystkimi odcieniami fioletu.
 -Lewa ręka wyżej.
Westchnęła i przesunęła rękę nad głowę. Nogi zgięte lekko w kolanach, zwrócone były w prawą stronę. Na twarzy miała lekki uśmiech, który utrzymywała z coraz większym trudem.
 -Dłużej nie dam rady. –Uniosła się, ignorując jego grymas.
Wstała z prześcieradła i się przeciągnęła. Poczuła ulgę, gdy zanurzyła bose stopy w bujnej trawie. Zamknęła oczy i wystawiła twarz do słońca.
            Urzekł go ten widok. Szybko wziął nową kartkę i naszkicował Francescę ołówkiem. Wyglądała jak królowa elfów w sukni, którą specjalnie dla niej wybrał, z zaakcentowanymi czarną kredką oczami, mocno wytuszowanymi rzęsami, czerwoną szminką na ustach i lekkim różem na policzkach. Włosy miała skręcone, przewiązane czarną opaską. Podobały mu się o wiele bardziej niż proste.
 -Śliczna jesteś.
Spuściła głowę i zarumieniła się.
 -Przestań...
 -Kiedy to prawda –podszedł do niej i chwycił jej podbródek. –Prześliczna.
            Czuła, że palą ją nawet końcówki włosów. Nie przywykła do takich komplementów. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, dlatego zdobyła się na nieśmiały uśmiech. Chciała, żeby im się udało. Marzyła o wielkiej miłości od małego. Może teraz dostała od losu swoją szansę? Popatrzyła na Marco i wiedziała, że zamierza ją pocałować. Też tego chciała, ale odsunęła się ku zdziwieniu chłopaka. Odwróciła się do niego plecami i odeszła parę kroków dalej. Objęła się ramionami i cicho westchnęła. Czy potrafiła być tak do końca szczęśliwa, kiedy ciągle dręczyły ją wyrzuty sumienia? Teraz znowu się odezwały, jak jakaś nieznośna czkawka.
 -Zrobiłem coś nie tak?
 -Nie chodzi o ciebie.
 -A o co?
 -O mnie –spojrzała na niego przez ramię i smutno się uśmiechnęła. –Nie powinnam się zgadzać na to pozowanie, na poznawanie siebie... Powinnam kazać ci się odczepić.
Poczuł, że jego serce zamiera. Nie chciała go znać?
 -Francesca...
 -Cami jest moją najlepszą przyjaciółką –przerwała mu. –Skrzywdziłam ją.
Marco uspokoił się trochę. Podszedł do niej i objął od tyłu. Nie protestowała. Oparła głowę o jego bark i wpatrywała się w niebo. Milczeli przez dłuższą chwilę, wsłuchani w szeleszczące na wietrze liście. Gdyby wszystko było takie łatwe, jak na tej łące. Cisza... Spokój... I tylko oni we dwoje.
 -Nie odzywa się do mnie... –Ledwo ją usłyszał.
Nie mógł patrzeć na jej smutek. Jeszcze gorsza była świadomość tego, że po części on sam się do niego przyczynił. Tylko skąd mógł wiedzieć, że spodoba się przyjaciółce dziewczyny, która zawróciła mu bez reszty w głowie?
 -Porozmawiam z nią.
 -Nie rób tego –odwróciła się, by być z nim twarzą w twarz. –Proszę...
 -Ale ktoś jej powinien wytłumaczyć, że serce nie sługa. To nie moja wina, że to na tobie mi zależy, a nie na niej...
            Zmarszczyła brwi. W sumie to dlaczego wybrał akurat ją? Nie była ani pięknością, ani jakąś niezwykle uzdolnioną dziewczyną. Była przeciętna. Camila, ze swoimi rudymi włosami i nieokiełznanym temperamentem, była o wiele bardziej atrakcyjna... Przynajmniej tak uważała Francesca.
 -Dlaczego? –spytała nagle.
 -Dlaczego co?
 -Dlaczego ja?
 -A czy musi być jakieś dlaczego? –Wzruszył ramionami. –Podobno nie istnieje żaden powód do miłości.
Francesca pokręciła z niedowierzaniem głową. Miłość? Jaka miłość? Przecież nic o sobie nie wiedzą. A przecież ona nie przychodzi od tak. Zauroczenie, owszem. Ale miłość? Na to potrzeba trochę czasu. Już mu chciała coś powiedzieć, ale ją uciszył.
