Buenos dias, Buenos Aires.
Moje kochane Robaczki! Co tam
u Was słychać? Mam nadzieję, że w Waszych cudownych życiach jest weselej niż w
StudioOnBeat! Bo tutaj każdy chodzi z miną ponuraka, nikt już nie śpiewa, ani
nie tańczy. Czyżby komuś się Świat zawalił? Kolejna bańka mydlana pękła? No
niemożliwe! Przecież do tego specjalnego płynu dodaje się adamantium, nie? Sami
sobie odpowiedzcie.
Spotted.
V. nerwowo lata po całej
szkole w poszukiwaniu L., który ma to chyba gdzieś, bo od chwili, gdy pamiętne
zdjęcie gorącego buzi-buzi ujrzało światło dzienne, nie pojawił się w szkole.
Pewnie leczy kaca po tym, jak świętował swoje odkrycie z całkiem miłą
buteleczką Tequily.
D. chodzi, jakby się nażarł
zepsutych jajek. Snuje się, jak swój własny cień z kąta w kąt. Pewnie bliżej
zaprzyjaźnił się ze swoim sumieniem. Powiem Ci D., że to toksyczna przyjaźń.
Lu. standardowo kłóci się z
Fd.
F. spędza całe dnie, gapiąc
się w telefon. Albo uzależniła się od Facebook’a, albo robi zdjęcia każdego
swojego kroku, żeby pochwalić się butami na Instagram’ie (#nowebuty,
#kroktakimaly, #jestemglupia), albo czeka na jakąś super-ważną wiadomość, która
nie chce przyjść. #bloodypity.
C. i S. wydają się w tym całym
pokręconym towarzystwie najnormalniejsi, chociaż dziewczynie nie może się
zamknąć buzia i papla jakieś głupoty. Podziwiam nasze Brzydkie Kaczątko, które
to wytrzymuje. Ileż można?
Żeby nie było, że nie mam dla
Was weselszych wieści: Mx. w końcu znalazł to, czego szukał. Ciekawe na jak
długo.
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Przestała już
wierzyć w to, że rodzice zaczną ją zauważać. Leżała teraz na łóżku i co chwilę
na nowo nakręcała pozytywkę, którą dostała od Federico. Mała baletnica obracała
się raz w lewo, raz w prawo przy akompaniamencie tkliwej muzyki. Ludmiła
wpatrywała się w nią z uporem maniaka. Jakby ta, zatrzymana w jednej
pozie, laleczka mogła w jakiś cudowny sposób sprawić, że nagle wszystko
jej się poukłada.
Podobno
złe charaktery nie zasługują na szczęśliwe zakończenie. Jeśli to prawda to ona
od dawna jest na straconej pozycji. Tylko czy opłaca się być dobrą? Przez
chwilę była taka, albo przynajmniej próbowała być. Gdy spotykała się z
Federico, złagodniała. Nie rozkazywała Natalii, nie domagała się, żeby każdy
podziwiał jej blask, nie stroiła fochów, gdy nie była wybierana do głównych
ról, nie chciała zniszczyć Violetty (no może z wyjątkiem tych sytuacji, w
których była zbyt blisko Fede). Nie obchodziła jej reszta świata, bo
najważniejszy był on. I, Bóg jej świadkiem, była wtedy szczęśliwa.
Najszczęśliwsza. Tylko za te parę okruchów radości musi teraz zapłacić
cierpieniem, które wypala jej duszę.
Zwinęła
się w kulkę i otarła wierzchem dłoni łzę, która niepostrzeżenie spływała po jej
policzku. Trzeba było zostać zołzą. Po jaką cholerę zachciało jej się wychodzić
zza tego muru pogardy, który wokół siebie zbudowała? Teraz ma za swoje. Gdyby
siedziała tam, gdzie powinna nikt by jej nie zranił. Nie czułaby się taka
niechciana.
