Buenos dias, Buenos
Aires.
L. całował się z Lr. (tak, to ta urocza dziewczynka, która uwielbia
babrać się w smarach, olejach i innych rzeczach, które ma pod ręką). Poznali
się na torze. Podobno panienka nieźle radzi sobie z motocyklami.
I chyba nie tylko z nimi, skoro udało jej się zbajerować Pana Idealnego i
skraść mu soczystego buziaka. Jestem pod wrażeniem Lr.! Przecież on świata poza
V. nie widzi.
No właśnie. Skoro jesteśmy przy naszym aniołeczku to wiecie, co zrobił
L.? Przyznał jej się do tego pocałunku! No powiedzcie mi, który facet tak robi?
Pewnie bał się, że V. może się dowiedzieć z innego źródła. W końcu o jego
zamiłowaniu do Motocrossu dowiedziała się z trzeciej ręki (upsi! ode mnie! zła
ja.). Może tym razem chciał uniknąć takiej sytuacji? A może po prostu chce być
z nią szczery.
Dla tych, które już zacierają ręce, bo największe ciacho znowu jest do
wzięcia, mam złe wieści. V. nie posłała L. do diabła. Wyjaśnili sobie wszystko
i ich związek ma się dobrze.
Kolejne ciacho też jest zajęte. Tak. Mx. znalazł sobie kolejną naiwną.
Najszczersze gratulacje dla jego nowej wybranki! Wygrałaś płacz, zgrzytanie
zębów oraz (największa nagroda) złamane serce! Wybacz, że nie napiszę, że Ci
zazdroszczę.
Sabes que me amas,
xoxo
GossipGirl
***
Bał się, że mu nie
wybaczy, że każe mu odejść i straci ją na zawsze. Zaskoczyła go jej reakcja,
gdy opowiedział jej wszystko. Wydarła się na niego, bo zachował się jak jakiś
dzieciak, podważając to, że Lara jest dziewczyną. Sam doszedł do tego samego
wniosku znacznie wcześniej. Jednak wtedy, gdy zobaczył, że to Lara tak
wspaniale jeździ, wściekł się okropnie. Ta złość go zupełnie zaślepiła i
dlatego był tak bardzo nie miły. To go wcale nie usprawiedliwia, ale chociaż
trochę zagłusza wyrzuty sumienia.
-Musisz ją przeprosić! –Violetta
zamknęła drzwi i chwyciła go za rękę.
Ulżyło mu, że cała ta sytuacja nie wpłynęła destrukcyjnie na ich związek.
Na początku widział wielki niepokój w oczach Violetty, ale kiedy wszystko jej
wytłumaczył, pogodzili się.
Szli razem do Studio
jakby ostatnie wydarzenie nie miało miejsca. Castillo powinna być wściekła, w
końcu Leon, jej Leon, całował się z tą Larą, która od samego początku nie
przypadła jej do gustu. Powinna jej nienawidzić, bo dostawiała się do jej
chłopaka, ale prawda była taka, że jedyne co do niej czuła to litość. Biedna
dziewczyna w ubrudzonych ogrodniczkach, wysmarowana jakimś paskudztwem, ze
zniszczonymi paznokciami i niedbale związanymi włosami nigdy nie znajdzie sobie
księcia z bajki. Wszystkich odstraszy. Szczerze było jej żal Lary. Jeszcze Leon
dowalił jej takim tekstem.
-Nie wiem czy będzie chciała mnie wysłuchać.
–Wzruszył ramionami.
-Masz spróbować.
Była nieugięta. Nie miał innego
wyboru, jak iść do Lary i ją przeprosić. Nie do końca był przekonany, czy to
dobry pomysł. Nie miał wątpliwości, że dziewczynie należą się przeprosiny, ale
bał się swojej reakcji, gdy ją zobaczy. Do tej pory na wspomnienie pocałunku
robiło mu się ciepło. Nie wspomniał jednak o tym Violettcie...