 -Posłuchaj... Od samego początku mi się spodobałaś. Już wtedy, gdy razem z Camilą zobaczyłem cię na karaoke. Czuje coś do ciebie, Fran, czy tego chcesz, czy nie. Wcale nie proszę cię o to, żebyś odwzajemniła te uczucia, chociaż Bóg mi świadkiem, że bardzo bym chciał, żeby tak było. Chciałbym tylko, żebyś nie była zła na mnie, ani na siebie, bo wcale nie planowałem tego, że stracę dla ciebie głowę.
            Wstrzymała oddech. Czy było możliwym oprzeć się jego urokowi?


            Chwycił jej twarz w swoje duże dłonie i ucałował w oba policzki. Chwyciła go za nadgarstki i uśmiechnęła się do niego. Odpowiedział jej tym samym i zostawił ją przed drzwiami. Przy bramce odwrócił się jeszcze na chwile i jej pomachał. Jutro znowu tutaj przyjdzie i razem pójdą do szkoły. Idąc wzdłuż jej ogrodzenia, zwolnił. Jeszcze raz spojrzał na jej dom. Zmarszczył brwi. Od jakiegoś czasu zauważył, że Violetta błądzi gdzieś myślami. Niby jest z nim, ale jest gdzieś daleko. Niby mówi mu, że go kocha nad życie i jest najlepszym co ją spotkało, ale w jej oczach brak przekonania... Czyżby zrobił coś źle? Może powinni zrobić sobie przerwę? Stanął nagle na środku chodnika, gapiąc się pustym wzrokiem w kostkę. Facet, który szedł za nim, wpadł na niego, klnąc pod nosem. Leon nawet nie zwrócił na niego uwagi. Co jeśli przestała go kochać? Ból wywołany przez tę jedną myśl, przeszył na wskroś jego serce i duszę. Potrząsnął głową, chcąc się ocknąć z tego odrętwienia. Nie... To niemożliwe. Pewnie Violetta ma jakieś gorsze dni, a on wyobraża już sobie nie wiadomo co. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. To jedno zdanie powtarzał sobie jak mantrę przez całą drogę na tor.
            Wszedł do szatni i zaczął się przebierać. Każdy jego ruch był automatyczny. Chociaż chciał za wszelką cenę pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że jego związek zmierza ku końcowi, nie wychodziło mu to. Z nerwów, a może i z bezsilności uderzył pięścią w szafkę.
 -Co ci zrobiła ta szafka?
Spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Stała z założonymi na piersiach rękoma i przyglądała mu się uważnie. Nie zauważył na jej ustach kpiącego uśmiechu, a jej oczy były nadzwyczaj poważne. Pomyślał, że nie pasują w ogóle do jej młodego wieku.
 -Zacięła się. –Skłamał, odwracając wzrok.
 -Dobrze się czujesz? –Podeszła do niego i położyła drobną dłoń na jego ramieniu.
 -Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Patrzyła, jak bierze kask i wychodzi na tor. Nie uwierzyła mu. Z kilometra było widać, że czymś się martwi. Otworzyła swoją szafkę i wrzuciła do niej rękawiczki. W sumie to nie jej sprawa. Nie są przyjaciółmi, więc nie powinny obchodzić ją jego problemy.
            Kiedy wyszła na zewnątrz i spojrzała na tor, struchlała. Co on wyczyniał? Chyba zwariował do reszty. Albo się zabije, albo rozwali motor. Przeskoczyła przed płotek i zaczęła na niego machać. Zignorował ją. Nie patrząc na nic wyszła na środek i położyła ręce na biodrach. Czekała. Kiedy zobaczyła, że zbliża się do niej z zawrotną prędkością, uniosło głowę jeszcze wyżej i z hardą miną patrzyła na niego. Wcisnął hamulec w ostatniej chwili.
            Zostawił motor i wściekły podszedł do niej. Ściągnął kask i rzucił nim na bok.
 -Zwariowałaś? Mogłem cię zabić!
 -Co cię gryzie?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Myślał, że zaczną się kłócić, że go zwyzywa od idiotów, a ona pyta co mu jest. Westchnął.
 -Leon...
Przejechał dłonią po włosach. Co miał jej powiedzieć? Że się boi? Że jego chory umysł mówi mu, że miłość jego życia się od niego oddala? Czy ona to w ogóle zrozumie? Nigdy nie widział jej z jakimś chłopakiem. To znaczy widział... Jako jedyna dziewczyna na torze, Lara cały czas przebywała z chłopakami, ale nie w sensie bycia ze sobą. Co ona może wiedzieć o miłości? Z drugiej strony może niesprawiedliwie ją ocenia? Może też jest zakochana po uszy w kimś?
 -Mam problemy z dziewczyną.
Uśmiechnęła się lekko.