Niechętnie
wstała z łóżka, żeby przygotować się do kolejnej próby, na którą wcale nie
miała ochoty iść. Znowu głos będzie jej się łamał, gdy tylko poczuje na swojej
skórze jego dotyk. Coraz bardziej obawiała się, że nie podoła zadaniu,
zawiedzie Angie i pogrzebie szanse na uratowanie szkoły.
Na
nic zdało się powtarzanie sobie, że jest profesjonalistką. Obecność Federico
rozpraszała ją. Nie pozwalała jej się skupić. Cały czas, gdzieś w
podświadomości, widziała go z Ally. Jak razem żartują, śmieją się; jak on na
nią patrzy, uśmiecha się do niej. Zabijało ją to od środka. Była zazdrosna.
Kochała tego idiotę i nie potrafiła wyrwać go ze swojego głupiutkiego serca.
Natalia
powiedziała jej kiedyś, że jeżeli naprawdę go kocha to powinna pozwolić mu być
szczęśliwym, ale ona tak nie potrafiła. Nie mogła znieść jego widoku z kimś
innym. Poza tym chciała, żeby cierpiał. Tak bardzo, jak ona cierpi. Nie zdawała
sobie sprawy z tego, że on też jest załamany tym wszystkim.
Obiecał
sobie, że wyprostuje całą tę sytuację, że znowu ustawi ją na te właściwe tory.
Codziennie rano ćwiczył przed lustrem przeprosiny. W bezsenne noce odgrywał w
myślach różne scenariusze, które zawsze kończyły się tym, że Ludmiła mu
wybacza, wpada w ramiona i znowu są razem.
Tak
cholernie za nią tęsknił. Za jej gorącymi, niecierpliwymi wargami; za jej
głosem, którym wyszeptywała do jego ucha, jak bardzo go kocha; za oddechem,
który czuł na policzku, gdy opierała swoje czoło o jego skroń. Brakowało mu jej
objęć, jej zapachu, który zostawał przez jakiś czas na poduszce, tych słodkich
sms-ów na dobranoc i dzień dobry. Oddałby wszystko, żeby wrócić do tych czasów,
gdy byli ze sobą szczęśliwi.
I
może przeproszenie jej wydawało się czymś łatwym do zrobienia, ale wcale takim
nie było. Za każdym razem, gdy chciał się do niej zbliżyć i zacząć rozmowę,
robiła coś, co doprowadzało go do białej gorączki. Oskarżała go o bzdurne
rzeczy i nie dopuszczała do słowa. Nic dziwnego, że za każdym razem tracił
nerwy i w złości mówił jej same niemiłe rzeczy. Prowokowała go do tego, a on
nie potrafił być ponad jej fanaberie.
Czasami
myślał, że może to jakiś znak? Że może cały Wszechświat uparł się, że Ludmiła i
Federico nie mogą być ze sobą, że cokolwiek by nie zrobili to i tak nie mogą istnieć
razem. Później sam się śmiał z tego toku rozumowania. Jeżeli nawet ktoś, gdzieś
nie życzy im za dobrze, to on ma to w dupie. Kocha ją i nie pozwoli nikomu
wtrącać się w jego życie.
Spojrzał
na zegarek. Spóźniała się już dwadzieścia minut. Pokręcił głową, cała Ludmiła.
Jeszcze nigdy nie przyszła na czas. Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie ich
pierwsze randki. Zaczęła przychodzić w miarę punktualnie, gdy zagroził, że w
końcu przestanie czekać, jak jakiś idiota, moknąc w deszczu, bo ona przez pół godziny
nie mogła się zdecydować, jakie ubrać buty. Była wtedy na niego obrażona pół
wieczoru i dopiero, gdy jej powiedział, że chce spędzać z nią każdą wolną
chwilę i jest chorobliwie zazdrosny o to, że woli wybierać buty, niż z nim być,
udobruchała się i obiecała, że mu wszystko wynagrodzi.