W
milczeniu weszli do szkoły. Leon lekko pocałował swoją dziewczyną w policzek
i podszedł do Andresa, który zaczął mu coś opowiadać, wymachując rękoma
tak energicznie, że niechcący uderzył jedną z przechodzących obok dziewczyn.
Violetta uśmiechnęła się pod nosem. Cały Andres. Zawsze roztrzepany, żyjący w
swoim własnym świecie.
-Cześć.
Zamknęła oczy, słysząc jego
niski, lekko chrapliwy głos. Jej serce zgubiło rytm, a po ciele przeszedł
przyjemny dreszcz. Odwróciła się w jego stronę i lekko uśmiechnęła. Ostatnio
nie mieli dużo okazji do rozmów, bo zręcznie się z nich wykręcała.
-Cześć.
-Jak się czujesz? –Diego spojrzał na nią
zatroskanym wzrokiem.
-Dobrze. Dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, tylko pomachał
jej przed oczami telefonem.
-No tak... –Westchnęła.
Cała szkoła wiedziała, że Leon
całował się z Larą. Plotkara nie byłaby sobą, gdyby nie przekazała tej
sensacji wszystkim.
-Więc? –Dotknął jej ramienia.
-Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Naprawdę jest
dobrze.
Mogłaby
dodać, że za dobrze. Ze zdumieniem stwierdziła, że ani przez moment nie poczuła
się zdradzona. Zaskoczona, owszem, ale nie czuła tej frustracji, złości na
Leona i Larę. Nie czuła się skrzywdzona. Jej chłopak całował się z inną, a
jej to w ogóle nie obeszło. I było jej z tego powodu głupio. Mogła zacząć na
niego krzyczeć, bić pięściami po klatce piersiowej, zwyzywać od zdrajców,
wytknąć, że zawiódł jej zaufanie. Chyba tak powinna zareagować normalna
dziewczyna? Czy to znaczy, że było z nią coś nie tak?
-Martwiłem się o ciebie. –Uścisnął jej dłoń.
Spojrzała na ich złączone ręce.
Jego silna i duża, jej delikatna i drobna.
-Dalej masz zimne ręce. –Zauważyła i
zmarszczyła brwi, kiedy cofnął dłoń.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało.
Całe
szczęście, że zadzwonił dzwonek i mogła uciec od niego do klasy. Sytuacja
między nimi robiła się coraz bardziej napięta. Violetta zastanawiała się, czy
Diego czuje to samo. Ze zgrozą uświadomiła sobie, że bardziej bolałoby ją, gdyby
to Hiszpan pojawił się z jakąś dziewczyną. Spojrzała na Leona, który
właśnie wchodził do pomieszczenia. Uśmiechnął się do niej czarująco, tak jak
zawsze zwykł to robić i zajął miejsce obok. Wszyscy uważają ich za parę
idealną. Odkąd się zeszli, nie ukrywają nic przed sobą. Oprócz miłości łączy
ich także przyjaźń. To przy nim czuje się bezpieczna. Przy nim odnajduje swój
spokój. Czy mogłaby to zaprzepaścić dla jakiegoś zauroczenia? Odwróciła wzrok w
kierunku Diego, który usadowił się przy ścianie i patrzył przed siebie. Chyba
wyczuł, że mu się przygląda, bo nagle ich spojrzenia się spotkały, wywołując
koleją falę dreszczy, które przebiegły jej wzdłuż kręgosłupa.
Odpowiedź
na pytanie, które sama wcześniej sobie zadała, przyszła nagle niczym oziębienie
po upalnych dniach. Niezbyt miłe uczucie. Podświadomość Violetty jednym słowem
zburzyła cały jej poukładany świat, tworząc ogromny chaos w głowie. Tym jednym
słówkiem był niepozorny czasownik, który jak echo odbijał się w jej umyśle. Mogłabyś.