 -Jeśli się zabijesz na torze, to ich nie rozwiążesz. –Klepnęła go w ramię.
Zauważyła wesołe iskierki w jego zielonych oczach, mimo że kąciki ust tylko nieznacznie drgnęły.
 -Chodź. Moja mama zawsze mówi, że na kłopoty najlepsza jest czekolada. Tak się składa, że mam w warsztacie jedną.
 -I podzielisz się nią ze mną?
Popatrzyła na niego jak na idiotę. Tym razem się uśmiechnął.
 -Nie, ale pozwolę ci popatrzeć, jak jem.
Nie mógł się powstrzymać. Wybuchnął śmiechem i bezwiednie objął ją ramieniem. Chociaż przez chwilę zapomniał o dręczących go myślach.

5 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Znowu wprost genialny rozdział!
    Natalia i Maxi.. Nawet nie domyślałam się że zachowuje się tak przez Tate jak i Mame. Teraz już rozumiem wszystko.. Cudownie to wymyśliłaś. Zazdroszczę talentu.
    Marco i Fran oni są słodcy. Mam nadzieje że Francesca pogodzi się z Camilą. I bez przeszkód będzie mogła być z Marco.
    A co do Leona to zaczynam się martwić. Oby sobie krzywdy nie zrobił!
    Przepraszam że taki krótki komentarz ale jest prawie 00:00.A muszę jeszcze posprzątać pokój :C
    Wesołych Świąt! Pozdrawiam, Karolcia ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się z tego rozdziału ,ale wciąż martwię się o Leona.. wgl. o Leonette.Mam nadzieję ,że w następnych rozdział zacznie się to prostować :)
    Serdecznie Cię pozdrawiam ! WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem. Przeczytałam jedenastkę wczoraj, aczkolwiek dopiero teraz znalazłam wolną chwilkę. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie. Odnoszę wrażenie, że piszesz coraz lepiej, choć to pewnie mało możliwe. To zdanie chyba nie zabrzmiało pochlebnie. A powinno. Trudno - wiesz co mam na myśli. Podoba mi się wątek Naty i Maxi'ego, ale to u mnie normalne. Wiesz, zachwycam się wszystkim, co jest związane z tą dwójką. Można się przyzwyczaić. Nie wiem, dlaczego, ale jest niewiele postaci, - w twoim opowiadaniu - które mnie irytują. To dobrze. Nawet bardzo. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pogratulować ci talentu i czekać na następną publikację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah....Maxi już wiadome co się trapi ;)) przykra historia :/ Moim zdaniem Cami źle postąpiła! Marco ma rację serce nie sługa! U mn jest podobna sytuacja, ja jestem Cami, mój przyjaciel to Marco, a moja przyjaciołka to Fran, tylko że ta moja Fran nie podkochuje się w Marco tak jak on w niej a ja {Cami} nie obrażam się tylko życzę im jak najlepiej!! A co do Leonetty to współczuję Leonowi :/ biedak! Niech tylko uważa na siebie! Jak Violetta nie wie kogo wybrać to niech się zastanowi i da sb przerwę z Leonem, a nie coś wymyśla! Ale mam nadzieję, że i tak będzie Leonetta!!! <3 Czekam na next i pozdrawiam!
    Te amo <3
    PS zapraszam do mn: http://leonetta-milosc-zawsze-zwyciezy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Plotkara jak zwykle ma rację, przeszłość potrafi dać w kość. Szkoda mi Maxiego; w takiej sytuacji na pewno musi być mu ciężko. Całe szczęście, że w parku pojawiła się Nati i mógł się komuś zwierzyć. Ta dziewczyna jest niesamowita; jakby mogła to by cały świat zmieniła na lepsze :) a w ogóle to powinna w siebie uwierzyć. Myślę, że z niejedną osobą mogłaby się zaprzyjaźnić;)
    Fran niepotrzebnie ma wyrzuty sumienia. W końcu nie ukradła Camili chłopaka, nie zdradziła jej przyjaźni. Włoszka od samego początku zawróciła Marco w głowie, a on też nie jest jej obojętny. Cami powinna to zrozumieć i życzyć im szczęścia.
    Podziwiam Larę za jej odwagę xD nie każdy zdecydowałby się wyjść na tor, żeby zatrzymać rozpędzonego Leona:) Ale dobrze zrobiła, bo Leon też potrzebuje wsparcia; w końcu nie jest to głupi chłopak i czuje, że z Violą jest coś nie tak. Na szczęście Lara (z czekoladą) była w pogotowiu i udało się jej odciągnąć Leona od męczących go problemów ;)
    Periwinkle

    OdpowiedzUsuń