-O czym tak myślisz? –Ally położyła mu dłoń na ramieniu. –Chyba o
czymś miłym, bo się uśmiechasz.
-Tak... –Spojrzał na nią. –Co tu robisz?
-Przyszłam zobaczyć cię w akcji –mrugnęła do niego. –Wiesz, że
uwielbiam, jak śpiewasz? –Przysunęła się do niego i uśmiechnęła zalotnie.
Federico
już chciał jej powiedzieć, że niepotrzebnie się fatygowała, ale usłyszał
znaczące chrząknięcie. Odwrócił się w kierunku drzwi, w których stała Ludmiła z
Naty. Wargi miała zaciśnięte i patrzyła na niego morderczym wzrokiem.
Westchnął. Oczywiście, że pomyślała sobie za dużo.
-Możemy zacząć próbę? –Spytała Ludmiła, oglądając swoje paznokcie.
–Czy masz zamiar marnować czas na flirtowanie? –Jej ton był lekceważący.
-To ty zmarnowałaś czas, spóźniając się –wstał i do niej podszedł.
-No tak... –odrzuciła włosy -...jak zawsze to moja wina.
–Wywróciła oczami. –Powiedz tej swojej, kici... –prychnęła -...że może sobie
iść. Nie jest potrzebna. –Nie czekając na odpowiedź, ruszyła na scenę i
chwyciła mikrofon.
-Nigdzie się nie wybieram! –Powiedziała Ally.
Ludmiła spojrzała na nią z
pogardą.
-Nikt cię nie pyta o zdanie.
-Ludmiła! –Federico był cały czerwony ze złości. –Musisz być taka
złośliwa?
Ferro uniosła głowę i zrobiła
niezadowoloną minę.
-Nie będę przy niej śpiewać.
Włoch otworzył usta, ale nie
zdążył nic powiedzieć, bo pstryknęła mu przed nosem palcami.
-Ludmiła odchodzi.
Uderzył
pięścią w stół. Ally podeszła do niego, wietrząc szansę na zaproponowanie mu
pójścia, w ramach odstresowania się, na koktajl do Resto, ale powiedział
jej, że nie ma ochoty i chce zostać sam. Niepocieszona dziewczyna wyszła z
sali.
-Co robię źle? –Spytał Naty, która siedziała w milczeniu na
scenie.
-Jesteś niecierpliwy.
-Ale ona doprowadza mnie do szewskiej pasji! –Pochylił się nad
stolikiem.
-Nie możesz od niej oczekiwać, że zawsze będzie miła, dobra i
kochana. –Natalia podeszła do niego i poklepała po ramieniu. -Mnóstwo razy
będzie zimna, bezmyślna i trudna do zrozumienia, ale to nie jest powód, żeby przestać
ją kochać.
Federico
pokiwał głową. Naty ma rację. Nie może się poddać. Za bardzo mu na niej zależy.
Słońce
jeszcze nie zdążyło wzejść, gdy ona jechała już na swoim ukochanym motocyklu w
miejsce, w którym chowała się przed światem. Zostawiła motor pod skałką
i wspięła się szybko na szczyt. Stąd mogła podziwiać, jak poranek zaczyna
walkę o dominację nad ciemną nocą. Najpierw zaczął odcinać się
od niej jaśniejszym odcieniem niebieskiego, by później zaróżowić się nieśmiało.
Położyła
obok siebie kask i westchnęła. Widok pomarańczowo-czerwonego nieba uspokajał
ją. Przez chwilę wdychała świeże powietrze i pozwoliła, żeby wiatr bawił się
jej włosami. Podkuliła nogi i objęła je ramionami. Położyła głowę na kolanach,
zamykając oczy. Nikt jej nigdy nie zawiódł... Prychnęła. Co on może
wiedzieć?
Gdzieś
ze środka jej umysłu, wyszły demony, które już dawno nie dawały o sobie znać.