Zobaczyła
ją siedzącą pod ścianą. Z czerwonego plecaka wyciągała kanapkę. Kiedy rozwinęła
papier, westchnęła. Długo zastanawiała się, czy do niej podejść. W końcu
rozmawiały ze sobą tylko sporadycznie. Żadnej z nich nie przyszło nigdy do
głowy, żeby się zaprzyjaźnić. Obie miały towarzystwo. Ona trzymała się z
Violettą i Camilą, a Natalia łaziła za Ludmiłą. Jednak teraz wszystko się
pozmieniało. Violetta rzadko ma czas dla Francesci, bo jest zajęta Leonem, a
Cami się nie odzywa. Z kolei Ludmiła porzuciła Naty. Jeżeli sytuacja tak się
przedstawia, to co jej szkodzi podejść? Można powiedzieć, że i Hiszpanka, i
Włoszka są teraz samotne. Może nie było to do końca prawdziwe stwierdzanie, bo
przecież Fran miała Marco, który starał się, jak mógł, żeby zostać jej
chłopakiem, ale przecież on nie zrozumie tego, że nie przyniosła mu wisiorka,
który jej użyczył, bo wsadziła go do torebki, a akurat teraz ma inne buty.
Włoszka
poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do Natalii. Stanęła nad nią i szeroko
się uśmiechnęła.
-Mogę usiąść?
Natalia uniosła głowę. Fran mówiła do niej? Dla pewności
rozejrzała się na boki, a kiedy zauważyła, że w pobliżu nie ma nikogo innego,
przesunęła się trochę i poklepała miejsce obok siebie.
-Dzięki. -Fran
usiadła i podkuliła nogi.
Nie wiedziała, co powiedzieć Natalii. Za każdym razem,
kiedy chciała otworzyć usta, szybko je zamykała, bo wydawało jej się, że
wszystko brzmiałoby głupio.
Natalia
patrzyła na nią zaciekawiona. Dlaczego podeszła akurat do niej? Przecież ma
Violettę, Cami... W sumie to z Rudą się pokłóciły o tego gościa, co rzeźbi, czy
maluje... Fran musiała to bardzo przeżyć. Przyjaźniły się z Camilą odkąd
Natalia pamięta. Może Włoszka chce się wygadać, a nie ma komu?
-Jak tam z Cami?
Pogodziłyście się już? –Spytała nagle.
Francesca była niezwykle zaskoczona pytaniem, które zadała
jej Naty. W pierwszym momencie nie chciała jej opowiadać o tym, co czuje, ale z
drugiej strony dlaczego miałaby tego nie robić? Hiszpanka nie wydaje się być
tak okrutna, jak Ludmiła.
-Nie –Fran zaczęła
bawić się pierścionkiem. –Boję się, że nigdy mi nie wybaczy.
-Próbowałaś z nią
porozmawiać?
Nie
próbowała. Założyła, że Camila sama do niej przyjdzie, kiedy w końcu przejdzie
jej ta cała złość. Jakoś nie brała pod uwagę tego, że może powinna do niej
podejść i jeszcze raz wszystko wytłumaczyć.
-Powinnaś spróbować
–Naty dotknęła lekko jej dłoni i uśmiechnęła się zachęcająco. –Chyba zapomniała
już o Marco. Teraz ciągle widuję ją z Sebastianem.
Może Natalia ma rację? Camila nigdy nie była stała w
uczuciach, a ten cały Sebastian to niezłe ciacho. Oczywiście jeśli go ładnie
ubrać i pozbawić tych okularów. Na pewno wpadł Rudej w oko.
Włoszka rozpromieniła się.
Uściskała z całych sił Natalię i pobiegła szukać Camili. Tak bardzo za nią
tęskniła. Tyle rzeczy jej chciała opowiedzieć. Miała nadzieję, że się pogodzą.
Nie dopuszczała do siebie innej myśli. Przecież ta przyjaźń jest prawdziwa!
Potrzebują siebie nawzajem! Wszystko się ułoży. Musi!