Nie była już na skałce i nie oglądała cudownego słońca. Znowu była w tym
malutkim pokoiku, w którym na ścianach odłaziła farba, a na suficie był grzyb.
W powietrzu nie unosił się zapach jutrzenki, ale alkoholu i papierosowego dymu.
Matka leżała pijana pod stołem w kuchni, a ona stała w tym obskurnym
pokoiku i cicho płakała, trzymając w rękach pluszowego misia bez oka i z urwaną
łapą. Miała pięć lat.
Próbowała
się uspokoić. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobi, przyjdzie ojczym i ją zbije.
Zaciskała z całych sił powieki, żeby powstrzymać potok łez, wstrzymywała
oddech, żeby żaden odgłos nie wydobył się z jej gardła. Bała się. Tak potwornie
się bała. Miała ochotę uciec, ale nie mogła zostawić mamy. Tylko, że ona wcale
nie myślała tak samo...
Gdy
ojczym wszedł pijany do domu, chciała ukryć się w szafie. Zawsze tak robiła.
Nigdy tam nie zaglądał. W ogóle był spokojniejszy, gdy nie wchodziła mu w
drogę. Nie lubił jej. Słyszała, jak mówił mamie, że powinni się jej pozbyć, bo
jest tylko kulą u nogi. Matka obiecywała mu, że już wkrótce ją odda i będą żyć
w spokoju. Wtedy myślała, że mówi tak, bo chce go udobruchać, przecież to
niemożliwe, żeby naprawdę chciała zostawić swoją małą córeczkę, przecież ją
kocha.
Tego
dnia, nie zdążyła dotrzeć do szafy. Przypadkowo potknęła się i wpadła na
stolik, z którego spadła popielniczka. Zamarła, gdy ta rozbiła się na tysiące
małych kawałeczków. Ojczym wściekł się i zaczął ją bić. Małymi rączkami
próbowała zakryć twarz, błagała, żeby przestał, przepraszała, ale on nie
przestawał. Złamał jej wtedy lewą rękę i trzy żebra. Zrobiło jej się błogo, gdy
straciła przytomność. Wtedy nie czuła tego strasznego bólu.
Obudziła
się w szpitalu. Podobno sąsiadka ją znalazła i wezwała pogotowie. Czekała na
mamę. Miała nadzieję, że za niedługo przyjdzie i ją zabierze do domu. Nigdy się
nie doczekała. Przestała mówić, nie chciała jeść. Marzyła o tym, żeby znowu
zapaść w tę ciemność i poczuć błogość.
Sylvia
była pediatrą. Od początku zajmowała się jej przypadkiem. Była strasznie
cierpliwa. Powoli sprawiała, że Lara znowu się otworzyła i zaczęła normalnie
funkcjonować. Dziewczynka czuła się przy niej bezpiecznie. Zrodziła się między
nimi silna więź. Była ona na tyle mocna, że Sylvia przekonała swojego męża, że
powinni adoptować Larę.
Dziewczynka
na samym początku bała się Malcolma. Była przekonana, że wszyscy mężczyźni są
tacy, jak jej ojczym i też będzie ją bił. Ale nic takiego się nie stało.
Malcolm był najwspanialszym tatą na świecie. Brał ją na ręce i podrzucał
wysoko, śpiewał piosenki i opowiadał śmieszne bajki, gdy nie mogła zasnąć.
Gdy Sylvia była na dyżurze, brał ją do warsztatu i pokazywał motocykle, dawał
jej się bawić śrubokrętami i tłumaczył, co do czego pasuje.
Oboje
wyrwali ją z piekła, podarowali jej nowe życie, którego w swojej pierwszej
rodzinie nigdy by nie zaznała. Gdy była większa zastanawiała się nad tym
wszystkim. Miała dużo szczęścia i każdego dnia dziękowała za to Bogu, ale miała
też świadomość, że nie tak powinno być. To wprost niewiarygodne, że biologiczna
matka nie potrafiła jej pokochać, a zrobiła to obca kobieta.