Natalia wzrokiem odprowadziła
Francesce. Trzymam kciuki, pomyślała. Podniosła się z podłogi i
zarzuciła plecak na ramię. Przerwa za niedługo się skończy, a jeszcze musi iść
do szafki wyciągnąć parę rzeczy. Przechodząc obok głównej auli natknęła się na
Maxiego. Od razu przypomniała sobie, ze znowu zbajerował jakąś niewinną
dziewczynę i krew jej się zagotowała. Co on sobie myśli? Niespodziewanie dla
samej siebie chwyciła go za rękaw i pociągnęła do pomieszczenia.
-Naty? –Był
zdziwiony. –Stało się coś?
-Kochasz ją?
–Wypaliła, zanim zdążyła się zastanowić.
Popatrzył na nią rozbawiony. Poczuła, że palą ją policzki.
Przecież to nie jej sprawa, a pytanie jest zbyt osobiste. To, że jako dzieci
bawili się ze sobą, nie znaczy, że teraz łączy ich jakaś głębsza przyjaźń.
-Nie.
Głośno
wciągnęła powietrze. Nie spodziewała się tak prostej odpowiedzi. Czy on
w ogóle nie miał uczuć? Pani Ponte wyrządziła synowi brzydką krzywdę. To
przez nią, przez jej odejście, ma taki stosunek do kobiet.
-Zachowujesz się
jak twoja matka. –Wypaliła ze złością.
Spoważniał. Jej słowa zabolały go. Nikt nigdy nie porównał
go do niej, ale też nikt nie wiedział, co wydarzyło się naprawdę. Nikt oprócz
Natalii. Szarpnął ręką, by uwolnić rękaw z uścisku dziewczyny. Zacisnął
pięści i chciał ją wyminąć, ale znowu go zatrzymała.
-Czego jeszcze
chcesz? –Warknął. –To nie twoja sprawa!
-Przepraszam. Wcale
nie chciałam tego powiedzieć. –Spuściła głowę.
-Chciałaś.
-Dobrze, chciałam!
–Odważyła się na niego spojrzeć. –Bo to nie fair, co robisz! Każda z tych
biednych dziewczyn kochała cię na swój sposób. I każdą z nich skrzywdziłeś
odchodząc. Nie przypomina ci to czegoś?
Wpatrywał się w jej twarz, nic
nie mówiąc. Poczuł nieprzyjemną gulę w gardle. Dziewczyna miała rację. Przez
cały czas bawił się uczuciami innych, bo w ten sposób chciał ukarać kogoś, za
to, co zrobiła im matka. Ze zgrozą uświadomił sobie, dzięki Natalii, że stał
się tym, kogo szczerze nienawidził. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a
tymczasem stał się taki sam. A może nawet gorszy?
Widziała, że jej słowa
wstrząsnęły nim. Ból, malujący się w jego oczach, przeraził ją. To wszystko jej
wina. Powinna trzymać buzię na kłódkę. Nie chciała go skrzywdzić. Po prostu ją
wkurzył.
-Maxi...
-Wyciągnęła rękę, chcąc pogłaskać go po policzku, ale ją powstrzymał.
-Nie rób tego.
Przez chwilę stali naprzeciwko siebie z połączonymi
dłońmi, zawieszonymi pomiędzy nimi. Gdy zadzwonił dzwonek, chłopak wyszedł,
zostawiając ją samą. Natalia pokiwała głową i opuściła dłoń. Pomyślała, że
tym sposobem zerwała pomiędzy nimi więź, którą dopiero co udało im się
nawiązać. A może nawet nie było czego zrywać?
Oparła
głowę na jego ramieniu. Poczuła, że spiął wszystkie mięśnie, ale po chwili je
rozluźnił. Ostatnio spędzała z nim każdą wolną chwilę w szkole. Poza nią nie
spotykali się. Przyzwyczaiła się do niego. Dzięki niemu nie czuła się taka
samotna. Lubiła jego towarzystwo. To jak się na nią złościł też. Uwielbiała go
denerwować. Rumienił się wtedy słodko, ale zawsze starał się wymyślić jakąś
celną ripostę. Nie przypuszczała, że ten niepozorny chłopak, stanie się jej
przyjacielem. Życie czasami lubi zaskakiwać.