Lara
westchnęła. Otworzyła oczy, wzięła kask i zaczęła mu się przyglądać. Jej
zniekształcone odbicie patrzyło na nią ze smutkiem. Minęło już trochę lat,
powinna zapomnieć, ale nie potrafiła tego zrobić. Owszem, jest teraz bardzo
szczęśliwa, ma życie takie, jakie chciała mieć, ale nie zmieni przeszłości. To,
co się wydarzyło zawsze będzie jej częścią. Nie ma żadnego sposobu, żeby to
wyplenić. Zeszła ze skałki i wsiadła na motor. Od godziny powinna siedzieć w
warsztacie.
Gdy
weszła do siebie, zobaczyła Leona, który nerwowo chodził po pomieszczeniu.
Zatrzymał się dopiero, gdy ją zobaczył. Lara, jak gdyby nigdy nic, odłożyła
kask i zaczęła ściągać skórzaną kurtkę. Nie patrzyła na chłopaka.
-Lara...
-Co? –Wzięła do ręki kombinezon i ruszyła do łazienki.
-Poczekaj –Leon chwycił ją za rękę. –Przepraszam cię. Ja nie
wiedziałem, że jesteś... No wiesz...
-Boisz się wypowiedzieć adoptowana?
-Kupiłem ci tym razem młotek. –Wyciągnął w jej kierunku prezent,
owinięty różową wstążką. –Możesz mi nim przywalić. Zasłużyłem. -Chłopak spuścił
głowę. Czy musi być takim idiotą?
-Popieprzyło cię, Verdas. -Lara pokręciła głową i zamierzała go
wyminąć.
-Proszę cię... –Szepnął.
-O co?
-Straciłem Violettę, Diego... –Spojrzał na nią smutnymi oczami.
–Nie mogę stracić jeszcze ciebie.
Serce
dziewczyny mocniej zabiło. Podeszła do niego i objęła drobnymi dłońmi jego
twarz. Spojrzała mu w oczy, które wpatrywały się w nią z nadzieją i ufnością
małego dziecka.
-Nie stracisz mnie –uśmiechnęła się ciepło.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-Czemu to tak cholernie boli? –Wtulił twarz w jej włosy.
-Bo każdy z nas tworzy sobie w głowie idealne obrazeczki, jak
wszystko powinno wyglądać. To dlatego kończymy rozczarowani. –Pogłaskała go po
plecach. -Czasami trzeba dokonać wręcz nadludzkiego wysiłku, żeby udało się
oderwać od tych wyobrażeń.
-Myślisz, że dam radę?
Lara odsunęła się od niego i
spojrzała mu głęboko w oczy.
-Jestem tego pewna –powiedziała z mocą.
Verdas
przymknął na chwilę oczy i uśmiechnął się z ulgą. Nie wiedział, co by zrobił,
gdyby nie było jej przy nim. Bez niej czuł się strasznie mały. Jej obecność
sprawiała, że wierzył, że jakoś się otrząśnie z tej zdrady, że będzie w stanie
znowu poskładać to swoje serce i znowu się zakochać. Oparł swoje czoło o jej i
z czułością potarł kciukiem jej policzek.
-Dziękuję –ucałował kącik jej ust. Poczuł, że zadrżała. Jakieś
nowe pragnienie kazało mu zbliżyć swoje wargi do jej. Chciał ją pocałować, ale
powstrzymała go w ostatniej chwili.
-Nie chcę być substytutem. –Powiedziała cicho.
Spuścił tylko wzrok. Chciał jej
powiedzieć, że to wcale nie tak, ale nie mógł. Nie chciał jej okłamywać.
Przecież właśnie to przeszło mu przez myśl: zacznie się z nią spotykać, to
zapomni o Castillo. Nie przyszło mu do głowy, żeby być z nią dla samej niej.
Czuł się jak najpodlejszy drań, gdy to sobie uświadomił.
Przymknęła
oczy i westchnęła. W głębi duszy pragnęła, by zaprzeczył jej słowom. A jeśli
nie mógł, to powinien je chociaż potwierdzić, powiedzieć, że mu przykro.
Cokolwiek. Ale on milczał. I to jego milczenie kaleczyło ją najbardziej.
-Muszę iść do pracy –posłała mu słaby uśmiech.
Pokiwał tylko głową i pozwolił
jej odejść.
Włożyła
do ust garść popcornu i wygodniej usadowiła się w głębokim fotelu. Popatrzyła
na swoje przyjaciółki, które od niechcenia oglądały, puszczany w telewizji,
film. Machinalnie sięgały po przekąski, które przygotowywała pół dnia. Żadna z
nich się nie odzywała.
Ich
babskie wieczorki nigdy nie wyglądały tak ponuro. Zawsze wygłupiały się,
żartowały, urządzały karaoke i bitwy na
poduszki. Malowały paznokcie na wściekłe kolory i robiły pokaz mody.
Wszystko dokumentowały za pomocą aparatu fotograficznego, a później dodawały do
specjalnego folderu, w którym znajdowały się wszystkie uwiecznione chwile.
Dzisiaj
żadna z nich nie miała najmniejszej ochoty na zabawę, a aparat leżał schowany
na dnie szafy. Nawet się nie pofatygowała, żeby go wyciągnąć.
-No... –Zaczęła Cami przeżuwając resztki popcornu. –To która
zaczyna się żalić?
-Myślałam, że spotkałyśmy się, żeby się rozweselić i zapomnieć o
problemach. –Francesca sięgnęła po szklankę z pomarańczowym sokiem.
-Chyba nam to nie wyszło –westchnęła Ruda.
-Marco nie odbiera moich telefonów. –Fran poprawiła się na
krześle. –Chciałam mu powiedzieć kogo wybrałam, ale nie mogę się z nim
skontaktować.
-Może coś mu się stało? –Wtrąciła Violetta.
-Widziałam go ostatnio w parku. Nawet zaczęłam do niego iść, ale
najzwyczajniej uciekł.
-Jak to uciekł? –Camila nachyliła się w stronę koleżanki.
-Normalnie. Zaczął biec, a potem wsiadł do nadjeżdżającego
autobusu. –Włoszka zmarszczyła brwi. –Nie śmiej się, Cami!
-Przepraszam –dziewczyna chwyciła się za brzuch. –Ale to głupie.
Francesca
wzruszyła ramionami. Owszem, było to z jego strony strasznie głupie. Tym
bardziej, że chciał się dowiedzieć, kogo wybrała. Chciała już zakończyć tę całą
sprawę z miłosnym trójkątem, który w końcu okazał się nim nie być, bo
wiedziała już doskonale, co czuje i do kogo. Teraz chciała mu wszystko
wytłumaczyć, żeby być w stosunku do niego fair, a on uciekał, jakby był jakimś
złodziejem i bał się, że go złapią.
-Ja przy Sebastianie zachowuję się, jak kompletna idiotka –Cami
zaczęła bawić się swoimi włosami. –Niby wszystko między nami jest okey, nie
wracamy do tamtego pocałunku, ale wygaduję przy nim same głupoty. Ostatnio
opowiadałam mu, gdzie w Argentynie wydobywa się miedź, a gdzie ołów. Rozumiecie
to? Jakby ta informacja mogła odmienić jego życie.-Przetarła dłonią twarz.