Siedział
oparty o drzewo, ręce swobodnie trzymał na kolanach. Patrzył gdzieś przed
siebie, zastanawiając się nad czymś. Kiedy zaczął się wiercić, uniosła głowę i
spojrzała na niego pytająco.
-Mam ciężką głowę?
Uśmiechnął się, lekko prychając i przerzucił swój wzrok na
nią. Mimowolnie się rozpromieniła. Może i powrócił do tych lejbowatych swetrów,
ale przynajmniej zrezygnował z okularów i postawił na szkła kontaktowe. W sumie
to nie miał wyjścia, kiedy niechcący usiadła na jego dodatkowych oczach
i je złamała.
-Bardzo
–odpowiedział na jej pytanie. –W końcu jest wypełniona tyloma pierdołami.
Zaniósł
się śmiechem, widząc jej naburmuszoną minę. Camila dała mu potężnego kuksańca.
Sebastian potoczył się na bok i wylądował na trawie, nie przestając się śmiać.
Dziewczyna usiadła na nim okrakiem i zaczęła łaskotać.
-Już ja ci dam
pierdoły! –Krzyczała mu prosto do ucha.
Sebastian wił się pod nią, jak wąż, próbując za wszelką
cenę zrzucić ją z siebie. Kiedy w końcu mu się to udało, pochylił się nad
nią, unieruchamiając jej ręce przy głowie. Uśmiechnął się triumfująco, a ona
wstrzymała oddech. Dwa czarne węgielki wpatrywały się w nią uważnie. Nie mogła
uwierzyć, że za każdym razem, kiedy tak na nią patrzy, czuje się, jakby była
zahipnotyzowana. Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Spojrzała na jego
usta i zaczęła się zastanawiać, jakby to było, gdyby ją pocałował.
Jej serce
zaczęło bić, jak oszalałe, kiedy przybliżył się do niej. Przymknęła oczy,
czekając na to, co wydarzy się już za parę sekund. Zmarszczyła brwi, kiedy
poczuła, że ciężar, który przygniatał ją do ziemi, zmalał. Uniosła powieki i
zobaczyła, że Sebastian siedzi obok, z wyciągniętymi nogami i podpiera się na
rękach. Znowu zapatrzył się w jakiś punkt.
Była zła.
Zła na niego, bo jej nie pocałował i zła na siebie, bo chciała tego pocałunku.
Wstała z ziemi i otrzepała spodnie. Sięgnęła po torebkę i chciała odejść, ale
Sebastian zadał jej pytanie, które wybiło ją z rytmu.
-Co z Marco?
-A co ma być?
Odwrócił głowę w jej stronę.
-Przeszło ci?
Nie zastanawiała się nad tym. Odkąd przebywała z
Sebastianem, w ogóle nie myślała o jakimś Marco. Było to w sumie do
przewidzenia. Panna Torres nie jest stała w uczuciach. Może i kiedyś wydawało
jej się, że Marco jest tym jedynym, ale czy nie myślała tak o tych wszystkich
pozostałych przystojniakach, którzy ją zauroczyli?
-W sumie to wcale
nie zależy mi na byciu z kimś. –Wzruszyła ramionami.
Pokiwał tylko głową i wrócił do wpatrywania się w dal.
Jego
zachowanie powoli zaczęło ją irytować. O co mu chodzi? Najpierw o mało jej nie
pocałował, a przynajmniej tak jej się wydawało, a potem tak nagle pyta o Marco.
Dziwny koleś. Chyba powinna przestać się z nim zadawać. Odwróciła się na
pięcie, kiedy znowu postanowił przemówić.
-Może najwyższy
czas pogodzić się z Fran? –Spytał cicho.