Nie
mogła się w ogóle skupić, kiedy był blisko. Gdy tylko jego dłoń przypadkowo
dotknęła jej palców, kolana, ramienia traciła na moment oddech, a jej serce
zaczynało szalony galop. Poza tym, gdy patrzył na nią swoimi ciemnymi oczami,
dostawała gęsiej skórki i marzyła tylko o tym, żeby oparł ją o ścianę i
zaczął całować tymi nieziemskimi ustami. Problem tkwił w tym, że nic takiego
nie zrobił. W ogóle jego zachowanie nie świadczyło o tym, że czuje podobnie.
Był w jej obecności taki normalny. Taki jak na początku ich znajomości.
Zupełnie, jakby ten pocałunek nic dla niego nie znaczył, jakby nie wstrząsnął
jego duszą.
-A co z Rafaelem? –Spytała Violetta.
-A co ma być? –Prychnęła. –Jestem z nim, bo chcę wzbudzić zazdrość
w Sebastianie.
-Serio, Cami? –Fran wywróciła oczami. –Po co takie ceregiele? Nie
lepiej powiedzieć Sebie, co czujesz?
Camila popatrzyła na nią, jak na
wariatkę.
-Zgłupiałaś do reszty? –Podniosła się z fotela. –Przecież to on ma
się o mnie starać. Ma myśleć, że to on mnie zdobył, a nie odwrotnie. Co mam mu
się podać na tacy?
-A gdy już go zdobędziesz... –Zagadnęła Włoszka. –Nie znudzi ci
się po tygodniu? Albo nie rzucisz go, jak pojawi się na horyzoncie ktoś nowy?
Długo
się nad tym zastanawiała. Nie była zła na Fran, że zadała to pytania. Znała
samą siebie. Wiedziała, że nie lokuje swoich uczuć na długo. Jest kochliwa i co
chwilę jej się wydaje, że to już ten jedyny. Zawsze się myli. Ale czegoś
takiego, jak do Sebastiana, nigdy nie czuła. I chciałaby, żeby im wyszło.
Problem polega na tym, że nie wie, co zrobić, żeby on się w niej zakochał, a
nie patrzył na nią, jak na szaloną koleżankę, z którą lubi się przekomarzać.
-Tym razem to co innego –powiedziała cicho.
Fran spojrzała
na nią zaskoczona. Tyle razy słyszała już ten tekst z jej ust, ale teraz nie
widziała w jej twarzy pewności siebie. Zauważyła za to lęk i przerażenie, bo
jej przyjaciółka nie do końca wiedziała, co czuje. Włoszka uśmiechnęła się do
siebie. Jeszcze minie trochę czasu zanim Torres przyzna się do tego, że jest po
uszy w nim zakochana.
-A ty? –Fran zwróciła się do Violi. –Jak się czujesz?
-Okropnie...
-Nie dziwie się.
-Cami! –Włoszka ofuknęła koleżankę.
Ruda bezradnie rozłożyła ręce.
-Jestem okropna, prawda? –Castillo objęła się ramionami.
–Zniszczyłam wspaniały związek, ich przyjaźń... –Zasmuciła się. –Nie mam
pojęcia, jak to odkręcić.
-Kochasz Leona, czy Diego?
-Cami, mogłabyś być bardziej taktowna. –Fran popatrzyła na nią z
wyrzutem.
-Obu ich kocham...
Och,
ileżby dała, żeby ktoś przyszedł i poukładał ten bałagan w jej głowie. Diego
zaczął ją unikać, Leon nie odbiera telefonów, nie przychodzi do szkoły. Jak ma
to wszystko naprawić, jeżeli żaden z nich nie chce z nią rozmawiać? Poza tym
musi w końcu wybrać jednego. Tak jak Fran. Skoro jej się udało, to ona też musi
to zrobić. Przygotuje sobie listę, wypisze wszystkie wady i zalety, po jednej
stronie Leona, po drugiej Diego i dzięki temu będzie wiedzieć, który z nich
jest dla niej idealny. W końcu podejmie świadomy wybór i będzie
szczęśliwa! Tylko, czy jej wybranek będzie ją jeszcze chciał?