Spojrzała na niego przez ramię. Nie patrzył na nią. Dalej
gapił się przed siebie. Camila westchnęła i opuściła głowę. Brakowało jej
Francesci, ale była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać.
Przećwiczył
sobie tę scenę w myślach już chyba z milion razy. Za każdym razem coś mu jednak
nie pasowało. Co mógłby jej powiedzieć? Jakich słów miał użyć, żeby uwierzyła,
że jest szczery? Powinien jej coś kupić? Jeśli tak to niby co? Nie wiedział, co
lubi. A jeśli kupi jej coś, czego wprost nie cierpi? Westchnął i podrapał się
po karku. Przeprosiny nie powinny być takie trudne. Więc dlaczego się tak
denerwował? Najchętniej odwlekałby tę chwilę, jak tylko może, ale obiecał
Violettcie, że zrobi to dzisiaj. Poza tym przecież nie może dłużej unikać Lary,
choćby z tego względu, że musi chodzić na tor i ćwiczyć, jeśli chce dobrze
wypaść przed sponsorami. W sumie to gorzej już nie będzie, pomyślał i
wyszedł z domu.
Jak
zwykle siedziała w warsztacie i grzebała przy silniku. Była w swoim żywiole.
Kochała to co robi. Musiał przyznać, że uroczo wygląda z tym smarem na policzku
i kluczem w rękach. Czy naprawdę musiał być takim cymbałem i powiedzieć jej te
wszystkie okropne rzeczy? Po pierwsze w ogóle sobie na to nie zasłużyła, a po
drugie jest córką właściciela toru i jeśli tylko zechce może mu zaszkodzić.
Przeklął pod nosem swoją głupotę i niepewnie podszedł do Lary.
-Cześć.
Uniosła głowę i obdarzyła go przelotnym spojrzeniem.
-Cześć.
-Możemy pogadać?
–Spytał niepewnie.
-Nie mam czasu.
–Rzuciła oschle.
Zacisnął powieki. Jeśli nie przeprosi jej teraz, nigdy
tego nie zrobi.
-Lara, proszę...
–Jego ton był błagalny.
Lara z
teatralnym westchnięciem odłożyła narzędzia i wytarła ręce w szmatkę, którą
rzuciła w kąt. Stanęła przed nim, z rękami opartymi na biodrach i patrzyła na
niego wyczekująco.
-Chciałbym cię
przeprosić za moje ostatnie zachowanie –zaczął. –Zachowałem się głupio. Nie
powinienem mówić tego, że jesteś... –Zawahał się. –Tego co powiedziałem.
-Spoko.
Tylko tyle? Nie jest na niego zła? Popatrzył na nią spode
łba. A może już wie, że jej ojciec go wyrzuci, dlatego nic nie robi sobie z
jego przeprosin?
-Powiedziałaś ojcu,
żeby mnie wyrzucił? –Wstrzymał na chwilę oddech.
Wywróciła oczami.
-Nie.
Westchnął z ulgą. Jednak nie zaprzepaścił swojej szansy.
Uśmiechnął się do Lary i przypomniał sobie, że przecież ma coś dla niej.
Zza pleców wyciągnął pojedynczy słonecznik i wręczył go jej. Zaskoczył ją, bo
uniosła brwi, ale przyjęła od niego kwiatek.
-Nie wiedziałem, co
ci kupić. –Wzruszył ramionami.
-Nic nie musiałeś.
–Poszukała pustej butelki po rozpuszczalniku i wsadziła do niej podarunek.
-Ale chciałem
–podszedł bliżej i oparł się o ladę. –Najpierw myślałem, żeby kupić ci jakiś
młotek, czy coś, ale stwierdziłem, że jeżeli będziesz zła i zaczniesz mnie bić
po głowie moim prezentem, to lepiej, żeby to było coś miękkiego.
Roześmiała
się i szturchnęła go w ramię. Leon był upierdliwym, nieznośnym dzieciakiem z
bogatej rodziny, ale było w nim coś, co sprawiało, że nie dało się go nie
lubić.